Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Wsiądziemy do tego samego pojazdu i pojedziemy tą samą drogą

2016-01-06, Nasze rozmowy

Z Jackiem Wójcickim, prezydentem Gorzowa, rozmawia Robert Borowy

medium_news_header_13509.jpg

- Jakie życzenia usłyszał pan z okazji powitania Nowego Roku?

- Wytrwałości w tym co robię i żebym nie poddawał się w realizacji założonych celów. Usłyszałem również, żebym zbytnio nie przejmował się krytyką dla zasady, ale bym wsłuchiwał się w merytoryczną ocenę pracy. Życzono mi też więcej wolnego czasu, to jak raz bardzo trafione życzenia. Z każdym dniem jest coraz lepiej, wprowadzone zmiany procentują i mam nadzieję, że niedługo wszystko zdołam tak poukładać, że będę kończył dzień pracy po dziesięciu godzinach.

- Lubi pan rozmawiać z mieszkańcami?

- Bardzo. Najczęściej pytania zadają osoby starsze i rozmowa z nimi zawsze jest konstruktywna. Nie stronię również od rozmów z młodymi. Ostatnio zatrzymali mnie kibice Stilonu i dobrze nam się rozmawiało, głównie o tym, co dalej ze stadionem przy ul. Olimpijskiej. Wyjaśniłem im, że chcemy etapowo modernizować obiekt.

- Co najbardziej zaskakuje pana w takich rozmowach?

- Skrajność. Żyjemy w dwóch światach – wirtualnym oraz realnym. I one bardzo mocno się różnią. W tym pierwszym zderzam się z galopującą krytyką, cóż trudno jest mi się do wielu zarzutów ustosunkować w sytuacji, kiedy większość adwersarzy publikuje anonimowo. Potem wychodzę na ulicę i spotykam się z zupełnie innym światem. Spokojnym, merytorycznym, nie bezkrytycznym, ale bardzo konstruktywnym. Mieszkańcy po prostu wspaniale “monitorują” miasto, wszelkie jego wymiary i aspekty. Z drugiej strony kierują wobec mnie sporą dawkę zaufania i aprobaty dla tego co wspólnie robimy. Rozumieją, że istotnych zmian nie da się zrobić w ciągu roku.

- Z czego nasi mieszkańcy są najbardziej zadowoleni?

- Z tego, że stajemy się wspólnotą, bo choć wszystko co nas otacza jest ważne, najważniejszy zawsze był, jest i będzie człowiek. Uważam i w rozmowach często jest to podnoszone, że nie wolno zapominać o relacjach międzyludzkich. Dlatego tak ważne są lokalne wydarzenia. Pierwszym sygnałem był orszak Trzech Króli, potem mieliśmy Dzień Dziecka, wspaniałe Dni Gorzowa i bogate w liczne imprezy zakończenie wakacji. Przy okazji usłyszałem od mieszkańców wiele pozytywnych słów, które mnie zaskoczyły. Nigdy bym nie spodziewał się, że zamknięcie mostu na kilka dni wyzwoli tyle dobrej energii wśród ludzi. Takie drobne rzeczy potrafią nadać pozytywny ton miejskiemu życiu i choć przez chwilę wygrać bitwę świata  prawdziwego z  wirtualnym.

- A jakie uwagi najczęściej rozmówcy kierują w pańską stronę?

- Zdecydowanie zachęcają mnie do maksymalizacji remontów dróg, chodników, z niecierpliwością czekają na rewitalizację. Ale jest jeszcze druga grupa spraw, o której publicznie nie rozmawiamy, gdyż nie dotyczy zbiorowości lokalnej, a wskazanych z imienia i nazwiska mieszkańców czy konkretnych rodzin. Chodzi o kłopoty mieszkaniowe. W tej chwili kilka setek rodzin pilnie potrzebuje mieszkań, z czego pierwsza setka na liście oczekujących wegetuje w urągających warunkach i im należy pomóc natychmiast.

- Dlatego podjął pan trudną decyzję o zmianie zasad sprzedaży lokali komunalnych?

