Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Szpital to nie fabryka gwoździ, tu pracuje się z ludźmi i dla ludzi

2016-07-06, Nasze rozmowy

Z Robertem Surowcem, byłym przewodniczącym rady miasta i wiceprezesem gorzowskiego szpitala, rozmawia Robert Borowy

medium_news_header_15366.jpg

- Z żalem oddał pan stanowisko przewodniczącego rady  miasta i zasiadł w fotelu obok jako wiceprzewodniczący?

- Nie, absolutnie nie. Cieszę się, że miałem okazję przez blisko dwa lata kierować pracami rady i to był dobry czas. Jestem z tego okresu zadowolony, zwłaszcza że rada przeżywała trudne chwile związane z wyborami parlamentarnymi i w konsekwencji wymianą wielu radnych. Może nie wszyscy w to uwierzą, ale naprawdę pracowało nam się wszystkim dobrze, bez większych sporów.

- Nie ma pan jednak szczęścia do tej funkcji. Już drugi raz musiał pan ustąpić z niej przed zakończeniem kadencji?

- Zgadza się, ale odwołany zostałem po raz pierwszy. Wcześniej, w 2007 roku, to ja złożyłem rezygnację ze względu na zarzuty prokuratorskie, jakie pojawiły się wobec mnie. Jak czas pokazał, zarzuty były wyssane z palca, co potwierdził w swoim wyroku sąd, oczyszczając mnie z wszystkiego. Ja o tym doskonale wiedziałem, ale uznałem, że przewodniczący powinien być poza wszelkimi podejrzeniami, stąd taka była moja decyzja. Obecne pożegnanie się z funkcją przewodniczącego to nic innego jak gra polityczna. Potwierdzili to zresztą ci wszyscy, którzy podziękowali mi za prawidłowe wykonywanie obowiązków. Nikt mi niczego merytorycznego nie zarzucił.

- Poza jednym. Dopuścił pan do głosowania na radzie miasta deklarację o przestrzeganiu przez radnych i samorząd orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego nawet, jeżeli nie będą one publikowane.

- Tu się zgadza. W medialnych wypowiedziach zwrócili na to uwagę wysoko postawieni działacze lokalnych struktur PiS, którzy twierdzą, że moje odwołanie to nic innego jak kara za wyjście przed szereg. Wcześniej o tym nie chciałem mówić, ale teraz już mogę. Jeszcze przed głosowaniem deklaracji miałem głosy, że jak dopuszczę do tego zostanę odwołany. I słowo stało się faktem. Nie żałuję jednak, bo w życiu zasady są ważniejsze od stanowisk. Mogę dzisiaj spokojnie spojrzeć w lustro.

- Wierzy pan, że to było główną przyczyną, a nie toczona w mieście od pewnego czasu gra polityczna, której celem było odsunięcie Platformy Obywatelskiej od władzy?

- Dla jednych może to była drobna rzecz, dla polityków PiS miała wymiar zasadniczy. Nie mam powodów im nie wierzyć, skoro publicznie to twierdzili.

- Rada miasta może wszystko przyjąć i wszystko odwołać. Czy pańskim zdaniem ci radni, którzy byli za przyjęciem deklaracji i zarazem za pańskim odwołaniem będą teraz stosować się do tego za czym zagłosowali?

- To jest ciekawe pytanie, ale do tych radnych. Chcę wierzyć, że każdy głosuje zgodnie z własnym sumieniem. Jeżeli pojawi się pomysł odwołania tej deklaracji to przypuszczam, że część radnych będzie miała problem z utrzymaniem wiarygodności wobec wyborców.

- Spodziewał się pan, że kiedyś w Gorzowie dojdzie do tak dziwnej w sumie koalicji PiS-u, lewicy w różnym wydaniu i bezpartyjnej młodzieży, która miała odpolitycznić miasto?

- Przyznam, że doczekaliśmy się w Gorzowie mocno skomplikowanej sytuacji.  Wynika to ze sporej ilości klubów radnych, do tego dochodzą radni niezależni. A już naprawdę sporym kłopotem stała się rekordowa ilość przejść z klubu do klubu, powoływanie nowych. Niestety, polityka mocno wdarła się do naszej rady miasta i stała się grą. Zaczynam obserwować niepokojące zjawisko, że ważniejsze jest ogranie przeciwnika politycznego, a nie współdziałanie. To wszystko jest na krótką metę, nie ma nic wspólnego z patrzeniem w przyszłość. Z tego powodu trzeba się martwi, bo obecne gierki do niczego dobrego nas nie doprowadzą.

