Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Irydy, Tamary, Waldemara , 5 maja 2024

Dłoniak: To jest bardzo duże wyzwanie finansowe i logistyczne

2022-02-02, Nasze rozmowy

Z Jakubem Dłoniakiem, wychowankiem Chemika Gorzów, byłym reprezentantem Polski w koszykówce, rozmawia Robert Borowy

Jakub Dłoniak -  Fot. Marta Tymszan/Kangoo Basket Gorzów
Jakub Dłoniak - Fot. Marta Tymszan/Kangoo Basket Gorzów

- Jeszcze niedawno amatorsko grał pan w gorzowskich Kangurach w trzeciej lidze, a teraz bryluje na pierwszoligowych parkietach w zespole Żaka Koszalin. Czyli nie powiedział pan jeszcze ostatniego słowa?

-  Dokładnie. W 2019 roku występowałem w Polskiej Lidze Koszykówki w zespole GTK Gliwice, po czym zszedłem o klasę niżej i przez rok grałem w Kołobrzegu. Kiedy skończył mi się kontrakt powróciłem do Gorzowa. Aby podtrzymać formę  pograłem trochę w Kangurach. W pewnej chwili pojawiła się oferta z Koszalina, który występował w drugiej lidze. Od razu zapowiedziano mi, że celem jest awans do pierwszej ligi, co zrozumiałem, bo w Koszalinie wszyscy od lat żyją basketem i chcą się cieszyć grą na wysokim poziomie. Zgodziłem się, awansowaliśmy do pierwszej ligi i teraz walczymy o awans do play off.

- A pan zostaje najlepszym graczem ligi w grudniu, a obserwując pańską grę wcale to nie musi być jedyny sukces w tym sezonie.

- Przede wszystkim cieszę, że dalej mogę żyć koszykówką, oddycham nią w każdej sekundzie, gdyż sprawia mi ona bardzo dużo radości. Cieszę się również, że trafiłem do Koszalina, zespołu o dużych aspiracjach.

- Obserwując poczynania pańskiego zespołu można odnieść wrażenie, że jest to ciekawa ekipa, o sporym potencjale. Jak pan ją ocenia?

- Bardzo dobrze się w niej czuję. Zresztą zawsze, jak jestem zdrowy, to mam ochotę grać na wysokim poziomie, a wtedy ma się poczucie, że wnosi się coś do każdej drużyny wartościowego. Przed sezonem założeniem była walka o utrzymanie i z jednej strony pilnujemy się, żeby nie spaść niżej w tabeli, z drugiej cały czas widzimy plecy drużyn znajdujących się obecnie na granicy awansu do play off. Myślę, że emocje będą do ostatniej kolejki i wszystko może się wydarzyć. Szkoda tylko, że w tej chwili mamy drobny problem, bo wypadł nam z powodu kontuzji Fineto Lungwana, obok mnie najskuteczniejszy strzelec zespołu. Trochę to martwi, ale musimy radzić sobie bez niego, licząc że szybko powróci.

- Na początku ligowej kariery przez wiele lat grał pan w zespołach pierwszoligowych. Potem była Polska Liga Koszykówka, ale w 2019 roku, przechodząc do Kołobrzegu, teraz jest Koszalin, powrócił pan do tej klasy rozgrywek po dziewięciu latach. Jak zmieniły się te rozgrywki, czy ich poziom mocno wzrósł?

- Jest to trochę inna koszykówka. Obecnie występujący w pierwszej lidze zawodnicy mają lepsze przygotowanie fizyczne i motoryczne. Gra dużo młodych chłopaków, którzy chcą się przebić wyżej. Dlatego powiedziałbym, że ta liga jest naprawdę wymagająca, a przez to ciekawa i stojąca na dobrym poziomie.

- Czyli czasy w stosunku do pańskiej sportowej młodości mocno się zmieniły?

- Tak i to w różnych kierunkach. Obecnie duży wpływ na rozwój sportu mają pieniądze. One determinują wszystko. Pewne idee, którymi kierowaliśmy się 20-30 lat temu przeszły do historii. Obecna sportowa młodzież jest w większości roszczeniowa, uważa, że wszystko im się należy. Tłumaczę im, że najpierw należy włożyć dużo serca, a potem oczekiwać korzyści. To nie jest tak, że komuś wszystko się należy. Jak przegrywasz w sporcie, to nic ci się nie należy, dlatego najpierw trzeba wypracować swoją pozycję. Kto to rozumie, zajdzie daleko, reszta przegra szybko.

