Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Miasto bało się, że im się gdzieś kultura zagnieździ

2015-08-12, Nasze rozmowy

Rozmowa z Tomaszem Thomasem Malewiczem, dziennikarzem Telewizji Teletop i animatorem Centrali, czyli Centrum Kultury Niezależnej, rozmawia Renata Ochwat

medium_news_header_12118.jpg

- Zrobiliście ostatnio dwa murale, ten Christy Wolf i ten Zbigniewa Herberta. Po co ty to robisz?

- Nie ja to robię. Murale wykonali artyści: Magda Brambor, Tomek Sozański, Krzysiek Matuszak i Tomek Kalitko z inicjatywy Stowarzyszenia „Sztuka Miasta”, w którym działam.

- Ale się angażujesz.

- W działalność stowarzyszenia? Robię to, bo lubię. Zawsze coś robiłem. W pewnym momencie miałem spokojne życie. Ale czegoś mi brakowało i znów zacząłem działać.

- Co to znaczy miałem spokojne życie?

- Spokojne, to znaczy uspokojone do tego stopnia, że tak naprawdę nic nie musiałem. Miałem spokojną pracę, którą lubię, miałem swój dom, swoich znajomych, ale czegoś mi brakowało.

- Co rozumiesz pod pojęciem coś mi brakowało?

- Brakowało mi działania.

- No dobrze, brakowało. I tak: pracujesz w telewizji, działasz w Sztuce Miasta, prowadzisz Centralę, jeździsz na rowerze, animujesz Masę Krytyczną.

- To ostanie to akurat są ludzie ze stowarzyszenia. To jest osobna inicjatywa, która się nazywa Rowerowy Gorzów. Tutaj najbardziej aktywni są Krzysiek Leśnicki, Paweł Najdora i Paweł Kurtyka. Ja przywiozłem ideę masy krytycznej do Gorzowa, kiedy szlajałem się po świecie i to u nas, w roku 1999 mieliśmy jedną z pierwszych mas krytycznych w Polsce. Ale to Centrala jest takim moim dzieckiem. A stowarzyszenie, podobnie jak i Rowerowy Gorzów, to grupa ludzi aktywnych.

- Porozmawiajmy więc o Centrali. Jak to się zaczęło?

- Miasto systematycznie dobijało miejsca, które zajmowały się kulturą niezależną. Ostatnim miejscem, które zostało dobite, a które zajmowało się właśnie kulturą niezależną, był Magnat. Ja jeszcze przed zamknięciem Magnata otworzyłem pierwszą Centralę, która była przy ul. Jagiełły.

- Szybko cię jednak stamtąd wykurzyli.

- No tak, ale to była taka sytuacja, że my dostaliśmy ten lokal na miesiąc czy dwa. To było przy okazji robienia muralu z kasetami. Chcieliśmy tam zorganizować wystawę pokonkursową na mural właśnie, przyszło sporo ciekawych projektów i chcieliśmy pokazać to ludziom. Przy okazji zdarzyły się dwa koncerty, zagrały Drekoty i taki fajny zespół z Warszawy, The Phantoms, zrobiliśmy kilka projekcji, akcji artystycznych. Skoro się tych kilka rzeczy wydarzyło, stwierdziłem, że pociągniemy tę działalność. Poszedłem do Urzędu Miasta i poprosiłem o przedłużenie umowy. Pokazałem, co się wydarzyło przez te dwa miesiące, napisałem harmonogram działań na następne dwa i w rozmowach wszystko było bardzo fajnie. Bo było. Oczywiście nie było prądu, więc ciągnęliśmy od sąsiadów z sąsiedniej kamienicy 20-metrowym przedłużaczem. Zawsze zbieraliśmy na to, żeby im coś za ten prąd dać. Było w porządku. To działało jeszcze jakieś dwa albo trzy miesiące. I nagle grom z jasnego nieba, bo się okazało, że jednak nie. Dostałem pismo, że jednak miasto nam nie przedłuży umowy.

- Nie bo nie, czy jak?

