Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Bony, Horacji, Jerzego , 24 kwietnia 2024

Zawsze można znaleźć drogę do każdego

2016-12-07, Nasze rozmowy

Z Marcinem Ciężkim, gorzowianinem, aktorem i edukatorem teatralnym, rozmawia Renata Ochwat

medium_news_header_16951.jpg

- Marcin, przygotowywałeś dość intensywnie musical „Pinokio” w Filharmonii Gorzowskiej, który grany był na początku grudnia. Ale to nie był twój pierwszy spektakl w tej instytucji.

- Tak. Współpraca z Filharmonią zaczęła się dwa lata temu, kiedy zostałem zaproszony do obsady w musicalu „Alicja w Krainie Czarów”, w którym zagrałem rolę Białego Królika. Myślę, że się wówczas sprawdziłem, dlatego teraz dostałem propozycję zagrania po raz kolejny w „Pinokiu”.

- Ale nie tylko grasz. Przygotowywałeś od strony aktorskiej dzieci, które przeszły casting do grania w tym przedstawieniu. Jak wygląda praca z takimi dziećmi, które dobrze śpiewają, ale aktorami nie są?

- Przede wszystkim trzeba dzieci otworzyć na role, które mają zagrać. W przypadku „Pinokia” były to trudne role. Było aż troje dzieci, które zagrały role Pinokia właśnie. Były dwie Błękitne Wróżki, generalnie obsada solistyczna była podwójna. No i każdego tego młodego adepta sztuki teatralnej trzeba było przygotować pod względem techniki, czyli każdy z nich musiał wiedzieć jak mówi, co mówi i dlaczego mówi. Nie było to proste. Muszę zaznaczyć, że z Pinokiami było najtrudniej. Bo mieli do opanowania ogromnie duży materiał do zapamiętania, do zaśpiewania, do zagrania w końcu. Było tego 20 piosenek, trochę monologów, dość długich, do tego dochodzą duety, czyli dialogi. Nie było to łatwe, ale praca zaczęła się już pod koniec września, trwały przez cały październik i listopad. Myślę, że efekt osiągnęliśmy. Dzieci słuchały, słyszały przede wszystkim, co się do nich mówi i realizowały moje zadania, a potem zadanie pana reżysera.

- Wiesz, ja jednak na moment chciałabym wrócić do tego Białego Królika z „Alicji”. Sama bowiem wiele razy słyszałam, jak za tobą w różnych miejscach w mieście wołają – O Pan Biały Królik, Pan Biały Królik. To jest sukces dla aktora?

- Myślę, że tak. Mnie się wydaje, że jest to bardzo duży sukces. Zostałem zapamiętany. Ta rola nie poszła gdzieś w niebyt. Widownia, też dzieci, koduje i zapamiętuje ciekawsze postacie. A skoro mnie zapamiętały, znaczy, że byłem ciekawą postacią.

- Czyli sukces. Marcin, ale ty się generalnie trudnisz prowadzeniem warsztatów aktorskich nie tylko we współpracy z Filharmonią Gorzowską.

- Tak. Pracuję również w dwóch innych teatrach w Polsce, gdzie także przygotowuję młodych ludzi do tego pierwszego wyjścia na scenę. Owszem, bywa, że tego drugiego też. Niekiedy nie jest to łatwe. Dzieci nie chcą się otwierać. Ale są różne metody, które pomagają w takich sytuacjach. Ja z nich korzystam i dzięki nim się udaje osiągnąć zamierzony cel. Bywa łatwiej, bywa trudniej, wiadomo, dzieci są różne, ale myślę, że zawsze można znaleźć drogę do każdego i jednak osiągnąć jakiś sukces.

- Ale ty nie jesteś tylko instruktorem, ty jesteś grającym aktorem.

