Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Na polityczne gry nie mam ochoty

2012-04-17, Nasze rozmowy

medium_news_header_27.jpg

Z Jerzym Synowcwm rozmawia Jan Delijewski

- Tadeusz Jędrzejczak dotrwa do końca kadencji na stanowisku prezydenta miasta?
- Myślę, że nie dotrwa. Kadencję przerwie albo wyrok sądowy, który spodziewany jest w czerwcu, albo też uchylenie wydanego już wcześniej wyroku, co oznacza ponowne rozpoznanie i wieloletni proces od początku. A to jest nie do zaakceptowania i z pewnością byłoby referendum w sprawie odwołania go z funkcji. Bo przecież taka sytuacja, jaka jest, nie może już trwać dłużej. I trzeba to przeciąć.


- To dlatego zaczęły się już przedbiegi, żeby nie powiedzieć, że rozpoczął się wyścig potencjalnych pretendentów do prezydentury?
- W jakimś sensie ten wyścig rzeczywiście się  zaczął. Jakieś ruchy się już odbywają, bo kandydaci, wszyscy chętni chcą być wcześniej przygotowani.


- Jak pan patrzy na polityczną aktywność Jacka Bachalskiego i jego stowarzyszenia?
- Nie wróżę temu przedsięwzięciu, temu stowarzyszeniu sukcesu, gdyż zebrała się grupa ludzi bardzo odległych od siebie, od prawa do lewa, mają wyraźne stemple partyjne czy polityczne a łączy ich tylko chęć sięgnięcia po władzę. Dla mnie Jacek Bachalski, które tak naprawdę ma bardzo luźne związki z Gorzowem, nie jest człowiekiem do końca wiarygodnym. Ktoś, kto startuje w wyborach najpierw na  prezydenta Gorzowa, później Poznania i znowu chce być prezydentem  Gorzowa, nie zyska zaufania wyborców do tego stopnia, by wygrać wybory.
- Ale udało mu się, mimo wszystko, zgromadzić wokół tego projektu niezłe towarzystwo. Jan Kochanowski, Artur Radziński, Augustyn Wiernicki, Zenon Michałowski…
- Zgoda, ale żeby  zebrać wokół jakiegoś politycznego pomysłu   kilka czy kilkanaście znanych nazwisk wystarczy trochę aktywności politycznej. To jeszcze o niczym nie świadczy. Kiedy zgromadzi wokół siebie kilkadziesiąt znanych osób, to uwierzę, ze inicjatywa jest poważna. Na razie jednak nie widzę w tym stowarzyszeniu żadnej siły politycznej.
- A aktywność, szczególnie medialna, Władysława Komarnickiego, często wykraczająca poza ramy żużla i sportu, nie robi wrażenia, że ma jeszcze jakieś polityczne plany?
- Ta jego aktywność, jak dla mnie, wygląda nieco karykaturalnie. Mam wrażenie, że gdyby mniej mówił o sobie, o swoich zasługach, mniej wypinał pierś po ordery i zaszczyty, to byłby bardziej szanowany. On jednak  przekracza pewne granice autokreacji, żeby nie powiedzieć, że ociera się o  śmieszność… O pewnego czasu w Gorzowie mówi się wręcz, że strach otworzyć już nie tylko lodówkę, ale i konserwę, bo może z niej wyskoczyć Władysław Komarnicki. Wszędzie go pełno.


- Na pewno ma w  tym jakiś cel, może tym celem jest właśnie prezydentura. Nie widzi pan w nim poważnego kandydata?
- Jeśli stanie do wyborów, to z pewnością będzie się liczył, będzie jednym z poważniejszych kandydatów. Aczkolwiek jeszcze takiej deklaracji nie złożył, choć pytany o to, także nie zaprzecza. Ale jest aktywny.


- Kiedy dojdzie do wyborów, będą jeszcze inni kandydaci, z zapleczem partyjnym. Mówi się o Elżbiecie Rafalskiej z PIS, która nie bardzo chce, w przeciwieństwie do Marka Surmacza. Jest także PO z Krystyna Sibińską, która może nie chcieć, ale może skutecznie być przymuszana do kandydowania…
- Mogą także pojawić się inni kandydaci, ale liczyć się będzie 4-5, z których każdy będzie miał szanse. To nie będą wybory jednego faworyta, jak bywało w ostatnich latach.


- A pan nie miałby ochoty porządzić miastem, jako prezydent?
- Ochotę może i miałbym, ale nic z tego. Musiałbym zrezygnować z kariery zawodowej, ze swojej pracy, która daje mi satysfakcję, prestiż i pieniądze. I wszystko to w znacznie większym wymiarze niż daje stanowisko prezydenta.


- Słyszałem, że  był pan już wcześniej namawiany do kandydowania w wyborach prezydenckich?
- To prawda, byłem namawiany i to kilka razy, ale odmawiałem z podanych wcześniej powodów.


- Prawdą jest też to, że proponowano panu stanowisko wojewody lubuskiego?
- Pewnych tajemnic się nie zdradza, jeśli się to obiecało. Nie odpowiem więc na to pytanie.


- Ale radnym jednak pan został. Dlaczego zgodził się pan kandydować i być radnym?
- Radny to mieszkaniec miasta, który w formalny sposób może wpływać na losy swojego miasta, choć większej mocy sprawczej raczej nie ma i boleję nad tym. Ja jestem gorzowianinem, interesuję się swoim  miastem, kocham to miasto i pragnę je zmieniać w różnych dziedzinach, na różnych płaszczyznach. Wydawało mi się, że jako radny będę mógł zrobić więcej i mogę zrobić, ale nie tyle ile chciałbym.