- Poszedłem do Urzędu wytłumaczyć tę kwestię. Pytam, no jak to jest. Przecież rozmawialiśmy, wszystko było w porządku, wszystko było na tak. A w piśmie jest, że jednak nie. Od ówczesnej pani wiceprezydent usłyszałem, że nie, bo się tam zagnieździcie. Rozumiesz – zagnieździmy się. Faktycznie jest to problem, no bo miasto bało się, że im się gdzieś kultura zagnieździ (śmiech). No ale cóż, takie były czasy. I wówczas stwierdziłem, że z miastem, czy też bez, ale i tak damy radę. Dużo ludzi mówiło, że w tym mieście nic się nie da zrobić. Na co mówię, że jak się nie da, skoro się da. Padł argument – nie ma pieniędzy. Na co ja, że można bez pieniędzy. I de facto przystąpiłem do przetargu na zrujnowaną piwnicę, pożyczając 700 zł na wadium od kolegi Henryka. Bo ja nie miałem grosza przy duszy. I w taki sposób powstała obecna Centrala. Dodam, że poza mną było dwóch uczestników przetargu, więc jeszcze wywindowali cenę. Lokal działał i działa na takiej zasadzie, że ja płacę normalny, komercyjny czynsz, ale nie sprzedawałem, ani do dziś tam nie sprzedaję kompletnie nic. I tak właśnie zaczęła powstawać Centrala. Tam nie było absolutnie nic. Kupa gruzu tylko. Zrobiliśmy tam fajną plażę. Wnieśliśmy tam wiaderkami 4 tony piasku. Były kocyki, były lampy solarne, że można było posiedzieć. Potem zaczęliśmy zbierać jakieś meble. Stare kanapy z ulicy, które w miarę dobrze wyglądały. Zrobiliśmy tam instalację elektryczną, instalację wodno-kanalizacyjną z toaletami. Tak to się zaczęło kręcić, coraz więcej ludzi zaczęło przychodzić. Centrala bardzo szybko zyskała jakąś tam renomę. Renoma ta w tej chwili wykracza daleko, daleko poza Polskę. Przyjeżdża mnóstwo bardzo ciekawych zespołów, które gdzieś tam o Centrali słyszały. Centrala stała się znakiem.

- A jak to w tej chwili działa. To znaczy, cały czas płacisz stawki komercyjne?

- Tak, oczywiście. Płacę komercyjny czynsz, zalegam dosyć sporo miastu. Zbierając na tacę, bo w taki sposób opłacamy to miejsce, nie jesteśmy w stanie zebrać na tyle, aby wystarczyło na czynsz właśnie. No zwyczajnie tak się tego miejsca utrzymać nie daje.

- Nie występowałeś do miasta, aby zdjęto stawki komercyjne, aby Centralę potraktowano jako lokal na działalność kulturalną, którą przecież de facto tam prowadzisz.

- Właśnie to zrobiłem. Tylko okazuje się, że ja jako osoba prywatna nie mogę być instytucją kulturalną, bo muszę być stowarzyszeniem albo coś na kształt. A niektórym członkom stowarzyszenia nie podobały się pewne aspekty działalności Centrali. Ale ostatnio doszliśmy do porozumienia, tak więc stowarzyszenie będzie tą organizacją, która występuje w imieniu Centrali. Warto dodać, że Centrala zawsze działała pod auspicjami stowarzyszenia, wszystkie imprezy się odbywały jako imprezy Sztuki Miasta. Ale był to jakby lokal Wujka Thomasa (śmiech).

- Jak oceniasz stan kultury w mieście? W pracy zawodowej robisz materiały o kulturze w mieście. Jesteś też animatorem tego nurtu off.

- Staram się nie oceniać. Po prostu robię swoje. Ludzie mówią, że w Gorzowie nic się nie dzieje, ale myślę, że tych wydarzeń trochę jest. Problemem jest dotarcie z tą ofertą do ludzi. Odnoszę wrażenie, że stan kultury nieco się poprawia, ale nadal jest ona niedoinwestowana. Jest kilka dobrych zjawisk. Na przykład Nocny Szlak Kulturalny…

- Ale to jest rozrywka.

- Nocny Szlak Kulturalny to jest rozrywka?

- Ja pytam o kulturę.

- Ja tego tak nie oceniam. Musimy tutaj dojść do consensusu, czym jest kultura. Dlatego, że to co ja robię, dla niektórych ludzi zupełnie nie ma nic wspólnego z kulturą…

- Dla mnie ma.

- Dla ciebie może i ma. Większość myśli inaczej. Wielu ludzi korzysta z wydarzeń rozrywkowych i im się wydaje, że to jest właśnie kultura. Ja uważam, że kultura to cały przekrój działań, nie tylko tych instytucjonalnych. Myślę, że wyznacznikiem miejskości każdego szanującego się miasta jest kultura niezależna. Kultura wysoka, owszem tak, teatry, filharmonie i galerie jak najbardziej. Ale z drugiej strony tego spectrum jest kultura niezależna, inicjatywy oddolne i działania spontaniczne, czyli te rzeczy, które się teraz dzieją, a których wcześniej nie było, lub po prostu nie były zauważane.

