Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Apoloniusza, Bogusławy, Gościsławy , 18 kwietnia 2024

Jeżeli ktoś się nie zna, nie powinien nawet zabierać głosu

2016-12-27, Nasze rozmowy

Z Janem Kaczanowskim, wiceprzewodniczącym rady miasta, rozmawia Robert Borowy

medium_news_header_17155.jpg

-  Jak spędził pan święta?

- Fantastycznie. Moja małżonka już wiele dni przed wigilią miała wszystko rozpisane, zaplanowane i z radością realizowaliśmy poszczególne punkty. To jest dla mnie najpiękniejszy i najbardziej oczekiwany czas w roku. Może dlatego, że w domu rodzinnym, z którego pochodzę, razem z rodzicami było nas dwanaścioro. I jak zasiadaliśmy do wigilijnego stołu, to jak 12 apostołów. Lata minęły, rodzina się rozjechała i dzisiaj święta spędzamy w mniejszym gronie, ale zawsze są one dobrą okazją do wspólnych spotkań i spokojnych rozmów.

- Jakie nadzieje wiąże pan z Nowym Rokiem?

- Każde życzenia rozpoczynam od zdrowia. Wiem, że jest to stwierdzenie wyświechtane, ale kiedy odwiedza się czasami gabinety lekarskie to tak naprawdę wtedy dociera do człowieka, jaką wartość przedstawia dobry stan zdrowia. I właśnie zdrowia wszystkim życzę. Oczywiście jako samorządowiec liczę na to, że 2017 rok będzie dobry dla naszego miasta. A jako Polak marzę o tym, żeby w kraju nastąpiło opamiętanie i żebyśmy przestali się dzielić, awanturować a zaczęli myśleć o dobru wspólnym. Kompletnie nie rozumiem czemu mają służyć waśnie w narodzie? Przecież one nic nie wnoszą. Moi rodzice mawiali zawsze, że jak ktoś rzuca w ciebie kamieniem, idź do niego z chlebem. Tak staram się postępować.

- Gorzów potrzebuje świeżości – mówił pan przed trzema laty. Czy dzisiaj, po dwuletnich rządach prezydenta Jacka Wójcickiego uważa pan, że o taką świeżość gorzowianom chodziło?

- Nigdy nie wycofałem się i nie wycofam z tych słów. Uważam, że nasze miasto powinno być zarządzane przez młodsze pokolenie. Tak też się stało, choć sądzę, że najlepiej łączyć młodość z doświadczeniem. Liczyłem jednak, że prezydent Jacek Wójcicki do niektórych elementów będzie lepiej przygotowany. Niemniej pełną ocenę jego działalności wystawię dopiero z chwilą zakończenia kadencji. Obecnie wolę mu pomagać, zachęcać do innego stylu działania, podpowiadać niż krytykować i jątrzyć. Prezydent jest młodym człowiekiem, ma prawo do błędów. Najistotniejsze, żeby potrafił szybko i sprawnie wyciągać stosowne wnioski. Musi też chcieć dalej się uczyć.

- Ostatnio jednak nie szczędził pan krytycznych słów kierowanych w stronę prezydenta. Co konkretnie panu nie pasuje?

- Moja krytyka zawsze ma charakter konstruktywny. Może dlatego, że życzę dobrze prezydentowi i naszemu miastu. Nigdy więc nie narzekam dla narzekania. Jest kilka takich obszarów, co do których pretensje kierowane do prezydenta są uzasadnione. Od samego początku kadencji emocje wzbudzały nie do końca przemyślane zmiany kadrowe. Jest to choroba całego kraju, ale to nie znaczy, że mamy ją akceptować u siebie. Stawianie na wiernych, ale nie przygotowanych merytorycznie pracowników ma potem odzwierciedlenie w różnych złych decyzjach. Dlatego ciągle powtarzam, żeby stawiać na fachowców i to najlepiej gorzowian rozumiejących nasze miasto. A już błędem jest zatrudnianie ludzi po linii partyjnej. Ponadto sugeruję też prezydentowi, aby był jak najdalej od klakierów. Żeby była jasność, prezydent podjął również dobre decyzje kadrowe, a już na pewno dobrym posunięciem było pozostawienie na dotychczasowych stanowiskach wielu kompetentnych prezesów spółek miejskich, co teraz procentuje ich właściwą działalnością.

