Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Anieli, Kasrota, Soni , 28 marca 2024

Po wieloletnich zaniedbaniach nasz szpital wyszedł z tego trudnego okresu mocno osłabiony

2015-08-19, Nasze rozmowy

Z Piotrem Dębickim, byłym prezesem a obecnie dyrektorem ds. medycznych  Wielospecjalistycznego Szpitala Wojewódzkiego w Gorzowie, rozmawia Robert Borowy

medium_news_header_12184.jpg

- Przed dwoma laty, kiedy przestał działać w naszym mieście ostatni szpital publiczny, wielu z nas miało poważne obawy związane z powołaniem spółki. Pan ich wówczas nie miał, jako ostatni dyrektor szpitala publicznego i pierwszy prezes szpitalnej spółki?

- Miałem, ale oficjalnie prezentowałem urzędowy optymizm. Podjąłem się jednak tego wyzwania, bo widziałem wiele możliwości na udane przekształcenie. Dzisiaj, po dwóch latach, mogę już odważnie powiedzieć, że wdrożone pomysły sprawdziły się i szpital ma się dobrze.

- Z czym były związane największe pańskie obawy?

- Wbrew pozorom nie dotyczyły one finansów, ale były bardziej natury organizacyjnej. Szpital znajdował się u progu upadku ze względu na brak kadry lekarskiej oraz sprzętu. Brakowało wszystkiego. Kiedy wszedłem do szpitala i zorientowałem się w sytuacji w pierwszej chwili przestraszyłem się, że lada dzień zaczną umierać nam pacjenci, bo nie będzie miał kto im pomóc. Na szczęście udało się w miarę szybko zawrócić niekorzystne procesy, choć z perspektywy czasu sam się zastanawiam, jak potrafiliśmy to wszystko poukładać. Przez pierwsze pół roku to było ciągłe gaszenie większych lub mniejszych pożarów.

- Co jednak okazało się najtrudniejsze?

- Wiedziałem, że tylko uporządkowanie kadrowych spraw da nam szansę dalszego działania. Kiedy przychodziłem wielu lekarzy odeszło, na stoliku leżało mnóstwo kolejnych wypowiedzeń, a w sądach znajdowało się pół tysiąca pozwów przeciw szpitalowi. Na niektórych oddziałach sytuacjach była tak dramatyczna, że groziło nam ich powolne zamykanie.

- Czyli przekształcenie szpitala to nie był jednak wzięty z kapelusza wymysł, a bardziej konieczność?

- Jestem przekonany, że czekając z tą decyzją szpital w krótkim czasie musiałby ograniczyć działalność do poziomu większego szpitala powiatowego. Gdyby w Gorzowie działały inne szpitale, jak to było kiedyś, można byłoby rozważyć taki zamysł. W obecnej sytuacji jednak nic tu już byśmy nie mieli, ograniczanie działalności naszej placówki do poziomu lecznicy powiatowej doprowadziłby do tego, że mnóstwo ludzi musiałoby szukać ratunku w innych szpitalach, najczęściej w Szczecinie, Poznaniu lub Zielonej Górze.

- Na przekształcenie gorzowskiego szpitala przychylnie patrzył nie tylko samorząd województwa, wręcz na to nalegał, jako organ założycielski i właściciel, ale także chyba Narodowy Fundusz Zdrowia temu sprzyjał?

- NFZ ma pełną świadomość tego, że jak my nie wykonamy pewnych usług na północy województwa to nikt tego nie zrobi. Dlatego w interesie Funduszu było, żebyśmy uporządkowali wszystkie sprawy i normalnie działali. Nawet z punktu czysto technicznego Fundusz miał z nami ciągłe kłopoty, bo jak komornicy cokolwiek zajmowali, to kładli rękę na pieniądzach znajdujących się u nich. I pracownicy mieli dodatkową pracę, która chwilami zapewne była dla nich uciążliwa. Tak, NFZ był nam w trudnych chwilach pomocny, ale nie na zasadzie dorzucania dodatkowych pieniędzy, lecz bardziej pomocy technicznej. Na przykład w szybszym rozpatrywaniu próśb o płatności. To było dla nas ważne.

