Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Agnieszki, Amalii, Czecha , 20 kwietnia 2024

Czy CBA znalazło przestępstwa w szpitalu?

2012-05-09, Nasze rozmowy

Z Andrzejem  Szmitem, byłym dyrektora Szpitala Wojewódzkiego a obecnie dyrektorem Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Gorzowie, rozmawia Jan Delijewski.

medium_news_header_170.jpg

- To jaki jest stan pacjenta, którego pan zostawił, a który  nazywa się Szpital Wojewódzki w Gorzowie?
- Od strony finansowej zostawiłem go prawie w takim samy stanie, w jakim przejmowałem trzy lata wcześniej. Przejmowałem go z długiem 249  milionów złotych i na podobnym poziomie zostawiałem, choć niektórzy twierdzą, że było inaczej, ale to kwestia ich metodologii liczenia.


- Pan pomógł temu pacjentowi czy może jednak zaszkodził?

- Odpowiem tak. Jest mi niezmiernie miło, ze gdziekolwiek się ruszę w Gorzowie, to wszędzie słyszę słowa żalu, że odszedłem ze szpitala, bo ten szpital mocno się zmienił pod moimi rządami. Zresztą,  wystarczy się przejść po oddziałach, by zobaczyć te zmiany. I nie chodzi tu o jeden oddział czy drugi, ale o wiele oddziałów – laryngologii, okulistyki, chirurgii dziecięcej, chorób wewnętrznych, ginekologii i położnictwa, noworodków, bloku porodowego. Zrobiona została wreszcie kuchnia, powstało jedno z najnowocześniejszych w kraju laboratoriów. Do tego doszedł nowy sprzęt diagnostyczny, m. in. rezonans magnetyczny, powstała unikatowa pracownia medycyny nuklearnej  i wiele innych nowych rozwiązań, o których długo można opowiadać.


- No właśnie. Robił  pan rzeczy niezbędne, czyli remonty, zakupy sprzętu, ale w sytuacji  ogromnego zadłużenia szybko pojawił się zarzut niegospodarności, wręcz przeinwestowania?
- Jak można przeinwestować niedoinwestowany szpital? Jak można przeinwestować ludzkie zdrowie?! Ja rozumiem, że są tacy, którzy chętnie widzieliby gorzowski szpital w ruinie. Przecież gorzowianie mogą jeździć na leczenie do Poznania, Szczecina, Zielonej Góry czy Nowej Soli. Ale ja do nich nie należę. Niby dlaczego w Gorzowie nie ma być porządnego szpitala?! Jestem gorzowianinem z krwi i kości i chcę, żeby gorzowianie leczyli się dobrych warunkach tu,  na miejscu.


- Ale jest jeszcze coś takiego, o czym panu przypominano, jak rachunek ekonomiczny. Wydawał pan więcej niż miał…
- Pracownikom i pacjentom należą się godne warunki do pracy i leczenia. I obowiązkiem właściciela, czyli samorządu województwa jest im te warunki zapewnić. A ja, jako zarządzający, byłem do tego wręcz zobowiązany. Ale po kolei. Przez pierwsze dwa lata wszystko grało, wywiązywałem się z obowiązków i zadań, i nikt nie miał pretensji. Spłacałem kredyty zaciągnięte przez poprzedników, a rocznie sama obsługa tych kredytów i starych długów wynosiła 17 milionów. Dobrze to funkcjonowało, bo szpital dostawał od właściciela pieniądze na remonty, inwestycje, zakupy sprzętu i wkład własny wymagany przy realizacji projektów unijnych. I słusznie, że otrzymywaliśmy, bo taki jest obowiązek właściciela, który powinien dbać o swój majątek i swoje dobro, które ma służyć społeczeństwu. Bo przecież to, co otrzymywaliśmy z kontraktów z NFZ wystarczało tylko na pokrycie kosztów świadczeń medycznych i organizację tych świadczeń. Nagle w 2011 roku okazało się, że, że dla szpitala w Gorzowie nie ma żadnych pieniędzy i musi radzić sobie sam. Radzić sobie z  sypiącymi się dachami,  rozwalającymi łazienkami i Sanepidem, który w każdej chwili mógł zamknąć szpital lub jego część. I projektami unijnymi, do których trzeba było mieć wkład własny. A na dodatek NFZ  nie chciał płacić za tzw. nadwykonania, za które powinien zapłacić.


- I dlatego pojawiła sie ta pożyczka 10 milionów na komercyjnych zasadach, co dla  marszałek Elżbiety Polak było powodem postawienia zarzutu, że pan „świadomie pogłębił zadłużenie szpitala„ do 258 mln zł i zgłosiła sprawę do CBA?
- I co? CBA nie znalazło przestępstwa, ja przynajmniej o tym nie słyszałem. Czy działałem świadomie? Tak działałem. Z czego regulować miałem zobowiązania, skoro nie dostawałem żadnych pieniędzy od właściciela  na realizacje zadań do których byłem zobowiązany. Musiałem szukać rozwiązań dostępnych na rynku. Tym bardziej, że moje wcześniejsze prośby o zgodę na zaciągniecie kredytu długoterminowego z przeznaczeniem na spłatę różnych zaległych należności, co było korzystniejsze, spotykały się z odmową. Sytuacja była naprawdę dramatyczna i nie było innego wyjścia.


