Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Marka, Wiktoryny, Zenona , 29 marca 2024

Spojrzenie mieszkańców jest zupełnie inne

2014-04-22, Nasze rozmowy

Z Ireneuszem Madejem, prezesem Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Ziemi Gorzowskiej i wiceprezesem AZS PWSZ, rozmawia Robert Borowy

medium_news_header_7216.jpg

- Czemu i komu ma służyć niedawno powołane       stowarzyszenie?

- Chcemy uaktywnić nasze lokalne społeczeństwo, które powinno bardziej włączyć się w rozwój regionu. Oczywiście można dalej bezczynnie siedzieć i krytykować, ale co to da? Wychodzimy z założenia, że lepiej inspirować, działać, a jak trzeba będzie to również doradzać. Pierwszy impuls do założenia stowarzyszenia dał Stanisław Nowak, były wojewoda gorzowski. Przed laty był on prezesem podobnej inicjatywy w Połczynie Zdrój. I któregoś dnia zapytał się mnie, czy może nie przenieść tego pomysłu na nasz teren. Zwłaszcza, że nie wszyscy, którym na sercu leży dobro miasta i aglomeracji uważają, że obecne sprawy idą we właściwym kierunku. Inicjatywę powołania organizacji zaraz poparli znani na naszym rynku przedsiębiorcy, ale nie tylko. Spektrum naszych członków jest szerokie. Często dzielą ich poglądy, łączy zaś dobro Gorzowa. To cieszy, jak osoby o zupełnie innym zabarwieniu politycznym są gotowe współdziałać i pragną stworzyć nową jakość.

- Co panu nie podoba się w tej chwili w Gorzowie?

- To nie jest istotne co mi się nie podoba, czy nawet innym członkom naszego Stowarzyszenia. Dla nas dużo ważniejsze jest ustalenie, w jakim kierunku ma pójść rozwój miasta. Dlatego uznaliśmy, że w pierwszej kolejności trzeba zrobić profesjonalne badania społeczne. To mieszkańcy powinni wypowiedzieć się, na co mamy postawić w najbliższych latach. I dopiero po poznaniu tych wyników sprecyzujemy zakres działania. W tej chwili mogę tylko powiedzieć, że nie podoba mi się, iż wiele podobnej wielkości miast jak Gorzów wyraźnie nas wyprzedziło w rozwoju. Są miasta, które przed laty miały niższe budżety od nas, dzisiaj są bogatsze i mogą na wiele więcej sobie pozwolić.

- Dlaczego brakuje nam pieniędzy?

- Budżet to nie tylko subwencje i dotacje państwowe. To również wpływy z różnych podatków, w tym PIT, CIT czy samorządowych. Skoro ich wielkość maleją oznacza to, że gorzowianie są coraz biedniejsi. Brakuje też dobrze prosperujących firm. A już naprawdę dużym problemem jest brak Akademii Gorzowskiej. Gdybyśmy mieli dobrą uczelnię z wieloma ciekawymi kierunkami inżynieryjno-magisterskimi to zamiast 3,5 tysiąca studentów być może mielibyśmy 8 tysięcy. Ci studenci mieszkaliby u nas, dostawaliby stypendia i wydawaliby pieniądze na miejscu. Ale jeszcze ważniejsze jest, że wielu z nich budowałoby kariery zawodowe u nas. To nie wszystko. Bylibyśmy atrakcyjnym miastem dla silnej kadry nauczycielskiej. Kiedyś rozmawiałem z prezydentem Koszalina i zapytał się mnie, ile przeznaczamy z miejskiego budżetu na stypendia dla kadry naukowej. I zaraz dodał, że on rezerwuje około dwóch milionów złotych, bo to się miastu opłaca. Im więcej jest profesorów, im więcej habilituje się doktorów, tym więcej jest subwencji z Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego i te pieniądze w ostatecznym rozrachunku zostają w mieście. Obszarów pozyskiwania pieniędzy do budżetu jest naprawdę sporo, ale trzeba umieć je znajdować. I nie są to tylko moje przemyślenia, ale większości naszych członków.

- Powiedział pan niedawno w jednym z wywiadów, że biznes ucieka z Gorzowa. Na jakiej podstawie wyraża pan takie opinie?

