Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Marka, Wiktoryny, Zenona , 29 marca 2024

Życie po dwóch stronach Odry

2020-08-12, Nasze rozmowy

Z dr. Maciejem Dudziakiem, antropologiem kultury, autorem „Mesjasza”, pracownikiem naukowym Akademii im. Jakuba z Paradyża, rozmawia Renta Ochwat

medium_news_header_28291.jpg

- Poważny naukowiec, autor prac akademickich, nagle pisze intrygujący kryminał. Skąd się wziął pomysł na „Mesjasza”, który dzieje się tuż obok nas, w Witnicy, Lubnie, Międzyrzeczu, ale jednocześnie w Drohobyczu Brunona Schultza?

- Dla mnie rzeczą oczywistą od zawsze jest to, że jestem człowiekiem nauki i podstawową kwestią poza mówieniem do studentów jest pisanie. Ponieważ jestem antropologiem kultury, zajmuję się też analizą tekstów literackich jako bardzo szczególnych artefaktów kultury. Jestem, a przynajmniej próbuję być, piszącym naukowcem, człowiekiem pióra. Ta książka jest zapowiedzią cyklu, trylogii, której osią są kwestie niewyjaśnione lub trudne do wyjaśnienia w świecie nauki. Można zatem powiedzieć, że na własny użytek, jako pewnego rodzaju autoterapia, wyjaśniam w ten sposób różne historie. Obudowa całości jest nieco lub też mocno sensacyjna i po części kryminalna, co odpowiada w gruncie rzeczy rzeczywistym wydarzeniom. No tak po prostu wyszło w te 28 świtów. Tyle trwało pisanie (śmiech). Pomysł na część pierwsza to kwestia, która mnie zajmuje. Chodzi tu o rozwikłanie tajemnicy do tej pory nierozwikłanej ze świata literatury, ale nie tylko, czyli zaginionej, a z pewnością istniejącej trzeciej, ostatniej powieści Bruno Schultza pod tytułem „Mesjasz”. Chciałem to wyjaśnić, a że z tego wyszła powieść to wyszło.

- Wyszła, ale w niezwykle umiejętny sposób z „Mesjaszem” Schultza połączył pan historię lokalną.

- Oczywiście. To jest swego rodzaju, kolejne, autoterapeutyczne wyjaśnienie tej historii, bo to się odbywa w określonym kontekście, na określonym obszarze, w określonym tu i teraz. Jestem i bywam człowiekiem lokalnym, zresztą każdy z nas jest mniej lub bardziej człowiekiem lokalnym.

- W książce pojawia się motyw wykradzenia trumien ze zwłokami ostatnich właścicieli Lubna – państwa von Treichel, zresztą gorących zwolenników nazizmu. W jaki sposób pan trafił na tę historię?

- Od kilkunastu lat mieszkam w okolicy. Przez Lubno przejeżdżam niemal codziennie. Natomiast jeśli chodzi o tę historię, to zwyczajnie nie wiem, nie pamiętam, czy ją usłyszałem, czy też czytałem, kiedy wróciłem ze studiów na głębokim zachodzie czy północy Europy. Myślę, że prolog, który jest w powieści, to odwzorowanie historii, którą w jakiś sposób musiałem widzieć. Ta historia, to zdarzenie musiało być mi opowiedziane przez naocznych świadków lub musiałem właśnie o tym przeczytać. Ale ta historia miała miejsce. Pewnej nocy zniknęły bowiem trumny ze szczątkami ostatnich właścicieli pałacu w Lubnie. I co więcej, w tamtym czasie takich zdarzeń było w regionie więcej. I tego raczej nie mogłem skonfabulować.

- Czy pana zdaniem tak ciekawe rzeczy działy się w regionie, o których my albo wiemy, albo nie wiemy, bo jakoś nie chcemy wiedzieć?

- Każdy region jest ciekawy, a ten region, ten nasz, jest arcyciekawy z czego na nowo nikt sobie nie zdaje sprawy, bo nie chce sobie zdawać sprawy.

- Co pan przez to rozumie?

- Jesteśmy sąsiadami i jesteśmy w oddziaływaniu metropolii o charakterze globalnym, czyli Berlina. Warszawa, która jest o 400 km stąd jest metropolią o charakterze lokalnym.

