Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Jesteśmy dziś przedmiotem kpin w Zielonej Górze

2016-09-07, Nasze rozmowy

Z Tadeuszem Jędrzejczakiem, byłym prezydentem Gorzowa, obecnie członkiem zarządu województwa lubuskiego, rozmawia Renata Ochwat

medium_news_header_16011.jpg

- Co pan robi w tej Zielonej Górze?

- Po pierwsze jestem członkiem zarządu województwa i radnym Sejmiku województwa lubuskiego. Po drugie w zakresie obowiązków mam jeden z projektów europejskich, czyli Europejską Współpracę Terytorialną. To jest duży projekt, na kilkaset milionów złotych. Obejmuje województwo lubuskie, jak i Saksonię oraz Brandenburgię. Po kolejne mam biuro współpracy regionalnej, czyli kontakty regionalne, jakie ma województwo lubuskie. No i podlega mi departament geodezji, nieruchomości i architektury. Pracujemy w tej chwili nad zakończeniem planu zagospodarowania przestrzennego dla województwa lubuskiego. W listopadzie w Gorzowie i Zielonej Górze będziemy przeprowadzali konsultacje społeczne do tego planu. No i wykonuję te polecenia, które marszałek województwa Elżbieta Polak mi daje. Zajmuję się różnymi rzeczami. Krążę między Gorzowem a Zieloną Górą. Krążę też po województwie, ale i po Polsce. Ponadto w dalszym ciągu jestem zatrudniony w Wydziale Zamiejscowym Akademii Wychowania Fizycznego w Gorzowie. Zaraz studenci kończą wakacje, zaczną się zajęcia. Mam, co robić i mam z tego dużo satysfakcji.

- Czym się zajmuje to biuro Europejskiej Współpracy Terytorialnej, którą pan kieruje?

- Jest to projekt wynikający z porozumienia Polski z Unią Europejską. W jego ramach są robione dla przykładu inwestycje drogowe. Ale też inwestycje kulturalne w dziedzinie ochrony dóbr dziedzictwa narodowego.

- I w nawiązaniu do ochrony dóbr kultury. Ostatnio pokazała się w Gorzowie informacja, że miasto ubiega się o sfinansowanie dwóch projektów dotyczących kultury. Jeden to ochrona dziedzictwa sakralnego, w tym pieniądze na renowację katedry i Cmentarza Świętokrzyskiego, a drugi to ochrona szeroko rozumianej kultury. A pan cały czas zarzuca miastu, że jednak nie ubiega się o pieniądze z Unii.

- Ale te projekty nie są z tej działki. To są projekty złożone przez prezydenta Gorzowa, Zielonej Góry czy Nowej Soli w odpowiedzi na propozycję ministra kultury i dziedzictwa narodowego. Stworzono dodatkową pulę środków unijnych właśnie na ratowanie dziedzictwa kulturowego, w której część pieniędzy idzie na kościoły, zakony, obiekty zabytkowe. Polska, ma małe wydatkowanie środków na te cele, więc minister kultury zaproponował taką możliwość. My jako zarząd poparliśmy wnioski. Teraz będą one oceniane przez ministerstwo. I za kilka miesięcy będziemy wiedzieli, czy projekty gorzowskie zostaną przyjęte. Mnie chodziło o projekty, które mogą przechodzić poza procedurą konkursową w województwie lubuskim. No i tutaj się prezydent miasta o te środki nie ubiega, bo nie spotyka się z panią marszałek. Zresztą żaden z wiceprezydentów Gorzowa za ostatnich kilka miesięcy ani się nie spotkał oficjalnie, ani też nie był u żadnego z członków zarządu województwa. Zresztą od maja, czyli od chwili, kiedy zostałem powołany na członka zarządu województwa, też się oficjalnie nie spotkałem z żadnym wiceprezydentem Gorzowa, bo nie są zainteresowani współpracą ze mną. Druga rzecz dotyczy Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych. Pani marszałek w lipcu podjęła decyzję o spotkaniu z prezydentami miast, które są objęte właśnie tymi programami, no i się okazało, że na spotkanie to przyszedł prezydent Zielonej Góry Janusz Kubicki, prezydent Nowej Soli Wadim Tyszkiewicz, a z Gorzowa przyjechał sekretarz miasta Łukasz Marcinkiewicz. I to też pokazuje, jakie porządki panują w gorzowskim magistracie oraz jaki jest stosunek władz miasta wobec zarządu województwa, który jest dysponentem środków unijnych w całym okresie wsparcia do 2020 roku. Na tym spotkaniu się dowiedzieliśmy, że Zielona Góra ma zaawansowany projekt dotyczący planu transportowego i w dodatku uzgodniony z ministerstwem. A Gorzów jeszcze takiego projektu nie złożył. Sprawa druga, w ramach ZIT Zielona Góra złożyła oświadczenie chęci wzięcia środków finansowych do końca roku na poziomie do 200 mln zł, Gorzów na poziomie 80 mln zł. Bo jak tłumaczy urząd, nie jest gotowy ani projektowo, ani finansowo do realizacji właśnie programów ZIT, które były wynegocjowane z marszałek Polak i na które minister zgodził się podwoić sumę z 24 mln zł do 50 mln zł dla aglomeracji gorzowskiej i ponad 50 mln zł dla aglomeracji zielonogórskiej.