- Ale mimo tej przychylności szpital w tym roku nie dostał kontraktu na prowadzenie oddziału dziennej rehabilitację, przez co pacjenci musza jeździć np. do Gościmia. Mimo posiadania odpowiedniego sprzętu i warunków do jej prowadzenia. Dlaczego?

- Muszę tutaj zachować obiektywizm i przyznać, że po wieloletnich zaniedbaniach nasz szpital wyszedł z tego trudnego okresu mocno osłabiony. W tym czasie inni się rozwijali i również mieli prawo uczestniczyć w konkursach. W chwili, kiedy przystępowaliśmy do konkursu na dzienną rehabilitację, nasz oddział nie prezentował się wcale efektownie. Było wiele zastrzeżeń co do jego stanu. Ośrodek w Gościmiu od wielu lat inwestował w jakość i stworzył naprawdę świetną ofertę. Na pewno lepszą od naszej i nie możemy obrażać się na rzeczywistość. Dzisiaj nasz oddział jest już na wysokim poziomie i wcale nie stoi pusty, bo wykorzystujemy go na potrzeby oddziału stacjonarnego. Uważam, że w kolejnych konkursach to my mamy dużą szansę na wygraną.

- Nie wszystkim przekształconym szpitalom udało się wyjść z pułapki zadłużenia. W czym więc tkwi tajemnica powodzenia?

- To jest trudne pytanie, gdyż jednoznacznie nie można na nie odpowiedzieć. Mnóstwo czynników składa się na powodzenie lub porażkę. Samo przekształcenie nigdy nie gwarantuje zwycięstwa. To byłoby zbyt proste, gdyż każdy szpital ma inne problemy, inną historię czy strukturę działania. W naszym przypadku mówimy o sukcesie, bo z jednej strony wyprowadziliśmy lecznicę na prostą, a z drugiej zwiększyliśmy ilość usług na zdecydowanie wyższym poziomie jakościowym. Może będę nieskromny, ale przypomnę, że wraz z obecnym prezesem Ryszardem Hatałą już wyprowadziliśmy jeden szpital w Drezdenku na dobre tory. Tam również mieliśmy morze problemów i dużo mniejszy potencjał. Tajemnica powodzenia tkwi w fachowym zarządzaniu. Na tym trzeba się znać, a nie uważać, że się zna. Nie można przyjść do takiego szpitala z ulicy, bo to jest trudne zarządzanie. Tu mamy do czynienia z bardzo specyficzną dziedziną.

- Gdzie pan nauczył się tego zarządzania, skoro z wykształcenia jest pan lekarzem?

- Mam dosyć specyficzne portfolio. Z wykształcenia jestem lekarzem mającym dwie specjalizacje – chorób wewnętrznych i reumatologię. W swojej dotychczasowej praktyce przeszedłem wszystkie elementy systemu. Pracowałem w pogotowiu, pobocznie byłem lekarzem rodzinnym, prowadziłem poradnię specjalistyczną, pracowałem na oddziale, mam dyżury na SOR-ze. Oprócz tego byłem radnym miejskim, dzięki czemu mogłem popracować z aktami prawnymi oraz uczestniczyć w ich stanowieniu, poznać procedury legislacyjne czy poznać obieg administracyjny. Będąc radnym poznałem procedury podejmowania decyzji politycznych. Byłem przewodniczącym rady osób niepełnosprawnych, dzięki czemu miałem kontakt z organizacjami pacjentów, byłem ekspertem Związku Miast Polskich i brałem udział w pracach centralnych. Przychodząc do gorzowskiego szpitala świetnie go znałem, bo wcześniej byłem tu wicedyrektorem ds. lecznictwa. Skończyłem MBA w obszarze zarządzania biznesowego, wiele lat pracowałem za granicą, głównie w Wielkiej Brytanii, gdzie od podszewki poznałem tamtejszą służbę zdrowia. Suma tych wszystkich doświadczeń spowodowała, że wypracowałem jakiś model działania i on się sprawdza.

- Jak pracownicy, związkowcy w pierwszym okresie patrzyli i oceniali zmiany związane z przekształceniem?

