Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Jarosława, Marka, Wiki , 25 kwietnia 2024

Dawniej to były ogrody miłości, spokoju, refleksji…

2016-06-01, Nasze rozmowy

Z Władysławem Komarnickim, gorzowskim senatorem, rozmawia Robert Borowy

medium_news_header_14975.jpg

- Dlaczego nie udało się wybudować szkoły muzyczno-plastycznej przy Centrum Edukacji Artystycznej, skoro miała ona stanowić jeden z ważniejszych elementów całej inwestycji?

- Na to pytanie mogę odpowiedzieć jako mieszkaniec, choć uczestniczyłem w realizacji tej inwestycji, ale na szczęście tylko jako podwykonawca niewielkiej jej części. Niczym nie jestem więc obciążony. Z drugiej strony nie lubię za bardzo oceniać tych, którzy kiedyś podejmowali decyzje, ale faktem jest, że nastąpiło przerysowanie treści nad formą. I to jest właściwie cała odpowiedź. Byłoby oczywiście świetnie, gdybyśmy mogli dzisiaj wydać kolejne miliony na dokończenie CEA poprzez postawienie nowej szkoły, która stałaby się perłą w koronie. Rozumiem jednak postępowanie obecnego prezydenta Jacka Wójcickiego, który chce na potrzeby szkoły muzycznej wykorzystać stare zasoby budowlane. Powiedzmy sobie uczciwie, że z reguły na taką filharmonię i szkołę stać jedynie najbogatsze miasta w bogatych krajach. Gorzów do nich nie należy. W Polsce niewiele miast mogłoby pozwolić sobie na budowę, potem utrzymanie nowoczesnej szkoły artystycznej i filharmonii razem. Są to duże pieniądze, a pamiętajmy, że inne gorzowskie szkoły od lat domagają się prostych prac remontowych. Trudno byłoby im wytłumaczyć, dlaczego miasto wyciąga 50-60 milionów na budowę szkoły artystycznej, a nie jest w stanie wyłożyć kilkuset tysięcy na remont przykładowo okien czy sanitariatów? Na to również musimy zwracać uwagę przy podejmowaniu decyzji.

- Zaproponowane przez prezydenta Jacka Wójcickiego inwestycje na najbliższe siedem lat w wystarczający sposób pobudzą rozwój gospodarczy Gorzowa?

- Zacznijmy od tego, że nadszedł idealny moment naprawienia tego wszystkiego co przez lata zaniedbaliśmy. Spójrzmy na nasze tramwaje. Nie wiem, czy w Polsce jest miasto z tak starym taborem. Jeżeli zwrócimy uwagę na infrastrukturę drogową, to tylko złapać się za głowę i płakać. A już największym dla nas wstydem są ulice Sikorskiego i Kostrzyńska. I ten wizerunek nieszczęścia trzeba zmienić jak najszybciej. Myślę, że co do tego wszyscy w mieście jesteśmy zgodni. Kłopoty zaczynają się dalej. Martwi mnie, że w przedstawionym planie inwestycyjnym nie widać inicjatyw zmierzających do tworzenia nowoczesnych gniazd gospodarczych.

- To w jakim kierunku nasze miasto powinno pójść, żeby zacząć się dynamicznie rozwijać?

- Niestety, Gorzów nie ma takiej historii intelektualnej w postaci dobrej wyższej uczelni, jak wiele innych miast. Dopiero jesteśmy w przededniu drogi, żeby zbudować akademię, a na to trzeba kolejnych lat. Nie powinno to jednak zniechęcać do rozpoczęcie już teraz budowy biznesu naukowego. I tym musi zająć się prezydent z radnymi. Przez pojęcie biznes naukowy trzeba rozumieć rozwój szkół technicznych z połączeniu z akademią. Tylko ten kierunek pozwoli nam stworzyć warunki do przyciągnięcia inwestorów o wyższych technologiach. Tu nie chodzi już tylko o firmy, gdzie pracownicy siedzą na taśmie za 2 tysiące złotych i pakują gotowy wyrób. Posłużę się tu ciekawym przykładem, o którym warto wiedzieć. W Opolu moja firma wybudowała dwie fabryki dla potężnego koncernu. I w tych zakładach produkuje się  – określmy to najprostszym językiem - podstawowe elementy do samochodów. W którymś momencie firma nawiązała współpracę z tamtejszą politechniką i stwierdziła, że mając na miejscu świetną kadrę młodych ludzi zdecydowała się na budowę trzeciego zakładu, w którym ruszy produkcja najbardziej skomplikowanych elementów, wcześniej tworzonych w Szwajcarii i Niemczech. A zajmą się tym opolscy inżynierowie. Wszyscy na tym skorzystają. Koncern będzie produkował taniej niż w innych krajach, nasi zdolni młodzi ludzie nie będą musieli szukać pracy gdzie indziej, otrzymają szansę intelektualnego rozwoju na miejscu, do tego dobrze zarobią a miasto zarobi na podatkach. Czyż można jeszcze coś tu dodać? Należy iść najprostszą i sprawdzoną drogą.