- Ma pan jeszcze jakieś inne uwagi, zastrzeżenia?

- Już się wypowiadałem na temat nowej strategii i marki Gorzowa. Skoro mamy wieloletni plan inwestycyjny, które cenię wysoko, to najpierw go zrealizujemy, a marka wcześniej czy później sama się wykreuje. Sama się urodzi lub samoczynnie ludzie ją wymyślą. Sztuczne narzucanie będzie nietrwałe. Gorzów słynie ze sportu, kultury, marką naszego miasta jest biblioteka wojewódzka, filharmonia, klub Pod Filarami, teatr czy kluby sportowe, jak Stal Gorzów, koszykarski i inne. Dzisiaj ważniejsze jest szybkie pisanie dobrych wniosków o pozyskanie środków unijnych i dalsze ich mądre inwestowanie niż wymyślanie marki na obecnym etapie rozwoju miasta. Co z tego, że będziemy mieli strategię, logo, jak nie rozwiniemy akademii czy nie zbudujemy silnego Centrum Edukacji Zawodowej i Biznesu? 

- Prezydent słucha pana czy tylko grzecznościowo kiwa głową?

- Prezydent jest człowiekiem mocno zapracowanym i przyznam, że rzadko z nim się spotykam. Jak już znajdzie się chwila czasu i dochodzi do rozmowy, to słucha z uwagą. Jak potem czas pokazuje, nie wszystkie moje sugestie przyjmuje, ale ma do tego pełne prawo. Musi tylko pamiętać, że bierze pełną odpowiedzialność za swoje działania. Jest natomiast, wraz z panią skarbnik, otwarty podczas prac budżetowych i stara się, żeby ta corocznie najważniejsza lokalna uchwała zawierała sugestie radnych i mieszkańców, składających propozycje. Oczywiście nie wszystkie wnioski są przyjmowane, ale w porównaniu do budżetów lat poprzednich ten odsetek jest wyraźnie wyższy.

- Radni powinni zajmować się drobnymi, acz ważnymi dla mieszkańców sprawami czy jednak mocniej zająć strategicznych dla miasta sprawami?

- Na pewno nasza aktywność mogłaby być większa. Trochę usypiają nas konsultacje społeczne, których, aż w takiej skali, nie jestem zwolennikiem. Radni są przedstawicielami mieszkańców i są wybierani choćby po to, żeby w ich imieniu rozstrzygać różne sprawy, nawet te drobne. Natomiast konsultacje powinny być prowadzone w tematach, jak to pan określił, strategicznych.

- Gdzie byli radni, kiedy prezydent wybierał markę Gorzowa, kupował biurowiec Przemysłówki czy podejmował decyzję o zrobieniu deptaku na ulicy Sikorskiego?

- W przypadku dwóch pierwszych spraw prezydent zaskoczył radnych i podjął samodzielne decyzje. To był błąd. Jeżeli chodzi o zamknięcie części ulicy Sikorskiego dyskusje były prowadzone, ale prezydent jest stanowczy w swoim zamierzeniu. Osobiście mam wątpliwości czy jest to decyzja słuszna.

- Jak ocenia pan zmiany zachodzące w gorzowskim szpitalu, bo przecież nie był pan zwolennikiem przekształcenia tej placówki w spółkę?