- Rozmów z młodymi przedsiębiorcami. Wybierają oni inne miasta do rozwoju swoich firm, gdyż są zdania, że w Gorzowie nie ma odpowiednich warunków. Dlatego musimy coś zrobić, żeby stworzyć dobrą koniunkturę dla budowy zwłaszcza mikroprzedsiębiorstw, gdyż mały i średni biznes tworzy miejsca pracy i nakręca wzrost gospodarczy. I co jest w tym jeszcze ważne. Powinniśmy promować biznes o wysokiej innowacyjności. To nie jest przypadek, że w rankingu 52 największych polskich miast Gorzów znajduje się na szarym końcu pod względem przeciętnej płacy. Mamy co prawda w pobliżu strefę ekonomiczną, ale po pierwsze usadawiają się tam głównie zagraniczne firmy, które zyski wywożą za granicę, po drugie są tam wykonywane najprostsze, a więc jednocześnie mało płatne czynności. Brakuje nam lokalnej kadry wyższego szczebla, zwłaszcza technicznego. Najzdolniejsi gorzowianie wyjeżdżają uczyć się w innych miastach i najczęściej nie wracają. Oczywiście nasze stowarzyszenie może wskazywać drogi rozwoju, może wpierać, ale nie zastąpi tych, którzy rządzą i mają bezpośredni wpływ na wprowadzenie zmian rozwojowych.

- To jakie są konkretne cele stowarzyszenia?

- Dla nas takim naprawdę priorytetowym zadaniem jest wspomniana już budowa akademickości. Bez tego żadne działania rozwojowe nie przyniosą wymiernych efektów. Jeżeli nie pójdziemy w kierunku kształcenia elit to za kilkanaście lat Gorzów stanie się takim 70-tysięcznym miasteczkiem powiatowym bez większych perspektyw. Podpisaliśmy już porozumienie z Państwową Wyższą Szkołą Zawodową na współpracę. W tym celu chcemy przygotować kolejne panele dyskusyjne, w tym dotyczący Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych. Dzisiaj słyszymy, że za otrzymane unijne środki powinniśmy zrobić to czy tamto. Niekiedy może nam się wydawać, że coś jest potrzebne, a spojrzenie na dany temat mieszkańców jest zupełnie inne. Dlatego należy najpierw zapytać się gorzowian, co jest ważniejsze. Rewitalizacja centrum, budowa magistratu czy może zupełnie coś innego.

- Zdaniem niektórych komentatorów stowarzyszenie powstało, żeby m.in. załatwić budowę nowej hali sportowej.

- Chyba wszyscy pamiętają, jak przed czterema laty pokazywano makiety i obiecywano, że Gorzów niedługo będzie miał halę. Do dzisiaj nie ustalono nawet lokalizacji. Pamiętam, jak pojechałem razem z prezesem Januszem Woźnym i dyrektorem Tomaszem Kucharskim do Warszawy na spotkanie z minister Joanną Muchą. Kiedy przedstawiliśmy jej pomysł utworzenia w Gorzowie coś na wzór centrum przygotowań dla sportowców niepełnosprawnych pani minister zaciekawiła się tematem. Niestety, kiedy zapytała się, co zrobiliśmy w kierunku postawienia hali i stwierdziliśmy, że nie mamy nawet od miasta terenu, temat został ucięty. Ponownie powrócę tu do przykładu koszalińskiego. Tam wybudowano nowoczesną halę posiłkując się kwotą zaledwie 2,5 mln zł z miejskiego budżetu. Prawie wszystkie pieniądze pozyskano z różnych źródeł - unijnych, centralnych, marszałkowskich itp.

- Może trzeba pójść krok dalej i wprowadzić swoich reprezentantów do organów zarządzających miastem? Wybory tuż, tuż...

- Naszym celem nie jest tworzenie żadnej partii, lecz działanie apolityczne. Gdzieś usłyszałem, że jestem członkiem Prawa i Sprawiedliwości. Od sześciu lat, kiedy zacząłem działalność w biznesie nie jestem członkiem żadnej partii. Oczywiście każdy chyba z nas ma swoje poglądy, jeden prawicowe, drugi lewicowe, ale nie powinno to przeszkadzać we wspólnej działalności na rzecz czegoś pożytecznego. W naszym Stowarzyszeniu jest wspomniany Stanisław Nowak, ale jest też ks. prałat Witold Andrzejewski, Marek Rusakiewicz, Jerzy Kaszyca, Zenon Michałowski, Elżbieta Skorupska-Raczyńska. Jest duża grupa lekarzy o różnych poglądach. Na poziomie lokalnym czas najwyższy zakończyć z politykierstwem. Dlatego w wyborach do rad samorządowych nie wykluczamy poparcia dla konkretnych osób, może będziemy uczestniczyć w budowaniu komitetów wyborczych? Chcemy stawiać na ludzi z pomysłami, mającymi za sobą już jakiś dorobek. I na takich, którzy nikomu nic nie muszą już udowadniać, gdyż odnieśli jakiś sukces. Na przykład w biznesie. Za wcześnie jest jednak, żeby rozmawiać na ten temat bardziej szczegółowo.