- Słowem, musimy poczekać wiele lat, żeby akademia odpowiednio się rozwinęła. A czy już teraz można coś robić?

- Ameryki tutaj nie odkryję. Trzeba działać metodami sprawdzonymi w świecie i zabiegać o inwestorów. Pytanie, w jaki sposób to należy czynić? W mojej ocenie potrzebna jest silna komórka promocyjna w magistracie, która przygotowuje konkretny, kilkuletni plan rozwoju miasta i na jego bazie będzie przekonywać do zainwestowania w Gorzowie. Chodzi tu, żeby wskazać w jakim kierunku będzie się rozwijało miasto, co jest w stanie zaoferować inwestorom, jakie plany rozwojowe ma akademia i na co z tej strony mogą liczyć przedsiębiorcy.

- Jak podoba się panu pomysł wicewojewody lubuskiego Roberta Palucha powiększenia naszego województwa m.in. o  Dębno, Myślibórz, Barlinek czy Międzychód?

- W pierwszej chwili chciałem przyklasnąłem tej inicjatywie. Szybko jednak przeanalizowałem sprawę i uznałem, że jest to działanie – jak to byśmy kolokwialnie nazwali - pijarowskie. Oczywiście, partia rządząca może dzisiaj przepchnąć każdy pomysł, zmienić również administracyjne granice województw. Nie wierzę jednak, żeby lobby zachodniopomorskie i wielkopolskie zgodziło się na oddanie części swoich terenów pod władanie naszego województwa. Nawet w sytuacji, kiedy niektórzy lubuscy politycy PiS są bardzo blisko pani premier Beaty Szydło czy prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Gdyby jednak pojawiła się taka szansa w pełni będę ją popierał i jestem gotowy zaprosić pana wicewojewodę na dobrą kolację, żeby mu podziękować w interesie szczególnie północnej części województwa. Byłoby to również w interesie wymienionych gmin.

- Jak wygląda codzienna praca w senacie, kiedy partia rządząca nikogo tak naprawdę nie chce słuchać?

- Muszę przyznać, że chyba mam zezowate szczęście. Gdziekolwiek wchodzę zawsze muszę wyrąbać swoją pozycję. I tak przez całe życie. Jak słucham starszych stażem senatorów, jak to było w poprzednich kadencjach, to im zazdroszczę. Bo kiedyś było normalnie. To były ogrody miłości, spokoju, zadumy, refleksji i normalnej pracy. Każdy senator miał przynajmniej dwa tygodnie na zapoznanie się z materiałami i w spokoju mógł profesjonalnie przygotować się do sesji. Jest to ważne, gdyż senatorzy muszą wnikliwie analizować to co przygotują posłowie, bo skupiają się głównie na doszlifowaniu danych ustaw. Przyznaję, że przystępując do wyborów liczyłem, że znajdę się w obozie rządzącym. Chciałem bowiem spełnić obietnice wyborcze i przyczynić się do istotnych zmian w naszym regionie.

- Nie ma pan wrażenia, że partie opozycyjne są trochę zagubione w nowej rzeczywistości politycznej i nie stanowią tak naprawdę żadnej przeciwwagi dla PiS?

- Tu nie chodzi o przeciwwagę. Kłopot w tkwi w tym, że pracujemy w ciągłym chaosie, niepewności. Z góry wiadomo, że PiS zrobi z ustawami to co chce, nie słuchając innych. Jako opozycja staramy się uzmysłowić senatorom z PiS, że pewne rzeczy trzeba poprawić, zmienić, ale nikt nas nie słucha.

- Praca senatora jest zapewne prestiżowa, ale czy w tej sytuacji, o której pan mówi, daje jakąkolwiek satysfakcję?

- Tak, może dlatego, że przychodząc do Senatu nie miałem większych problemów z nawiązaniem kontaktów. Okazało się, że w izbie tej jest wielu miłośników żużla i w tym gronie stałem się osobą rozpoznawalną. Wielu docenia to co przez te lata zrobiłem dla rozwoju tego sportu w Gorzowie, w Polsce. I przyznam, że z wieloma senatorami PiS mam dobre lub przynajmniej poprawne stosunki. To jest ważne, bo mocno zaangażowałem się w sprawy regionu lubuskiego i takie kontakty ułatwiają pewne działania. Oczywiście mógłbym stosować retorykę w postaci, że nic nie mogę, ale wtedy moja obecność w parlamencie nie miałaby sensu. Takim przykładem jest akademia. Oczywiście wiodącą rolę odegrała tu pani minister Elżbieta Rafalska i to jest poza dyskusją. Starałem się jednak robić dobry klimat dla tej sprawy. Tu chodziło o to, żeby ten pomysł zyskał akceptację jak najszerszego grona.  Stąd były na przykład moje spotkania z wiceministrem nauki i szkolnictwa wyższego prof. Aleksandrem Bobko, z którym znam się dosyć długo. Cieszę się, że to wszystko zaprocentowało i mamy akademię.