- Nie byłem, bo nie wierzyłem w oddłużenie szpitala na taką skalę. Potrafię przyznać się do błędu i zwrócić honor tym, którzy optowali za zmianami. Zmiany, jakie w nim zaszły w ostatnich kilku latach są pozytywne. Cieszą mnie kolejne inwestycje, w tym budowa radioterapii, która niedługo ruszy. Mamy przy szpitalu bazę Lotniczego Pogotowia Ratowniczego. To są milowe kroki w rozwoju lecznicy i do pełni szczęścia brakuje większej dostepności do specjalistów. Wielomiesięczne oczekiwania to zmora całej polskiej służby zdrowia, ale trzeba działać, żeby poprawić ten stan rzeczy. I na tym rządzący powinni się skoncentrować. Ciągle nie mogę odżałować, że niepotrzebnie zlikwidowano szpital przy Warszawskiej. Odpowiedzialność za to spoczywa na wszystkich, którzy działali wówczas w sejmiku samorządowym województwa lubuskiego. Była to najmniej racjonalna decyzja, jaką podjęto w ostatnich kilkudziesięciu latach. Za dużo było w tym wszystkim polityki, za mało rozsądku. Ból w moim sercu jest o tyle duży, że byłem wtedy przewodniczącym rady miasta i jako miasto walczyliśmy z sejmikiem wojewódzkim o uratowanie szpitala. Paradoksem było również to, że najpierw szpital pięknie wyremontowano, potem zlikwidowano. Widocznie jesteśmy bogatym krajem.

- Nie martwią pana zawirowania w Filharmonii Gorzowskiej?

- Nie byłem entuzjastą budowy filharmonii, choć jestem wielkim miłośnikiem kultury. Uważałem i dalej uważam, że jako miasto na dorobku nie stać nas na takie gmachy. Nie spodziewałem się, że dożyję momentu, w którym będę bronił tej instytucji. Skoro już ją mamy, szanujmy i róbmy wszystko, żeby była to jedna z naszych wizytówek. Żeby było to możliwe politycy wszelkiej maści powinny jak najszybciej zabrać ręce od filharmonii. Jeżeli ktoś się na czymś nie zna, nie powinien wtrącać się, a nawet zabierać głosu. Ja ufam profesjonalistom i nigdy nie pozwoliłbym sobie na ustalanie, kto ma grać w orkiestrze. Skoro pani prof. Monika Wolińska jest świetnym fachowcem to dajmy jej pracować. Wybieranie jej muzyków to już jakiś absurd. Całe zamieszanie nie buduje prestiżu naszej instytucji, która dopiero próbuje wejść na muzyczny rynek. Tu brakuje większej aktywności prezydenta.

- Lubi pan się pobawić na świeżym powietrzu?

- Tak, przecież jestem znany z tego, że praktycznie nie używam samochodu. Wszędzie staram się dotrzeć spacerkiem lub środkami komunikacji miejskiej. I organizowane kilka razy w roku imprezy miejskie też lubię.

- To dlaczego chce pan, żeby było tych imprez mniej, żeby były krótsze?

- Jeżeli mieszkańcy chcą tych imprez, to nigdy bym sobie nie pozwolił na ich ograniczanie. Chodzi mi tylko o to, że jak nie mamy pieniędzy na wielkie wesele, to organizujemy przyjęcie. Myślę, że Gorzów ma wiele potrzeb i zamiast trzech dni zabawy, pobawmy się krócej. Jeżeli mamy ograniczone możliwości finansowe nie zapraszajmy kilku gwiazd muzycznych, a zaprośmy jedną, zaś pozostałe punkty repertuaru niech wypełnią lokalni muzycy. W Gorzowie mamy mnóstwo utalentowanej młodzieży, zespołów na dorobku. Niech się promują i bardziej cieszyłoby mnie, gdybyśmy im dali zarobić parę groszy. Byłaby to też dla nich zachęta do dalszego rozwijania umiejętności. Jak już zrealizujemy wieloletni plan inwestycyjny, to nic nie będzie stało na przeszkodzie, żebyśmy mogli bardziej poszaleć.

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x