- Z czego to wynika?

- Z tego, że nie ma projektów.

- Ale przecież jest co robić w mieście.

- Myślę, że taka jest optyka obecnego prezydenta i większości, która w radzie go popiera. Bo wcale nie chodzi o to, aby wykorzystać ten okres wsparcia, najlepszego dodam, jaki obecnie jest, po to, aby miasto się rozwijało. Celem tych ludzi, moim zdaniem oczywiście, jest posiadanie władzy i rozdawanie stanowisk swoim. Bo tu trudno zauważyć inną motywację.

- Ja pamiętam, że jak pan był u władzy, to ówczesny marszałek Maciej Szykuła też panu zarzucał, że miasto nie składa żadnych projektów, bo też nie aplikował o pieniądze.

- Ale wówczas chodziło o inne rzeczy. My w mieście realizowaliśmy kilka dużych projektów, które nie były finansowane na poziomie 85 procent jak teraz, a na poziomie od 15 do 45 procent. My wówczas angażowaliśmy własne środki i już nie było na inne projekt – to po pierwsze. A sprawa druga marszałek Szykuła odpowiadał wówczas za sprawy społeczne. I rzeczywiście, nasze środowisko zbyt dużo tych wniosków nie składało, chodziło o kulturę, politykę społeczną. No i marszałek Szykuła miał w tym przypadku rację. Ale jeśli chodzi o te projekty, na których nam zależało, które wynikały ze strategii rozwoju miasta, to były one realizowane i to z dotacją Unii Europejskiej. Proszę też pamiętać, że myśmy wówczas planowali poszerzenie granic miasta, dlatego szykowaliśmy i projektowaliśmy kilka naprawdę dużych inwestycji wpisanych w Zintegrowane Inwestycje Terytorialne i Inwestycje Centralne. Myślę tu o planie transportowym na dużą skalę, dlatego pilnowaliśmy tego, aby budżet miasta nie był zbyt zadłużony, tak by w przyszłości były pieniądze na wkłady własne dotyczące właśnie tych dużych inwestycji. Proszę pamiętać, że tym czasie szykowaliśmy się do KAWKI oraz zaczynaliśmy realizację dużego projektu wodno-kanalizacyjnego w PWiK, który zamykał problem ochrony środowiska w zakresie pozyskiwania wody, jej uzdatniania, dostarczania a następnie odprowadzania ścieków. Dlatego nie było sensu w rozdrabnianiu pieniędzy miasta. No i sprawa ostatnia – kiedy wystąpiliśmy z projektem poszerzenia granic miasta, to pierwszy storpedował ten pomysł ówczesny wójt Deszczna Jacek Wójcicki. Dla porównania, taka Zielona Góra, która poszerzyła swoje granice, każdego roku przez pięć lat od tego faktu dostaje 20 mln zł bonusu z tego tytułu. Kiedy ja usiłowałem o tym mówić, o takich korzyściach, to nikt naturalnie nie chciał słuchać. Dodam tylko, że Zielona Góra tych dodatkowych pieniędzy z budżetu państwa wcale nie wydaje, kumuluje je na inne wydatki w następnych latach. Dlatego też możliwości pozyskiwania środków przez Zieloną Górę są choćby z i tego tytułu znacznie większe, niż Gorzowa.