- W pana przypadku o technikę nie trzeba się martwić, stąd nie dziwią dobre zdobycze punktowe. Ale jak pan daje sobie radę z wytrzymałością, skoro wokół ma wielu młodych i wybieganych chłopaków. Co pan robi, że  w wieku 38 lat wciąż gra na wysokim poziomie?

- Bardzo dobrze się prowadzę, dbam o każdy detal. Technika techniką, ale ją stale trzeba ulepszać. To nie jest wypracowane raz na zawsze. Każdy zawodnik musi mieć świadomość, że bez względu na wiek trzeba codziennie pracować. Do tego systematycznie badam się, bardzo ważne jest odżywianie i dbam o to, podobnie jak dbają o mnie moja żona i mama. Zawsze mogę z ich strony liczyć na smaczne i zdrowe posiłki.

- Rozumiem, że budowanie u pana codziennej formy nie odbywa się tylko na treningach?

- Nie, jak powiedziałem, składa się na to kilka czynników, w tym również dbałość o zdrowie. Są tacy sportowcy, którzy prezentują wysokie umiejętności, ale nie zawsze potrafią to wykazać ze względu na zaniedbanie któregoś z elementów.

- Jak pan wspomina czasy, kiedy w Chemiku Gorzów zaczął stawiać pierwsze koszykarskie kroki?

- Było to blisko 25 lat temu, to już naprawdę długi czas, ale wspomnienia są wspaniałe.  Graliśmy wtedy w trzeciej lidze, pamiętam, że raz mieliśmy szansę awansu do drugiej, ale przegraliśmy decydujący mecz w Warszawie. Był to czas, w którym uczyłem się dopiero grać i zarazem marzyłem.

- O czym?

- O zagraniu w najwyższej klasie rozgrywek i założeniu reprezentacyjnego trykotu.

- Oba się spełniły. W 2011 roku został pan wybrany najlepszym debiutantem w Polskiej Lidze Koszykówki, reprezentując wtedy Zastal Zieloną Górę. Dwa lata później odebrał pan nagrodę dla najskuteczniejszego zawodnika PLK, grając w Siarce Tarnobrzeg. Zaś w 2014 roku zagrał pan dwa reprezentacyjne mecze z Czechami.

- Wszystko co osiągnąłem do tej pory to wynik motywacji wewnętrznej. Bardzo chciałem, mocno pracowałem, wierzyłem w to co robię i dalej tak jest. Oczywiście zawsze mogłem liczyć na pomoc ze strony mamy, żony, nieżyjącego już niestety brata Dawida. Oni utwierdzali mnie w przekonaniu, że to co robię, robię dobrze i to mnie dodatkowo napędzało. A to, że z Gorzowa trafiłem najpierw do PLK i potem reprezentacji, to tylko potwierdza, że dla chcących naprawdę każda droga jest otwarta. To, że jestem gorzowianinem i mogę reprezentować nasze miasto na zewnątrz jest dla mnie bardzo ważne. Zdobywając punkty dla innych zespołów zawsze podkreślałem, że pochodzę z Gorzowa, że to miasto noszę w sercu.

- Skoro mówimy o Gorzowie, to oczywiście wspomnijmy o obecnej gorzowskiej koszykówce. W tym roku zespół Kangury radzą sobie na trzecioligowych parkietach bezbłędnie, wygrywając wszystko po kolei. Czy oznacza to, że mamy szansę zbudować w niedalekiej przyszłości drużynę na wysokim poziomie?

- Oj, to jest bardzo duże wyzwanie finansowe i logistyczne. Trener Andrzej Stefanowicz robi wszystko, żeby zbudować dobry zespół, potencjał kadrowy w Gorzowie jest spory, stać chłopaków na razie na grę w drugiej lidze i myślę, że tym kierunku na razie powinny pójść działania. Andrzej jest wielkim pasjonatem basketu, fajnie, że jest, bo dzięki takim ludziom można coś fajnego stworzyć. Ważne, żeby chłopacy wierzyli w to co robią, dużo trenowali, to sukces przyjdzie. Na obecnym poziomie rozgrywek ważne jest wybieganie oraz sfera mentalna. Sam jestem ciekawy, jak pójdzie im w decydującej fazie tegorocznego sezonu. Mocno trzymam za nich kciuki.

- Nie marzy się panu na zakończenie kariery zagrać w meczu ligowym w barwach gorzowskiego klubu w nowej hali przy Słowiance, która niedługo zostanie wybudowana?

- Nie myślałem o tym, może dlatego, że nie myślę jeszcze o zakończeniu kariery. Ale to dobry pomysł, fajnie na pewno byłoby pograć jeszcze w gorzowskim zespole na wyższym szczeblu.

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x