- Mnie zastanawia, czy gorzowianie są przygotowani na pójście drogą na przykład wrocławską, gdzie na poziomie lokalnym górują właśnie komitety, a nie partie polityczne?

- Myślę, że tak. Wielu naszych mieszkańców jest zmęczonych stagnacją i różnymi układzikami politycznymi. Przykładem niech będą wybory do europarlamentu. Przecież wielu kandydatów nie ukrywa, że kandyduje dla niebotycznych jak na nasze warunki zarobków. Po jednej kadencji można zostać milionerem. Nie jest to sytuacja zdrowa. I dlatego społeczeństwo nie utożsamia się z takimi wyborami i frekwencja jest słabiutka. Przypuszczam, że podobnie będzie 25 maja. Inaczej może być na poziomie lokalnym, ale trzeba dać szansę mieszkańcom wyboru.

- Żeby jednak dać się poznać społeczeństwu musicie zacząć działać bardziej intensywnie. Jakie plany ma stowarzyszenie w tym zakresie?

- Na pewno nie będziemy śpieszyli się, gdyż celem stowarzyszenia nie jest działanie do wyborów. Chcemy zbudować coś trwałego. Na lata. Jak wspomniałem, najpierw musimy poznać priorytety społeczeństwa i potem dopiero zaczniemy szukać pomysłów na przygotowanie odpowiednio trwałego programu. Przy jego redagowaniu skorzystamy z pomocy specjalistów w określonych dziedzinach, gdyż nie mamy monopolu na pełną wiedzę. Natomiast już nawiązujemy współpracę z licznymi organizacjami i przez to zaczynamy budować aktywność społeczną poprzez różne formy. Kulturalne, turystyczne, sportowe, biznesowe.

- Kto powinien zostać prezydentem Gorzowa, a może nie trzeba nic zmieniać w ratuszu?

- Odświeżenie tego stanowiska bardzo by się miastu przydało. Uważam, że prezydentem powinna zostać osoba, która chce rządzić miastem wspólnie z jego mieszkańcami. I powinna mieć długofalową strategię rozwoju miasta. Nie przywiązywałbym natomiast większej uwagi do jej poglądów politycznych.

- Zapytam wprost. Czy takim optymalnym kandydatem mogącym połączyć różne lokalne środowiska i działać apolitycznie na rzecz miasta mógłby zostać np. Kazimierz Marcinkiewicz?

- Byłaby to ciekawa kandydatura, ale oczywiście decydujący głos należałby do wyborców. Nie wiem natomiast czy premier Marcinkiewicz byłby w ogóle zainteresowany. Jeśli ktoś miał już okazję być w dużej polityce, to ciężko mu potem działać na szczeblu lokalnym, choć niczego nie należy wykluczać. Swoją drogą ciekawych kandydatur mających spore doświadczenie z pracy na szczeblu rządowym mamy wielu. Wspomnę choćby o byłym wiceministrze Piotrze Styczniu.

- Oczywiście nie mogę się nie zapytać o koszykówkę. W zakończonym sezonie miała być walka o medal, skończyło się na piątej pozycji. Czy można mówić tu o rozczarowaniu?

- Zdecydowanie nie. Zespół walczył do końca i do awansu do strefy medalowej zabrakło jednej wygranej. Szans ku temu było sporo. Na początku rozgrywek dziewczyny dwukrotnie trochę niespodziewanie przegrały ze Szczecinem, była porażka u siebie z ROW Rybnik. W drugim etapie zarówno z Wisłą jak i z CCC Polkowice drużyna poległa różnicą dwóch punktów. Zabrakło tego łutu sportowego szczęścia. Ale nie załamujemy się tym, wręcz przeciwnie jesteśmy dumni z rosnącego zainteresowania koszykówką ze strony lokalnych sponsorów. Na niedawnym podsumowaniu sezonu przyszło ich około stu. To tylko upewniło nas, że jest chęć dalszej współpracy.

- Nie udało się teraz, powalczymy o medal za rok?

- Takie mamy chęci, ale bardzo proszę włodarzy miasta odpowiadających za finansowanie sportu, żeby zmienili cykl przyznawania dotacji. Chodzi o to, żeby kluby w dłuższej perspektywie znały poziom dofinansowania. Pojawił się pomysł, żeby był to trzyletni okres. Łatwiej wtedy klubom jest planować budżety i potem budować zespół. Jeżeli będziemy znali finansowe możliwości klubu wówczas będziemy mogli spokojnie znaleźć odpowiednio dobre koszykarki. A to jest podstawą późniejszego stawiania celów sportowych.

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x