- Było, tylko umarł Magnat i ty wziąłeś się i reanimowałeś kulturę off.

- Ale Magnat też był czymś innym, niż Centrala. Magnat był miejscem, które podlegało instytucji. To mimo wszystko była kultura instytucjonalna. Natomiast ja proponuję tu prawdziwy underground. Nie jest to pub ani skłot, choć niewykluczone, że gdyby usiłowano mnie wykopać z tego miejsca, to następnym krokiem byłoby zaskłototowanie jakiegoś miejsca… Miałem nawet konkretny plan B.

- No super.

- Super, byłoby fajnie, byłaby radocha, ale byłaby to ostateczność. Jeśli dochodzi do zaskłotowania budynku, to już jest akt desperacji. A było blisko.

- No to wróćmy jednak do pytania o gorzowską kulturę, bo powtórzę, jesteś z nią blisko, znasz ją.

- OK. Jej podstawowy podstawowy problem, to niedoinwestowanie. Drugi, to ona ma naprawdę niewiele do zaproponowania młodym ludziom. Wydaje mnie się, że to nie jest tylko problem kultury, jest to szerszy problem. Młodzi ludzie mają tak naprawdę mało ofert w tym mieście. I dlatego z tego miasta uciekają. Brak możliwości rozwoju i realizacji. Większość rzeczy, które się tu dzieją, to oferta spóźniona o jakieś 20 lat. My jesteśmy o jakieś 20 lat do tyłu. Jeśli chodzi o sztukę, to brakuje sztuki multimedialnej. Dobrze, że są wystawy malarstwa, jest filharmonia. Chociaż muszę przyznać, że filharmonia zaskoczyła mnie tym projektem z DJ-ami czy muzyką do gier komputerowych. Zdarzają się takie perełki od czasu do czasu, ale to jest kwestia ostatniego roku czy dwóch. Takie rzeczy zaczynają się dziać. Do tej pory tego nie było. To zaczyna w tej chwili kiełkować. Nie wiem, od czego to zależy, ale jest kilka osób, które takie projekty chcą robić. Zaczynają powstawać nowe rzeczy. Powstał klub C-60. Wcześniej był już nieistniejący Klub Mana Mana, który też promował swoje rockowe rzeczy. Ja proponuję trochę bardziej niszową kulturę, bardzo niekomercyjne rzeczy. Taką awangardę. Brakowało też współdziałania. Ale widzę, że to się powoli zmienia, idzie w dobrą stronę. Wiem, że mogę liczyć na MCK, MOS też chętnie pomaga, filharmonia mogłaby więcej w tym kierunku zadziałać.

- Ale filharmonia z definicji jest taką instytucją, że proponuje muzykę klasyczną. Jest nastawiona na innego rodzaju działalność.

- Wiem. Ale można wyjść do ludzi, dla których filharmonia jest niedostępna, robić więcej takich akcji, jak choćby koncert kwartetu smyczkowego w garażu podziemnym na Manhattanie. Byłem i uważam, że to świetna impreza. Dlaczego nie robić więcej takich wydarzeń? Myślę o tym, żeby wyjść z Centralą w plener z muzyką awangardową na błoniach za filharmonią. Puścić muzykę niekoniecznie lekką, łatwą i przyjemną, i tutaj chętnie zwrócę się z propozycją współpracy do filharmonii. Chodzi o to, żeby było więcej takiej muzyki do słuchania, awangardowej właśnie, czy poważnej. Ludzie słuchają muzyki przy okazji picia piwa lub idą na koncert zabłysnąć nową kreacją, ale coraz mniej jest ludzi, którzy tak naprawdę słuchają. No i awangardy jednak brakuje w tym mieście. Jest świetny Festiwal Muzyki Współczesnej. To ta strona filharmoniczna awangardy, jednak awangarda nie kończy się na filharmonii.

- Jak się żyje ludziom, którzy mają świerzbienie mózgu, którzy coś potrzebują, coś chcą robić, coś robią, w takim średnim mieście?

