Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Apoloniusza, Bogusławy, Gościsławy , 18 kwietnia 2024

Zanim prezydent wypowie słowo, radni już się zgadzają

2016-01-20, Nasze rozmowy

Z Mirosławem Rawą, szefem klubu gorzowskich radnych PiS, rozmawia Robert Borowy

medium_news_header_13631.jpg

- Jak odebrał pan informację o zwolnieniu z funkcji doradcy prezydenta Jacka Wójcickiego pana Adama Piechowicza?

- Pomyślałem, że może prezydent jednak trochę liczy się z opinią publiczną, aczkolwiek wydarzenie to zaliczam do kategorii towarzyskich. Nie jest to istotny fakt dla miasta.

- A czy prezydent powinien mieć doradców?

- Prawo daje taką możliwość i przyznam, że chciałbym widzieć w otoczeniu prezydenta ludzi poważniejszych. Chciałbym, żeby były to osoby, które nie korzystają z tego, co miasto im daje, ale żeby oni mogli dać coś miastu. Takie podnoszące autorytet urzędu prezydenta, dodające miastu blask, ale także wnoszące konkretne rozwiązania umożliwiające dynamiczniejszy rozwój gospodarczy Gorzowa. Powinni to być wreszcie ludzie mający na koncie niepodważalne sukcesy w swojej działalności.

- Kiedy prezydent Tadeusz Jędrzejczak miał prokuratorskie zarzuty, pańska formacja polityczna zachęcała go do zrzeczenia się z urzędu. Teraz w podobnej sytuacji znalazł się Jacek Wójcicki, ale nie słychać, żeby radni PiS domagali się jego dymisji. Skąd ta zmiana podejścia?

- Jestem zwolennikiem, żeby politycy, którzy mają poważne problemy prywatne czy zawodowe, nie mówiąc już o zarzutach prokuratorskich, podawali się do dymisji. Zwłaszcza, gdy te zarzuty mogą mieć wpływ na ich działalność publiczną. To jest konflikt - dobro publiczne, służenie ludziom, czy kariera, własny interes. Oczywiście, po pozytywnym wyczyszczeniu sprawy, powinni mieć otwartą drogę do powrotu do życia publicznego. Prawo jest takie, że to od danej osoby zależy czy wycofa się z pełnionej funkcji, czy będzie jednak nadal tkwiła na stanowisku. Oczekiwaliśmy tego od prezydenta Jędrzejczaka i oczekiwalibyśmy również od obecnego prezydenta. Z drugiej strony, od lat uczestniczymy w życiu publicznym i pewnych rzeczy się uczymy, wyciągamy wnioski. Wiemy jak działa prokuratura, jak działają polskie sądy, dlatego bierzemy taką poprawkę, że to osoba podejrzewana najlepiej zna całą sytuację i wie, jakie rozwiązanie jest najlepsze.

- Dlaczego polityka odbiera rozum, jak się często słyszy?

- Bo grają w niej duże emocje. W Polsce mamy taką tendencję do nadinterpretowania rzeczywistości. I nie dotyczy to tylko polityków jednej strony, ale również uczestniczących w życiu publicznym i je opisujących. Przedstawiamy pewne wydarzenia w taki sposób, żeby odnieść indywidualne korzyści, nie zwracając uwagi na dobro wspólne. Mam wrażenie, że przekroczyliśmy pewną granicę absurdu, co zresztą jest widoczne w tej chwili, kiedy mówimy o jakimś zamachu stanu, o zagrożeniu w kraju demokracji.

- Nie ma pan w tej sytuacji wrażenia, że rów wykopany w polskim społeczeństwie przez kolejne lata może nie zostać zasypany?