- Załoga była zmęczona całą sytuacją, ale kiedy zaczęliśmy wdrażać pierwsze zmiany zauważyli oni, że nie skupiamy się na gadaniu i obiecywaniu, ale na pracy. I chyba szybko nam zaufali, choć o entuzjazmie nie było mowy. Myślę, że przełom zaczął następować w chwili, kiedy na podaniach o sprzęt, zakup leków czy innych rzeczy niezbędnych do podstawowej pracy przestały pojawiać się adnotacje ,,brak środków’’. W zamian tego ten sprzęt zaczął być rzeczywiście sprowadzany na oddziały, leki zaczęły znajdować się w odpowiednich szafkach.

- Pacjenci na tych zmianach powoli, ale zyskują, choć nie brakuje powodów do narzekań i złości, a jak jest w przypadku pracowników, lekarzy, pielęgniarek?

- Powoli, ale też zyskują. Za czasów dyrektora Marka Twardowskiego wszystko co można było personelowi zabrać, zrobiono to. Czasami zgodnie z prawem, ale częściej niezgodnie. Kiedy przyszedłem z wielu decyzji natychmiast trzeba było się wycofać. Wspomagamy naszych lekarzy w różnych inicjatywach, szkoleniach czy w wyjazdach na konferencje, jeżeli to przynosi korzyści lecznicy. Staliśmy się normalną firma, prowadzoną biznesowo, gdzie jednak nie zapominamy o elementarnej sprawiedliwości. Jeżeli pracownicy podnoszą kwalifikacje są z tego tytułu lepiej wynagradzani. Wcześniej nie było to realizowane. Zaczęliśmy również słuchać pracowników, bo wcześniej nikt tego nie czynił, a bywało, że obciążenie pracą przekraczało wszystkie dopuszczalne normy. Do tego dochodzi stabilność pracy oraz gwarancja wypłaty, co wcześniej nie było takie pewne.

- Z tego co słyszę, lekarze nie mają powodów do użalania się nad sobą. Natomiast pielęgniarki wciąż narzekają na poziom zarobków, formy zatrudnienia. W niektórych szpitalach wręcz się buntują, strajkują. A w Gorzowie?

- Na tle średniej w kraju staramy się utrzymywać zbliżony poziom płac do tego co jest w szpitalach w Szczecinie, Poznaniu. Na pewno jesteśmy najlepszym płatnikiem, jeżeli weźmiemy pod uwagę okoliczne placówki. Ale nie o to w tym wszystkim chodzi. Generalnie uważam, że postulaty wysuwane przez środowiska pielęgniarskie w kraju są uzasadnione. Doszło do zbyt dużego rozwarstwienia dochodowego pomiędzy lekarzami a pozostałymi pracownikami służby zdrowia, głównie pielęgniarkami, bo ich jest najwięcej. Problem jest w systemie. Prezes czy dyrektor szpitala może dać jedną, drugą podwyżkę, ale niewielką. Potrzebne są korekty w wycenach usług. NFZ działa w imieniu pacjentów i kontraktując usługi określa kryteria jakości. I jeżeli chce mieć wysoką jakość obsługi pielęgniarskiej musi wziąć to pod uwagę przy wycenie. A proszę mi wierzyć, że istnieją realne możliwości zaspokojenia słusznych postulatów pielęgniarek bez podnoszenia wysokości składek. Uważam, że należy tę sprawę szybko rozwiązać, bo niedługo może być naprawdę duży problem z zapewnieniem obsługi białego personelu w kraju. Z lekarzami też wcale nie ma miodu, bo w krajach OECD mamy ich najmniej w przeliczeniu na mieszkańców.

- Jakie są teraz największe atuty gorzowskiego szpitala?

- Zespół ludzki, nie tylko lekarze i pielęgniarki, ale diagności, technicy, laboranci-analitycy oraz kadra wspomagająca. Bez tych ludzi możemy nakupować sprzętu, ale nie miałby kto z niego korzystać. Kolejny atutem jest rozwój techniczny placówki. Wypracowany zysk w większości przeznaczamy na zakup najnowocześniejszego wyposażenia, którego w szpitalu jest już bardzo dużo. Jakby ktoś stanął z boku zobaczyłby wielki wodospad lejącego się do nas sprzętu. Dzięki temu stajemy się monopolistą w regionie w wykonywaniu wielu usług, co powoduje naturalny napływ pacjentów i zwiększające się przychody.

