Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Alfa, Leonii, Tytusa , 19 kwietnia 2024

Każdy w pewien sposób był wówczas człowiekiem systemu

2017-01-31, Nasze rozmowy

Z radną Martą Bejnar-Bejnarowicz, liderką klubu Ludzie dla Miasta, rozmawia Renata Ochwat

medium_news_header_17429.jpg

- Toczy się dyskusja, że dobrze by było, aby przy dekomunizacji nazw ulic postawić na gorzowianki. Jak się pani podoba ten pomysł?

- Bardzo.

- Dlaczego?

- Ja generalnie oceniam dobrze wszelkie akty zmierzające do szanowania kultury, historii gorzowskiej, czyli tego, co jest naszym korzeniem, tym, co nas trzyma, ale też i naszą przyszłością. Nazwisk gorzowianek, które warto upamiętnić rzeczywiście trochę jest. Tym bardziej, że w ten sposób można pomoc młodzieży, która dorasta w Gorzowie, poznać historię i tradycje miasta. W tej chwili jest tak, że jak ktoś się nie zainteresuje, to się nic na ten temat nie dowie. A taka ulica dla przykładu Róży Aleksandrowicz mogłaby spowodować, że ktoś się zacznie interesować, kim tak w rzeczywistości była Róża Aleksandrowicz. Ale zaznaczam, że nie mówię tylko o kobietach, ale generalnie o gorzowianach, których warto upamiętnić. Inna rzecz, że kobiecych nazw jest mało w przestrzeni miejskiej.

- Mamy zaledwie trzy gorzowianki upamiętnione: Papusza, Irena Dowgielewicz i Christa Wolf.

- Mamy ulicę Christy Wolf?

- Nie, mam na myśli pomnik w centrum.

- Rzeczywiście to mało.

- A skoro przy ulicach jesteśmy, to za sprawa owej dekomunizacji może nam z miasta zginąć ulica Walczaka. Podoba się pani taka perspektywa?

- To jest taka najprostsza i najbardziej prymitywna dekomunizacja, czyli jak człowiek żył w tamtych czasach, to trzeba go z przestrzeni publicznej usunąć. Przecież Franciszek Walczak to był młody człowiek, który zginął na służbie, służąc temu miastu. Trzeba pamiętać, że to były takie czasy, jak się chciało pracować, to nie za bardzo był wybór. Nie było sektora prywatnego. Każdy gdzieś pracował w jakiejś państwowej firmie. Każdy w pewien sposób był człowiekiem systemu. Nie, nie wydaje mnie się, aby to był dobry pomysł z usuwaniem imienia Walczaka z nazwy ulicy. Łatwo jest popaść w skrajności. A tu potrzebny jest rozsądek, tym bardziej, że Franciszek Walczak to także historia miasta.

- Skoro już jesteśmy przy historii. Pani zdaniem można ją upowszechniać przez skwery, ulice i podobne miejsca, czy też są inne pomysły na jej  propagowanie?

- Ubolewam bardzo, że w szkołach nie ma nic na ten temat, historii miasta. Przecież są lekcje z wychowawcą, są dodatkowe zajęcia. Może gdybyśmy zrobili coś na zasadzie programu dla młodzieży szkolnej na temat Gorzowa na lekcję historii czy wychowania w społeczeństwie, to młodzi by się zainteresowali. Myślałam też o napisaniu specjalnego projektu na działania edukacyjne z dziećmi i młodzieżą. Chodzi mi o aktywizację obywatelską, ale w powiązaniu z historią lokalną.

- Ale z drugiej strony mamy już w mieście miejsca, które są związane z ludźmi, którzy tu żyli i tworzyli. Mam na myśli choćby Aleję Gwiazd wmontowaną w Stary Rynek, która jest kompletnie zaniedbana i którą nikogo nie obchodzi, nawet tego przysłowiowego psa z kulawą nogą. A co więcej, od dość dawnego czasu nie można przejść przez urzędniczy mur niechęci do upamiętnienia kolejnych zasłużonych, jak choćby Kazimierza Furmana i Aleksandra Alika Maciejewskiego.

- No Furman to już chyba gdzieś tam stoi wyrzeźbiony w jakimś kącie. Ale fakt, obecna władza nie ma za bardzo chęci upamiętniać rzeczy, które są dla gorzowian ważne. Raczej się idzie w takie działania mocno spektakularne wyborczo, znaczy przekładające się na efekt wyborczy. A to, co jest ważne dla ludzi, którzy są związani z miastem, to nie do końca ma znaczenie dla władzy. Co oczywiście jest ze szkodą dla nas. Przykład – jak widzę takiego Andrzeja Trzaskowskiego, który wiesza te tablice z nazwiskami ważnych i zasłużonych, a ktoś mu je ściąga, bo wspólnota się nie zgadza, to zwyczajnie mi żal. Bo uważam, że miasto powinno natychmiast podchwycić taki pomysł. Jeśli jest inicjatywa obywatelska, nawet jednego człowieka, to warto się nad tym zastanowić. Magistrat powinien wyjść do takiego obywatela, wspomóc, doradzić inne rozwiązanie. Powinien być wachlarz propozycji dla takich ludzi, którzy mają chęci się zaangażować w historię i życie miasta.