- Mnie się żyje genialnie. To miasto jest pustynią. Dlatego ja się czuję jak ryba w wodzie. Gdybym pojechał do Berlina, skądinąd blisko, to prawdopodobnie zniknąłbym w tłumie ludzi takich, jak ja. A tu, no wiesz, czuję się jak perełka. W tej chwili powstaje inne ciekawe miejsce - Grota Sztuki. Przynajmniej zapowiada się ciekawie. Chłopcy kończą właśnie remont. Był Warsztat. Jakby się przyjrzeć, to jednak jest kilka fajnych rzeczy w mieście. Czyli właśnie C-60, Grota, która powstanie i Centrala, które ciągną ten nurt mniej lub bardziej niezależny. I myślę, że to dopiero początek.

- Skoro o takich miejscach mówimy, to jest jeszcze Jazz Club.

- No wiesz, Jazz Club zawsze był, jest i będzie. Co tu mówić o Jazz Clubie, skoro o nim mówią wszyscy. Klub ma fajną ofertę oraz to coś, nie wiem, czy zauważyłaś, że ma odbiorcę, który się oswoił z ofertą jazzową. Myślę, że Boguś Dziekański wykonał fantastyczną pracę, bo działa od zawsze, od epoki węgla kamiennego (śmiech), że oswoił i nauczył słuchania jazzu. Centrala też spełnia trochę taką funkcję. Zapoznajemy ludzi z różnymi niekonwencjonalnymi działaniami. Np. na koncerty hard-core’owe przychodzi do mnie, gdzie goście spuszczają absolutny łomot, coraz więcej ludzi z innej bajki, w innym wieku, niż typowy odbiorca.

- A nie masz wrażenia, że to są ludzie, którzy w latach 80. słuchali punka, czy ciężkiego amerykańskiego rocka. Potem im zabrakło miejsc do słuchania, bo nie honorem było być najstarszym słuchaczem w Magnacie, a teraz wracają do korzeni, do Proletaryatu i innych takich kapelek?

- Myślę, że na pewno tak, że przychodzi część starej ekipy, która pamięta lata 80. i trochę późniejsze. Ale przychodzą też tacy ludzie w wieku lat 30., którzy zwyczajnie nie pamiętają tamtych czasów. Wydaje mi się, że zaczynają się oswajać z klimatami innymi, niż to co proponuje Justyna Steczkowska.

- Czy wobec tego miasto kiedykolwiek i jakkolwiek pomogło ci w działalności? Właśnie za tę nieprostą drogę?

- Ja nigdy o tę pomoc nie prosiłem. Centrala nazywa się Centrum Kultury Niezależnej i tak to działało. Natomiast kiedy dostałem nagrodę im. Janusza Słowika, to zdarzył się pewien przełom w tym wszystkim, pojawiła się nowa władza. Ja oczywiście nie prosiłem o pomoc. Ale skontaktował się z nami prezydent Jacek Wójcicki, jego administracja, radna Marta Bejnar-Bejnarowicz też się zainteresowała. To było dla mnie absolutnie niesamowite. Powiedziałem, jak mogą mi pomóc, obniżyć czynsz i umorzyć zaległości (śmiech). Ale okazuje się, że to nie jest taka prosta sprawa. Lokale użytkowe były wynajmowane na działalność handlową, usługową czy gastronomiczną, nie było kategorii „działalność kulturalna non profit” i choć prowadzę działalność niekomercyjną, to jako osoba fizyczna jestem traktowany jak każdy inny szewc, restaurator czy właściciel apteki. Ale i ta bariera chyba już znika po ostatniej uchwale Rady Miasta. Czyli coś się w temacie rusza.

- I ostatnie pytanie. Jakie masz plany na przyszłość?

- Centrala to nie tylko muzyka i cały czas myślimy o poszerzeniu oferty. Pojawia się teatr, performans, wystawy, projekcje, mamy warsztaty beatboxu, niedługo być może będzie freestyle, są wieczory poetyckie. Ale chcemy robić więcej. Wyjść w plener. Myślimy o Festiwalu Światła, na który chcielibyśmy ściągnąć znanych VJ-i, artystów specjalizujących się w projekcjach videomappingu 3D. To projekcje na budynkach wkomponowane w przestrzeń miejską. Z VJ Pathfinder’em, który od lat działa na tej scenie, zrobiliśmy projekcję na podwórku Centrali, potem był projekt na kamienicy podczas Dni Gorzowa. A teraz chcielibyśmy zrobić to szerzej i zaprosić kilka osób zza granicy i urządzić taki mały festiwal. I to jest taka nasza idee fixe, którą chcemy zrealizować. No i mam nadzieję, że nam się uda jeszcze w tym roku.

- Jak ja ciebie znam, to się uda. Dziękuję bardzo za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x