Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Anieli, Kasrota, Soni , 28 marca 2024

Dawać pieniądze na wszystko

2012-08-15, Nasze rozmowy

Z Romanem Bukartykiem, byłym radnym miasta Gorzowa, rozmawia Jan Delijewski

medium_news_header_1155.jpg

- Był pan radnym przez kilka kadencji. Jak pan je wspomina?

- Byłem radnym przez pełne trzy kadencje i usilnie namawiano do kandydowania po raz czwarty, ale mam już swoje lata i miałem serdecznie dość tego politykierstwa w radzie. Je swego czasu w radzie nie zmarnowałem. Każda kadencja była inna. Ta pierwsza, w latach 1998 – 2002, była bez wątpienia najciekawsza, choć i najłatwiejsza, bo wówczas na 45 mandatów w radzie SLD miał aż 24. Mógł więc samodzielnie rządzić i podejmować decyzje.

- To były dobre lata dla SLD, ale czy także dla miasta?

- W tym czasie klub SLD wspólnie z prezydentem, który pochodził z wyboru rady i był absolutnie od niej zależny, tworzyli jedną drużynę. Była współpraca, było współdziałanie i były dobre pomysły czy inicjatywy. To z tamtego okresu pochodzi szereg projektów, które usprawniły życie w naszym mieście. To m.in. pomysł zbudowania zachodniej obwodnicy miasta, budowa Słowianki, z której wówczas wszyscy się śmiali, a teraz nie wyobrażają sobie bez niej Gorzowa.

- Jaka była największa porażka, największy błąd rady, radnych za pana czasów?

- Było sporo sukcesów, ale porażki też były. Największą jednak porażką, w moim głębokim przekonaniu, było rozmijanie się prezydenta z radą miasta. Do tego stopnia, że te dwie siły w pewnym momencie przestały się nawzajem szanować. Zaczęło się od zmiany prawa. Nowa ustawa o samorządzie sprawiła, ze prezydent pochodzi z bezpośrednich wyborów, a jego uprawnienia są znacznie większe. W praktyce prezydent przestał komukolwiek podlegać i właściwie mógł robi niemal wszystko, bez oglądania się na radę. I byłoby dobrze, gdyby w radzie była większość, z którą prezydent się utożsamia. Ale u nas od lat tak już nie jest.

- Jak pan ocenia swoich następców radzie?

- Bardzo różnie. Ja m.in. podjąłem decyzję o rezygnacji z dalszego kandydowania, bo już w mojej ostatniej kadencji trudno było o normalną, merytoryczną pracę. Tam się zrobił polityczny jarmark, wszyscy z wszystkimi walczyli, o miasto w tym wszystkim chodziło najmniej. I nic się pod tym względem nie zmieniło. Dlatego nie oceniam poszczególnych radnych, wśród których jest wielu wartościowych ludzi, ale nie mogą się przebić.

- Dlaczego upada, właściwie już upadł sport w Gorzowie, które przez wiele lat był wizytówką miasta?

- Przyczyn jest wiele. Jako wieloletni przewodniczący komisji edukacji i sportu w radzie także się do tego przyczyniłem. Sport był jedną z najbardziej uprzywilejowanych dziedzin w naszym mieście. Chuchaliśmy na sport w radzie, gdyż był dla nas marką Gorzowa. Poza tym wykorzystywaliśmy sport do rywalizacji z Zieloną Górą, bo musieliśmy być lepsi. A należało już wtedy pomyśleć o tym, że trzeba postawić na kilka wybranych dyscyplin, klubów czy drużyn, a nie dawać pieniądze na wszystko. W 130-tysięcznym mieście chcieliśmy mieć sport na najwyższym poziomie w czym tylko się dało. I mieliśmy, ale tak dłużej nie dało się funkcjonować.

- I nie da się tych błędów już naprawić?

- Wierzę, że to się z czasem da naprawić. Drogę pokazali działacze klubu piłkarskiego Stilon, którzy próbują odbudować pozycję gorzowskiego futbolu na gruzach starego klubu - małymi kroczkami, tworząc powoli zaplecze materialne i wynik sportowy. I nie można tu niczego porównywać czy odnosić do żużla, bo żużel w Gorzowie to jednak zupełnie coś innego.

- Często lubimy się porównywać z Zieloną Górą. Jak w pana ocenie te porównania wypadają?