- Ja jeszcze wrócę do Alei Gwiazd. Nie uważa pani, że jednak należałoby ją jakoś oznaczyć? Tak, żeby ją widzieli ci, co jej teraz nie dostrzegają.

- Ależ naturalnie, że trzeba, bo to jest ważny element w przestrzeni, ale faktycznie jest ona niewidoczna. Zauważają ją i pamiętają o niej tylko ci, co brali udział w odsłanianiu kolejnych płyt. Inni chodzą po tych płytach i nie wiedzą, co to jest. Opowiem jeszcze taką historię. Jakiś czas temu miałam zapowiedzianych gości ze Szczecina, którym chciałam pokazać miasto. No i zwróciłam się do Zbigniewa Rudzińskiego o jego „Spacerownik”. No i okazało się, że on ma jeden gdzieś w szufladzie i ewentualnie może mi pożyczyć, żebym sobie go skserowała. No i jak dla mnie to było straszne odkrycie, że PTTK nie ma podstawowych materiałów dotyczących miasta, jego promocji. Za taki mam ów „Spacerownik” z trasami spacerowymi i tam można by tę Aleję wpisać. A tak nie ma nic. Ale jest jeszcze jeden aspekt. Trwa konkurs na stworzenie deptaku na ul. Sikorskiego i tylko Sikorskiego. Nie mówi się o Starym Rynku, o tej strasznej Hawelańskiej, tylko o samym deptaku. Powstaje coś kompletnie oderwanego od całości przestrzeni. Inna rzecz, że prędzej należałoby urządzić konkurs na zagospodarowanie centrum, a nie ten deptak.

- Zauważyła pani, że Gorzów nie ma żadnych materiałów reklamowych. Ja bywam na różnych targach turystycznych i można na nich spotkać Barlinek, Strzelce Krajeńskie, Słubice i inne gminy, a o Gorzowie nikt nie słyszy, bo Gorzowa nie ma, zwyczajnie nie ma. A nawet jak się człowiek wybierze do Punktu Informacji Turystycznej w bibliotece, to tam też nic nie ma. Nie uważa pani, że to trochę wstyd?

- To jest bardzo dobry przykład na to, aby pokazać, jakie władza ma priorytety. Ja tylko słyszałam, że mamy 1 mln zł na promocję. I na tym koniec. W ubiegłym roku byłam na kongresie gospodarczym w Katowicach, gdzie była cała Europa plus okolice, które ciążą ku Europie. I nas też tam nie było. A proszę pamiętać, że Gorzów leży nad zaniedbaną drogą wodną, jaką jest Warta. Mamy przepiękne otoczenie geograficzne, bo mnóstwo jezior, lasy i wszystko, czego tylko dusza zapragnie. Mamy takie walory i taki potencjał do wykorzystania. Można byłoby wejść w porozumienie z okolicznymi gminami, ze Strzelcami Krajeńskimi, które wkładają masę pieniędzy na renowację swoich fantastycznych zabytków. Proszę pamiętać, że to małe gminy. W porównaniu do budżetu Gorzowa, to jakieś może 20 czy 30 procent. A my jesteśmy w samym centrum i co? I nic. Nas zwyczajnie nie ma, zwyczajnie nie istniejemy. No i wrócę do Warty. Kiedy zrobiłam konferencję poświęconą Warcie, to zjechali się do miasta ludzie, którzy pokazali, iż komunikacja śródlądowa wszędzie dookoła istnienia, tylko u nas nie ma nic. Na tym polega dramat. Podam inny przykład. Mieliśmy zrobić ścieżkę rowerową z Witnicą. Nie wyszło, bo nie dostaliśmy na to pieniędzy. No i w urzędzie zamiast się zastanawiać, gdzie ewentualnie jeszcze poszukać środków, to trwa szukanie winnego przez którego tych pieniędzy jednak nie udało się zdobyć. Jestem głęboko przekonana, ze nie ma lobby na rzecz miasta. Prezydent Wójcicki nie zgromadził wokół siebie ludzi, którym na tym mieście zależy. Im zależy na wielu rzeczach, ale na pewno nie na tym, aby to miasto szło do przodu.

- No to co wy, państwo radni na takie postępowanie?

- Nie chcę się usprawiedliwiać, ale rola rady w tym jest naprawdę niewielka, zwłaszcza w sytuacji, kiedy prezydent ma większość, która mu się tam w nic nie wtrąca. Każdy z tych radnych dostanie remont kawałka ulicy, chodnika w swoim okręgu i będzie zadowolony. A ja chcę podkreślić, że do remontów ulic i chodników nie jest potrzebny prezydent, tylko dobry wydział inwestycji. Oni tam mają swój budżet i wiedzą, jakie są potrzeby oraz jak prowadzić remonty, żeby się wszystko całkowicie nie zakorkowało. U nas nawet to nie działa. Inna rzecz, że ja widzę przełożenie swoich działań, ale w sposób, który nie do końca mi się podoba. Bo wygląda to tak, że zaczynam w mediach głośno wywoływać jakiś temat, żeby zauważyli go urzędnicy. Tak było z Wartą. A przecież nie o to chodzi, żeby radna wywoływała tematy, bo wiele z nich powinno wychodzić od prezydenta. Zrobienie Dni Gorzowa na nadwarciańskich błoniach to za mało.

