Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Kiedy nie wschodzi i nie zachodzi tam słońce

2013-06-26, Nasze rozmowy

Ze Stefanem Piosikiem, przedsiębiorcą, podróżnikiem, myśliwym i fotografem, rozmawia Jan Delijewski

medium_news_header_4147.jpg

- W gospodarce kryzys, wszędzie jakieś problemy i kłopoty, a  pan podróżami i fotografowaniem się zajmuje. Nie wstyd panu?

- A dlaczego mam się wstydzić?

- Chociażby dlatego, że dookoła bieda oraz wiele zwyczajnej ludzkiej zazdrości i zawiści.

- Ja na to pracowałem całe życie i teraz mogę spełniać swoje marzenia. Mam 74 lata, za mną 53 lata udokumentowanej pracy zawodowej i ciągle jeszcze pracuję, choć w tej chwili już tylko na pół etatu.

- Co pana tak po świecie gna?

- Ciekawość świata. Chcę na własne oczy zobaczyć jak on wygląda – jak żyją ludzie, jak wygląda przyroda w swej naturze, jak funkcjonuje gospodarka. Zawsze można coś podpatrzeć, czegoś się nauczyć i przenieść na nasz grunt.

- To co takiego przeniósł pan na nasz grunt?

- Chociażby japońskie myślenie o jakości, która zawsze i wszędzie musi być najwyższa. I w naszej firmie jest ona najwyższa, dzięki czemu nasze konstrukcje stalowe są cenione na świecie i mamy zlecenia z krajów, gdzie jakość liczy się najbardziej.

- Ale czasami więcej można zobaczyć w telewizji siedząc wygodnie w fotelu niż tułając się po świecie?

- Tylko pozornie. W telewizji wszystkiego się nie zobaczy, nie posmakuje. Poza tym przekaz telewizyjny na ogół ma jakiś cel, na coś jest ukierunkowany, ma reżysera. Na żywo, tam gdzieś na miejscu nie ma tych ograniczeń i to ja sam dotykam, próbuję, oceniam. Dzięki temu wszystko jest bardziej naturalne, prawdziwe i działa na wszystkie zmysły.

- No właśnie, pańskie wojaże to na ogół nie są typowo turystyczne wycieczki organizowane przez biura podróży, ale samodzielnie organizowane eskapady w nieznane i dziewicze miejsca. Nie przeraża to pana?

- To trochę inaczej wygląda. Jeżeli są wyjazdy o charakterze myśliwskim czy poznawczym, to na każdym kroku trzeba pamiętać o zachowaniu podstawowych zasad bezpieczeństwa. Przy tym wiele wypraw, nawet tych nietypowych, organizowanych jest przez różne biura, które nawet w dziewiczych i nieznanych miejscach zapewniają przynajmniej minimum niezbędnego bezpieczeństwa. Zawsze jednak trzeba uważać, należy być przygotowany na różne niespodziewane sytuacje, okoliczności i zagrożenia.

- Zimno, mrozy, deszcze i spanie w dzikiej tundrze pod namiotem nie należą jednak do komfortowych warunków, a jednak to pana pociąga. Dlaczego?

- Z różnych powodów ciągnie mnie tam. Przede wszystkim chce tego doznać, posmakować. Poza tym takie warunki hartują człowieka i dają mu pewność siebie, która w życiu bardzo się przydaje. Tam przecież nie ma czterogwiazdkowego hotelu, nie ma kelnera czy kucharza, nie ma też dobrze zaopatrzonej lodówki czy wygodnego łóżka. O wszystko trzeba zadbać samemu, jest się skazanym na siebie i dziką przyrodę. To niesamowite przeżycie i doznanie. Za cenę niewygody mam ogromna satysfakcję.

- Nic pana nie jest w stanie zrazić, zniechęcić?

- Jeszcze nic się takiego nie zdarzyło, co mogłoby mnie zniechęcić. Wciąż mnie ciągnie w świat, chociaż po ubiegłorocznej wyprawie na Alaskę zarzekałem się przez chwilę, że to był już ostatni raz. Człowiek jednak trochę odpocznie i znowu rodzą się pomysły, aby popędzić gdzieś w świat.

- To jak była pańska najtrudniejsza wyprawa?