- Tak, i to z dwóch powodów. Po pierwsze w naszych lokalach zamieszkują osoby,
z których część stać na zakup mieszkań czy to na rynku pierwotnym czy wtórnym. Jeżeli natomiast ktoś nie chce się rozstawać z dotychczasowym lokalem, w który przez lata inwestował i chciałby mieć go na własność, to i tak otrzyma przy zakupie sporą bonifikatę, dochodzącą do 50 procent. Po drugie, jako miasto przygotowujemy się do dużego projektu remontów mieszkań i potrzebujemy na ten cel minimum 10 milionów złotych. Chcemy skorzystać z funduszu municypalnego realizowanego przez Bank Gospodarstwa Krajowego. W tym kierunku powołana zostanie odpowiednia spółka, która będzie mogła również remontować mieszkania w substancji mieszanej, czyli w tych budynkach, gdzie część mieszkań jest prywatnych. Bardzo bym chciał, żebyśmy dzięki tej inicjatywie wyremontowali
w 2016 roku przynajmniej sto mieszkań. Także pieniądze pozyskane z ewentualnej sprzedaży mieszkań będą przeznaczane na remonty. Myślimy nad wprowadzeniem kolejnych preferencji dla rodzin oczekujących, by mogły dostać mieszkanie wcześniej w ramach remontu we własnym zakresie.

- Czyli głos mieszkańców jest słyszany w magistracie?

- Bardzo dobrze. Wszystkie informacje płynące do nas różnymi kanałami
są rejestrowane i dokładnie analizowane.

- Bo raczej co innego mówią przedstawiciele ,,Ludzi dla Miasta’’. Czy należy przez
to rozumieć, że macie inne pomysły na miasto, a może nastąpiło zwykłe zderzenie ze ścianą o nazwie ,,administracja’’?

- Myślę, że problemy tkwią w zbyt małej wiedzy, a ja nie mam możliwości informowania stowarzyszenia o wszystkich szczegółach. Moim zdaniem myślenie o rozwoju miasta pozostało takie same jak rok temu, natomiast drogi prowadzące do celu są różne. Zdaniem jednych należy iść zawsze tą najprostszą, ale z pozycji magistratu nie zawsze można to czynić. Gorzów jest potężnym organizmem, którego ot tak, z dnia na dzień, nie można przestawić na inne tory. To jest proces, który musi trwać, ale jestem przekonany, że w którymś momencie wsiądziemy do tego samego pojazdu i pojedziemy tą samą drogą.

- A może po prostu ideały prezentowane przez ludzi, którzy zachęcili pana
do startu w wyborach, w niektórych obszarach rozmijają się z tym co słyszy pan od mieszkańców, niekoniecznie popierających program LdM?

- LdM ma wyrazisty pomysł na miasto i nie zapominam o tym, że ten program jest także moim programem. Zostając jednak prezydentem muszę wsłuchiwać się w głos wszystkich mieszkańców, również tych, którzy mają inną wizję. Muszę i chcę słuchać nie tylko zwolenników różnych partii, ale także tych, co nie poszli do wyborów. Każdy chce żyć w mieście według własnego uznania. Oczywiście jest to nierealne, dlatego sztuką jest znajdowanie kompromisów. Tam, gdzie tematy są spójne, nie ma większych problemów z porozumieniem się, co widać po budżecie, w którym pojawiły się propozycje wszystkich klubów radnych na kwotę ponad 50 milionów złotych. Gorzej wygląda to w sprawach rozbieżnych. Nie można wtedy twardo obstawać przy swoim, należy szukać rozwiązań. A i tak na samym końcu decyzję muszę podjąć osobiście.

- Co pan sądzi o zachowaniu się dwóch radnych, którzy racvzej nie zostaliby radnymi, gdyby nie LdM, a dzisiaj machają na pożegnanie w stronę tych,
co ciężko pracowali na ich wybór?

- Jeżeli źle się czuli w obecnym klubie radnych to nie było sensu, żeby pozostawali tam dłużej, skoro mogą realizować swój program w innych uwarunkowaniach.

- Mogli zrezygnować i dać innym szansę.

- Mogli, ale oni też wnieśli dużo pracy w kampanię wyborczą i w bardzo dobry wynik LdM, także w jakimś stopniu pomogli mi wygrać wybory prezydenckie. Dlatego nie można odbierać im tego mówiąc, że nic nie zrobili. Proszę też pamiętać, że LdM składa się ze specyficznej grupy ludzi. Łączy ich pogląd na miasto, dzieli światopogląd. Tam są osoby od skrajnej prawicy do skrajnej lewicy. I czasami może to mieć wpływ na pewne rozdźwięki. Ja o panach Piotrze Zwierzchlewskim i Przemysławie Granacie mam bardzo dobre zdanie. Obaj są zaangażowani w pracę na rzecz miasta i jestem przekonany, że tak pozostanie.

- Często mówi pan, że praca na stanowisku prezydenta jest ciężka. Ale co bardziej męczy – sama praca, czy płynące z zewsząd narzekania i utyskiwania?