- No tak. Obecnie gram w pięciu sztukach. Każda jest inna i jest to czasami trudne, bo niekiedy mam naleciałości z jednej sztuki i przenoszę je bezwiednie do drugiej. Ale stale i na bieżąco to koryguję. Naprawiam. Płynę tak, aby każda rola była inna, nie była kopią poprzedniej. Dla przykładu w „Dziadach” nie gram Żyda, w Żydzie nie gram Dziadów.

- Marcin, ale ty nie masz za sobą formalnego wykształcenia aktorskiego. Nie skończyłeś szkoły aktorskiej.

- Nie. Nigdy nie kończyłem żadnej szkoły teatralnej. Nie musiałem. Byłem kształcony przez Ludwinę Nowicką. Trafiłem do jej studia teatralnego, jak miałem 9 lat. I przez wiele lat nie opuściłem żadnych zajęć w jej studio. Ona objęła mnie opieką artystyczną. I dzięki niej, a potem kolejnych osób, między innymi dzięki pani Barbarze Dziekan-Wajdzie, ale też i innych nauczyłem się tego, że mogę uprawiać to rzemiosło, aktorstwo znaczy.

- Wobec tego, czym dla ciebie jest aktorstwo?

- Pasją. Przede wszystkim pasją. Wiesz, ja nic nie robię na siłę. Nic nie muszę. I nic mnie nigdy nie prowokowało do tego, żeby mieć presję czy parcie na duże sceny i duże widowiska w kraju. Teraz jest już tak, że reżyserzy sami się do mnie zgłaszają po tym, kiedy gdzieś mnie tam w kraju w widzieli. A dużo ostatnio gram właśnie w kraju. Dla przykładu, tylko w listopadzie zagrałem ponad 12 razy „Kabaret po tamtej stronie” czyli spektakl o Holokauście z pozycji Żyda. Najczęściej jest tak, że ktoś się od znajomych dowiaduje, że będę to grał. Przychodzi na spektakl i dostaję oferty. Na przyszły rok już też mam cztery kolejne propozycje.

- Marcin, ja cały czas słyszę, że trudno się żyje z aktorstwa, ze sztuki tak ogólnie w takich miejscach, jak Gorzów. Jak to jest tak naprawdę? Myślę o twoich doświadczeniach.

- To jest tak, że jeśli człowiek jest jednocześnie orkiestrą, czyli reżyseruje, gra, sprzedaje i jest jednocześnie swoim menadżerem, to jest się w stanie uciułać na jakiś chleb.

- Ale to jest dobry chlebek z masłem, czy po prostu chleb?

- Jest to chleb.

- No dobrze. Chleb. Wróćmy zatem do podwórka teatralnego dla młodych. W Gorzowie jest Studio Teatralne dla dzieci działające przy Teatrze Osterwy i chyba koniec na tym.

- Tak, to chyba wszystko. Wiem, że kiedyś prowadziła zajęcia aktorskie Elżbieta Kuczyńska, ale już teraz tego nie robi ze względu na stan zdrowia. Nie słyszałem, aby było coś więcej. Ja tu zostaję, więc na pewno będę próbował coś więcej w tej materii robić.

- No i uprzedziłeś pytanie. Bo chciałam cię zapytać, czy nie myślałeś o własnym studiu? Przecież Pan Biały Królik ma już własnych fanów.

- Były to plany na przyszły rok. Ale już mam na horyzoncie zawodowym cztery ważne kontrakty z teatrami w kraju. Tak więc trochę mnie się to krzyżuje z planami otwarcia studia. No wiesz, chciałbym, aby doba miała więcej niż 24 godziny. Ale na razie jest tak, a nie inaczej. Czas nie jest z gumy i nic na to nie poradzimy. Ale studio teatralne będzie na pewno, ponieważ coraz więcej dzieciaków, no i oczywiście młodzieży, chce to robić, chce się bawić w teatr.

- Pytam o to, bo obserwuję, co się dzieje w Filharmonii. Te działania teatralne ściągają młodych. Dzieci są chętne. Co więcej, dzieci, które grały w „Alicji” podeszły do castingu na „Pinokia” i też teraz grały. Znaczy, jest potrzeba zabawy w teatr, jak to ty nazywasz.

