Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Jestem uczciwym i bezkompromisowym człowiekiem

2013-05-15, Nasze rozmowy

Z prezydentem Tadeuszem Jędrzejczakiem rozmawia Jan Delijewski

medium_news_header_3720.jpg

- Dziewiąty rok ciągnie się za panem tzw. afera budowlana, w której jest pan oskarżony i nieprawomocnie skazany. Można się do tego przyzwyczaić?

- Nie. Do tego nie można się przyzwyczaić. Człowiek się budzi z tą aferą i z nią zasypia.  Trwa to przez te wszystkie lata. Jest to o tyle trudne do oswojenia, że zarzuty wobec mnie ·są nieprawdziwe, oparte na braku znajomości stanu prawnego i faktycznego.

- Skoro każdego ranka budzi się pan z ta aferą, to co z pańską ochotą do pracy, do życia?

- Praca i życie polegają na tym, żeby zapomnieć, żeby głowę mieć zajętą czymś innym, by nie myśleć o tym brzemieniu.

- Daje się funkcjonować na wysokich obrotach z takim brzemieniem?  Czy są chwile kiedy trzeba markować głębokie zaangażowanie w sprawy miasta?

- Ja nie potrafię niczego markować, udawać. Ja jestem prawdziwy i prawdziwe jest to, co robię. Do wszystkiego podchodzę na poważnie, z pełnym zaangażowaniem, na serio.

- Oczywiście nie zgadza się pan z zarzutami, że w ostatnich latach stracił impet, rozmach i zdolność do współdziałania z innymi na rzecz miasta?

- To nie ja straciłem zdolność do współpracy na rzecz miasta, ale część liderów w radzie miasta. Wielokrotnie deklarowałem chęć spotkania, rozmawiania z klubami radnych. Poza moim klubem Nadzieja dla Gorzowa, raz spotkałem się z klubem SLD. Inne nie były tym zainteresowane. Owszem, miałem rozmowy z liderami, którzy jednak z nieznanych mi powodów nie przekazywali później żadnych informacji swoim koleżankom i kolegom z rady. Współpraca jest więc możliwa, ale pod warunkiem, że obie strony tego chcą. Radni zaś nie chcą współpracy, oni chcą jedynie odejścia Jędrzejczaka. Jak w tych warunkach mówić
o rozmachu, skoro przedstawiałem wiele projektów, które chciałem realizować, ale zostały skutecznie utrącone przez radnych. Poczynając od spółki inwestycyjnej, poprzez próbę budowy szkół artystycznych i na innych pomysłach kończąc. A wszystko dlatego, że polityka rady polega na czekaniu aż mnie tu nie będzie. Za to mamy ciągłe przygotowania do wyborów. Na tym to polega.

- To stąd te wojny i ciągłe utarczki z radnymi i radą miasta?

- Ja nie prowokuję żadnych utarczek i nie prowadzę żadnych wojen. Ja tylko wypełniam obowiązki prezydenta miasta, który jest przedmiotem różnych ataków i donosów do prokuratury ze strony niektórych radnych. Donosów, z których nic nie wynika, bo i nie może. Poza tym różne jest zaangażowanie radnych w sprawy miasta, różny poziom wiedzy, na co nakładają się jeszcze polityczne aspiracje i rywalizacje wielu z nich.

- Ale przyzna pan, że nie ma już poprzedniej cierpliwości, wyrozumiałości i otwartości na innych?

- Ależ ja jestem cierpliwy, wyrozumiały i otwarty, ale jak sam pan dostrzega w naszym województwie trwa rywalizacja o prymat z Zieloną Górą. Każde decyzje o pogorszeniu stanu finansów miasta, o zaprzestaniu jego rozwoju obniżają naszą pozycję. Ciągłe atakowanie wszystkich propozycji tylko dlatego, że wnosi je prezydent powoduje wzmocnienie południa.

- Sprawa śmieci nie jest dobrym przykładem braku tej cierpliwości, otwartości na racje innych? Nie można było tego przeprowadzić, rozegrać tego inaczej?

- Ale tu nie było co rozgrywać. Państwo nałożyło na nas określony obowiązek i staramy się go wypełnić.

- Nie można było odpowiednie wcześniej poinformować radnych, przypomnieć im, że zgodnie z przyjętym przez nich statutem, to Związek Celowy Gmin MG-6 zdecyduje o wysokości stawek i innych sprawach związanych ze śmieciami? Być może w ten sposób dałoby się uniknąć tego zamieszania i opóźnienia w realizacji ustawy.

- Ale wiceprezydent Stefan Sejwa mówił o tym wyraźnie na komisjach i w rozmowach
z liderami poszczególnych klubów. Nikt jednak nie chciał go słuchać. Co mogliśmy więcej zrobić? Rada miała obowiązek przyjęcia pakietu uchwał, w tym cen do końca grudnia ubiegłego roku.  Kiedy wiosną wprowadzając dodatkowe ulgi w końcu ceny uchwaliła to RIO unieważniło tę uchwałę. Dopiero wówczas Walne Zgromadzenie ZCG –MG-6 mogło ustalić ceny przed przetargiem. W efekcie mamy trzy miesiące opóźnienia.

- Dlaczego radni okazali się odporni na te informacje i argumenty?