- Miasto może na tych gierkach stracić?

- Oczywiście. Mieszkańcy wybierają konkretnych ludzi skupionych pod określonym szyldem. Kandydaci w kampanii starają się przekonywać, że pod danym sztandarem kryje się określony program i będzie on realizowany. A później okazuje się, że większość radnych robi różnego rodzaju dziwne piruety, skaczą z kwiatka na kwiatek i wcale nie jest im wstyd z tego powodu.

- A może te wszystkie gierki to efekt słabości dominującej w ostatnich latach Platformy Obywatelskiej, którą pan reprezentuje?

- To samo moglibyśmy powiedzieć o ruchach miejskich.

- Zgoda, ale im brakuje doświadczenia, dopiero uczą się lokalnej polityki.

- Uważam, że skoro poruszamy ten temat to zwróćmy uwagę na inny problem. Prawo jest tak skonstruowane, że w samorządzie praktycznie pełnię władzy ma prezydent miasta. On posiada mnóstwo narzędzi, dzięki którym jest głównym rozgrywającym. Jeżeli prezydent podejmuje jakąś grę, to radni nawet najsilniejszej formacji politycznej w radzie są skazani na przegraną, o ile nie mają bezwzględnej większości.

- Pana zdaniem to prezydent rozgrywa radę, a może jednak on jest rozgrywany?

- Trudno jest mi jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bo nie uczestniczymy w tej grze. Na pewno prezydent jest bardzo zaangażowany, zbudował własny klub, dogadał się z klubem PiS, ale czy tak chciał, czy może inne czynniki o tym zadecydowały, zapewne czas pokaże.

- Rozumiem, że PO przechodzi do opozycji w radzie miasta?

-  Niekoniecznie. Od kiedy jestem w radzie miasta przyjęliśmy założenie, że nie będziemy żadnym koalicjantem dla nikogo oraz nie będziemy w totalnej opozycji. Tak było za czasów prezydenta Tadeusza Jędrzejczaka, kiedy wiele jego propozycji popieraliśmy, ale z wieloma się nie zgadzaliśmy. Z prezydentem Jackiem Wójcickim też nie byliśmy w koalicji. Chcemy pracować dla dobra mieszkańców, dlatego wszystkie dobre pomysły będziemy popierali, złe natomiast w naszej ocenie krytykowali i przedstawiali własne.

- Czyli jesteście gotowi popierać pomysły koalicji prezydenckiej, na czele której stoi PiS. To będzie oznaczało jednak wzmacnianie tej partii i nabijanie jej plusów przed kolejnymi wyborami.

- Wie pan, dlaczego nigdy nie chciałem iść do sejmu? Żeby uniknąć takiej zero-jedynkowej polityki. Albo, albo! W samorządzie nie można blokować dobrych rozwiązań tylko dlatego, że są one zgłaszane przez konkurenta politycznego. Jak potem wytłumaczyć mieszkańcom, że nie zbudujemy tej czy tamtej drogi, bo projekt złożyli radni współpracujący z prezydentem.

- Przekonuje pan, że wszystko co będzie dobre dla miasta będzie pan popierał. A co jest dobre dla miasta?

- Najważniejsze to pozyskanie jak największych środków unijnych oraz dobre ich wydatkowanie. Dlatego trzeba mieć pełne szuflady dobrych wniosków i gdzie tylko pojawi się szansa aplikować o dodatkowe fundusze. Zwłaszcza te, które będą znajdować się na listach rezerwowych. Potrzeby mamy ogromne i każdy dodatkowo zdobyty grosz może ułatwić nam ich zaspakajanie. I w takim przypadku naprawdę nie liczą się gierki polityczne, bo wszyscy mamy wspólny cel.

- Wyszedł pan z propozycją ,,Polepszenia Gorzowa’’ poprzez zbieranie informacji od mieszkańców w sprawach ich dotykajacych. W tym celu założył pan nawet stronę internetową pod hasłem ,,Polepsz Gorzów’’. Czy z pozycji opozycyjnego teraz radnego będzie pan jednak w stanie spełniać oczekiwania tych mieszkańców, którzy zaczną zgłaszać różne problemy?