- Tak. Oczywiście. Podobnie jest z rodzicami tych dzieci. W foyer albo w garderobach rodzice pytają mnie, czy nie mam zamiaru prowadzić własnego studio, własnego warsztatu aktorskiego. Bo dzieci lubią pracę ze mną, są zafascynowane sposobem prowadzenia przeze mnie zajęć. No i myślę, że poprowadzę własny warsztat, bo zwyczajnie tego chcę.

- Wiesz, mnie intryguje pytanie o to, o ten warsztat. Zauważyłam bowiem, że masz fantastyczny kontakt z dziećmi. Skąd się to u ciebie wzięło? Bo ja ciebie pamiętam z twoich mocno posępnych monologów, a tu nagle warsztat. Otwierasz dzieciaki, robisz trochę komedii, trochę tragedii i wszystko kończy się finalnie świetną rzeczą. Jak to robisz?

- To trochę pokrętne, ale wzięło się z tego, że sam na początku nie miałem dobrego warsztatu. Pracowałem w różnych miejscach w Polsce. Uczyłem się u różnych reżyserów. Podglądałem ich metody pracy. Zwyczajnie podpatrzyłem, jak oni to robią. Obserwowałem, jak te zajęcia wyglądają. Na czym one polegają, na czym trzeba się skupić. No i jak zacząłem tu w Gorzowie z małymi i dużymi, przełożyłem te doświadczenia na pracę, która wyszła. Choć muszę zaznaczyć, że broniłem się bardzo na początku przed dziećmi i pracą z nimi. Bo jednak teatr off bardziej mnie pociągał. Ale jak czas pokazał, i warsztat z dziećmi i teatr off jest tak samo pociągający, więc będę robił i jedno i drugie.

- Jedno i drugie, czyli i warsztat, ale i reżyseria. Ale do tego należy dodać, że sam sobie robisz scenariusze. To kolejna praca.

- Tak. Robię. Ja byłem chowany na klasyce. U Ludwiny Nowickiej graliśmy klasykę, czyli autorów takich, jak Arystofanes, Sofokles. Idąc dalej do góry po klasykach, to i Słowacki, to Mickiewicz, Boy-Żeleński, Schiller, Grynberg, oczywiście Szekspir, bo my z niego wszyscy, Bułhakow… I tak mogę wymieniać jeszcze długo.

- Ale większość to monodramy.

- Tak, monodramy. Rzeczywiście, przez większość życia mego zawodowego to były monodramy. Ale już wystarczy. Już dość. Teraz pora na inne formy teatralne.

- Marcin, mamy w Gorzowie scenę zawodową. Mam na myśli Teatr Osterwy. Nie myślałeś, żeby tam spróbować?

- Wiesz, tam jest tylu aktorów, tyle aktorek, że wystarczy. Mnie tam nie ciągnie.

- Nie ciągnie cię do zawodowej sceny profesjonalnej?

- Przecież off jest też zawodowy. A ja gram między innymi z Emilią Krakowską, z Jackiem Braciakiem. Jak się okazuje, czasem nie trzeba kończyć szkoły aktorskiej, żeby z nimi grać. No i mógłbym jeszcze kilka nazwisk przytoczyć, ale będzie to w mojej książce.

- OOO. No nie wiedziałam, że piszesz. Jestem zaskoczona.

- Tak od dłuższego już czasu. Uznałem, że wiele rzeczy, które mnie spotkały, warto zapisać. To taki pamiętnik, taka opowieść. To zapis przygód, które mnie spotkały w Polsce, albo w Niemczech. Warto je zapisać. No i to robię.

- Marcin jeszcze jedna ważna kwestia jest. Aktorstwo to też srebrny ekran. Nie myślałeś o filmie?

- Zapraszam do kin na „Sztukę kochania” i tyle.

- O, zobaczymy zatem. Bardzo dziękuję za rozmowę.

Renata Ochwat 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x