- Nie wydaje mi się, różnice poglądów są czymś naturalnym w demokracji. W życiu publicznym natomiast brakuje kultury politycznej. Przez ostatnie osiem lat rządziła jedna koalicja, ale wyborcy zdecydowali, że teraz ster przekazują w inne ręce. Mam wrażenie, że obecna strona opozycyjna ma kłopoty z pogodzeniem się z porażką i w tym sensie mówię o braku kultury. Proszę zwrócić uwagę, że nie przestrzegana jest tak często powtarzana w ostatnich latach reguła 100 dni dla nowego rządu na zorganizowanie się, na zaprezentowanie kierunku działań. Uważam, że ugrupowanie, które wygrywa nie jest od zasypywania rowów, lecz realizowania programu zaprezentowanego w kampanii. Nie można dążyć do budowy grupy towarzystwa wzajemnej adoracji. Demokracja tak nie działa. Myślę, że po prostu przegrana strona powinna pogodzić się z wynikiem wyboru, a nie wywoływać histerię słyszalną już w całej Europie. Proszę zwrócić uwagę, że zapiekły atak na nowy rząd nastąpił jeszcze przed powołaniem ministrów. Z góry założono, że wszystko, co zrobi PiS będzie złe. Nawet podczas gorzowskiej demonstracji KOD było słychać głosy, że w Polsce mamy wprawdzie demokrację, ale demonstrujący mają przeczucie, że za PiS-u tej demokracji nie będzie.

- W Gorzowie potrafimy ze sobą rozmawiać, słuchać się nawzajem?

- Jako PiS staramy się robić to, co do nas należy. Z każdej pozycji chcemy realizować program, który służy miastu i mieszkańcom. Powiem szczerze, gdybyśmy tylko mogli nie spoglądalibyśmy na otoczenie. Tu nie ma miejsca na wieczne dyskusje, gadanie, trzeba działać. W Gorzowie jesteśmy w opozycji, ale pomimo to twardo chcemy przekonywać innych do realizowania naszego programu. I wskazujemy kierunki, w jakich miasto powinno iść. Kłopot w tym, że ja nie wiem, kto tak naprawdę rządzi, jaka koalicja popiera prezydenta. Możliwe, że ośrodek decyzyjny jest poza organami miasta, w jakiejś grupie skupionej w otoczeniu prezydenta. To nie jest przejrzysta formuła, nie wiem czy to dobrze dla miasta i czy ta grupa kieruje się interesem miasta i mieszkańców. Ja lubię porządek, jasne i przejrzyste reguły. Trudno jest nam przez to współpracować z prezydentem Wójcickim, na nieokreślonych w sumie zasadach. Za podejmowane decyzje trzeba brać odpowiedzialność, a jak mamy ją brać, skoro nie mamy wpływu na realizowanie polityki miasta.

- Wydaje się, że w radzie miasta powoli wszystko się układa, czego przykładem jest powstanie dwóch nowych klubów, które nie kryją swojego poparcia dla prezydenta Wójcickiego. Pańskim zdaniem wpłynie to na jakość pracy rady miasta?

- Nie wydaje mi się, żeby to była nowa jakość. Prawo ustrojowe samorządu jest tak skonstruowane, że dominującą rolę ma prezydent miasta. W naszej radzie wielu radnych praktycznie w dniu wyborów zadeklarowało usługi prezydentowi, często zapominając, że powinni być partnerami i reprezentować głos mieszkańców. To nie może być tak, że zanim prezydent wypowie słowo radni już się z tym zgadzają. W takiej sytuacji szkoda pieniędzy na utrzymywanie rady miasta.

- Niedawno powiedział pan, że ,,ostatnio odgrzewane są stare wizje, jako nowe odsłony polityki wizerunkowej’’. Czyli cały czas jest pan zdania, że nie potrafimy w mieście pójść bardziej zdecydowanie do przodu?