- A słabości?

- Brak miejsca na dalszy rozwój. Już moglibyśmy otworzyć nowe oddziały, ale nie mamy gdzie. Słabością jest też brak możliwości powiększenia niektórych oddziałów, jak choćby chirurgii, interny, pediatrii. Dlatego pilnym zadaniem jest rozbudowa szpitala.

- Kilka miesięcy temu zrezygnował pan ze stanowiska prezesa, żeby teraz zostać posłem?

- Nie łączyłbym tych dwóch spraw, choć mogłem wtedy spodziewać się propozycji startu do sejmu. Jestem natomiast pozytywnie zaskoczony, że znalazłem się na wysokim, trzecim miejscu. Rezygnując z funkcji prezesa chciałem powrócić do zawodu lekarza i nawet w przypadku zostania posłem nic się w tej kwestii nie zmieni. Nie przejdę na zawodowego posła, bo nie czuję takiej potrzeby. Chcę natomiast, mając mandat w ręku, działać w interesie rozwoju polskiej służby zdrowia, a także rozwijać nasze placówki w regionie. Wielokrotnie przekonałem się, że ośrodek decyzyjny, jak i pieniądze są w Warszawie i tam trzeba działać, żeby zwiększyć siłę rozwoju szpitala w Gorzowie. Takie są realia. Uważam również, że posłami powinni zostawać ludzie specjalizujący się w określonych dziedzinach i potem w nich działać a nie zajmować się wszystkim, czyli niczym. Mnie interesują konkrety. Jak udało się załatwić śmigłowiec dla Gorzowa, to mamy konkretne działanie a nie mówienie o działaniu. I o to chodzi w posłowaniu, a nie jakąś legitymację.

- Czy polską służbę zdrowia można naprawić?

- Służba zdrowia nie w pełni odpowiada aspiracjom Polaków, gdyż w naszej mentalności istnieje przeświadczenie, że wszystko nam się należy. A proszę mi wierzyć, że obecna służba zdrowia w Polsce, i ta jeszcze sprzed wejścia naszego kraju do Unii Europejskiej, to dwa inne światy. Długość życia Polaków rośnie niemal z roku na rok, poziom medycyny jest bardzo wysoki. Ale faktem jest, że można zrobić jeszcze bardzo dużo, że poprawić nie tylko systemowe rozwiązania, lecz także w zakresie przyjaznego podejścia do pacjenta. Ponadto służba zdrowia działa w określonych uwarunkowaniach finansowych i żeby coś nowego wprowadzić trzeba robić to kosztem innych rzeczy. Brakuje uczciwej rozmowy ze społeczeństwem. Jestem przekonany, że Polacy mogą wszystko zaakceptować, jeżeli będzie z nimi rozmawiało się uczciwie i konkretnie. Jeżeli chcemy mieć jeszcze lepszą służbę zdrowia, jak na przykład w Czechach, to trzeba jasno powiedzieć, że oni płacą 14-procentową składkę, my 10-procentową. Może składkę u nas powinny płacić obecnie wyłączone z tego grupy. O tym trzeba dyskutować.

- Największy kłopot tkwi chyba w długich kolejkach do specjalistów?

- To jest problem nie tylko Polski, ale najbogatszych krajów świata, gdyż przewaga popytu nad podażą usług lekarskich jest tak duża, że zawsze będzie deficyt. W Wielkiej Brytanii, gdzie pracowałem trzy lata, średnie oczekiwanie do specjalisty to pół roku. A tam lekarzy nie brakuje. Chodzi o to, żeby do specjalistów trafiali pacjenci, którzy tego wymagają, a nie tacy, którym trzeba wypisać receptę lub zrobić drobne badanie. To powinno następować na innych poziomach systemu. Organizacyjnie dalej należy rozwijać system podstawowej opieki zdrowotnej, w taki sposób, żeby lekarze pierwszego kontaktu śmielej mogli przejąć na siebie więcej obowiązków. Dopracować należy ponadto obecnie działający pakiet onkologiczny, bo dla pacjenta wchodzącego już w ścieżkę leczenia najtrudniejsze jest błąkanie się w systemie, zamiast skupianie się na realizowaniu poszczególnych etapów leczenia.

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x