Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Warta jest miłością, która żywi i odbiera życie

2017-09-06, Nasze rozmowy

Z Barbarą Latoszek - plastyczką, mistrzynią wędkarską, bohaterką filmu – rozmawia Renata Ochwat

medium_news_header_19481.jpg

- Pani Basiu, mówią w mieście, że pani jest już emerytką.

- No jestem. Już długo, bo od pięciu lat.

- Ale to nieprawda, bo jest pani non stop zajęta.

- Bo i o to chodzi. Zwyczajnie uciekam przed śmiercią. Uciekam przed depresją. Zajęcie to życie. A jeżeli ma się jakąś pasję, to się żyje. No i życie goni, najważniejsze, że pozytywnie.

- Pani pasje zaczyna wędkarstwo. Trzecie miejsce na mistrzostwach świata we Francji, to jednak jest coś. Nadal pani wędkuje?

- W 1995 roku zostałam kolejny raz powołana do kadry narodowej wędkarzy i wtedy napisałam takie pożegnanie, bo nie chciałam odchodzić w niesławie. Jestem diabetykiem i muszę się dosładzać. Na terenie Polski jeszcze jakoś dawałam radę, ale już zagranicą to nie było takie proste. Ludzie dziwnie patrzyli, bo baba słusznej postury i tu w trakcie zawodów coś tam podjada. No i wówczas doszłam do wniosku, że dalej już nie, że koniec z łowieniem. Powiedziałam wówczas, że był czas na łowienie ryb, no i przyszedł czas na suszenie sieci. No i przestałam łowić. Jak przestałam łowić, to nagle zrobiło mi się bardzo dużo wolno czasu i zaczęłam wpadać w depresję. Bardzo silną depresję, a że mam mądrą córeńkę, to ona mnie wzięła za rękę i zaprowadziła do RSTK, czyli Robotniczego Stowarzyszenia Twórców Kultury. Posadziła  na ławeczce, a akurat tam był Roman Habdas, poeta, ale i wędkarz i już na starcie było mi łatwiej. Wtedy wróciłam do malarstwa.

- Ale zanim o malarstwie, to może pani opowie, jak się zaczęła ta pasja wędkarska, bo to takie raczej chłopackie zajęcie?

- Prosto. Dziewucha znad Warty. No i ja jestem zodiakalnym Strzelcem, co to jest bardziej chłopakiem niż dziewuchą i zawsze się kumplowałam z chłopakami. Poza tym jestem z rodziny osiedleńców. W domu się nie przelewało. Bieda. Brało się jakąś leszczynkę, żyłkę, prosty spławik i hajda na ryby. Przez ulicę na rybki, dosłownie. Ja to robiłam od zupełnego dzieciaka. I te rybki były zwyczajnie do jedzenia. Tyle tylko, że to łowienie niesamowicie wciągało, tym bardziej, że miałam fantastycznego brata, z którym trzymaliśmy sztamę i na te ryby razem chodziliśmy. Nawet proszę sobie wyobrazić, w dniu Pierwszej Komunii poszłam łowić. Zresztą dostałam za te ryby lanie.

- Zamiast na Komunię poszła pani na ryby?

- Nie. Byłam pięknie ubrana w białą sukienkę, włosy mama na pogrzebacz nakręciła, bo kiedyś nie było lokówek. Do komunii poszłam, a jakże, ale trzeba było poczekać na fotografa, bo Komunia bez zdjęcia się nie liczy. Goście w domu byli, a ja, wykorzystując wolną chwilę, wzięłam swoją leszczynkę, poleciałam na dół, do rzeki. No i pech, zerwała mi się ryba, płoć, całkiem zresztą słuszna. No to ja się rzuciłam, oczywiście w tej białej kiecce, ale ryba była moja. Przyszłam do domu taka szczęśliwa z tą płocią – Mam rybę – pokazałam wszystkim. I się spodobało, tylko nie mamie. Zwyczajnie lanie dostałam za tę płoć. Ale co było robić. Rozebrała mnie, ciuchy wyprała, włoski znów ponakręcała i wydawałoby się, że już wszystko będzie dobrze. I znów byłam pięknie odszykowana, wyszłam pierwsza z domu. A tych bloków, które teraz są w centrum nie było, ale była fontanna. No to sobie po tej fontannie pochodziłam. Pech chciał, znów wpadłam do wody. No i dlatego zdjęcie komunijne miałam zrobione jakieś kilka tygodni później (śmiech). Takie życie. No i właśnie to dziecięce łowienie przerodziło się w pasję, pasja przeszła w sport. Ale w międzyczasie była potrzeba życia, bo te ryby łowione w Warcie były na obiad albo na kolację. Trzeba dodać, że często też je wypuszczaliśmy. Ale liczyła się ta adrenalina, że jest, że bierze, że jest twoja. To są tak pozytywne emocje.

- Ale przyszedł czas, że trzeba było je zostawić i przyszedł czas na malarstwo.