- Bo to jest tak, że jak prezydent coś proponuje, to należy to zmienić lub odrzucić.
Tak to działa. Przecież wielu radnych nie widzi związku miedzy swoimi decyzjami a ich skutkami. Najpierw radni nie zgodzili się na podwyżkę cen biletów MZK, a później ci sami radni domagają się dodatkowych kursów autobusów. Przecież to kosztuje, ale na to się już nie patrzy. Tak samo było ze śmieciami. Coś tam sobie policzyli, coś tam między sobą uzgodnili i tak miało być. Nieważna jest ekonomia, ważne są polityczne cele. Tak się nie da zarządzać miastem.

- Bez zgodnej współpracy rady i prezydenta miasto nie będzie się rozwijało tak, jak powinno.

- Ja się z tym zgadzam, ale nas obowiązują określone procedury, określone przepisy i musimy się tego trzymać. To prezydent odpowiada i ponosi osobistą odpowiedzialność, a nie radni, którzy mogą bezkarnie proponować różne rozwiązania. Z ich strony musi więc być
i dobra wola, i zrozumienie dla różnych uwarunkowań.

- Zarzuca się panu, że od pewnego czasu tylko pana wizje i pomysły są godne pańskiej uwagi i zasługują na realizację. Nie jest tak?

- To nie jest prawda. Przykładem niech będzie budżet obywatelski i te inwestycje, które właśnie realizujemy. To także szereg innych wniosków radnych zgłoszonych do budżetu. Miasto to jednak tysiące spraw i tysiące decyzji, które trzeba podejmować na bieżąco, ale na tym polega zarządzanie. Projekt budżetu prezydenta to też wnioski mieszkańców, ale również uwzględnienie zadań przypisanych samorządom do realizacji.

- Dla kogoś, kto ma trochę inne spojrzenie na rzeczywistość, inne oceny i pomysły niż pan, jest miejsce w pańskiej ekipie?

- Oczywiście, że tak. Współpracują ze mną różni ludzie. Przecież wiceprezydentem został Stefan Sejwa, prezesem GRH Mariusz Domaradzki, którzy byli największymi krytykami moich poczynań. Dzisiaj ściśle współpracujemy, co wcale nie znaczy, że we wszystkim się zgadzamy, mamy takie same poglądy.

- Mimo wszystko, prowadząc taką a nie inna politykę, podejmując takie a nie inne decyzje trudno chyba o politycznych przyjaciół, nawet w SLD, z którego pan się wywodzi?

- Z partii wystąpiłem wiele lat temu, bo nie podobał mi się sposób jej kierowani, jej funkcjonowanie. Ta partia źle działa, także w mieście. To nie jest żadna lewicowość.
To co obecni działacze prezentują jako program to zwykły populizm. Na to ja się nie godzę.

- Nie żałuje pan decyzji w sprawie organizacji Grand Prix na żużlu w Gorzowie?

- Nie, choć dla wielu krytyków Grand Prix w Gorzowie jest niepotrzebne. Jak wiele innych rzeczy. Uważam, że jest to jednak doskonała promocja miasta i wcale nie taka znowu droga, uwzględniając fakt, że klub się do tego dokłada, czego nie ma w innych miastach. Przecież to największe wydarzenie sportowe w Gorzowie od lat.

- Ale Gorzów płaci duże pieniądze i trochę ich szkoda, patrząc chociażby na sytuacje gorzowskiego sportu.

- To nie prezydent, nie miasto odpowiada za sport wyczynowy. To jest sprawa klubów. Obowiązkiem miasta jest zajmowanie się sportem dzieci i młodzieży. I to czynimy. Natomiast jak ktoś chce mieć zespół na ligowym poziomie, to pieniędzy niech szuka gdzie indziej.
A u nas, niestety, nie ma dużych państwowych spółek czy znaczących prywatnych sponsorów, którzy są w wielkich miastach, gdzie wspierają różne kluby i zespoły. Dlatego mamy taką a nie inną sytuację w sporcie. Tym bardziej, że mamy kryzys i z budżetu nie da się na sport więcej wycisnąć.

- Jest coś czego pan żałuje?

- Jako człowiek czuję się spełniony. Na pewno wiele rzeczy mogłem poprowadzić, zrobić inaczej, ale jestem przekonany, że nie zrobiłem niczego złego, że nie popełniłem większego błędu. Także wtedy, kiedy wypowiadałem umowę firmie PBI, od czego zaczęły się moje kłopoty. Mimo że kosztuje mnie to 9 lat przykrości, mimo skazującego wyroku sądu
I instancji.

- Jak znosi to wszystko rodzina?

- Bardzo dzielnie. Staramy się z żoną nie przynosić zawodowych spraw i problemów do domu. W domu żyjemy rodzinnymi sprawami i dzięki temu się trzymamy. Natomiast córki są już dorosłe, kończą studia – jedna na Uniwersytecie Warszawskim, druga na Uniwersytecie Gdańskim i mało interesują się tym, co się w gorzowskim piekiełku dzieje. Bardziej martwią się o moje zdrowie, bo z tego wszystkiego palę za dużo papierosów.

 - Warto płacić taką cenę za bycie prezydentem Gorzowa? 

- Ja nie płacę ceny za bycie prezydentem. Ja płace za to, że jestem uczciwym
i bezkompromisowym człowiekiem. Człowiekiem, który nie godzi się na układy, nie robi
z nikim żadnego handlu czy biznesu.

- Dziękuje za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x