Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Marka, Wiktoryny, Zenona , 29 marca 2024

Mam nadzieję, że wszystko poukładamy

2014-05-07, Nasze rozmowy

Z Bożenną Bukiewicz, posłanką, szefową lubuskiej Platformy Obywatelskiej i kandydatką do Parlamentu Europejskiego, rozmawia Robert Borowy

medium_news_header_7363.jpg

- Dawno nie mieliśmy okazji gościć panią poseł w naszym skromnych gorzowskich progach. Czyżby obowiązki poselskie w Warszawie uniemożliwiały częstsze wizyty nad Wartą?

- Rzeczywiście, w Gorzowie rzadko bywam na oficjalnych uroczystościach, częściej jestem na nieformalnych spotkaniach. I nigdy nie narzekam. Może dlatego, że ja nie mam uprzedzeń do Gorzowa, do gorzowian. Zresztą nie jestem nawet zielonogórzanką. Pochodzę z Żar i na pewno nie wyssałam z mlekiem matki fobii wobec Gorzowa. Muszę to szczerze przyznać, ale nigdy nie potrafiłam też zrozumieć z czego biorą się konflikty gorzowsko-zielonogórskie. Kiedy zostałam politykiem również długo się nad tym zastanawiałam. Dzisiaj, będąc już osobą doświadczoną w politycznej działalności, jestem przekonana, że wszelkie napięte sytuacje tworzą niektórzy, podkreślam, niektórzy politycy regionalni. Po obu stronach barykady.

- Dlaczego pani tak uważa?

- Często jest to dla nich jedyna metoda zaistnienia w publicznej przestrzeni.

- Konflikty nie rodzą się, ot, tak sobie. Muszą z czegoś wynikać. Pani jest innego zdania?

- Nie chcę wnikać w to, co myślą działacze różnych partii. Może dlatego, że aż tak głębokiej empatii nie mam. Mogę natomiast otwarcie powiedzieć, że staram się robić to, co uważam za stosowne z myślą o interesie całego województwa lubuskiego. I przykro jest mi, kiedy jestem negatywnie oceniana przez różnych polityków w sytuacjach, kiedy wraz ze swoimi współpracownikami odnosimy sukcesy. Polityka to nic innego jak misja. Głównym celem każdego polityka jest dążenie do zrealizowania wybranych celów z korzyścią dla drugiego człowieka, w domyśle całego społeczeństwa, na rzecz którego się działa. Tak to pojmuję. Dlatego wykonując mandat poselski nie mogę skupiać się na tym, żeby z korzyścią działać dla wybranej tylko grupy Lubuszan. Poza tym ten sztuczny podział gorzowsko-zielonogórski jest trochę dziwny. Przecież są inne miejscowości. Nie wolno zapominać o Drezdenku, Żaganiu, Słubicach czy Międzyrzeczu. Przecież samorządowcy tych miast i innych co chwilę zgłaszają się do lubuskich parlamentarzystów różnych opcji politycznych z prośbami, żeby załatwić tę czy tamtą sprawę. I jeżeli widzimy, że dany samorząd rzeczywiście jest zaangażowany w wybrany temat i potrzebuje tej pomocy nikt z nas nie odmówi. Jak tylko można w czymś pomóc jesteśmy otwarci.

- Pani jako posłanka, podobnie jak pozostali parlamentarzyści z województwa lubuskiego możecie mieć takie a nie inne spojrzenie i dobrze, gdyż jest to z korzyścią dla nas wszystkich. Ale realną politykę regionalną uprawia się w Urzędzie Marszałkowskim. Może pani tego nie słyszy, ale wielu polityków i mieszkańców północnej części województwa uważa, że ich region jest krzywdzony choćby przy podziale środków unijnych.

