Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Ja już inaczej nie potrafię

2012-12-19, Nasze rozmowy

Z Augustynem Wiernickim, prezesem Stowarzyszenia Pomocy Bliźniemu im. Brata Krystyna, rozmawia Jan Delijewski

medium_news_header_2386.jpg

- Był pan kiedyś tak naprawdę głodny?

- Nie, raczej nie. Był jednak czas, że byłem tego bliski. Przez rok byłem bez pracy i poznałem biedę. Kiedy w stanie wojennym straciłem pracę, mieszkanie służbowe i dostałem tzw. wilczy bilet, bo nie chciałem się podporządkować. A byłem przez 10 lat dyrektorem dużej spółdzielni zaopatrzenia i zbytu pod Zielona Górą. Zawalił mi się świat, miałem już rodzinę, właśnie urodził mi się syn.

- Co pan wtedy zrobił?

- Przyjechałem do Gorzowa, przez pierwsze miesiące wydawałem zaskórniaki, później musiałem żyć za pożyczone. Rozpaczliwie szukałem mieszkania , pracy, której nigdzie dla mnie nie było…

- To stąd u pana ta pasja do zajmowania tymi, którzy rozpaczliwie potrzebują materialnej pomocy?

- Coś w tym jest. Kiedy założyłem swój interes, którym na początku był malutki sklepik na rogu Słowackiego i Mieszka I, żeby zarobić na chleb, żeby nie pogrążać się w długach, to obiecałem sobie, że jak mi się uda, to ja ten dług spłacę. I teraz go spłacam, bo mi się udało, trafiłem w rynek, ale też ciężko pracowałem. Zaczynałem o czwartej rano i kończyłem późno w nocy. Jechałem po towar, stawałem za ladą i robiłem wszystko inne, co było potrzebne. I tak krok po kroku aż powstał METALPLAST.

- Jest pan przy tym człowiekiem głębokiej wiary?

- Tak, jestem człowiekiem religijnym, ale nie zawsze taki byłem. Zmieniło mnie życie i to nawet bardzo zmieniło. Tamte doświadczenia sprawiły, że musiałem odwołać się do Boga, bo nie miałem do kogo. Nikogo przy mnie nie było, przyjaciele się odwrócili ode mnie, nikt nie chciał się zadawać ze zdegradowanym i zbankrutowanym człowiekiem. Został mi tylko Bóg, żona i malutkie dziecko.

- Wiara to jedno, a dobre uczynki na co dzień to zupełnie coś innego. Chyba się pan z tym zgodzi?

- Dobre uczynki ma każdy, bez względu na poziom jego wiary. Całe życie polega na robieniu uczynków. Wobec rodziny, znajomych i całego otoczenia. Rzecz w tym, by tych dobrych było jak najwięcej. Co się dzieje z człowiekiem, który nie umie robić dobrych uczynków, poświęcać się dla innych? On cały czas ma pod górkę, cały czas ma problemy, bo z niczego nie jest zadowolony i bywa przy tym samotny.

- Święta to czas, kiedy ze szczególną troską pochylamy się nad głodnymi, biednymi i bezdomnymi. Nie przesadzamy czasami z tą troską?

- Nawet jeśli przesadzamy z tym dobrem, to tylko oznacza, że tego dobra jest więcej. Czy jest w tym coś złego? Oczywiście, nie zawsze spotyka się ono z właściwą reakcją, z wdzięcznością, ale to nie powód, żeby z tej troski i pomocy rezygnować.

- Dlaczego jednak robimy to najczęściej od święta?

- Jak przychodzą święta, to inaczej to nasze dobro pokazujemy, bardziej eksponujemy, a i chyba mocniej odczuwamy wewnętrzną potrzebę dania czegoś innym. To nie oznacza wcale, że na co dzień tego dobra nie ma.

- Może zbyt łatwo jednak dajemy rybę, a należałoby dać wędkę?

- Tak się mówi. Ja uważam, że należy dawać i rybę, i wędkę. Najpierw trzeba dać człowiekowi rybę, żeby miał siły do wędkowania.

- Wszystkich i tak pan nie na karmi, nie ubierze i nie zadowoli. Po co to panu?