- Z tego, co pan mówi ma wynikać, że Zielona Góra idzie do przodu, a Gorzów stanął?

- Nie wiem, czy Gorzów stanął, trudno mi jest to stwierdzić, brakuje mi danych. Widzę tylko, co jest w mieście przedmiotem publicznej debaty i to głównie za sprawą Internetu. Podkreślę, że Zielona Góra ma więcej mieszkańców, większy obszar, większy budżet plus bonusowe pieniądze z rządu, jest hołubiona przez zarząd województwa, ponieważ zarząd chce jak najszybciej wydać te unijne pieniądze. Gorzów tego nie robi, widać ma inne cele.

- Pana zdaniem jakie?

- Ale ja nie wiem.

- A co widać z tego oglądu rzeczywistości w Internecie?

- Widać, że są realizowane cele, które mają udowodnić, że moje propozycje projektów, które zostawiłem na stole, były złe i trzeba robić coś innego.

- Dla przykładu?

- Zamiast czteropasmowej Kostrzyńskiej, którą mieliśmy dojeżdżać do S3, będziemy dojeżdżać jednopasmową. Drugi przykład – zamiast budować zespół szkół artystycznych w uzbrojonym miejscu i z gotowym już projektem, pan prezydent chce remontować budynek po CEZAS-ie na rogu ul. Szkolnej i Warszawskiej. Była też gotowa koncepcja Miejskiego Ośrodka Sztuki w tym miejscu, gdzie jest willa Jaehnego (ul. Kosynierów Gdyńskich – red.) i to takiego, w którym można byłoby wystawiać wszystkie dzieła sztuki świata. Po to nawiązaliśmy współpracę z Herfordem, z artystami, z Orkiestrą Symfoniczną, też i dlatego żeby Filharmonia Gorzowska miała kontakt z naprawdę potężnym zespołem i aby mogła wymieniać się doświadczeniami. Po to też chcieliśmy połączyć trzy szkoły, aby wybudować Centrum Edukacji Zawodowej, aby stworzyć uczniom maksymalnie świetne możliwości zdobywania zawodu. Choćby te projekty zostały zarzucone. Dziś się robi wszystko w małomiasteczkowy sposób. Na małą skalę. Ja wiem, że można tak robić, ale nie po to wstępowaliśmy do Unii Europejskiej, nie po to województwo podpisało kontrakt z Unią na setki milionów euro, żeby dziś te pieniądze służyły rozwojowi innych regionów i innych miast, a nie Gorzowa. Nikt za nas tego nie zrobi.

- Ale ja pamiętam, że za pana kadencji robiło się tylko duże projekty, a nie robiło się nic, żeby ludziom się żyło wygodniej. Przysłowiowe już w Gorzowie chodniki były krzywe, ławki niepomalowane, a ludzie narzekali, że mało się dzieje.