- W mieście cały czas mamy prowadzoną politykę ostrożną, wręcz zachowawczą. I niestety, często sięga się do starych koncepcji, sprzedając je, jako newsy medialne, żeby sprawiać wrażenie, że coś się dzieje, a dziennikarze mieli co robić. Takim przykładem jest rozstrzygnięty wiele lat temu konkurs urbanistyczny na zagospodarowanie centrum miasta. Polityka wizerunkowa, informacja medialna i absolutnie nic się dalej nie dzieje. I w wielu innych sprawach nic się nie dzieje, tylko rozmawiamy, jak choćby w przypadku rewitalizacji. Niby prowadzone są działania przygotowawcze, poparte konsultacjami, a za nami już rok obecnej kadencji, zaraz będzie wiosna i po niej połowa kadencji. Obawiam się, że tak dobrniemy do końca tego czterolecia. Nie liczę działań, jakie nas czekają w ramach Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych, bo one zostały zarysowane jeszcze w poprzedniej kadencji. Gorzej, że czasami zgłaszane uwagi najczęściej pogarszają pierwotne projekty, które były przygotowywane przez specjalistów, ale nowi wiceprezydenci nie do końca rozumieją miasto. 

- ,,Tak się to robi’’ – z dumą powiedział pan po ogłoszeniu informacji, że prawdopodobnie już od 1 października będziemy mieli Akademię Gorzowską. Skoro można powołać akademię, nie mając żadnego wydziału z prawem do doktoryzowania, to dlaczego nie udało się tej sprawy załatwić wcześniej?

- Ponieważ poprzednie władze prowadziły politykę wizerunkową i dalej ją prowadzą, choć są w opozycji. Kiedy w kampanii wyborczej przygotowywaliśmy z panią poseł Elżbietą Rafalską wizytę ówczesnej kandydatki na premier Beaty Szydło przyjęliśmy, że obok wizyty na bulwarze i spotkania z mieszkańcami, ukłonu w stronę pionierów naszego miasta pod ich pomnikiem, musimy pokazać naszemu gościowi PWSZ i przekonać już na tym etapie, że warto stworzyć w Gorzowie akademię. Uczelnia naprawdę od chwili powstania zrobiła bardzo dużo, a wiem to, bo byłem przy jej tworzeniu od samego początku. Elżbieta Rafalska jest naszym liderem i tylko szkoda, że nie mamy w sejmie większej grupy przedstawicieli z Gorzowa, bo korzyści z tego byłyby jeszcze większe. Jestem przekonany, że to nie koniec. Już słyszymy, że są duże szanse na budowę hali sportowo-widowiskowej. PiS ma zapewne jakieś wady, bo kto ich nie ma, ale mamy także zalety, a taką największą jest to, że wyznaczamy ambitne cele i je realizujemy, a nie tylko dyskutujemy.

- Często powtarza pan, że w rozwój akademickości Gorzowa musi włączyć się miasto. Jeżeli akademia ruszy ze swoją działalnością od 1 października, to w jaki sposób miasto powinno pomóc uczelni?

- Akademię tworzą pracownicy naukowi, wykładowcy i zapewne będzie potrzeba uzupełnienia obecnej kadry. Miasto powinno się włączyć, zapewnić mieszkania dla pozyskiwanej kadry, wspomóc uczelnię fundując stypendia, które pozwolą kolejnym gorzowianom zdobywać tytuły naukowe. Oczywiście to działa w dwie strony i akademia musi współpracować z miastem, z przedsiębiorcami i przy budowie kierunków kształcenia spoglądać na potrzeby rynkowe.

- Co pan sobie myśli, kiedy słyszy narzekania, co do jakości kształcenia w PWSZ?

- Gorzów potrzebuje entuzjazmu, liderów. Osób, które działają poważnie i potrafią wziąć na siebie odpowiedzialność, bo inaczej zawsze będziemy słyszeć, że u nas i tak nic nie można zrobić. Rozumiem krytyczne głosy, uważam że są w określonych sytuacjach potrzebne. I to, że marudzimy, zgoda, ale liderzy, to jest prezydent, wojewoda, parlamentarzyści, nie mogą siedzieć i narzekać, mówić o trudnościach. Powtórzę, ich zadaniem jest wyznaczanie celów i dążenie do ich realizacji, nie oglądając się na głosy krytyczne. Skoro pojawia się szansa, żeby wynieść PWSZ na wyższy szczebel, podnieść jakość kształcenia, to chyba dobrze…

- Jak to jest z tą naszą filharmonią? Jest pan za czy przeciw?