- Największym obciążeniem jest odpowiedzialność. Komuś może się wydawać,
że prezydent siedzi w gabinecie i popija kawę, a reszta pracuje na niego. U mnie tak nie jest, ale nawet gdyby było, to trzeba pamiętać, że za wszystkie decyzje przygotowane przez pracowników ja biorę odpowiedzialność. Oczywiście są organy nadzoru działalności jednostek samorządu terytorialnego, są też sądy, ale one zajmują się analizą prawną, ja zaś mam tutaj na myśli działania faktyczne. Mam spore doświadczenie samorządowe, wiem jak funkcjonują duże miasta i wiem, w jakim miejscu powinno się stanąć, żeby we właściwym kierunku popchnąć lokomotywę zmian. Sam jednak tego nie zrobię, a w takim mieście jak Gorzów nie wszyscy – o czym wspomnieliśmy wcześniej – są gotowi pchać lokomotywę w tym samym kierunku.

- Radni PiS zachęcają pana do bardziej zdecydowanych działań w zakresie powołania w mieście Akademii Gorzowskiej i stworzenia lepszych warunków do inwestowania w naszym mieście. Nie są to rozsądne propozycje?

- Zacznę od kwestii gospodarczych, bo w tym obszarze naprawdę dużo się dzieje, ale dopóki nie zostanie podpisana ostateczna umowa z inwestorem i nie zostanie wbita w ziemię pierwsza łopata, dopóty nie będę żadnych informacji ujawniał. Mieliśmy już takie sytuacje, że byliśmy tuż, tuż i inwestor rezygnował, a w mieście już niektórzy dzielili nowe miejsca pracy. Mogę zapewnić, że prowadzimy rozmowy na wielu szczeblach, z inwestorami różnych gałęzi przemysłu. Jesteśmy przygotowani na przyjęcie następnych firm, oferujących ciekawe miejsca pracy, niekoniecznie niskopłatne. Musimy jednak przyjąć do wiadomości, że Gorzów nie wypada najlepiej w profesjonalnych rankingach europejskich i przez to nie jesteśmy aż tak atrakcyjnym miejscem do inwestowania, jak przykładowo Poznań. Dlatego staramy się zmienić parametry oceny, zwłaszcza w zakresie ponoszonego przez inwestorów ryzyka. Nie jest to proste, trudno żeby u nas stopa zwrotu dla inwestora była na tak wysokim poziomie jak np. w stolicy. Podobnie wygląda sprawa z wynajęciem hali produkcyjnej. W Poznaniu inwestor zrobi to dużo szybciej niż w Gorzowie.

- To czym możemy zachęcić inwestorów?

- Na pewno odpowiedzialną polityką podatkową. I nie chodzi tu tylko o inwestorów zewnętrznych, ale także lokalnych. Trwają prace nad przygotowaniem takiej polityki, ale wymaga to wielu działań oraz zgody Urzędu Ochrony Konsumenta i Konkurencji.

- Kiedy budżet miasta zacznie odczuwać wzrost dochodów z podatków PIT
i CIT?

- Skokowych wzrostów raczej nie będzie, ale należy iść w kierunku stabilnego rozwoju poprzez mikro, małe i średnie przedsiębiorstwa, bo to jest podstawa jakości gospodarczej w mieście. Jestem przekonany, że zbliżające się inwestycje miejskie na kwotę około miliarda złotych spowodują duży wzrost rozwoju firm, które otrzymają lepsze warunki. Choćby w postaci przyjaznej przestrzeni publicznej, która będzie impulsem do kreowania nowych miejsc inwestycyjnych w różnej postaci.

- A co z akademią?

- Miniony rok był dobrym czasem na wyciszenie emocji i dokładnemu przyjrzeniu się raz jeszcze naszym możliwościom. Przed rokiem w trakcie sesji sejmiku wojewódzkiego szefowie PWSZ i poznańskiego AWF toczyli między sobą dosyć ostrą dyskusję, po wysłuchaniu której, niewielu wierzyło, że może jeszcze dojść do współpracy pomiędzy tymi uczelniami. Dzisiaj wiemy, że jest to jak najbardziej realne. PWSZ niedługo złoży wniosek o przyznanie prawa do doktoryzowania się na kierunku językoznawstwa.

- Czyli budowa akademii poprzez połączenie PWSZ i ZWKF?

- Wydaje mi się, że droga do powstania akademii jest jedna, wyznaczona przez PWSZ. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby z czasem do nowej uczelni przyłączył się ZWKF.

- Nie boi się pan, że oddział TVP zostanie przeniesiony do Zielonej Góry, deweloper wybuduje na miejskiej działce budynek handlowy lub mieszkalny,
a lokal przy ul. Warszawskiej zostanie sprzedany?