- No i bardzo dobrze. Bo taka logika jest logiką ludzi, którzy nie rozumieją zasady rozwoju miast. Chciałbym tylko przypomnieć, że kiedy przyszedłem na urząd prezydenta w 1998 roku, to 10 procent mieszkańców Gorzowa nie miało kanalizacji i bieżącej wody. TIR-y rozjeżdżały centrum i stały pod katedrą oraz przejeżdżały przez most, który groził zawaleniem, a Trasy Średnicowej nie było nawet w planach. To wtedy przekroczono wszystkie normy emisji CO2 do atmosfery. Wtedy też upadły wszystkie zakłady pracy i bezrobocie sięgnęło 20 procent. Gorzów wówczas był miastem, w którym nie dało się ani przejść, ani przejechać, ani tym bardziej dostać pracę. Dlatego też wybraliśmy te kierunki działań, które pozwoliły zbudować przyszłość miasta na dziesiątki lat. Przypomnę, zbudowaliśmy dziesiątki kilometrów wodociągów, w ciągu 16 lat mojej kadencji otworzyliśmy trzy mosty na Warcie, o czym oczywiście już nikt nie pamięta. Przebudowaliśmy cały układ komunikacyjny. No i w kolejnych latach, o które się ubiegałem, chciałem to wszystko dokończyć. Te wszystkie duże projekty. I dopiero wówczas przyszedłby czas na chodniki, ławki, deptaki, zakładali trawniki. No i w tym miejscu chcę też przypomnieć, że jako pierwsza polska władza założyliśmy dwa nowe parki. Oczywiście chodniki były też remontowane. Bo nieprawdą jest, że się tego nie robiło. Ja uważałem tak, że jeśli się już brać za deptak na Chrobrego, to porządnie, tak jak koło katedry lub na bulwarach. Deptak na Chrobrego to był plan, który zakładał między innymi likwidację tramwajów i sensowne zagospodarowanie tej przestrzeni, jaka tam by powstała. Plany były inne i wydawanie pieniędzy tylko na równanie chodników moim zdaniem było kompletnie bezcelowe. Bo o tym, czy miasto jest atrakcyjne dla inwestorów decydują inne czynniki. My byliśmy tak prowincjonalnym miastem, że musieliśmy najpierw pokonać bariery cywilizacyjne i to zrobiliśmy. Przypomnę, że właśnie w kontekście wyprowadzenia tramwajów z Chrobrego zrobiliśmy elewacje starych kamienic i był pomysł renowacji podwórek, na który zresztą nie zgodzili się radni.

- Mówi pan o rzeczy wybitnie niepopularnej w Gorzowie, czyli o likwidacji tramwajów. Już kiedyś pan wyszedł z takim projektem, miasto stanęło solidarnie w ich obronie i pan się wycofał z pomysłu.

- Ale przecież nikt nie mówił o likwidacji tramwajów w mieście. Proszę mi nie wmawiać, chłopakowi, który się urodził przy ul. 30 Stycznia pod nr 24, i który również kłócił się z zielonogórzanami o wielkomiejskość wyznaczaną tramwajami, że chciał likwidować tramwaje. Ja uważałem i uważam w dalszym ciągu, że tramwaje powinny jeździć tam, gdzie są potoki podróżnych, a nie wozić czyste powietrze. I w dalszym ciągu podtrzymuję swoją tezę, że tramwaj na Chrobrego uniemożliwi przywrócenie tam życia gospodarczego. Bo tego się fizycznie nie da zrobić. Wszyscy jakoś nie chcą pamiętać, że ruch i życie gospodarcze jest tam, gdzie są ludzie, którzy mają pieniądze. A ci, jak się okazuje, robią zakupy w centrach, gdzie mają wszystko, łącznie z klimatyzacją i garażami. A mieszkańcy centrum Gorzowa to ludzie o niskiej sile nabywczej. I dlatego owszem, jeszcze jakaś Żabka się utrzyma albo inna Biedronka, ale sklep poza siecią nie wygra konkurencji.

- Ale to pana się w tej chwili obwinia o wymarcie centrum, bo to pan pozwolił na budowę dwóch galerii blisko centrum, mam na myśli Askanę i NoVa Park.

- To chce pani powiedzieć, że na Chrobrego robili zakupy ci ludzie, którzy dziś kupują w Monnari? Chciałbym tylko przypomnieć, że w 1989 roku zmienił się ustrój, a potem pan wówczas doktor, dziś profesor Leszek Balcerowicz wprowadził w życie plan, który zakładał prywatyzację oraz zniesienie ograniczeń dla wolnego rynku. Części ludziom się powiodło, części nie. Część zrozumiała, że świat się zmienia, a część uparcie trzyma się swego sklepiku na Chrobrego i nie chce przyjąć do wiadomości, że klienci się zmieniają i ich potrzeby także. Nie da się we współczesnym świecie funkcjonować, jeśli się nie zmieni branży, nie poszuka nowych rynków. Miałem się nie zgodzić na galerie w Gorzowie? I co miałem powiedzieć gorzowianom, że nie będą kupować w sieciowych sklepach, które oglądacie w Poznaniu, Zielonej Górze, Szczecinie czy gdziekolwiek, bo macie sklepiki na Chrobrego i w nich macie kupować? Przecież to absurd. Przecież te firmy, które ulokowały się w galeriach, podnoszą poziom rozwoju gospodarczego. Jak do Gorzowa wchodził HIT, była awantura, podobnie było z TESCO. Na Boga Ojca, prowadźmy więc taką gospodarkę, aby nie chodzić do TESCO. Takim przykładem jest piekarnia państwa Szypiórkowskich, do której codziennie bez względu na pogodę stoi kolejka ludzi. Stoi. Znaczy można. Natomiast nie można myśleć w kategoriach, że zabronimy biznesowi przychodzenie do Gorzowa, bo ludzie mają kupować na Chrobrego. Przecież nikt nie przyjedzie na zakupy przy Chrobrego z Różanek, Manhattanu czy skądkolwiek. Po prostu zmienił się świat i tego zatrzymać się nie da. Szansą dla centrum jest wyprowadzenie ruchu i urządzenie deptaka, a nie gadanie o złym wpływie galerii. Poza tym proszę pamiętać, że Gorzów to centrum dla okolicznych gmin, ludzie stamtąd przyjeżdżają tu na zakupy, na basen, ale i po ofertę kulturalną.