- A jak układa się współpraca pomiędzy parlamentarzystami lubuskimi, zwłaszcza z partii rządzącej, bo tak naprawdę to oni obecnie mogą zdziałać najwięcej dla naszego regionu?

- Są jakieś niezrozumiałe dla mnie zapieczenia minionej epoki pomiędzy parlamentarzystami. Mam wrażenie, że działa to na zasadzie, że skoro wcześniej rządzący wszystko sobie przywłaszczali, to teraz będzie to samo w drugą stronę. Powiem uczciwie, że ja z tym źle się czuję. Zwróciłem się listownie do wszystkich lubuskich parlamentarzystów z prośbą o ścisłą współpracę, ale niewielu w ogóle zareagowało. Choć muszę przyznać, że moje indywidualne kontakty z parlamentarzystami PiS są poprawne. Chodzi tu jednak o bieżącą współpracę. Niestety, jej brakuje. W pojedynkę wiele zrobić się nie da, ale będę dalej dążył do realizacji wyznaczonych celów.

- To kiedy w mieście będziemy mieli radioterapię?

- Niedawno usiadłem z panią marszałek Elżbietą Polak, spisaliśmy kolejność działań, mam to wszystko zapisane na specjalnej tablicy z podpisem pani marszałek. Ja cały czas działam w ministerstwie, jestem już po rozmowach z ministrem Konstantym Radziwiłłem. Nie wyobrażam sobie, żeby do końca kadencji ten temat nie został załatwiony. Pozytywnie, oczywiście.

- W naszej rozmowie nie może zabraknąć tematyki sportowej. Czy jako miasto mamy szansę otrzymać dofinansowanie z centralnego i unijnego budżetu na budowę hali i rozbudowę innych obiektów sportowych w Gorzowie?

- Ostatnio na Grand Prix w Warszawie rozmawiałem na ten temat z ministrem Witoldem Bańką. Jestem również w senackiej komisji nauki i sportu. I niemal na każdym posiedzeniu, gdzieś tam w kuluarach przekonuję wszystkie możliwe osoby do tego pomysłu. Zwłaszcza, że stoją za tym liczne argumenty. Od lat w Gorzowie mamy silną koszykówkę kobiet czy piłkę ręczną. Obie te dyscypliny byłyby jeszcze silniejsze, gdyby była porządna hala. Ważne, że bardzo silnego wsparcia udziela minister Rafalska, a także w inicjatywę włączył się prezydent Wójcicki. Skoro mamy zgodę na każdym szczeblu teraz pozostało walczyć o środki finansowe. Moim marzeniem jest, żebyśmy z miejskiego budżetu nie musieli wyciągnąć więcej niż 33 procent całej inwestycji. Kolejne 33 procent można uzyskać w ministerstwie, a pozostałe ze środków unijnych.

- Będzie nas potem stać na utrzymanie nowych obiektów?

- Nad przyszłością, zwłaszcza hali musi już myśleć miasto. Obiekt musi być tak zaprojektowany, żeby można było go wynajmować na różne wydarzenia, w tym spotkania, konferencje. Spójrzmy na Słowiankę. Ona jest naprawdę dobrze zarządzana, przez co nie przynosi znaczących strat, a bywa, że zamyka bilans w granicach zera.

- Przed rokiem Stal zaczęła sezon od sześciu porażek z rzędu. W obecnym sezonie jest jeszcze niepokonana. Czy dlatego sport, a żużel w szczególności, potrafi być piękny?

- Przy tym sporcie jestem od dziecka i gdyby dzisiaj ktoś mnie zbudził o dwunastej w nocy z pytaniem, czy wiem wszystko na temat żużla, w odpowiedzi usłyszałby, że nie. I to jest właśnie ten urok. Żużel jest nieprzewidywalny. W porównaniu do zeszłego roku jakiś super wielkich zmian kadrowych w Stali nie poczyniono. Liderzy zostali ci sami, młodzieżowcy też. Wymienionych jest dwóch zawodników drugiej linii, z których jeden dalej szuka formy i na razie żadnym wzmocnieniem się nie okazał. Mowa o Michaelu Jepsenie Jensenie. I co takiego się wydarzyło, że rok temu mieliśmy na koncie sześć porażek, teraz mamy jeden remis i cztery zwycięstwa z szansą na podtrzymanie tej serii w następnych tygodniach? Na pewno duża w tym zasługa trenera Stanisława Chomskiego, który ustabilizował drużynę. A jak zdarzy się, że ktoś jedzie słabiej, to koledzy nadrabiają. Myślę, że procentuje również praca obecnego zarządu, z którego jestem naprawdę dumny. W ogóle, choć nadal są to ludzie w kwiecie wieku, to w Gorzowie jest najdłużej pracujący zarząd w niezmienionym składzie. Szereg nieszczęść, które dotykają sport żużlowy bierze się z nieodpowiedzialności działaczy. Przychodzą na krótko, żeby zrealizować swój osobisty cel i kiedy ich statek zaczyna nabierać wody szybko uciekają. A problemy pozostają.

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x