Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Prezydent Jędrzejczak nie miał ochoty

2012-05-16, Nasze rozmowy

Z Janem Kochanowskim, byłym posłem, rozmawia Jan Delijewski

medium_news_header_247.jpg

- Oswoił się pan już z rolą szarego obywatela?
- Po 14 latach w parlamencie musze odnaleźć się w życiu, może trochę w innej roli, na innej pozycji. Każdy człowiek mniej lub bardziej wszystko przeżywa. Ja całe życie miałem w sobie żyłkę społecznika, czy to wcześniej w samorządzie szkolnym, później w sporcie, czy wreszcie w polityce i to pozostanie we mnie do końca. I takim całkiem zwykłym szarym obywatelem już raczej nie będę.


- To czego żałuje Pan  najbardziej?
- Najbardziej żal mi, że Gorzów stracił mandat poselski i prędko tego nie odzyska. Polityka prowadzona przez różne ugrupowania na szczeblu miejskim doprowadziła nas do tego, że staliśmy się marginesem życia politycznego w regionie. Poniekąd stało się tak na nasze własne życzenie, bo dajemy się rozprowadzać politykom z innego miasta.


- Ale tych kilku głosów, których zabrakło panu do mandatu, na pewno żal?
- Na pewno, bo to nie jest taka przegrana, która mówi, że mnie wyborcy nie chcieli… Zabrakło tylko 6 i aż 6 głosów, czyli ludzie mnie popierali, ale trochę za mało.


- Był pan jedynką na liście i wydawało się, że ma pewne miejsce  w Sejmie. A jednak przegrał z Bogusławem Wontorem. Dlaczego?
- Dlatego, że część kolegów i koleżanek z listy, nie mając szans na mandat, wyraźnie ze mną konkurowało odbierając mi głosy. Takiej sytuacji nie było w Zielonej Górze, gdzie lider był wyraźny i to on zbierał głównie głosy.


- To co pan teraz robi?
- Próbuję znaleźć sobie miejsce i wykorzystać swoje doświadczenie, wiedzę i umiejętności.


- I nie rezygnuje z polityki?
- Będę udzielał się tam, gdzie mnie chcą, gdzie jest jakiś obszar do działania. Być może coś z tego jeszcze będzie.


- Sam się pan znalazł się w stowarzyszeniu Tylko Gorzów czy to Jacek Bachalski pana znalazł?
- To była inicjatywa wspólnie wywołana. Po wielu rozmowach, analizach i dyskusjach  doszliśmy do przekonania, że coś niedobrego dzieje się w mieście, że partie tracą swoje znaczenie i wpływy, że traci na tym sam Gorzów. W związku z tym postanowiliśmy zrobić coś ponad podziałami i uprzedzeniami politycznymi. W stowarzyszeniu widzę przyszłość.


- Czemu ma ono służyć?
-  Przede wszystkim pobudzeniu myślenia o mieście i szerokim działaniu na jego rzecz. Chcemy pokazać mieszkańcom, ale  i partyjnym politykom, ze można inaczej, że dla dobra wspólnego da się współpracować i robić ciekawe rzeczy.


- A co z pańską przynależnością, działalnością partyjną?
- Jedno drugiemu nie przeszkadza, wprost przeciwnie. Działalność w stowarzyszeniu nie wyklucza przynależności partyjnej…


- Ale przyzna pan, że takie działania nie wzmacnia SLD w mieście? Raczej przeciwnie, osłabia… Ciągle przecież jest pan wiceprzewodniczącym Rady Wojewódzkiej SLD w lubuskim.
- Myślę, że to niczego nie osłabia. Dzisiaj partie powinny szukać sprzymierzeńców na różnych płaszczyznach i w różnych obszarach życia społecznego. Prędzej czy później SLD będzie musiało szukać szerokiego porozumienia miedzy innymi z takim stowarzyszeniami, jak nasze. Uważam bowiem, że nie należy zamykać się we własnym gronie, ale trzeba szeroko otwierać się na innych. Lewica to  jest coś znacznie więcej niż SLD.


- To co pana połączyło z Jackiem Bachalskim, któremu blisko i do PO i SLD, i do Poznania i Gorzowa?
- Wspólne było to, że obaj kierowaliśmy strukturami partyjnymi w regionie – Jacek PO, ja SLD. Obu nam zależy na mieście, na Gorzowie, który w relacjach z Zielona Górą coraz bardziej przegrywa. Przeanalizowaliśmy sytuację, przyznaliśmy się wzajemnie  do błędów i stwierdziliśmy, ze więcej nas łączy niż dzieli. Wyciągnęliśmy więc wnioski z przeszłości i teraźniejszości, bo coś dobrego zrobić dla przyszłości.


