Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Nie czuję się lubuszaninem

2013-10-09, Nasze rozmowy

Z dr. hab. Dariuszem Rymarem, dyrektorem Archiwum Państwowego w Gorzowie, rozmawia Jan Delijewski

medium_news_header_5179.jpg

- Archiwum ma wreszcie nową siedzibę. Bardzo była potrzebna?

- Bardzo. Archiwum gorzowskie istnieje od 1950 roku i na dobrą sprawę nie miało siedziby z prawdziwego zdarzenia. Obiekt na Grottgera był przystosowany, ale nie spełniał naszych wymagań i było już tam stanowczo za ciasno.

- Jakiego rodzaju dokumenty są tutaj przechowywane?

- Ogólnie rzecz biorąc przechowujemy materiały archiwalne, które mają wartość historyczną, czyli zawierają informacje mające wartości poznawcze, które zasługują na przechowanie i udostępnianie.

- Kto do nich zagląda?

- Wyróżnia się kilka grup ludzi. Zaglądają osoby, które prowadza jakieś badania naukowe. Po drugie są osoby poszukujące swoich przodków, które prowadzą na swój prywatny użytek badania genealogiczne. Trafiają do nas także ludzie, którzy szukają dokumentów poświadczających ich zatrudnienie, co jest im potrzebne do uzyskania świadczeń rentowych czy emerytalnych. Na końcu jest grupa szukająca dokumentacji budowlanej, bo mało kto wie, że posiadamy prawie kompletną dokumentację budowlaną  miasta sprzed 1945 roku. Bywa ona bardzo pomocna przy  inwentaryzacji czy modernizacji wielu obiektów, które przetrwały.

- To jakie są te najcenniejsze skarby znajdujące się w gorzowskim archiwum?

- Dla archiwistów wszystko jest cenne, ale są i rzeczy niemal bezcenne. Do najcenniejszych naszych zbiorów należy niewątpliwie kolekcja dokumentów pergaminowych z XIV i XV wieku. Najstarszy nasz dokument pochodzi z 1316 roku. Jest to przywilej dla Gorzowa pozwalający na pobieranie opłaty od każdego konia przechodzącego groblę. Jest też dokument papieski z 1408 roku, który zdejmuje ekskomunikę z mieszkańców miasta, nałożoną wcześniej przez biskupa poznańskiego za niepłacenie dziesięciny. Są także dokumenty sygnowane przez królów, cesarzy, a nawet krzyżackie z podpisem Wielkiego Mistrza Konrada von Jungingen.

- Są dobrze zabezpieczone przed ogniem, wodą, złodziejami i upływem czasu?

- Mam nadzieję, że tak. Najgorzej z tym czasem, szczególnie w odniesieniu do dokumentów z połowy XIX wieku i później. Wtedy masowo produkowano papier kiepskiej jakości, o charakterze kwasowym, a nie zasadowym jaki jest najlepszy. Dzisiaj ten papier zwyczajnie się kruszy, rozsypuje i to jest wielki problem archiwistów oraz bibliotekarzy nie tylko w Polsce.

- Kiedy bierze pan  do ręki taki wiekowy bezcenny dokument, to co pan czuje?

- Zawsze czuje się ten powiew historii, rodzą się pytania oraz refleksje związane z tym  kto ten dokument miał w ręku, jakie były jego dzieje, jakie skutki przyniósł itd. Ja co prawda nie jestem specjalistą od średniowiecza, bo bliższa mi jest najnowsza historia, ale robi to jednak na mnie wrażenie.

- To jaki był temat pańskiej rozprawy doktorskiej?

- Napisałem monografię „Gorzów Wlkp. 1945-1998. Przemiany społeczno-polityczne”, czyli zająłem się powojennymi dziejami miasta i jego mieszkańców. Natomiast praca habilitacyjna poświęcona była gorzowskiej Solidarności  w latach 1980-1982.

- A w ogóle skąd u pana ta pasja grzebania się w starych dokumentach, nie zawsze miłej i ciekawej historii?

- Z tym chyba trzeba się urodzić. Co prawda pochodzę z rodziny, która od lat zajmuje się historią, ojciec jest profesorem i specjalistą od średniowiecza, ale nikt mnie do niczego nie namawiał, nie przymuszał. Przeciwnie, byłem raczej zniechęcany, ale wsiąkłem w historię, studiowałem historię i żyję historią.

- A najnowsza historia Ziemi Lubuskiej jest ciekawa?

- Nie zajmowałbym się nią, gdyby nie była ciekawa. Myślę, że jest to interesujący region z uwagi na jego dzieje, kształtowanie się i niedokończone procesy. Dla nas gorzowian szczególnie ważne jest to, że ten region tu właśnie zaczął się kształtować, czego nie rozumieją w Zielonej Górze. To w Gorzowie była stolica Ziemi Lubuskiej w latach 40-tych XX wieku. To tutaj od 1946 roku funkcjonowała ekspozytura urzędu wojewódzkiego z Poznania, która była takim „wicewojewódzkim” urzędem dla całego regionu.

- I dlaczego Gorzów przestał być stolicą regionu?

- Dobre pytanie, na które nikt do tej pory nie próbował chyba odpowiedzieć.

- To niech pan spróbuje odpowiedzieć.

