Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Teraz każdy gra na własny rachunek

2012-10-24, Nasze rozmowy

Z Mirosławem Marcinkiewiczem, radnym sejmiku z PO, rozmawia Jan Delijewski

medium_news_header_1832.jpg

- Dlaczego jest pan w Platformie Obywatelskiej?

- Bo dzisiaj PO jest jedynym ugrupowaniem, które przedstawia taka ofertę programowa, że mogę się w niej zmieścić ze swoimi poglądami o charakterze konserwatywnym w sferze światopoglądowej, ale też liberalnymi w odniesieniu do gospodarki.

- A byłby pan dyrektorem jednego z banków, gdyby nie przynależność do PO?

- To nie ma nic wspólnego z moja przynależnością do platformy. Do tego stanowiska doszedłem poniekąd sam i to chyba jeszcze wtedy, kiedy nie należałem do tej partii.

- A radnym sejmiku?

- To już zupełnie inna sprawa. Żeby zostać radnym trzeba należeć do jakiegoś ugrupowania. W moim przypadku była to platforma i z jej list zostałem wybrany do sejmiku.

- Przebył pan jednak długą drogę od ZChN do PO?

-Nawet bardzo długą. Człowiek w ciągu swego życia nieco się jednak zmienia. Z biegiem lat nasze poglądy staja się mniej radykalne. ZChN było świetnym ugrupowaniem, ale w tamtym czasie. Było etapem w rozwoju naszej demokracji, ale też kształtowało wielu wspaniałych ludzi. Poza Antonim Macierewiczem był tam przecież Marek Jurek, ale i Stefan Niesiołowski.

- Drogi braci Marcinkiewiczów definitywnie się rozeszły?

- Nie sądzę. Każdy z nas musiał się zderzyć z potrzeba pracy zawodowej, bieżącą rzeczywistością i politycznymi dylematami. Nie odeszliśmy jednak daleko od siebie.

- Wybory i opinie brata, Kazimierza Marcinkiewicza miały znaczenie dla pańskich wyborów?

- Od zawsze działaliśmy razem i nawet jeśli czasami mieliśmy nieco odmienne spojrzenia i oceny, to jednak znajdowaliśmy porozumienie. Oczywiście był moment, kiedy Kazimierz był premierem, że moja aktywność i Arka była mniejsza, bo nie chcieliśmy się pchać do pierwszego szeregu. Dla nas było to naturalne. Teraz każdy gra na własny rachunek.

- Do jakiej platformy pan należy?

- Do platformy, która jest bardzo szerokim ugrupowaniem, co widać patrząc chociażby na poglądy prezentowane na skrzydłach. Ale należę też do platformy, która gwarantuje pewnego rodzaju stabilność, przewidywalność, rozwój, bezpieczeństwo i daje nam jakieś szanse na przyszłość.

- To z kim pan w platformie trzyma, bo przecież nie jest żadną tajemnicą, że są różne frakcje i grupy interesów?

- Frakcje i grupy są w każdym ugrupowaniu. I to także jest pewną wartością, że są ze sobą, że się ścierają i wynika z tego coś dobrego. A ja trzymam z ludźmi mądrymi, którzy są aktywni, chcą coś zrobić. Ale żadnych nazwisk nie wymienię.

- Ile jest prawdy w tym, że mocno zbliżył się pan do „grupy trzymającej władzę”, czyli Bożenny Bukiewicz, Elżbiety Polak i Tomasza Możejki?

- Na pewno chciałbym, żeby moja działalność zyskiwała uznanie zarówno moich wyborców, ale i kierownictwa partii. Jeżeli tak się dzieje, to tylko mogę się cieszyć z tego powodu.

- To jakie są, powinny być priorytety dla gorzowskiej platformy?

- Wpisywanie się z naszymi gorzowskimi problemami w priorytety woj. lubuskiego i kraju. Do tego potrzebne są działania na różnych płaszczyznach, w tym pozyskiwanie sojuszników, o których musimy zabiegać.

- I się wpisujecie?

- Różnie z tym bywa. Nie jestem do końca zadowolony, bo to jest długi i szeroki proces. Niezbędne jest tu współdziałanie prezydenta miasta, radnych miejskich i wojewódzkich, parlamentarzystów oraz liderów organizacji społecznych, a z tym nie jest najlepiej. Najpierw trzeba zbudować platformę, ale nie obywatelską lecz gorzowską, by coś dla Gorzowa osiągnąć. Za rzadko mówimy jednym lub podobnym głosem w sprawach ważnych dla miasta.

- Jak to jest, że samorząd województwa znajduje grube miliony na loty samolotami z Babimostu, a nie znajduje pieniędzy na to, żeby dołożyć do modernizacji, a właściwie elektryfikacji linii kolejowej z Kostrzyna do Krzyża?

- Właściwym adresatem tego pytania jest zarząd województwa.

- Ale zarząd tworzy przede wszystkim PO, do której pan należy…

- To są jednak decyzje konkretnych ludzi, którzy biorą za to odpowiedzialność. Mogę jedynie żałować, że na forum sejmiku nie możemy się przebić z naszymi gorzowskimi potrzebami. Dofinasowanie lotów z Babimostu wynika wyłącznie z tego, że większość radnych sejmiku takie działanie popiera. Mam w tej sprawie własne spostrzeżenia i oceny, ale nie znajdują one zrozumienia u większości radnych.

- W sprawie gorzowskiego szpitala dał się pan już przekonać do tego co robi marszałek Elżbieta Polak i dyrektor Marek Twardowski?

- Zawsze byłem przekonany do tego, że jeżeli jest tylko możliwość oddłużenia szpitala, to należy z niej skorzystać. Jednakże zgłaszałem swoje uwagi, kiedy działania podejmowane w szpitalu były chaotyczne, budziły wątpliwości i nie prowadziły do niczego dobrego.

- I dlatego zgodził się pan wejść w skład nowej rady społecznej szpitala?

- Nie dzisiaj tematu nie ma, bo wciąż działa stara rada społeczna. A zgodziłem się, bo nie chodzi przecież to to, żeby tylko krytykować, trzeba także brać na siebie odpowiedzialność, nie uchylać się od niej. Ja się nie uchylam.

- Czy to co się dzieje z radą społeczną nie dowodzi, ze zarząd województwa błądzi i próbuje iść na skróty, co w normalnej demokracji winno mieć swoje konsekwencje?

- Spróbujmy jednak to wszystko zrozumieć. Dyrektor szpitala nie chciał pracować ze starą radą. Zgłosił więc odpowiedni wniosek do zarządu województwa, który przecież przed tym dyrektorem postawił konkretne zadania do wykonania. Dlatego zarząd przychylił się do tego wniosku i postanowił odwołać rade społeczną. Inna rzecz, że nieskutecznie, bo wojewoda uchylił uchwałę zarządu w tej sprawie. I dyrektorowi Twardowskiemu nie pozostaje nic innego, jak współpracować z tą radą, do czego go gorąco zachęcam. Dla pożytku nas wszystkich.

- Ale nie jest chyba rolą dyrektora szpitala ustalanie składu rady społecznej?

- Nie, to są kompetencje zarządu województwa i sejmiku. Nie ma jednak nic złego w tym, że ten skład jest z nim konsultowany. Nie on jednak podejmuje tutaj decyzje.

- Myśli pan o tym, żeby zostać posłem lub senatorem?

- Dobrze się w tej chwili realizuję jako samorządowiec i nie myślę o tym, ale w przyszłości, może, kto wie… Na wszystko jednak przyjdzie czas.

- Dziękuje za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x