Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Mam swój okręt, który płynie w dobrą stronę

2012-12-05, Nasze rozmowy

Z Jackiem Wójcickim, wójtem gminy Deszczno, rozmawia, Jan Delijewski

medium_news_header_2234.jpg

- Tarnowo Podgórne, mówi to panu coś?

- Mówi i to bardzo dużo. To nasz wzór do naśladowania, to jest nasze marzenie.

- Czyli nie zaprzecza pan, że takim Tarnowem Podgórnym koło Gorzowa chciałby pan uczynić Deszczno?

- Bardzo chciałbym, ale oczywiście w innej skali, bo przecież Gorzów to nie Poznań. Jednak na moją wyobraźnię mocno działa tablica, która stoi przy wjeździe do Tarnowa Podgórnego i informuje, że przy 30 tysiącach mieszkańców gmina ma 40 tysięcy miejsc pracy.

- Ale Deszczno ciągle ma jednak pod górkę?

- Cały czas ma pod górkę. Głównie dlatego, ze Gorzów nie rozwija się tak prężnie jak Poznań. Im większe miasto, tym większa w nim dynamika i zyskuje na tym otoczenie.

- Co pan zastał zostając wójtem?

- Zostając sześć lat temu wójtem zastałem dużo fajnego terenu, niestety nie gminnego. Czyli, była dobrze położona gminę, ale z niewielką ilością infrastruktury i majątku oraz zerową promocją. Gmina kojarzyła się jedynie z wypadkami. Zostałem gospodarzem gminy, gdzie są świetni fachowcy, jest dużo sprzętu, natomiast nie ma gminnej ziemi, bo ta jest w rękach prywatnych.

- A teraz Deszczno zostaje wybrane najlepszą gminą wiejską woj. lubuskiego?

- Trochę to trwało, przeszliśmy długą drogę, ale to przede wszystkim zasługa mieszkańców, którzy maja otwarte umysły i serca. Ani wójt, ani tych 30 urzędników nie byłoby w stanie niczego dokonać bez mieszkańców. To są naprawdę wspaniali ludzie, którym wystarczy tylko rzucić hasło, dać impuls i są w stanie podjąć każde działanie. Czy to będzie droga, wały powodziowe czy jakaś zabawa.

- Jaka jest w tym pana osobista zasługa?

- Jest taka, że ja kocham ludzi, dobrze się wśród nich czuję i unikam konfliktów. Dzięki temu udaje mi się jednoczyć ludzi wokół wspólnych przedsięwzięć i celów. I mam dobre relacje z radą.

- To z czego jest pan najbardziej dumny?

- Właśnie z ludzi. Jeżeli powiedziałbym dzisiaj, ze trzeba iść na wały, ratować gminę, to następnego dnia byłoby tysiąc ludzi i sprzęt. Stawiliby się bez wahania. Jest w nich ogromny potencjał, ale i zapał.

- Ale parę rzeczy panu się nie udało?

- No, nie wiem… Co takiego się nie udało?

- Chociażby z tym lotniskiem, a później z lądowiskiem… Dlaczego upiera się pan przy lądowisku dla śmigłowców Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, skoro sprawa jest daleko w lesie, a mieszkańcy nie chcą słyszeć o lotnisku, ani o żadnym lądowisku?

- Po pierwsze komitet protestacyjny, to jeszcze nie wszyscy mieszkańcy, to tylko grupka ludzi, która stoi za tymi protestami. Po drugie upieram się przy tym lądowisku, bo widzę za dużo śmierci. Jako strażak, którym jestem od 10 lat, uczestniczę w akcjach ratunkowych i często jestem przy wypadkach, które u nas się zdarzają, a do których wcale nierzadko wzywamy śmigłowiec ratunkowy z Zielonej Góry. Przez te lata to były setki takich akcji i dziesiątki wezwań śmigłowca. Dobrze więc wiem jak ważna jest szybka pomoc medyczna i to mnie skłania do tego działania.

- Czyja ziemia została sprzedana pod hipermarkety, które mają u was powstać?

- To ziemia prywatna, gmina tylko w tym pośredniczyła i pomagała w kwestiach, które do niej należą. Z jednej strony szkoda, że to nie gmina na tym zarobiła. Z drugiej zaś cieszę się, że jestem przynajmniej wolny od podejrzeń, iż może za tanio ta ziemia poszła…

- Ziemia sprzedana, ale jakoś tych inwestycji nie widać. Dlaczego?