- Podobały się pani ubiegłoroczne Dni Gorzowa?

- Mówimy o tej trzydniowej, odpustowej imprezie nad Wartą?

- Tak, dokładnie o tej.

- No cóż, cały swój budżet przeznaczony na Dni Gorzowa straciłam w trzech pierwszych straganach (śmiech). Moje dzieci zjadły kiełbasę z keczupem i się skończyły pieniądze. Nie, nie podobało mnie się lanie alkoholu ze sceny. To było takie zniżanie poziomu rozrywki dla wszystkich.

- A jakby pani widziała Dni Gorzowa?

- Gorzowsko. Chciałabym, żeby to była taka impreza, aby ludzie z zewnątrz, którzy być może tu przyjadą, wiedzieliby, że są na dniach Gorzowa właśnie. Powinny być gadżety z Gorzowem, gorzowscy artyści powinni promować swoją sztukę. Podobnie z rękodziełem, lokalnymi smakami. Moja szwagierka ze wszystkich miejsc, w których jest, przywozi sobie kubek. A u nas nawet takich kubków nie było. To była taka impreza, jakie ja pamiętam z dzieciństwa u mojej babci w Krośnie Odrzańskim. Był odpust, były baloniki i takie różne rzeczy. No i wszyscy się cieszyli. A potem pojechaliśmy nad jezioro, i tam było dokładnie to samo. Podkreślam, mnie brakuje gorzowskiego akcentu. Może to być ktoś gadający o historii, potem toś o jakiejś postaci, czyli coś na kształt Nocnego Szlaku Kulturalnego, ale z akcentem na miasto i to, co w nim jest ważne. Proszę zwrócić uwagę – byliśmy na Zawarciu z Dniami Gorzowa. Jest tam budynek banku, który był wielokrotnie nagradzany, to taka perełka architektoniczna PRL. I co? I nic. Nie było żadnej informacji na ten temat…

- No proszę, nie wiedziałam…

- Tak, tak. Mało osób o tym wie. Kontynuując, byliśmy na Zawarciu, które było kiedyś piękną dzielnicą, ślady urody ma do tej pory. A my co, zatrzymaliśmy się na Fabrycznej i dalej już nie. Nie byliśmy w Spichlerzu, ani w willi Pauckscha, bo ważniejszy był chleb ze smalcem i piwo. Wystawa „Miasteczko Landsberg” udowodniła, że my chcemy, aby nam pokazywano nasze miasto, bo ludzi to interesuje. A tego na święcie miasta zupełnie nie było. Jest wiele elementów, które wymagają wyciągnięcia i pokazania, bo one są zwyczajnie warte tego. Poza tym te elementy wiążą ludzi z miastem. Moich obserwacji wynika, że młodzi kompletnie nie są związani. Dostaną gdzieś lepszą pracę, to tam pojadą. Trzeba to zmienić. Trzeba akcentować elementy gorzowskie.

- Kiedy to można osiągnąć i czy w ogóle można?

- Jasne, że można. Przecież to nie jest coś bardzo wielkiego. Trzeba do tego zaangażować wydział promocji. Choć z tej promocji to my wszystko robimy. Za chwilkę się okaże, że nawet ogrzewanie do samochodu prezydenta za 9 tys. to też było z promocji. Nikt zresztą nie ma pojęcia, co należy promować. Cały czas pytam – co promujesz? Jaki jest efekt tej promocji? Nie wiadomo, czy my się nastawiamy na turystów, czy na gospodarkę. Bo może nastawiamy się na to, żeby być najniżej płatną montownią różnych urządzeń w Polsce. Może to jest taka taktyka. Ale to powiedzmy o tym i idźmy tylko w to. Wyrzućmy wszystkich, którzy chodzą do Filharmonii, zamknijmy instytucje kultury na trzy spusty i idźmy tylko w disco-polo. Ale niech to będzie w jakiś sposób zaplanowane. A u nas – nie ma żadnych ofert dla ludzi, którzy mają większe wymagania płacowe. Kto już w tych montowaniach siedzi, to siedzi, bo dla niego także pracy innej nie ma. Z drugiej strony mamy Filharmonię, która jest instytucją kultury wyższej i powstaje pytanie – jak zbudować pomost pomiędzy montownią a Filharmonią czy Teatrem. Inna rzecz, że my powinniśmy sobie określić cel i do tego celu dążyć wszystkimi możliwymi sposobami, czyli strategiami, jakie są, a mamy strategię rozwoju sportu, kultury, rewitalizację i parę innych. Problemem jest, że nie ma określonego celu. Nikt nie wie, jak to miasto ma wyglądać za 20 lat. Ale też i nikt o tym nie myśli.

- Dziękuję.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x