- W pierwszych latach dawnego woj. gorzowskiego, a także w pierwszych latach po przemianach ustrojowych, to Gorzów był bardziej ofensywny i przebojowy. Dużo się u nas działo i zmieniało na lepsze. Znacznie więcej niż w Zielonej Górze. Teraz jednak Zielona Góra znowu jest przed nami. Chociażby w sporcie … U nas od lat mówi się o budowie dużej hali widowiskowo-sportowej, a oni bez wielkiego gadania zwyczajnie wzięli i ją zbudowali.

- Dlaczego w Gorzowie brakuje tego wspólnego myślenia o mieście?

- W Zielonej Górze też są partie, frakcje polityczne i w sprawach politycznych czy ideologicznych ostro się ścierają, ale w kwestiach merytorycznych, dotyczących miasta i na rzecz miasta, twardo ze sobą współpracują. Tam na hasło „Zielona Góra” znikają członkowie partii a w ich miejsce pojawiają się zielonogórzanie, którzy myślą z troską o swoim mieście.

- Chce pan przez to powiedzieć, że zielonogórscy politycy są bardziej dojrzali?

- Tak, są bardziej świadomi swojej odpowiedzialności za losy miasta. Myślą szerzej i dalej.

- Gorzowska scena polityczna jest dla pana jasna, czytelna, zrozumiała?

- Absolutnie nie. Wbrew pozorom, rola partii politycznych jest u nas bardzo mała, bo są one podzielone, skłócone i przez to bardziej zajmują się wewnętrznymi rozgrywkami niż samym miastem. PiS-y mamy dwa, Platformy Obywatelskiej mam całe mnóstwo i jest to zupełnie coś innego niż w Zielonej Górze. Natomiast SLD też nie jest jednolite i po kolejnych klęskach nie może się odnaleźć.

- Właśnie, co się dzieje w mieście z SLD, które jest przecież panu bardzo bliskie?

- SLD w Gorzowie przez lata było partią liczącą się, silną i to bardzo. Teraz jednak wygląda to zupełnie inaczej, jest słabe. Dobrze się stało, że nastąpiła zmiana kierownictwa, że do głosu doszli ludzie młodzi, jak przewodniczący Marcin Kurczyna, ale spodziewałem się po nim więcej. Tymczasem jego nie ma, nie widać go, nie słychać i to już mnie martwi.

- Stowarzyszenie „Tylko Gorzów” Jacka Bachalskiego i Jana Kochanowskiego wnosi coś ożywczego, nowego do życia miasta?  Czy może jednak jest to tylko inicjatywa czysto polityczna mająca bardzo konkretny i wymierny cel: przejęcie władzy w mieście.

- Ale ten cel jest oczywisty dla wszystkich, na dzisiaj jednak nierealny i nieosiągalny. Te dyskusje, oceny, komentarze i pomysły to jedynie ruchy pozorowane, które mają markować aktywność i pokazać troskę o miasto.

- Prezydent Tadeusz Jędrzejczak wybił się na samodzielność, niezależność polityczną. To dobrze czy źle dla miasta?

- Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Prezydent powinien być samodzielny i nawet niezależny politycznie, ale jednocześnie powinny być takie mechanizmy, regulacje prawne, które zmuszałby go do współpracy, współdziałania z radą. Należałoby więc przede wszystkim zmienić prawo w tym zakresie. W tej chwili rola rady jest zanadto ograniczona, a prezydent ma za dużo swobody w działaniu. To dlatego prezydent Tadeusz Jędrzejczak tak odważnie i czasami z wielką przesadą sobie poczyna, odcinając się od rady i krytykując samą radę.

- A samą prezydenturę Tadeusza Jędrzejczaka jak pan ocenia?

- To był, jest dobry prezydent. Ta ostatnia kadencja trochę zmienia tą ocenę ze względu na znaną sprawę i jej konsekwencje. Z jednej strony go podziwiam, że przy tym stresie, przy takiej nagonce jeszcze w ogóle funkcjonuje. Z drugiej jednak strony widać, że to się odbija na mieście. Widoczne są pewne zaniedbania, marazm i oczekiwania na zmiany.

- To jaki widzi pan Gorzów za kilka lat?

- Jestem tu od 1945 roku, przyjechałem jako kilkuletni chłopiec i na moich oczach różne rzeczy się działy, miasto przechodziło różne koleje losu. Mam więc uzasadnioną nadzieję, że jeszcze pójdzie mocno do przodu. Warunek jest jeden: więcej wspólnego myślenia o mieście, mniej partykularnych czy osobistych interesów. Tak jak to się dzieje w Zielonej Górze.

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x