- Nikogo nie można zmusić do inwestowania. A i czas nie jest dobry dla inwestycji. Musimy więc uzbroić się w cierpliwość i czekać. Wierzę, że prędzej czy później ta inwestycja zostanie zrealizowana.

- Gorzowianie na ogół przez Deszczno tylko przejeżdżają. Zna pan przynajmniej jeden powód dla którego powinni się zatrzymać?

- Oczywiście. Przede wszystkim jest tu całe mnóstwo punktów usługowych i handlowych, gdzie jest taniej i często lepiej niż w Gorzowie. Są tu warsztaty samochodowe i inne, są znakomite produkty rolne – tradycyjne wędliny w Maszewie, miody w Gliniku, jajka w Ulimiu. O drobiu nie będę się już rozwodził…

- A starczy jeszcze kurczaków do następnego święta „Pieczonego kurczaka”?

- Nie ma obaw. Cały czas są produkowane, aczkolwiek w okresie jesienno-zimowym więcej jest gęsi, kaczek.

- Ciężarówki też dalej będą najeżdżać Deszczno, strasząc przy okazji gorzowian?

- Jasne, że tak, choć nie wiem czy tak bardzo straszą gorzowian. Te zloty to taki nietypowy happening, który ma pokazać ciężarówki i kierowców z bliska, jakby trochę z drugiej strony. To są ludzie, którzy spędzają życie w drodze i naprawdę mają wiele fajnych rzeczy do powiedzenia.

- Pieczone kurczaki jeszcze rozumiem, bo zawsze tu były fermy drobiu, ale skąd ten pomysł na zlot ciężarówek?

- Takie zloty były organizowane przez trzy lata w Pyrzycach przez człowieka, który przejął u nas stację benzynową. Rzuciłem więc pomysł przeniesienia zlotu do nas i udało się. Dla mnie osobiście to wielka frajda, bo od dzieciństwa interesowałem się ciężarówkami i marzyłem o prowadzenia takiej maszyny. Zresztą, mam odpowiednie uprawnienia i z przyjemnością to robię. Zdarza się nawet, że biorę dwa tygodnie urlopu i ruszam w świat za kierownicą ciężarówki z firmy kolegi.

- To jak człowiek drogi dał się przywiązać do urzędniczego biurka?

- To nie jest tak, że wójt jest przywiązany do urzędu i biurka. Jest cała masa spraw, które trzeba załatwiać na zewnątrz. Ja w ciągu półtora miesiąca potrafię przejechać samochodem 10 tysięcy kilometrów…

- Są jeszcze przecież stosy dokumentów i papierów do przejrzenia, podpisania?

- Ale ja to lubię. Ta część pracy wcale mnie nie przeraża. Może ktoś się zdziwi, ale bardzo lubię na przykład czytać i analizować dzienniki ustaw. Sprawia mi to przyjemność.

- A w ogóle to po co panu to wójtowanie?

- To moja życiowa pasja. W tym się odnalazłem i świetnie się w tej roli czuję. Dzisiaj to całe moje życie i nie wyobrażam sobie, że mógłbym robić coś innego. Zabiera mi to cały czas, jaki mam, ale daje też ogromną satysfakcję. Jest tu tyle zadań, celów i wyzwań, że nigdzie indziej tego nie znalazłbym.

- Widzi pan Deszczno jako dzielnicę Gorzowa?

- Nie. Pomysł przyłączenia Deszczna do Gorzowa uważam za zły. Cały świat idzie w kierunku decentralizacji władzy, bo tak jest lepiej. Deszczno mogłoby na tym więcej stracić niż zyskać. Oczywiście, potrzebna jest bliska współpraca, gdyż jest wiele spraw wspólnych, bo bez sąsiedztwa Gorzowa nie byłoby takiego Deszczna, ale bez tworzenia jednego organizmu administracyjnego. Współpraca musi być jednak obustronnie korzystna i partnerska.

- Czuje się partnerem w rozmowach z prezydentem miasta?

- Tak, chociaż różnimy się w tej kwestii, o której mówiliśmy. Ale to chyba normalne, że są rzeczy i sprawy, co do których się zgadzamy, a w innych się różnimy i pozostajemy przy swoich poglądach.

- Ale prezydentem Gorzowa chciałby pan kiedyś zostać?

- Nigdy nie można niczego wykluczyć. Na razie jednak mam jeszcze coś w Deszcznie do zrobienia. Mam swój okręt, który płynie w dobrą stronę, ale wymaga ciągłej uwagi, żeby utrzymał kurs i płynął jeszcze szybciej.

- Dziękuję za rozmowę

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x