- Jeżeli uznam, że prezydent blokuje dobre rozwiązania dla mieszkańców tylko dlatego, że są one zgłaszane przeze mnie lub nasz klub nazwę go publicznie złym prezydentem. Sądzę jednak, że tak nie będzie. Faktem jest, że w ostatnich miesiącach ciągle rozmawiamy o wielkich inwestycjach, o miliardzie złotych, który zostanie włożony w rozwój miasta czy o przecinaniu wstęg. Mieszkańcy jednak są uczuleni też na drobne sprawy. Jednego dnia potrafię dostać kilkadziesiąt próśb. Dotyczą one załatania niebezpiecznej wyrwy w chodniku, usunięcia niebezpiecznego krawężnika, obcięcia żywopłotu, który zasłania kierowcom wjazd na skrzyżowanie czy pieszym w przejściu na druga stronę ulicy. Tak proste i łatwe rzeczy, które naprawia się od ręki nie mogą mieć barw politycznych i koalicyjnych. Dodam, że dzisiaj nie jestem już chętny, żeby promować ten portal, tak dużo wpływa codziennie spraw. Podkreślę jeszcze fajną współpracę z urzędnikami, którym przekazuję konkretne prośby do rozwiązania.

- To tym bardziej chyba pokazuje, że tego rodzaju skrzynka podawcza powinna działać w magistracie a nie u radnego?

- To już nie do mnie. Pomysł pojawił się w poprzedniej kadencji. Prezydent miał zbudować coś takiego po wyborach, nie uczynił do dzisiaj. Mieszkańcy zaś nalegali i teraz widać, jak silna była potrzeba stworzenia tego rodzaju portalu.

- Czy gorzowski szpital ma nowe kłopoty, skoro nastąpiła zmiana zarządu?

- Zawsze można w każdej organizacji coś poprawić, polepszyć. Sytuacja gorzowskiej lecznicy na obecną chwilę jest dobra. Przypomnijmy sobie jej sytuację sprzed wielu lat. Pamiętam, jak pierwszy raz byłem przewodniczącym rady miasta i wtedy szpitalowi groziła ewakuacja z powodu zajęcia kont przez komornika. Zastanawialiśmy się wówczas, w jaki sposób dokonać tej ewakuacji. Kolejne lata wcale nie poprawiły sytuacji i dopiero jego przekształcenie i częściowe oddłużenie pozwoliło wyjść na prostą.  Tutaj muszę podkreślić ogromną determinację marszałek Elżbiety Polak w wyprowadzeniu placówki z ekstremalnie trudnego położenia. Co do zmiany zarządu chcę zwrócić uwagę, że nikt nikogo nie odwoływał. Zakończyła się kadencja poprzedniego zarządu i właściciel szpitala, czyli samorząd wojewódzki, powołał nowy zarząd.

- W zarządzie został pan wiceprezesem. Czym będzie się pan zajmował?

- Szpital jest specyficznym przedsiębiorstwem. To nie jest fabryka gwoździ. Tu pracuje się z ludźmi i dla ludzi. Nie ma miejsca na błędy, eksperymenty. Nie tylko przede mną ale i prezesem Jerzym Ostrouchem stoją więc nie lada wyzwania. Zdajemy sobie z tego sprawę. Ze strategicznych celów oczywiście na czoło wysuwa się budowa radioterapii. Powiem wprost, jesteśmy naprawdę zdeterminowani i zapewniam, że wybudujemy ten oddział. Bardzo ważne jest uporządkowanie Szpitalnego Oddziału Ratunkowego. Jest to dla wielu pacjentów miejsce ratowania życia i musi on działać perfekcyjnie. Jego działalności nie poprawimy z dnia na dzień, ale z dnia na dzień powinien stać się przynajmniej bardziej przyjazny dla pacjenta. Jest to proces wymagający sporych nakładów i czasu, ale zapewniam, że pozytywne zmiany będą widoczne systematycznie. O szczegółach na razie nie chciałbym wypowiadać się, ponieważ najpierw musimy opracować szczegółowy plan działania.

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x