Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Bernarda, Biruty, Erwina , 16 kwietnia 2024

Faceci to nie deski bez uczuć

2014-01-22, Nasze rozmowy

Z Przemysławem Joczem, autorem książki o własnym rozwodzie, który mieszka w Witnicy, rozmawia Renata Ochwat

medium_news_header_6241.jpg

- Co zdecydowało, że napisał pan tę książkę „Historia pewnego rzowodu”, rzecz, która opiera się o traumę rozwodu. Pańskiego rozwodu…

- Ta książka się właściwie sama napisała. Byłem w tak potwornym stresie, kiedy to się działo, że pisanie anonimowego bloga zwyczajnie mi pomagało. Bo rozwód trwał i trwał. A pisać lubię i mi to zwyczajnie pomaga. Nagle dzieci zaczęły być badane przez specjalistów sądowych, i oznajmiły, że chcą być ze mną. Potem ja co chwilę byłem oskarżany o kolejne okropne rzeczy, stres rósł.

I kiedy już tkwiłem w trybach sądowych i czułem się coraz gorzej, to właśnie po to, aby nie zanudzać znajomych i rodziny ciągłymi żalami, zdecydowałem się pisać. To była taka furtka, wentyl. I kiedy po dwóch miesiącach pisania nagle emocje zaczęły trochę opadać, i zaczęli do mnie pisać czytelnicy, a tych maili były tysiące, to zacząłem sobie zdawać sprawę, iż nie jest to tylko moja jednostkowa historia. Nagle okazało się po pierwsze, że wszedł mi w ręce temat. Bo nagle aby się przekonać, jak to jest być żołnierzem, wcale nie trzeba było jechać do jednostki, to jednostka sama do żołnierza przyjechała. Jestem między innymi dziennikarzem, i głupotą byłoby zignorować taki temat. Po drugie o pisaniu bloga, a w przyszłości ułożeniu go w książkę, zdecydowały właśnie też maile od czytelników. Kiedy nagle portal Onet.pl powiesił mego bloga na głównej stronie i jednego tylko dnia miałem 75 tys. wejść, a potem do mnie przyszło aż półtora tysiąca maili, z opowieściami znacznie bardziej dramatycznymi i drastycznymi niż moja historia, to wszystko mnie tylko utwierdziło, że tak trzeba. Że książka jest potrzebna.

- Ale pisanie anonimowego bloga, a pisanie książki podpisanej imieniem i nazwiskiem, to jednak dwie różne rzeczy. Tym bardziej, że książka ma dość drastyczne momenty…

- Zgadza się. Znajomi mnie też o to pytają, jak to jest napisać taką książkę. Proszę wierzyć, kiedy się jest uwikłanym w brutalny rozwód, to nagle całe najintymniejsze życie dwojga ludzi zostaje tak dokładnie obnażone. Przecież opowieści o tym, co między tymi dwojgiem zaszło w ich prywatnym życiu słucha sędzia i przynajmniej dwóch średnio lub mocno znudzonych ławników. Do tego dochodzą różni świadkowie. No i kiedy ta cała prawnicza machina się obraca, to już nie ma nic do ukrycia. No i ja też zdecydowałem, że nic nie będę ukrywał. Bo, jak podkreślam, zwyczajnie się nie da.

No i czytelnicy reagują na ten tekst, jak na najszczerszą prawdę. I kiedy napisałem tę książkę, to nagle zyskałem pewność, że bardziej mnie ta książka ukryła niż obnażyła. Zresztą tam jest kilka pisarskich sztuczek powodujących, że to nie jest do końca tylko dziennik pewnego rozwodu, historia pewnego Przemka i jego rodzin. To ma, moim zdaniem oczywiście, walor bardziej uniwersalny.

- A jak wspólni znajomi odebrali tę książkę? Przecież mieszka pan w małym mieście, gdzie wszyscy się znają lub przynajmniej wiedzą, kto jest kim.

- Generalnie dobrze. Nie było złych czy bardzo negatywnych gestów. No może jeden, ale to i tak mało. Myślę, że ludzie ją odebrali jako słowa o bardzo ważnym, podkreślam, uniwersalnym temacie. Może jak ktoś to przeczytał, to nabrał do siebie i swojej historii dystansu i pomyśli, że może trzeba inaczej różne sprawy załatwiać, a nie iść na kompletne udry. Chciałem też, aby to pisanie miało jakiś wymiar pozytywny, bo przecież samotny ojciec wychowuje córkę i chyba robi to dobrze. A przecież obowiązuje schemat: to samotna matka wychowuje dzieci, a ojciec to alimenciarz i drań ostateczny. W potocznym myśleniu ojciec nie potrafi się zająć dziećmi, a tu proszę, jest odwrotnie.