- Ale Jacek Bachalski nie ukrywa przy tym swoich ambicji, prezydenckich aspiracji?
- Każdy powinien mieć jakieś ambicje, aspiracje, które są przecież motorem napędowym wszelkich działań, wszelkiej aktywności. Ludzie bez ambicji nic w polityce nie znaczą. Dobrze więc, że Jacek ma swoje ambicje. Podobnie jak Artur Radziński czy Augustyn Wiernicki i inni.


- Jest pan przekonany, że będą wcześniejsze wybory na urząd prezydenta?
- Tak, jestem przekonany. I to  bez względu na wyrok Sądu Apelacyjnego  w Szczecinie. Miasto potrzebuje zmian, bo jest taki marazm, niedowład organizacyjny, ze każdy kolejny rok trwania w tym stanie rzeczy oznacza kolejne wielkie straty dla miasta. Potrzeba nowego otwarcia, innego myślenia o sprawach miasta i znacznie większej determinacji w pozyskiwaniu pieniędzy zewnętrznych. Mówię to na podstawie faktów. A fakty m.in. są takie, że nasz budżet jest mniejszy o 100 milionów od mniejszej przecież Zielonej Góry. Coś tu jest nie tak.


- Jest publiczna tajemnicą, że z Tadeuszem  Jędrzejczakiem łączy pana mniej niż nawet tzw. szorstka przyjaźń.  Dlaczego wasze drogi się rozeszły?
- Przez wiele lat podobnie myśleliśmy,  działaliśmy i w drogę sobie nie wchodziliśmy. Z czasem okazało się, że nie ma jednaki między nami chemii. Pomysły, działania prezydenta i jego otoczenia sprawiły, że nasze drogi w sposób naturalny się rozeszły.  Skoro prezydent nie  miał ochotę na bliższą współpracę, nie potrzebował chociażby pomocy w lobbowaniu na rzecz miasta w różnych centralnych urzędach czy ministerstwach, to i ja się z inicjatywami w tym zakresie nie narzucałem.


- Jak pan  ocenia prezydenturę Tadeusza Jędrzejczaka?
-  Pierwsze dwie kadencje były bardzo udane , ale ta trzecia nie jest dobra. Prezydent stracił animusz, impet i zatracił umiejętności współpracy z innymi. Wiele rzeczy, które teraz proponuje to odgrzewane kotlety. Choćby sprawa aglomeracji gorzowskiej czy budowa szpitala powiatowego. Przecież szpital już u nas był, przy Warszawskiej, i co się z nim  stało? Poza tym jest jeszcze kwestia sensu ekonomicznego takiego przedsięwzięcia.


- Na czym opieracie przekonanie, że takie ponadpartyjne, ale jednak polityczne stowarzyszenie, zyska większe poparcie niż partyjne programy  partyjni kandydaci?
- To trochę nie tak, nie do końca nam o to chodzi. Możliwe jest bowiem porozumienie różnych sił i ugrupowań politycznych, że wyłoni się kandydat, który będzie miał akceptacje i poparcie szerszej koalicji, składającej się z  różnych partii, stowarzyszeń i organizacji społecznych czy zawodowych. Nasze stowarzyszenie ma głównie spełnić rolę drożdży, które  doprowadzą do pozytywnego fermentu w mieście. Musi być jakaś alternatywa dla czysto partyjnych czy czysto politycznych zachowań i postaw. Stowarzyszenie ma być  impulsem do poszukiwań nowych koncepcji i rozwiązań dla miasta.


- To kiedy będą wybory prezydenckie w Gorzowie?
- Wszystko wskazuje, że jesienią lub wczesną zimą, aczkolwiek nie wykluczam też tego, że wcześniej mogą odbyć się przedterminowe wybory parlamentarne, bo sytuacja jest dynamiczna i coraz bardziej skomplikowana.


- Kto, pana zdaniem,  będzie ubiegał się o fotel prezydenta, kogo widzi pan w gronie najpoważniejszy kandydatów?
- Oni już się ujawnili, już zabiegają o poparcie mieszkańców. Chociażby Władysław Komarnicki czy Jacek Wójcicki, Jerzy Synowiec i Krystyna Sibińska. Jest jeszcze Jacek Bachalski, Elżbieta Rafalska, no i Marek Surmacz. Z tego składu potencjalnych kandydatów widać, że największe szanse będzie miał jednak kandydat ponadpartyjny.


- Dziękuje za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x