- Nie mogę z tym się zgodzić, gdyż poprosiłam panią marszałek Elżbietę Polak, żeby zrobiła zestawienie za ostatnie lata. I wyszło, iż w ramach regionalnych programów operacyjnych to region gorzowski otrzymał minimalnie, ale wyższe dofinansowania niż zielonogórski. Mówię tu nie o samych stolicach województwa, ale także o powiatach. Teraz czeka nas nowe rozdanie i już na wstępie mamy problem. Zarząd województwa przygotował podział środków w ramach Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych i na tej bazie Gorzów oraz Zielona Góra dostały praktycznie całą pulę. Mniejsze miejscowości zaczęły narzekać, że są zaniedbywane i rozumiem, że nie wszystkich można zadowolić. Prawda jest taka, że to Unia Europejska nalega, żeby inwestować w aglomeracje będące motorem napędowym danego regionu. W naszej części tymi magnesami przyciągającymi pozostałych są Gorzów i Zielona Góra. Stąd decyzja, żeby postawić na jeszcze silniejszy rozwój właśnie tych dwóch miast, żadnego z nich z kolei nie faworyzując. Natomiast jako politycy musimy brać za to odpowiedzialność i bierzemy. Chciałaby jednak wyjaśnić, że to my posiadamy pełną wiedzę, w jaki sposób najbardziej efektywnie wydawać unijne środki. Najłatwiej jest wydać pieniądze na coś, co potem nie będzie procentowało gospodarczo na dalszy rozwój regionu. Gminy czy mniejsze miasta działają właśnie w takim kierunku i trudno im się dziwić. Chcą oni modernizować swoje małe ojczyzny, ale my musimy spoglądać na wytyczne UE i pójść w kierunku szerszego rozwoju inwestycyjnego. Takiego, żeby te mniejsze ośrodki również potem z tego korzystały.

- Skoro podział środków unijnych za ostatnie lata jest zrównoważony, obie części województwa traktowane są tak samo, to dlaczego o tym głośno się nie mówi?

- Może rzeczywiście przekaz ten nie był do tej pory najlepszy. Mogę jednak pana i wszystkich gorzowian zapewnić, że zawsze na takich politycznych spotkaniach z panią marszałek zwracamy uwagę na sferę podziału, zdając sobie sprawę, że często na linii gorzowsko-zielonogórskiej iskrzy. Niekoniecznie w społeczeństwie. Jest to bardziej konflikt medialny.

- Medialny? Dam drobny przykład. Żużlowcy Falubazu promują nasze województwo, co wszędzie widać po naszywkach na ich kewlarach. Zawodnicy Stali tak hojnego sponsora nie mają. Ludzie to widzą i zastanawiają się, dlaczego są równi i równiejsi?

- Nie chciałabym wchodzić tu w szczegóły aktualnej umowy podpisanej pomiędzy zielonogórskim klubem a zarządem Urzędu Marszałkowskiego,  gdyż nie znam jej. Pamiętam natomiast jak chyba przed rokiem lub dwoma to Stal otrzymała z województwa większe środki, o co największe pretensje do mnie miał prezes Falubazu Robert Dowhan.

- Pani poseł, a może niejasności, konflikty, iskrzenie na gorzowsko-zielonogórskiej linii bierze się z tego, że PO w województwie nadal ma wewnętrzne problemy? Przykładem niech będzie powołanie Koła nr 2 w Gorzowie, które to jako główny cel stawia sobie porozumienie się z panią i innymi członkami partii z Zielonej Góry. Jest to trochę niezrozumiałe.

- Ja też do końca nie rozumiem tej sytuacji, a szczególnie obaw płynących z powołania drugiego koła, które liczy siedmiu członków. Jako zarząd partii wydaliśmy na to zgodę, bo nie było powodów, żeby takiej zgody nie wydać. Koło nr 1 liczy około stu członków, a więc niczego nie musi się obawiać. Co do meritum pytania przyznaję, że nasza współpraca z koleżankami i kolegami z Gorzowa nie układa się wzorcowo. Bardzo chciałabym, żeby to się zmieniło na korzyść. Właśnie rozmawiałam z przewodniczącym Rady Miasta w Gorzowie, z panem Jerzym Sobolewskim i umówiliśmy się na spotkanie z przedstawicielami gorzowskiej PO i mam nadzieję, że wszystko poukładamy w interesie nie tylko partii, ale przede wszystkim wspólnych działań na rzecz województwa.

- Czuje się pani ,,matką chrzestną’’ gorzowskiego szpitala?

- Może zabrzmi to nieskromnie, ale mogę po trosze czuć się taką matką, zwłaszcza jeżeli chodzi o przekształcenie szpitala w spółkę. Mocno wspierałam panią marszałek Polak w dążeniu do realizacji tego celu, a on był naprawdę konieczny. Dzisiaj mogę już to powiedzieć, ale były chwile, że pani marszałek czuła się osamotniona w tych działaniach. Bywało, że dzwoniła po nocach do mnie i słyszałam, jak popłakuje. Proszę mi uwierzyć, ale to była jedyna szansa na uratowanie placówki i do dzisiaj nie rozumiem, dlaczego najwięcej przeciwników mieliśmy w Gorzowie. Jedni się bali i to rozumiem, ale są też osoby, które manipulowały opinią społeczną i nie chcieli z nami współpracować dla dobra ogółu. A przecież nigdy bym sobie nie pozwoliła na podjęcie ryzyka utraty zdrowotnego bezpieczeństwa mieszkańców naszego województwa. Bez mocnego szpitala w Gorzowie takie zagrożenie stałoby się realne. Dzisiaj sytuacja placówki jest dużo lepsza niż osiem miesięcy temu, co chwilę są prowadzone duże inwestycje, co tylko świadczy, że idziemy we właściwym kierunku.