- No właśnie, oferta kulturalna. Przecież to za pana kadencji zmieniła nam się właśnie infrastruktura kulturalna. Zlikwidowano Grodzki Dom Kultury. Zlikwidowano Klub Myśli Twórczej Lamus, o mało nie zlikwidowano nam Jazz Clubu…

- Zaraz. Myśmy likwidowali w sensie struktury, ale nie instytucji jako takiej. Ale działalność kulturalna pozostała w dalszym ciągu. Jeśli chodzi o Grodzki, to w planach był pełen remont i zagospodarowanie go na potrzeby miasta. Remont miał się odbyć przy okazji stawiania nowego ratusza, ale plan upadł, to i GDK nie będzie remontowany. Natomiast nie bardzo pamiętam w tej chwili motywacji wcielania Lamusa do MOS, bo moim zdaniem dział dobrze.

- Hasło było takie – duży może więcej. To pani Ewa Pawlak, zatrudniona przez pana dyrektor wydziału kultury forsowała takie zmiany.

- No wie pani, popełniałem też wadliwe decyzje kadrowe. Trzeba to też jasno powiedzieć. Przy takim ogromie zadań, jakie ma prezydent miasta, zdarzają się też takie nietrafne decyzje. Dlatego też sądzę, iż niektóre zmiany, jakich dokonałem, były złymi, bo nie służyły ani środowisku, ani miastu.

- To co się wówczas stało? Odleciał pan, władza panu odbiła?

- Nie, dawałem dużą samodzielność moim zastępcom. No i wychodzi na to, że nie do końca było wszystko przemyślane. Zresztą jeśli chodzi o kulturę, to plan był inny. Ale się nie udało go wcielić, bo przegrałem wybory.

- Czego by pan sobie życzył dla tego miasta w najbliższym czasie?

- Ja bym chciał, żeby się ludzie ocknęli trochę na ratuszu. Zmienili swój ogląd Gorzowa i pomyśleli o tym, że jednak historia ich osądzi. Aby też pamiętali, że najgorsze jest, jak się odchodzi w niesławie ze stanowiska i nie zostawia się po sobie żadnych śladów na ziemi. Nie po to ludzie dają władzę, aby znajomym i znajomym króliczka dać pracę albo pajacować na imprezach masowych, gdzie pajda chleba ze smalcem kosztuje ze 12 zł. Ambicją tak dużego miasta z tak ambitnym społeczeństwem nie może być tylko to. Proszę pamiętać, nie będzie już kolejnej fazy, kolejnego etapu dzielenia środków unijnych na taką skalę, na jaką to się odbywa teraz. Trzeba mieć świadomość, że to, o co się nie ubiegamy lub też co zmniejszamy, to to bezpowrotnie tracimy. Właśnie tego też miastu życzę, żeby się władza opamiętała i zastanowiła doszła do wniosku, że już nie kieruje małą gminą, a kieruje dużym miastem i powiatem, a to inna przestrzeń. Jesteśmy dziś przedmiotem kpin w Zielonej Górze. I to jest źle dla nas. Tracimy siłę przebicia. Tu nie będzie przyszłości.

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x