Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Bony, Horacji, Jerzego , 24 kwietnia 2024

Syci nie widzą człowieka głodnego

2012-10-03, Nasze rozmowy

Z Augustynem Wiernickim, przedsiębiorcą, społecznikiem i filantropem, rozmawia Jan Delijewski

medium_news_header_1631.jpg

- Jak się żyje przedsiębiorcy w mieście średniej wielkości, takim jak Gorzów?

- Przede wszystkim niepewnie. To nie jest miasto, w którym cokolwiek się planuje w odniesieniu do biznesu. My nie wiemy co ze strony władz przyniosą nam najbliższe miesiące, lata. Nie ma jakiejś spójnej, długofalowej polityki wspierania lokalnej przedsiębiorczości. Żyjemy z dnia na dzień, zdani wyłącznie na siebie.

- Ale podatki na rzecz miasta pan płaci?

- Jak najbardziej i zawsze w terminie

- I na co one idą?

- Tego nie wiem, a chciałbym wiedzieć. Mogę się jedynie domyślać, że nich finansowane są te mniejsze i większe inwestycje, które nie zawsze mi się podobają.

- Miasto racjonalnie wydaje te nasze wspólne pieniądze?

- Gdyby miasto racjonalnie wydawało pieniądze, nie byłoby w tak trudnej sytuacji finansowej. Miasto wydaje pieniądze głównie na tzw. inwestycje prokosztowe, które później jedynie generują koszty a nie pobudzają rozwoju. Mam tu na myśli m.in. filharmonię, stadion żużlowy czy amfiteatr, które na dodatek są źle pomyślane. W tych pomysłach i ich realizacji widzę pewną nieracjonalność.

- Ale ludzie potrzebują nie tylko chleba, ale i igrzysk?

- To prawda, że potrzebna jest również rozrywka, sport i kultura, ale dobrze pomyślana, nie wymagająca aż tak wielkich nakładów. Nie można realizować inwestycji abstrahując od możliwości i innych potrzeb. Czy taka filharmonia, w taki wydaniu, naprawdę jest nam dzisiaj najbardziej potrzebna? Może należało z nią poczekać. Młodzi ludzie nie mają pracy, a płace są na tak niskim poziomie, że wielu rodzinom brakuje na chleb. Ich nie stać na bilet do filharmonii.

- To czym dla pana jest chleb?

- Jest symbolem podstawowych potrzeb człowieka, o które najbardziej się troszczy i zabiega. To oczywiście wyżywienie, ale i ubranie, to woda i ciepło w domu, to zapłacony czynsz za mieszkanie, to wreszcie tworzenie jakiejś perspektyw dzieciom. To jest właśnie ten nasz chleb powszedni.

- Bardzo tego chleba powszedniego w Gorzowie brakuje?

- Bardzo. Tysiące ludzi nie stać na zaspokojenie wielu elementarnych potrzeb, o czym politycy nie chcą wiedzieć i słyszeć. Syci nie widzą głodnego człowieka.

- Ale wie pan, że nawet politycy bliscy panu ideowo, zarzucają panu, że nadmiernie pan epatuje biedą.

- Nie lubią o tym rozmawiać, bo oni mają dobrze i nie chcą psuć sobie dobrego samopoczucia, nie chcą widzieć tych kolejek za chlebem, które ja oglądam codziennie.

- To jak duży jest ten obszar gorzowskiej biedy?

- Tego nie wiem, ale jeżeli w centrum charytatywnym mam zarejestrowanych 20 tysięcy gorzowskich rodzin, to chyba świadczy o skali problemu. Oczywiście miesięcznie przewija się ich tam znacznie mniej, około 3 tysięcy, bo jak ktoś tylko zarobi parę złotych, znajdzie jakąś doraźną pracę czy syn wróci z Niemiec, to już przez jakiś czas się nie pokazuje. Nie wszyscy też do nas trafiają, bo dla wielu to za daleko, dojazd tramwajem jest za drogi.

- Ma pan własna firmę, w której jest co robić, a mimo to mocno angażuje się w różne akcje, społeczne inicjatywy, przedsięwzięcia charytatywne. Po co to panu ? Nie szkoda życia?

- No, właśnie: co to jest życie? Życie trzeba czymś sensownym wypełnić. I ja wypełniam swoimi uczynkami na rzecz innych.

- Ale wszystkich i tak pan nie nakarmi, nie zadowoli, nie uszczęśliwi…

- Gdyby było dziesięciu takich przedsiębiorców jak ja, to dalibyśmy radę zaspokoić ten podstawowy głód. Ale ich nie ma.

- Dlaczego ich nie ma?

- Tego nie wiem. Wiem jednak, że nie chodzi tu o dawanie chleba czy na chleb, ale o stwarzanie możliwości zarobienia na ten chleb, o stwarzanie warunków do pracy i życia dla biednych ludzi, którzy nie dają rady, gdzieś się pogubili.

- I ma pan wyrzuty sumienia, że może w tej chwili, ktoś tam gdzieś w  mieście przymiera głodem?

- Ja ich widzę codziennie. Od tego nie można się uwolnić. Najgorsze jest to, że potrafimy się użalić nad bezpańskim pieskiem, ale już człowieka sponiewieranego przez życie odtrącamy, brzydzimy się nim. To jest dramat.

- Żałuje pan, że nie ma go w radzie miasta tej kadencji?

- Nie, nie żałuje, bo mogę w tym czasie zrobić więcej innych bardziej pożytecznych rzeczy.

- Rada miasta, przy tak silnej prezydenturze,  może mieć większy wpływ na to co się w mieście dzieje?

- Przede wszystkim potrzebny jest nam silny, prospołeczny prezydent, który zechce współpracować z radą miasta, z mieszkańcami.

- Prezydent Tadeusz Jędrzejczak zasługuje na tak powszechną krytykę, jaka w ostatnim okresie go spotyka?

- Nie przyłączam się do tego grona krytykantów. Prezydent ma teraz swoje problemy i nie czas zajmować się jego krytyką. Ja mu dobrze życzę, jak zresztą każdemu.

- A pan chciałby zostać prezydentem?

- Nie chcę, ale nigdy nie wiadomo, jakie ciężary przyjdzie nam w życiu dźwigać.

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x