Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Sergiusza, Teofila, Zyty , 27 kwietnia 2024

Publiczności dziecięcej nie da się oszukać

2024-03-14, Nasze rozmowy

Z Natalią Makuch, wiolonczelistką, byłą muzyczką Filharmonii Gorzowskiej, rozmawia Renata Ochwat

Natalia Makuch
Natalia Makuch Fot. Katarzyna Wojtowicz/FG

- Pani Natalio, mimo że już nie jest pani etatowym muzykiem Filharmonii Gorzowskiej, to nadal prowadzi pani koncerty familijne. Jak pani się do nich przygotowuje? Co jest bardzo ważne?

- Bardzo ważne jest to, żeby publiczność, która przychodzi na te koncerty, a jest to bardzo specyficzna publiczność, ponieważ to są całe rodziny, rodzice z dziećmi, czasami dziadkowie,  właśnie spędziła świetnie czas. Ma to być moment wspólnej zabawy, ale też i moment wspólnego zdobywania wiedzy, budowania wspólnych relacji, i to jest podstawa. I na tym buduję scenariusz, dodaję różne elementy zabawy, żeby to był dobry czas dla całej rodziny. Zależy mi, aby całe rodziny uczestniczyły w koncercie. Jest dużo pięknej muzyki, ale przyzwyczajamy odbiorców do jej słuchania, ale też i do tego, aby umieć się zachować w Filharmonii.

- Prowadzi pani także zajęcia, które się nazywają Akademia Muzyki i które są już stricte edukacyjne. Na co tu pani kładzie akcent?

- Akademia Muzyki jest z założenia formą lekcji łączonej z koncertem. Tu już stawiamy przede wszystkim na wiedzę, czyli treść ubogaconą muzyką.

- Lubi pani zajęcia z dziećmi?

- Bardzo. Uwielbiam dzieci. One mają taką świetną energię. Ale trzeba od razu zastrzec, że dzieci są specyficzną publicznością. One są prawdziwe. To autentyczna i rzeczywiście prawdziwa publiczność. Jej się po prostu nie da oszukać. Po niej widać wszystko. Wiemy, czy dzieciom się coś podoba, czy też nie. Czy przyjmą daną audycję entuzjastycznie, czy też się nudzą, choć to zdarza się rzadko. Podkreślam, publiczność trudna, bo prawdziwa, ale bardzo wdzięczna.

- Pani jest muzykiem. Czy wam nie przeszkadza, jak właśnie dzieci się kręcą, tańczą, podchodzą blisko, rozmawiają. Wydawać by się mogło, że przeszkadzają.

- Faktycznie, bywa różnie. Jesteśmy wdzięczni, kiedy jest dyscyplina, przede wszystkim, kiedy rodzice trzymają dyscyplinę. Faktycznie nie jest fajnie, kiedy to nie jest czas do zabawy i tańców, a dzieci są pod sceną, i często rozmawiają, bo kiedy się bawią i słuchają, to nikomu nie przeszkadza. Dlatego tak bardzo odpowiedzialną rolę mają tu rodzice.

- Ten sezon jest pierwszym, kiedy pani nie gra z Orkiestrą Filharmonii Gorzowskiej. Lubi pani tu wracać?

- Bardzo lubię. Mam tu wiele wspaniałych wspomnień. Cały czas jestem w pewien sposób obecna w Gorzowie, obserwuje, co tu się dzieje, jak się Filharmonia rozwija, jak się zespół rozwija. Jakie fantastyczne projekty są tu prowadzone. Niekiedy zazdroszczę, ale cieszę się, że mogę tu wracać na te edukacyjne projekty.

- Przyjechała pani do Gorzowa z Zielonej Góry i do Zielonej Góry pani wróciła. I nadal jest pani muzykiem koncertującym w Filharmonii Zielonogórskiej?

- Tak, ja wciąż gram w Filharmonii.

- Jak się zostaje wiolonczelistką?

- Wiele lat temu chciałam grać na skrzypcach…

- Pani brat gra na skrzypcach.

- Fakt. Brat gra na skrzypcach, chociaż nie chciał na nich grać, bo chciał grać na flecie poprzecznym. Ale wówczas były takie zasady, że w tym momencie nie miał stałych zębów, więc nie mógł grać na flecie. Ja z kolei, jak szłam do szkoły muzycznej, to już byłam „za stara” na grę na skrzypcach, i mogłam zacząć naukę gry na wiolonczeli. Ale teraz bardzo się cieszę, że gram na tym instrumencie.

- Dlaczego?

- Dźwięk tego instrumentu jest bardzo kojący. To jest niesamowity instrument z bardzo wielkimi możliwościami. Można na nim wykonywać niezwykłe rzeczy.

- A potem?

- Droga była taka, jak każdego muzyka. Szkoła muzyczna I stopnia, potem II  stopnia w Zielonej Górze. Ale nie ukończyłam II stopnia. Po IV klasie II stopnia, po maturze zdałam na studia, do poznańskiej Akademii Muzycznej. Pięć lat studiów, na piątym roku zdałam egzamin do Orkiestry Filharmonii Gorzowskiej, potem dziewięć lat pracy tutaj i w końcu wróciłam do Zielonej Góry.

- Pani Natalio, pani się zajmuje nie tylko grą w FZG czy projektami edukacyjnymi w FG.

- Fakt. Mam też swoje stowarzyszenie, Stowarzyszenie Twoje Talenty. I w tym stowarzyszeniu od lat organizuję warsztaty wokalne. W tym roku będą to już ósme Zielonogórskie Warsztaty Liturgiczno-Muzyczne.

- Co to jest?

- Wydarzenie muzyczne na skalę całej Polski, z czego, nie ukrywam, bardzo się cieszę. Jest to trzydniowy, weekendowy warsztat, na który zjeżdżają się uczestnicy z całej Polski. Pod okiem prowadzących przygotowują kilkanaście utworów, tak, aby w niedzielę wieczorem móc zaśpiewać koncert. Odbywa się on w parafii św. Urbana, mojej rodzinnej parafii. Niesamowite jest to, i to jest swego rodzaju fenomen, polega na tym, że uczestnikami nie są profesjonaliści. Przede wszystkim są to pasjonaci muzyki, którzy, bywa, nawet nut nie znają. Śpiewają gdzieś tam w chórze, scholi lub w domu. Na warsztatach dostają w piątek śpiewnik i… I śpiewają. I za dwa pełne dni, gdzie pracy jest opór, śpiewają koncert. Niesamowite jest to, że śpiewamy na cztery głosy. Ja do dziś nie wiem, mimo, że to organizuję, jak to się dzieje. A się dzieje i mnóstwo ludzi przychodzi nas słuchać.

- Pani Natalio, umie pani powiedzieć, jaki jest pani najbardziej ulubiony utwór?

- Nie. Nie umiem. To zawsze zależy od dnia, od emocji, od potrzeby. Utwór wyraża mnie, zatem nie mam takiego.

- Dziękuję bardzo.

Fot. Katarzyna Wojtowicz/Filharmonia Gorzowska

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x