- Ja tak naprawdę to wróciłam do malowania. Malowałam już w podstawówce, potem w liceum. Nawet miałam wówczas wystawę z uczniem Jana Korcza. Ale później poznałam chłopaka i ta pasja gdzieś tam odeszła. Ale wcześniej blejtramy robił mi mój tata. Zresztą był pierwszym krytykiem i pierwszym fanem. Ale wie pani, ja jestem samoukiem, zresztą jak i we wszystkich kolejnych swoich działaniach.

- No właśnie, pani Basiu, bo pani działa w Kole Gospodyń Miejskich, w RSTK, na plenery jeździ, w imprezach niemal wszystkich bierze udział, gołębie pani karmi…

- Gołębie swego czasu to były w domu trzy. Zimę spędzały. Mieszkały pod sufitem na żyrandolu. Nawet przestraszyły księdza, co przyszedł po kolędzie, bo się tego nie spodziewał. Zresztą wszystkie moje zwierzęta (obecnie w domu pani Basi mieszkają trzy psy – dop. roch) mają swoje kroniki ze zdjęciami i opisami ich losów.

- To jak wygląda pani dzień? Emerytki mocarnie zajętej….

- Teraz? Teraz stwierdzam, że życie zaczyna się po 60. (śmiech). Mieszkam z przyjacielem, i on rano wstaje i przed pracą wyprowadza psy, potem ja wstaję, coś jem, jakieś leki, potem wyjście z psami, malowanie, dalej obiad trzeba przygotować, potem znowu psy, maluję, albo coś innego robię. Potem już jem obiad. No dzień mocno napięty jest.

- No i jak do tego dodać kibicowanie, to faktycznie doba może być za krótka, bo przecież pani chodzi i na Stilon ale i na Stal też.

- No tak. Ja zwyczajnie kocham sport. Zaprzyjaźniona byłam z żużlowcami, Bogusiem Nowakiem, Zenkiem Plechem. Zresztą z Bogusiem jestem w kontakcie. Żużel podziwiam. Ale tu się liczy motor, sprzęt. Na piłce trzeba kopać. Swego czasu była taka bieda, że myśmy się nawet składali na wyjazdy chłopaków ze Stilonu. Jestem w ultrasie, czyli jak była potrzeba, to szyłam flagi klubowe, torby dla chłopaków (poważny kawałek mieszkania pani Basi zajmują nalepki klubowe Stilonu – dop. roch).

- Mówi pani, że życie zaczyna się po 60. Kiedy zrobiła sobie pani pierwszy tatuaż, dziarkę znaczy?

- Pierwsza moja dziarka, to jest tygrys. Mój syn Tomek był w podstawówce. Przyszedł pewnego razu i zaczął marudzić, mama a zrobię sobie dziarkę. Na co ja, że chyba oszalał, bo to tylko element nosi. Ale marudził, marudził, aż w końcu kazałam mu wybrać coś, co możemy razem mieć. I razem mamy tygrysa. Potem była opaska na prawej ręce. A jako że jestem patriotką, to powyżej mam orła. A poniżej mam Kubę z jeziora Reczynek w Ośnie (Kuba – łabędź, który przez lata przypływał na każde zawołanie Barbary Latoszek, która regularnie jeździ do Ośna na plenery malarskie). Jak się urodziła Lenka – moja wnuczka, to pojawił się kolejny tatuaż, ale na ręce z tygrysem, bo to taka rodzinna ręka. Jak odchodził mój mąż Bogdan, to tu mama Bodzia. No i ostatnim jest tatuaż na urodziny wnuka. Tobiasz też jest.

- Ludzie się nie dziwą, jak patrzą na pani tatuaże?

- Nie wiem, ale mnie to zupełnie nie interesuje.

- Jednym słowem, jest pani emerytką, ale nie żyje jak przysłowiowa emerytka…

- No nie. Ja jestem taką wiercipiętą, że inaczej nie dałabym rady. Jak ja się za coś biorę, to nie robię tego połowicznie. Tak było z wędkowaniem, które doprowadziło mnie do kadry narodowej. Jak piłam wódkę, choć mam już 28 lat abstynencji, to też na poważnie.

- Jest pani jedną z bohaterek filmu Dominik Dulniak „Gorzów w różowych okularach”…

- Ano jestem. Przyszła kiedyś do mnie. Jeździła ze mną na plenery, podglądała w pracy.

- Pani recepta na starość to ignorować starość?

- Tak. Zdecydowanie. My jesteśmy starzy metrykalnie, czyli w kalendarzu. A czy ktoś jest stary czy nie, to wszystko jest w sercu. Stąd wypływa potrzeba ruchu, działania.

- Pani Basiu potrafiłaby się pani wyprowadzić z Gorzowa?

- Nigdy! Absolutnie nie! Ja byłam w Kanadzie i szybko stamtąd wracałam do Gorzowa. Wracałam z Okęcia wozem strażackim, pomysł mojej szalonej szwagierki, i jak dojeżdżałam do Gorzowa, to byłam najszczęśliwsza pod słońcem. Kocham Wartę. Warta nas żywiła, Warta nam odbierała życie, bo w jej nurtach zginęła i ciocia, i kuzyn, ale Warta jest moją miłością. Ja tu rosłam, mieszkam całe życie i nie wyobrażam sobie czegoś innego. Gorzów jest mój.

- Dziękuję bardzo.

 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x