- Owszem, mógłbym bardziej zająć się firmą, rodziną, może odpocząć… Ale ja już inaczej nie potrafię. Życie ucieka a ja miałbym na nie patrzeć z założonymi rękami? To nie leży w mojej naturze. Życie trzeba czymś wypełnić, czymś dobrym. I właśnie je wypełniam pomagając innym.

- Co rodzina na to? Nie protestuje, że poświęca pan czas,  pieniądze i samego siebie innym?

- Na pewno żonie jest  nieraz ciężko, bo przez te moje zajęcia musi więcej zajmować się domem, firmą. Pogodziła się jednak z tym, szanuje to co robię, wręcz mi pomaga. Aczkolwiek czasami przygaduje, że w domu czy wokół domu jest także coś do zrobienia.

- Dla pana Boże Narodzenie to także wyjątkowe święta?

- Ooo, tak. Zawsze Boże Narodzenie obchodzę zgodnie z tradycją i wiarą. Lubię przy tym wspominać dawne świąteczne klimaty…

- To co najczęściej widzi pan przed oczami, jak pan wspomina święta swoich lat dziecinnych?

- Krzątającą się po domu mamę i babcię. Mam przed oczami babcię, która w wielkiej dzieży robi ciasto na chleb i bułeczki. I ja na te bułeczki czekam. I widzę wielki piec, który trzeba było nagrzać, żeby można było ten chleb i  te bułki upiec. A ja czekam i czekam na te gorące bułeczki z marmoladą…

- Czego dzisiaj panu najbardziej brakuje podczas świąt?

- Właśnie tego, o czym mówiłem. Ale to już nie wróci. Poza tym dzisiaj na nic się czeka, bo wszystko się ma, jest gotowe, w zasięgu ręki. Za bardzo te święta nam się skomercjalizowały. Ta krzątanina bardziej odbywa się w sklepach niż w domach. To już nie jest to, co kiedyś.

- Pomaga pan w świątecznych przygotowaniach?

- Trochę, na tyle ile mogę. Do mnie należy mięso i moja jest maszynka do  mielenia mięsa. No i nakrycie stołu wigilijnego należy do mnie.

- Stół wigilijny zastawiony jest według jakiej tradycji?

- Łączymy dwie tradycje kresowe -  mojego ojca z dawnej Ukrainy i mojej mamy z Białorusi. Jest więc obowiązkowo barszczyk, są pierogi m.in. z kapustą i grzybami, kutia, ryby ze śledziem włącznie oraz coś, co jest moim największym wigilijnym przysmakiem, czyli kapusta z grochem…

- Czego na ogół życzcie sobie dzieląc się opłatkiem?

- Jak dzielimy się opłatkiem, to pierwszy składa życzenia najstarszy członek rodziny, czyli mój ojciec, który do tej pory jest w dobrej formie i tym razem z nami będzie. Życzymy sobie przede wszystkim zdrowia i wielu łask bożych, żeby następny rok, do następnej wigilii przeżyć w zdrowiu i szczęściu.

- A pod choinką będą prezenty?

- Tak, ale skromne. Nigdy nie robimy jakiś wyszukanych, specjalnych prezentów. Ot, takie drobiazgi, które mają ucieszyć każdego.

- Jest prezent, o jakim pan marzył, a którego nigdy nie dostał?

- Jest, ale już go chyba nigdy nie dostanę, bo jest bardzo drogi. Lubuję się w zegarkach i marzę o takim jednym… Ale niech on pozostanie już tylko moim marzeniem

- Zapewne śpiewacie także  kolędy. Jakie najbardziej lubicie?

- Oczywiście, że śpiewamy. Moja ulubiona to „Przybieżeli do Betlejem”. Śpiewamy  też mało znane – sięgamy wówczas po kantyczkę mojej babci, by przypomnieć sobie słowa i melodię.

- Czego nam wszystkim może zabraknąć na te święta?

- Obawiam się, że zabraknie przed wszystkim życzliwości. Święta powinny łączyć, a nie zawsze łączą. W mojej rodzinie jest taka tradycja, że przed wigilią wszyscy muszą się z sobą pogodzić. Bez tej zgody i wybaczenia nie wolno zasiąść do stołu. I tego pogodzenia życzę wszystkim gorzowianom.

- Dziękuję  za życzenia i rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x