- To co pan może jako radny?
- Szczerze mówiąc nie za dużo, bo władza prezydenta jest tak wielka, że radni mogą dużo krzyczeć, ale sami za wiele zmieniać nie mogą. Rządzi prezydent, bo tak chciał ustawodawca.


- Jak pan ocenia ostatnie lata, miesiące prezydentury Tadeusza Jędrzejczaka?
- Fatalnie oceniam. Mamy do czynienia z kompletnym bezwładem. Władza prezydencka i urząd nie funkcjonują tak, jak powinny. Wygląda jakby prezydent czekał na dopełnienie swojego losu. Walą się kolejne elementy prezydenckiej układanki. Wychodzi na jaw, że różne  rzeczy nie były dopilnowane. Odkrywamy kartę pod tytułem kultura i widzimy, że była tragedia, że była tam samowola, że zabrakło kontroli. Odkrywamy kartę pod nazwa sport i widzimy, że wszystko się wali, że  również zabrakło kontroli. Wygląda na to, że finansami miasta w tych dziedzinach zarządzano fatalnie. Czekamy na kolejne kwiatki …A jest jeszcze Filharmonia Gorzowska.


- Jakie płyną z tego wnioski?
- Przede wszystkim, że miasto jest z jednej strony przeinwestowane, jeżeli chodzi o obiekty sportowe, kulturę… Z drugiej strony jest niedoinwestowane, jeżeli chodzi o drogi, ulice, chodniki… I niedopilnowane, bo prezydent nie kontroluje tego, co się dzieje pod jego bokiem. Przy tym wybiera  kiepskich ludzi na odpowiedzialne stanowiska. Zaburzono równowagę w rozwoju  miasta, pomylono priorytety. Dziś Gorzów buksuje w miejscu. W tej chwili nie potrzeba nam wizjonera, ale kogoś z ogromną energią, żeby przywrócić elementarny ład w mieście.


- To jak pan ocenia, w tym kontekście, ostatnie decyzje kadrowe prezydenta? Tomasz Kucharski jako dyrektor wydziału sportu, Stefan Sejwa jako wiceprezydent…
- To są decyzje doraźne, na tą chwilę. Przy całym szacunku dla tych osób, ale to nie są decyzje kadrowe, które w jakiejś perspektywie mają coś rozwiązać czy uporządkować. Nie tak powinna wyglądać polityka kadrowa w mieście. Na tak  odpowiedzialne stanowiska powinni być wybierani ludzie odpowiednio przygotowani, z dużą wiedzą, kompetentni, którzy wiedzą co trzeba zrobić i jak to zrobić.


- Mamy jeszcze woj. lubuskie, czy jak mówi prezydent Jędrzejczak, jesteśmy już w woj. zielonogórskim, choć lubuski szyld pozostał?
- Mamy woj. lubuskie i to jest nasza mała ojczyzna. Niezależnie od jego słabości i przywar powinno trwać, się rozwijać i jest to korzystne zarówno dla Zielonej Góry, jak i Gorzowa. Lepszej alternatywy nie ma. Prezydent nie powinien mówić o nierównym traktowaniu i nierównym dzieleniu środków, degradowaniu Gorzowa, bo sam jest w dużej mierze temu winny. O środki trzeba zabiegać, walczyć i mieć argumenty w ręku. Trzeba działać profesjonalnie, a nie wywoływać medialne burzę, by odwracać uwagę od swoich zaniedbań. Z tych awantur, poza chaosem i zamętem, nic nie wynika.


- Angażuje się pan od lat w wielkie i małe sprawy miasta, a przecież nie chce pan być zawodowym politykiem czy żyć z polityki. Nie jest pan już tym wszystkim zmęczony?
- To prawda, że nie chcę być zawodowym politykiem. Moje dotychczasowe zaangażowanie w sprawy miasta daje mi jednak dużo satysfakcji, bo mam wpływ na to, co się dzieje w moim mieście, aczkolwiek nie aż taki, jaki chciałbym Ale na polityczne gry nie mam czasu i ochoty. Widzę, że wiele rzeczy źle wygląda  i tym jestem przed wszystkim  zniesmaczony. Zniesmaczony jestem tym, że chciałbym, aby Gorzów był pięknym miastem a jest brzydkim. Jestem zniesmaczony tym, że tak wiele można zrobić tak niewielkim kosztem, nakładem sił, a się nie robi.


- I to pana boli?
- Boli i to bardzo. Boli, że tak wiele publicznie znanych osób z takim lekceważeniem traktuje miasto. Jak chociażby były znany radny, który obecnie w imieniu miasta sprawuje ważną funkcję, a jako właściciel ohydnej budy niemal w centrum miasta, kpi sobie z nas wszystkich  nie robiąc nic, by jakoś to estetycznie wyglądało. Psuje nam widok i psuje nam Gorzów.  Takich przykładów w mieście są dziesiątki. A władze , mimo posiadanych  możliwości zmiany tego stanu rzeczy, nic z tym nie robią. Wygląda, że  odpowiedzialnym urzędnikom nie chce się po prostu pracować.


- Ale na żużel pan jeszcze chodzi?
- Tak, oczywiście. I nie tylko na żużel, oglądam także inne dyscypliny, aczkolwiek to żużel jest moja pasją, moim hobby. Interesuję się nim, piszę o nim i nie zmieni tego nikt i nic.


- Dziękuje za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x