- Były także inne zarzuty po kontroli urzędników Urzędu Marszałkowskiego. Między innymi zarzucano panu, że płaci za  wysokie pensje personelowi, głownie lekarzom, że omijano procedury przetargowe.
- Każdy z nas chce być leczony przez najlepszych specjalistów, a tych jest niewielu i trzeba za nich  dobrze zapłacić, ale szpitalowi to się zwraca z dużą  nawiązką, bo dają wcale niemałe pieniądze w ramach kontraktów z NFZ. Przy czym  lekarze w Zielonej Górze i tak zarabiają więcej – tyle, że tam na kontraktach ze szpitalem, a tu na etatach, co jest bardziej przejrzyste i nie rodzi żadnych podejrzeń. A omijanie procedur przetargowych… Podam wręcz dokładnie: w ciągu trzech lat mojej kadencji przeprowadzono zamówienia publiczne, wg Rejestru Zamówień   Publicznych, na kwotę 236 241 438,87 zł uzyskując oszczędności, wg tegoż rejestru, w wysokości 55 692 378,00 zł. 


- Związki zawodowe z Andrzejem Andrzejczakiem, którego pan przywrócił do pracy, wprowadzają niepokój w szpitalu, jak twierdzi marszałek czy jednak pomagają, panu pomagały w zarządzaniu, rozwiązywaniu problemów?
- Związki zawodowe w szpitalu to nie tylko Solidarność z przewodniczącym Andrzejczakiem, ale trzy  inne duże związki i trzy mniejsze, które także są ważne, bo skupiają całe grupy zawodowe. Ani razu związki nie postawiły mnie w sytuacji pogotowia strajkowego, odmówiły rozmów. Nie mogę więc powiedzieć złego słowa o związkowcach, aczkolwiek przez dwa lata nie mogliśmy się porozumieć co do kształtu układu zbiorowego i to jest jedyna porażka w naszych relacjach.


- Skoro tak dobrze pracowało się panu w szpitalu, to dlaczego pan odszedł?
- Odszedłem, gdyż dbałość niektórych ludzi, by uprzykrzyć mi życie i pracę była już tak wielka, ze dłużej się nie dało wytrzymać. Zresztą, skutki  tej dbałości odczuwam także w obecnym miejscu pracy. Nie skarżę się jednak, nie narzekam – jestem lekarzem, mam trzy specjalizacje i w życiu sobie poradzę.


- Jest coś, czego pan jednak żałuje?
- Wszystkiego żałuję… Przede wszystkim żałuję, że musiałem odejść z e szpitala, w którym pracują fantastyczni ludzie, dla których w większości mam dużo szacunku i uznania. Przede wszystkim żałuję, że na każdego kolejnego dyrektora spada ciężar grzechu pierworodnego, który popełnił marszałek Andrzej Bocheński. To on zdecydował o połączeniu trzech gorzowskich szpitali, które wówczas w 2002 roku miału w sumie dług w wysokości 86 milinów, przy łącznym kontrakcie na poziomie 82 milionów. Ten szpital musiał więc generować stratę, powiększać zadłużenie. I teraz wszyscy mówią, że to Gorzów narozrabiał, zapominając, że tak naprawdę narozrabiał marszałek z Zielonej Góry.


- W Zielonej Górze starają się utworzyć kierunek medyczny na uniwersytecie, co wymaga zaangażowania potężnych sił i środków finansowych. Nie ma pan wrażenia, ze funkcjonowanie szpitala Wojewódzkiego w Gorzowie, w jego kształcie z jego aspiracjami i długami, mocno w tym przeszkadza?
- Dla mnie to dziwny i niezbyt chyba przemyślany pomysł. Nie do przeprowadzenia w obecnych realiach, przy tak wysokich wymogach i warunkach, jakie trzeba spełnić. Ale jak ktoś się uprze zrobić coś za wszelka cenę, to wszystko da się zrobić. Tylko jakim kosztem?


- To jakie widzi pan perspektywy dla gorzowskiego szpitala?
- Złym rozwiązaniem  byłoby przekształcenie tego szpitala w spółkę prawa handlowego. Szpital tej wielkości, z tak rozległą działalnością powinien pozostać w systemie bezpieczeństwa społecznego, czyli być szpitalem publicznym. Przekształcenie szpitala w spółkę byłoby ogromna stratą i dla szpitala, i dla pacjentów. Proszę spojrzeć dookoła Gorzowa, otaczają nas szpitale – spółki, które leczą tylko tych , których chcą, których opłaca im się leczyć. Wszystkich pozostałych odsyłają do Szpitala Wojewódzkiego w Gorzowie. Co będzie jak tego szpitala zabraknie? Nie , nie może zabraknąć, bo będzie dramat! Spółka może przyjąć pacjenta, ale nie musi. Szpital publiczny musi przyjąć każdego pacjenta ze wskazaniem do  leczenia szpitalnego. To robi wielka różnicę.
Należy więc szukać innych rozwiązań największego problemu, jaki jest zadłużenie szpitala. Rozwiązań, które nie mogą być realizowane  kosztem pracujących tam ludzi, bo to odbije się na  jakości leczenia, a konsekwencji przyniesie więcej strat niż pożytku.


- Dziękuje za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x