- Dla nas?

- Tak, ale też i dla tego regionu. Berlin jest nie tyle rozpoznawalny, ale od dekad jest to metropolia o charakterze globalnym. Już choćby sam fakt, że to jest ogromne miasto, wielka mozaika kulturowa decyduje o tym. I oddziaływanie tego miasta przez dziesięciolecia na ten fragment obszaru odrzańskiego, na którym my mieszkamy, jest zwyczajnie oczywiste. A właśnie o tym przestaje się kompletnie pamiętać, patrząc w kierunku wschodnim. Oczywiście nie chodzi o to, aby odwracać proporcje, ale o to, aby mieć pewną świadomość tego, gdzie się jest. Przecież oddziaływanie Berlina do 1945 roku to była kwestia wyposażenia każdej miejscowości w pałac – co za tym, w rody szlacheckie, a to miało z kolei przełożenie na społeczność lokalną. I te rody, ci ludzie pozostawili po sobie ślady. A tego się nie pamięta lub się nie chce pamiętać. Lub też po trzecie – zupełnie się o tym nie wie, bo nie. Moim zdaniem należy na te znaki spoglądać bez bariery granicy. Bo gołym okiem widać, jaki to jest spójny, jednolity region i jak strona niemiecka potrafi z własnego dziedzictwa korzystać. A tak na marginesie, ja mieszkam w miejscowości, która nazywa się Nowe Dzieduszyce, w takiej leśnej kolonii, a niemiecka nazwa tej miejscowości brzmi Neu Diedersdorf. Jadąc do Gorzowa z Berlina, i to znów jest rzecz, o której się nie pamięta, że Gorzów leży na trasie Strasse Einz Drogi nr 1, która prowadziła i nadal prowadzi z Berlina do Królewca przez Gdańsk, to się przez region cały przejeżdża. To taka droga, o której można byłoby napisać osobną powieść. To jest jeden z najważniejszych szlaków kulturowych Europy. Przy tejże trasie, między Kostrzynem a Berlinem leżą dwie miejscowości obok siebie, z których jedna nazywa się Diedersdorf a druga Janhnsfelde. Diedersdorf to jest niemiecka nazwa Dzieduszyc, a Janhnsfelde to inaczej Janczewo. Prawda, że to bardzo ciekawa sytuacja, której osią symetrii jest Odra? W tych dwóch miejscowościach są arcyciekawe rzeczy, które żyją. No i po tej stronie Odry, w wyniku PRL, ale nie tylko, bo w wyniku jakiegoś zacierania wszelkich pozostałości po byłych mieszkańcach, o tym się nie pamięta. Natomiast po drugiej stronie Odry jest inaczej. Tam w czasie wolnym, weekendowym poznaje się okolicę, sąsiedztwo, przeszłość. Bo tam się o to doba, upamiętnia, choćby przez specjalne oznakowanie. U nas to też się zaczęło. Warto pamiętać i podkreślać, że to są wspólne podstawy do tego, aby wspólnie działać, wspólnie coś osiągać.

- Do niedawna jeszcze ta współpraca na styku polko-niemieckim dość dobrze działała. Od pewnego czasu mamy zastój. Z czego to wynika?

- Z kilku elementów. Jednym z nich jest nasycenie współpracą. I to jest takie trochę naiwne odbieranie pojednania, które się dokonało. Już nie wykonuje się ruchów typu – przebaczmy sobie, choć widzimy zwłaszcza teraz, że można rozdrapywać wciąż na nowo już zasklepione rany. Zakończyło się to parcie na to, aby sobie coś z Niemcami wyjaśnić. Bo to zostało już wykonane. Natomiast, jak ja to obserwuję, to od przynajmniej dziesięciu lat dokonuje się wymiana pokolenia.

- Co to znaczy?