- Najtrudniej, bez wątpienia, było na Czukotce. Była nas tam czwórka – dwóch Rosjan i dwóch Polaków. Najpierw był to spływ jednoosobowymi pontonami górską rzeką w nieznane. Następnie zaś szalona jazda pojazdem gąsienicowym przez bezdroża tundry. Bez łączności i jakiegokolwiek kontaktu z cywilizacją. Gdyby coś się stało, to znikąd pomocy czy ratunku. Tego się nie zapomina.

- A największe zaskoczenie?

- Różnych zaskoczeń było wiele. Na pewno takim zaskoczeniem, które zapamiętałem na długo, były przeżycia w Czadzie. To było spotkanie z nieskażoną przez naszą cywilizację kultura plemienną, z ludźmi, którzy żyją jeszcze jakby w innej epoce, w innym wymiarze historycznym. Żyją bez prądu i innych wynalazków, używając prymitywnych narzędzi, ale w zgodzie i harmonii z naturą, z której czerpią jedynie to, co im jest do życia niezbędne. Bez pretensji do życia czy losu. Na swój sposób znakomicie zorganizowani i przygotowani na różne sytuacje. Żyją spokojnie i szczęśliwie, bezpiecznie i odpowiedzialnie. Dla przybyszów z Europy to szok, którego z niczym nie da się porównać.

- Były również jakieś rozczarowania?

- Z natury jestem człowiekiem pogodnym i nie oczekuje zbyt wiele. Dlatego w moim przypadku trudno o rozczarowania. Jak się już zdarzają, to staram się o nich nie pamiętać. To zbędny balast, którego nie warto nie warto dźwigać.

- Gdzie pana jeszcze nie było, a chciałby pan jeszcze pojechać?

- Ooo, w wielu miejscach nie byłem, ale myślę o Australii, Nowej Zelandii i wyspach Pacyfiku. To kawał ciekawego świata. Chciałbym pojechać tam na dłużej, by na spokojnie posmakować tamtejszej egzotyki. Czekają na mnie także Indie i  południowo-wschodnia Azja, gdzie jest wiele cudownych rzeczy do zobaczenia. Kiedyś tam pojadę, ale pierwszeństwo ma jednak Australia i tamte rejony.

- I na tym byłby koniec?

- Nie, dopóki starczy sił i zdrowia.

- Co decyduje, że w danym czasie jedzie pan akurat tam, a nie gdzie indziej?

- Różnie z tym bywa. Czasami jest to zaplanowane i zrealizowane od początku do końca. Czasami przypadek sprawia, że zmienia się plany i jedzie w inne miejsce, bo np. znalazło się odpowiednie grono osób, które w określonym czasie akurat tam chciało jechać. A niektóre pomysły muszą zwyczajnie dojrzeć, jak ten z Australią.

- Nie wystarczy panu, że zwiedza pan świat, dociera do miejsc nieznanych, to jeszcze musi pan robić zdjęcia i filmy, wydawać albumy i organizować wystawy?

- Może to niepotrzebne, może trochę naiwność mną kieruje, ale odczuwam taką potrzebę. Chce tymi obrazami, które mogłem zobaczyć, podzielić się z innymi, by w ten sposób pobudzić ich ciekawość świata zachęcić do jego poznania. Tylko tyle i aż tyle.

- Coraz częściej zamienia pan sztucer na aparat fotograficzny. Fotografowanie jest bardziej pociągające od polowania?

- To jednak dwie różne sprawy. Polowanie ma swoje uroki i doznania, a fotografowanie swoje. To inne rodzaje przeżyć. Polowanie wymaga większej wiedzy, doświadczenia i starań. Fotografowanie jest mimo wszystko łatwiejsze, choć przyjemność bywa taka sama, aczkolwiek fotografowanie daje trwalsze efekty.

- To jakie ma pan jeszcze niespełnione i głośno niewypowiedziane marzenie?

- Chciałbym spędzić kilka dni w czumie, czyli w  namiocie na pograniczu Jakucji i Czukotki, w czasie kiedy nie wschodzi i nie zachodzi tam słońce albo kiedy jest go tam ledwie dwie-trzy godziny dziennie. To musi być niesamowite.

- Dziękuje za rozmowę i życzę spełnienia marzeń.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x