- Nie da się jednoznacznie, kategorycznie odpowiedzieć, bo i nie ma dokumentów na ten temat. Mogę jedynie domniemywać, że duże znaczenie miała rekonfiguracja regionu. Ziemia Lubuska z lat 1945-50, do czasu powstania woj. zielonogórskiego, obejmowała teren od Piły po Zieloną Górę. W tym układzie Gorzów był mniej więcej po środku. Kiedy odcięto Piłę i przyłączono powiaty z Dolnego Śląska, to Zielona Góra znalazła bardziej w centralnym miejscu. Jest to jakieś uzasadnienie.

- Ale czy wystarczające? Przecież Gorzów w tamtym czasie był znacznie większym miastem, szybciej się rozwijał.

- No, właśnie. Wedle mojej, bardziej intuicji niż wiedzy, mogło chodzić jeszcze o coś innego. Mianowicie mogło chodzić o tzw. przeoranie elit politycznych. Tu się one już klarowały, powstawał ośrodek władzy i mogło chodzić o jego dekompozycję. Pamiętajmy, że 1948 rok to początek nowej epoki – stalinowcy przejmują władzę i robią czystki w  szeregach PPS, ale i w PPR przed połączeniem w PZPR. Na tej fali w styczniu 1949 roku usunięto Floriana Kroenke, który był pierwszym starostą i później wicewojewodą. Z tym także wiąże się siedziba biskupstwa w Gorzowie, które obejmowało ogromny teren. Mogło więc chodzić przy tym o oddalenie centrum administracyjnego od centrum kościelnego w obawie przed wpływami kościoła. Zresztą do dzisiaj można usłyszeć legendę o tym, jak ktoś do kogoś miał powiedzieć, że skoro macie biskupa, to nie będziecie mieć wojewody.

- Województwo lubuskie znajduje jakiekolwiek historyczne uzasadnienie?

- Ściśle rzecz biorąc, to raczej nie, gdyż to nie ten region, nie ta ziemia. To nie jest historyczna ziemia lubuska, której kawałek leży przecież po drugiej stronie Odry. Ziemia lubuska to także nie Gorzów, nie Zielona Góra. Z tego punktu widzenia woj. lubuskie jest sztucznym tworem, bo były tu różne państwowości i różne struktury regionalne, co ciągnie się za nami do dzisiaj, czego przykładem są braki i niedostatki komunikacyjne.

- Takie województwo, bez wspólnych korzeni, które historycznie i emocjonalnie więcej dzieli niż łączy, ma szanse przetrwać dłużej?

- Trudno jednoznacznie powiedzieć. Wydaje mi się, że jeżeli ma zyskać rację bytu i przetrwać, to powinno być z równą troską traktowane zawsze i wszędzie przez tych, którzy nim rządzą. Tak, niestety, nie jest. Dlatego na północy regionu nie ma identyfikacji z tym województwem. Nie spotkałem w Gorzowie nikogo, kto powiedziałby, że jest lubuszaninem. W Zielonej Górze ta identyfikacja występuje, ale tam zielonogórskie i lubuskie oznacza to samo i ma daleko idące implikacje. Dlatego też ja jestem gorzowianinem, mieszkańcem ziem zachodnich, ale nie czuję się lubuszaninem i chyba nigdy tak o sobie  nie powiem.

- W takim razie Gorzów i Zielona Góra, jak Kargul z Pawlakiem, skazani są na siebie?

- Z perspektywy Gorzowa i Zielonej Góry byłoby to optymalne i korzystne, ale pożądana jest z obu stron taka sama troska o wspólne sprawy. Jeżeli mieszkaniec Gorzowa ma stać się lubuszaninem, to musi poczuć, zauważyć znacznie więcej tej lubuskości. W Zielonej Górze musza to zrozumieć i chętniej dzielić się atrybutami wojewódzkości i lubuskości. I to w każdym wymiarze.

Na razie dzieje się odwrotnie. Podam taki przykład. W 1945 roku odbyły się w Gorzowie pierwsze dożynki lubuskie. Przy okazji otwarto Muzeum Ziemi Lubuskiej. To muzeum później zamknięto, a potem odrodziło się w Zielonej Górze. To pewien skrót myślowy, ale znakomicie pokazuje, że wszystko co wojewódzkie i lubuskie przepływa raczej do Zielonej Góry. Gdyby to muzeum z nazwą lubuskie, ale i wiele urzędów i instytucji pozostawało w Gorzowie, to poczucie tej lubuskości z pewnością byłoby większe.

- Podobnie mogło i powinno być z uniwersytetem, który również miał być lubuski. Zostawmy już to. Jest pan naukowcem, ale i praktykiem. Co widzi pańskie oko i podpowiada rozum w sprawie akademii w Gorzowie? PWSZ i AWF powinni iść razem pod rękę, czy jednak osobno?

- Przyznam szczerze, że z dużym niesmakiem obserwuję to, co się w tej sprawie dzieje. Gorzów to zbyt małe środowisko naukowe, by się dzielić i różnić. Powinno zgodnie działać na rzecz akademii. Tylko wspólne  działanie może doprowadzić do utworzenia akademii, która będzie solidną uczelnią z dużymi możliwościami rozwoju.

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x