- Oznacza to, że na arenę życiową weszło pokolenie, które urodziło się po roku 90., a które jest kompletnie niezainteresowane, podobnie jak i ich rówieśnicy w Niemczech, tymi sprawami. To są ludzie, którzy mają po 30 lat, czyli nie jacyś tam młodziankowie, ale ludzie, którzy mają zupełnie indziej punkty ciężkości w zainteresowaniu rzeczywistością. Taki przykład: w tej chwili koordynuję część większego projektu po niemieckiej stronie. W Zamku Trebnitz spotykali się nastolatkowie, ale i nie tylko z Polski, w tym z Gorzowa, ale i z różnych miejscowości w Niemczech i oni takimi tematami polsko-niemieckimi nie są kompletnie zainteresowani. Dla nich to jest coś oczywistego. Było, dokonało się i koniec. Normalnym jest to, że się ze sobą spotykają, rozmawiają po angielsku lub niemiecku, ale historia co do zasady jest tylko i wyłącznie jednym z elementów, który się podejmuje, i tylko tyle. Oczywiście, razem się fajny kościół obejrzy, jakiś kamień, i wystarczy. Interesuje ich teraz. W pewnym sensie to, co było jakimś masowym ruchem w latach 90., tuż przed i zaraz po wejściu Polski do Unii, teraz się kompletnie zmieniło i jest kompletnym zaprzeczeniem oficjalnej retoryki centrali w stosunku do tego, co się faktycznie na pograniczu dzieje. Ciekawe to jest i przekuwam moje spostrzeżenia na potrzeby mojej kolejnej naukowej książki. W tym nowym pokoleniu jest bardzo mocne rozrzucenie akcentów, czyli jest olbrzymia grupa, która absolutnie nie traktuje granic jako coś, co jest, co więcej, jako coś, co jest do czegokolwiek potrzebne. Jest tam jakiś sobie inny kraj i niech sobie będzie, ja nie chcę mieć z nim nic wspólnego i nie mam. Ale jest też bardzo duża grupa, która korzysta z tej możliwości przemieszczania się – do znajomych, do rodziny, do pracy czy wręcz poznawczo. I to są ludzie, którzy nie traktują tego obszaru jako pogranicze. Uwaga – pojawia się ostatnio nowy termin – transgranicze. Pojawiła się więc sytuacja, w której granica nie istnieje w dotychczas znanej formie i rozumieniu XX wieku. Ona co prawda jest dostrzegana, ale istnieje tylkode jure,nie zaś de facto. Co ciekawe, to nie jest tylko kwestia przemieszczania się i powrotu – jadę po coś i z tym wracam, ale co łatwo zaobserwować w wielu miejscowościach po drugiej stronie Odry, są całe polskie kwartały – ludzi, którzy tam mieszkają na stałe. Ten proces ucieka i umyka naukowej obserwacji. Tym się nikt kompletnie, no może pozna mną, nie interesuje. Przesunął się kompletnie punkt ciężkości. Nie ma już obszaru przeciętego przez Odrę. Sytuacja związana z Covid-19 po raz pierwszy w takiej skali uwidoczniła ten problem

- Czyli?

- Pokazała bowiem jak ogromna liczba osób na co dzień, a nie w sposób okazjonalny – przy jakichś projektach, ale na co dzień od wielu, wielu lat jest zaangażowana w życie po dwóch stronach rzeki. Jak wiele mają spraw życiowych po obu stronach Odry. Wcześniej ten proces był kompletnie niewidoczny.

- I ostatnie pytanie. W „Mesjaszu” pojawia się bardzo ciekawa postać, a mianowicie pan profesor Negrowski. Ukłon w stronę znajomych?

- Z pewnością. W każdej książce oprócz tego, że pisarz używa własnej wyobraźni, to konfabuluje i miksuje rzeczywistość. Nie można pisać o dalekiej północy czy mojej ulubionej Finlandii bez dotknięcia tego osobiście, choćby tylko przez chwilę. Tak samo nie można pisać o jakiejś postaci, która jest oczywiście wytworem wyobraźni, bez osadzenia tej postaci w rzeczywistości. Każda postać ma jakiś pierwowzór. Przecież Zbigniew Czarnuch – Negrowski w powieści, odegrał wielką rolę w moim życiu. Jest z pewnością katalizatorem wielu moich pomysłów, więc na pewno ukłon.

- Dziękuję bardzo za rozmowę.

- Również i zapraszam do lektury „Mesjasza. Rękopisu zbrodni”.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x