- Wyraziłem zgodę na odstąpienie od bonifikaty pod warunkiem zainwestowania
w powstanie oddziału TVP w lokalu przy ul. Warszawskiej. Jeżeli telewizja sprzeda
te pomieszczenia przed wrześniem 2016 roku będzie musiała dokonać zwrotu bonifikaty.

- Zgoda, ale jak wstrzyma się z tą procedurą do września to potem będzie mogła to uczynić bez konsekwencji.

- Niestety, nie mamy żadnych możliwości odzyskania tej nieruchomości, tak
to zostało zapisane w dokumentach wiele lat temu. Po upływie dziesięciu lat od zakupu telewizja będzie mogła zrobić z tym co chce. Ale jestem dobrej myśli, że oddział TVP pozostanie w Gorzowie i zacznie działać w nowej siedzibie.

- Co nas, gorzowian, czeka w 2016 roku?

- Ogromne korki, zwłaszcza kiedy zamkniemy ulice Warszawską i Walczaka,
a będziemy musieli zamknąć je równocześnie od Filharmonii Gorzowskiej do ul. Piłsudskiego. Remont potrwa długo, być może nawet rok. Przypuszczam, że korki będziemy mieli też w momencie przebudowy mostków na ul. Borowskiego. Łatwiej będzie na Zawarciu w trakcie remontów ulic Fabrycznej i Towarowej, bo tam mamy więcej dróg alternatywnych, które mogą przejąć ruch. Do tego kontynuowany będzie program ,,KAWKA”, ruszy przebudowa estakady kolejowej. Z drugiej strony czeka nas dużo dobrych wydarzeń społecznych, artystycznych, kulturalnych, sportowych. Natomiast w magistracie przygotowujemy się do wydatkowania ogromnej puli środków europejskich. Dla urzędników jest to największe wyzwanie. Do tej pory poszczególne wydziały zajmowały się przygotowywaniem dokumentacji w swoich obszarach, teraz trzeba to zebrać w jedną całość. Proszę pamiętać, że realizacja jednej dużej inwestycji może być finansowana z kilku źródeł, a każde z nich to jest osobny projekt. To oznacza przeprowadzenie kilku różnych przetargów, co za tym idzie, będą różne nadzory, odbiory. I bardzo ważne jest takie ułożenie prac, żeby mieszkańcy widzieli jedną sprawnie działającą budowę. Od 2017 roku ruszymy z tymi inwestycjami, dlatego już należy przygotować się do tego, że przez najbliższe kilka lat Gorzów będzie wielkim placem budowy.

- Gorzów w ostatnich latach nie w pełni potrafił pozyskiwać środki unijne
z różnych powodów. Co zrobić, żeby w nadchodzącej perspektywie finansowej wykorzystać wszystkie możliwości, a będzie ich wyjątkowo dużo?

- Przede wszystkim zacząć, jak w znanym powiedzeniu „wysyłać losy”, czyli składać dobre projekty. Może to banalna rzecz, ale w ostatnich latach nie składaliśmy wniosków choćby na programy w ramach Euroregionów. Ktoś powie, że tam wielkich pieniędzy się nie dostaje. Rzeczywiście, z perspektywy prezydenta zarządzającego półmiliardowym budżetem, przykładowo 10 tysięcy złotych na realizację jakiegoś zadania może jest małą kwotą, ale z perspektywy organizacji, zajmującej się działaniami społecznymi, te pieniądze są znaczące i dobrze wykorzystane mogą przynieść wiele korzyści. Pamiętajmy również, że takich projektów można składać setki, tysiące i po podsumowaniu może się okazać, że jako miasto możemy pozyskać dodatkowych kilka milionów, a to już jest spora kwota. Mało dotychczas korzystaliśmy z Lubuskiego Regionalnego Programu Operacyjnego. Być może wynikało to, z tego, że miasto skupiało się na dużych projektach i nie przywiązywano większej roli do drobnych inwestycji. Środki unijne znajdują się w różnych ośrodkach władzy. Na szczeblu centralnym można korzystać ze środków rządowych i ministerialnych. Na szczeblu regionalnym mamy potężne obecnie fundusze zarówno w Zintegrowanych Inwestycjach Terytorialnych oraz w konkursach. Są też wspomniane programy transgraniczne, w większości na zadania ,,miękkie’’. Jest jeszcze jedno źródło, bezpośrednio realizowane przez komisję europejską, ale pozyskanie z niego pieniędzy jest trudne i skomplikowane. Będziemy jednak aplikować po środki także bezpośrednio w Brukseli.

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x