- Pamiętam jak prezydent Tadeusz Jędrzejczak swego czasu mówił, że jak ktoś nie popiera jego pomysłu na budowę filharmonii od razu klasyfikował go jako wroga całej kultury. A to tak nie działa i te rzeczy należy rozdzielić. Lubię muzykę poważną, chodzę do filharmonii, moja wnuczka chodzi tam na zajęcia muzyczne. To jest rzecz normalna, że kultura w mieście musi się rozwijać, jestem zwolennikiem mocnego inwestowania w tę dziedzinę życia. Ale oczywistym jest, że sposób zrealizowania przez poprzednie władze inwestycji naraził miasto na ogromne wydatki. Przyjęcie formuły organizacyjnej, w której gorzowianie sponsorują kulturę dla całego regionu było błędem. Filharmonii nie trzeba bronić. Jest w komfortowej sytuacji, jako miejska instytucja finansowana z budżetu miasta. Ponieważ wykorzystano do jej budowy środki unijne miasto ma zobowiązania. Paradoksalnie trzeba bronić pozostałą kulturę, która ledwo działa, ponieważ FG pochłania ogromne środki finansowe. Jestem zwolennikiem, żeby dbać o to, co już Gorzów posiada, rozwijać zainteresowania muzyczne, wychowywać dzieci i młodzież. Mamy piękną filharmonię, wspaniałą orkiestrę i wiele wydarzeń o wysokiej randze artystycznej. Dobrze, żeby samorząd województwa i minister kultury pomogli miastu. Szkoda, że inwestycja rzędu 140 mln złotych nawet w kulturę nie ożywiła centrum miasta, nie wywołała jego rozwoju. Niestety, to były poważne błędy, których się nie da naprawić. Miasto do dzisiaj ma 160 mln zł długu. Ja chcę tylko zachęcić do dyskusji, a w konsekwencji do takich działań, żeby poszukać rozwiązań pozwalających na ograniczenie kosztów utrzymania filharmonii z miejskiego budżetu, co nie oznacza, że jestem przeciwko kulturze.

- Czy nadal chciałby pan wybudować ,,mechaniczny wjazd” na Schody Donikąd? 

- Tak, dokładnie tak. Z okna mojego mieszkania widzę z jednej strony zegar na katedrze, a z drugiej Schody Donikąd. Te słowa wypowiedziałem w 2007 roku, bo widziałem w Europie kilka fajnych wjazdów, coś na wzór windy. Pamiętam, że był nawet gotowy projekt wykonany przez studentów. Szkoda, że przez tyle lat nic nie zrobiliśmy w tym kierunku. Rozumiem, że budżet miasta jest skromny, nie na wszystkie rzeczy starcza pieniędzy, ale za mało działamy w kierunku inwestycji w ramach partnerstwa prywatno-publicznego. Na wzgórzu Schodów Donikąd jest taka mozaika z napisem ,,bezradność”. Nie kieruję tego do obecnego prezydenta, którego osobiści lubię. Jest fajnym, młodym człowiekiem, dobrze wychowanym. Bardzo dobrze z nim się rozmawia, ale zachęcam go do tego, żeby został prawdziwym przywódcą miasta, z wizją porywającą mieszkańców. Punkt widokowy trzeba zmodernizować i umieścić mozaiki z napisem „nadzieja”, „odwaga”, „entuzjazm”, „sukces”. Wiele miejsc w mieście czeka na swój dobry czas. W Gorzowie tak łatwo odnieść sukces, bo tak wiele jest do zrobienia.

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x