Pracuję w administracji samorządowej w takim dziale, że mam wiele możliwości oglądania sytuacji nieco podobnych do mojej. I patrzę na przykład na walkę samotnej matki z byłym mężem o dzieci. A w gruncie rzeczy idzie o mieszkanie. I po tym wszystkim wiem, że dopóki człowiekowi nie przyjdzie się spotkać z sądem, to nie wie, jak to jest. Każdy, kto liczy na jakąkolwiek sprawiedliwość, to się ciężko zawiedzie. Bo jeden sędzia i dwóch ławników dostają jakieś historie, jakieś opowieści i na ich podstawie decydują o dalszym życiu choćby moich dzieci.  Ja już wiem, że jeśli ludzie ze sobą sami się nie dogadają, to tym bardziej nie wyjdzie im to w sądzie. I po to też napisałem tę książkę.

- Pana książka jest cała manifestem wbrew schematowi, że to tylko matka może być dobrym opiekunem po rozstaniu.

- Też się nad tym zastanawiałem, po to też napisałem tę książkę, to jakby kolejny motyw, który mną kierował. Zrobiłem taką sekcję zwłok, czyli rodzin po rozwodzie, chciałem się sam dowiedzieć, jak to się dzieje, że tylko 4 procent facetów wychowuje swoje dzieci po rozwodzie. No i fiasko kompletne. Nie udało mnie się dojść do tego, jak to się dzieje, że 96 procent rozwiedzionych mężczyzn jest uznanych za niezdolnych do wychowania potomstwa. Sekcja zwłok się nie udała, choć myślę, że udało się jedno. Pokazałem, mam nadzieję, że faceci nie są bezdusznymi deskami bez żadnych uczuć, że też potrafią kochać.

- Ale pana książka nie odpowiada też na podstawowe pytanie: jak do tego doszło.

- Ano nie, nie udało się rozwikłać tej zagadki. Nie wiem, o co poszło, wiem tylko, jak to się toczyło i toczy i o tym napisałem.

- Jak pan się czuje po tej książce?

- Nie wiem.

- Córka czytała (autor ma dwie córki, starsza mieszka z nim, młodsza jest z matką. Ojciec i starsza siostra z młodszą nie widzieli się od kwietnia ubiegłego roku – R.O)?

- Czytała, niektóre kawałki. Jeszcze jak pisałem bloga, ale tylko niektóre fragmenty. Zresztą miałem taki pomysł, aby żona pisała kontrbloga, pokazała, jakim to wrednym facetem jestem, ze swojej kobiecej strony, bo to mogłoby być jeszcze ciekawsze, jeszcze lepsze. Ale się nie zgodziła, zresztą nie bardzo było jak i kiedy porozmawiać.

- Kiedy z panem rozmawiam, a początek historii sięga czterech lat wstecz, widać, że emocje ciągle grają…

- Ano grają. I u mnie i u jej starszej siostry. Bo młodsza ma tylko dziewięć lat i nie wiem, kiedy my ją zobaczymy. Cóż może być bardziej przykre, niż taka niepewność.  Bo tak naprawdę nic nie wiem na pewno. Jakiś czas temu oglądałem program w telewizji, w którym sędzia, kobieta zresztą stwierdziła, że kiedy o rozwód starają się kobiety z wyższym wykształceniem, to w 98 procent przypadków są oskarżenia o gwałt, przemoc, a nawet o pedofilię.  Mnie też różne zarzuty spotkały. I także w moim przypadku potwierdziło się, że jak ludzie chcą wygrać, to zrobią wszystko.

- Wróćmy jeszcze do książki. Choć szokująca w wymowie, nie do końca jest autobiografią.

- Nie, bo poza kilkoma nazwami ulic w dużym mieście, nie padają żadne inne – miejscowe, sklepów, miejsc, do których jeździmy. Córki mają zmienione imiona, nie pada nazwisko żony, ani inne szczegóły. Książka ma być nie jedynie i tylko o mnie i moim rozwodzie, ale o pewnych, nie tak jednostkowych doświadczeniach 30- i 40-latków. Powtórzę raz jeszcze, liczy się groźny problem, a nie moja pojedyncza historia.

- Będzie kontynuacja?

- Tego tematu akurat nie, ale kolejna książka tak. Chodzi mi po głowie albo wątek kryminalny, albo też administracyjny. Tak długo tam pracuję, że parę absurdów da się opisać…

- Dziękuję.

Od redakcji: „Historia pewnego rozwodu” ukazała się w drugiej połowie minionego roku w nakładzie 4 tys. sztuk. Nakład wydawniczy się wyczerpał, książkę można znaleźć tylko u indywidualnych dystrybutorów. Autor cały czas prowadzi swego bardzo popularnego bloga.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x