- Zapowiedziała pani, że oczekiwany przez szpital Oddział Radioterapii na pewno powstanie. To dlaczego wokół tej inwestycji zrobiło się tyle zamieszania i niektórzy pani przyjaciele partyjni nadal mają wątpliwości czy uda się znaleźć pieniądze na ten cel?

- Myślę, że tu doszło do nieporozumienia. Pani marszałek Polak uznała, że na gorzowską radioterapię trzeba spróbować zdobyć pieniądze z centralnego źródła finansowania, a nie naruszać budżetu wojewódzkiego. Gdyby nie starała się skorzystać z tego pomysłu zaraz pojawiłyby się głosy, że jest złym marszałkiem, że działa na niekorzyść województwa.

- A jak nie dostaniemy pieniędzy z programu dla Polski Zachodniej?

- Proszę się nie martwić, zabezpieczenie w programie regionalnym zostało poczynione. Uważam, że tego tematu w tej chwili już nie ma, radioterapia w Gorzowie będzie.

- Niedługo odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. Pani startuje z ,,dwójką’’, co daje dużą szansę na uzyskanie mandatu. Dlaczego zdecydowała się pani na start w tych wyborach?

- W polityce jestem od 2001 roku. Najpierw byłam radną w Zielonej Górze, gdzie przewodniczyłam komisji gospodarki i klubowi radnych PO. Od dziewięciu lat jestem posłanką na sejm i uznałam, że przyszedł czas na spróbowanie czegoś nowego. Nie chcę iść do Brukseli tylko podpisywać listy, ale intensywnie działać. Uważam, że jestem do tego odpowiednio przygotowana. Przypomnę, że w latach 2007-2011 byłam członkiem polskiej delegacji do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. W obecnej kadencji jestem przewodniczącą polskiej grupy w Unii Międzyparlamentarnej. Jest to organizacja skupiająca przedstawicieli prawie wszystkich parlamentów świata. Bardzo dobrze znam język angielski, a zawsze najwięcej spraw można załatwić w bezpośrednich, kuluarowych rozmowach. Nie przez tłumaczy.

- Będąc w polskim parlamencie skutecznie można działać na rzecz swojego regionu. W Brukseli bardziej w interesie narodowym. Jaką korzyść będzie miało nasze województwo z pani ewentualnego mandatu?

- Jak się skutecznie działa w interesie kraju, to również można wiele dobrego zrobić dla regionu. Mnie najbardziej zależy na międzynarodowych inwestycjach w pasie zachodnim wzdłuż Odry i drogi ekspresowej S-3. Skoro doczekaliśmy dobrej infrastruktury drogowej, leżymy bardzo blisko Niemiec trzeba, to teraz starać się umiejętnie wykorzystać.

- Praca w Parlamencie Europejskim jest zapewne pracochłonna. Czy gdyby udało się pani zdobyć zaufanie wyborców zrezygnuje pani z kierowania partią w województwie?

- Na razie nie widzę problemu, żeby oddawać ster. Jeżeli nie będę mogła być na jakimś spotkaniu partyjnym są moi zastępcy, którzy mogą je poprowadzić. Ale mi bardziej chodzi o utrzymanie tej lokalnej tożsamości. Kiedy przez pięć lat mieszkałam w Stanach Zjednoczonych bardzo tęskniłam za krajem. Teraz jak sporo czasu spędzam w Warszawie tęsknię za moimi rodzinnymi stronami. Jestem osobą ciągnącą do swoich korzeni.

- Do wyborów pozostały trzy tygodnie. Jak chce przekonać pani do głosowania na siebie mieszkańców zwłaszcza województwa zachodniopomorskiego i północnej części naszego województwa?

- Od dłuższego czasu spotykam się z ludźmi na tych terenach, dużo rozmawiam i przede wszystkim namawiam do pójścia na wybory. Niestety, ale frekwencja wyborcza w Polsce jest jedną z najniższych w krajach UE. Jeżeli chodzi o mnie, to nie martwię się o rozpoznawalność, bo zawsze starałam się dużo robić dla regionu. W województwie zachodniopomorskim jestem mniej znana, ale region znam nieźle, gdyż łączą mnie z nim więzi rodzinne. Mam rodzinę w Świnoujściu, skąd pochodzi mój mąż, mam rodzinę w Szczecinie, w Szczecinku. To nie jest dla mnie obce ciało.

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x