Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Marii, Marzeny, Ryszarda , 26 kwietnia 2024

Szczęście było po naszej stronie

2020-11-25, Nasze rozmowy

Ze Stanisławem Chomskim, trenerem żużlowców Stali Gorzów, rozmawia Robert Borowy

medium_news_header_29108.jpg
Fot. Bogusław Sacharczuk

- Podpisał pan dwuletnią umowę na dalszą pracę w Stali. Odpowiada panu w pełni oferta złożona przez prezesa Marka Grzyba?

- Jestem ugodowy i oczywiście skoro pojawiła się propozycja dalszej pracy w klubie to z zadowoleniem ją przyjąłem. Stal zawsze była i jest mi najbliższa, ponieważ jestem gorzowianinem, choć w mojej karierze trenerskiej różne przeżywałem koleje losów. Miniony sezon był trudny, mieliśmy drużynę personalnie silniejszą niż przed rokiem, a jednak coś nam na początku rozgrywek nie wyszło. Gdyby nie udany finisz być może decyzja zarządu Stali byłaby inna i musiałbym szukać nowego zajęcia. Niemniej wytrzymaliśmy wszyscy ciśnienie i zewnętrzny napór. Zwłaszcza ten dotyczący fali krytyki wobec tego co robiłem. Była ona stosunkowo ostra, ale w tym roku wpłynęła na mnie i zawodników mobilizująco. Jak widać, krytyka buduje, a hejt dodatkowo zmobilizował. Przyznaję też, że o ile początkowo szczęście nie było po naszej stronie, tak później do nas się uśmiechnęło.

- Mocno oberwało się Stali ze strony kibiców innych klubów za skuteczne wykorzystanie instytucji ,,gościa’’. Nie zabrakło nawet głosów, iż to dzięki zakontraktowaniu Jacka Holdera Stal pojechała w finale PGE Ekstraligi. Zgodzi się pan z taką opinią?

- Nie tworzyłem tego regulaminu. Gdybym przed sezonem decydował o kształcie tych przepisów zapewne inaczej bym do tego podszedł. Poza tym zwróćmy uwagę, że inne kluby też chętnie sięgały po ,,gościa’’, wykorzystywały tzw. plastrony i wiele innych rzeczy, na które pozwalał regulamin. Dodam tylko, że po Holdera sięgnęliśmy w chwili, kiedy okazało się w Rybniku, że Niels Kristian Iversen nie jest jeszcze gotowy do dalszej jazdy i początkowo myśleliśmy, że Australijczyk przyjdzie do nas jedynie na czas powrotu Duńczyka do pełni zdrowia. Okazało się, że Holder szybko zaaklimatyzował się, jeździł bardzo dobrze i dlatego stawialiśmy na niego w dalszej części sezonu. Swoją drogą, co chwilę słyszę, że gdyby nie Bartek Zmarzlik, to Stal dawno byłaby w drugiej lidze. Chciałbym tym wszystkim krytykującym nas zwrócić uwagę, że Bartek jest naszym wychowankiem, a nie przedstawicielem armii zaciężnej. W przyszłym sezonie połowa zawodników w składzie będzie naszymi wychowankami i pod tym względem będziemy jedną z nielicznych ekip opartą w tak dużej części na swoich zawodnikach.

- Cieszy się pan, że ponownie będzie miał w zespole Martina Vaculika?

- Zacznę od przypomnienia, że zanim Martin przyszedł pierwszy raz do Stali w 2017 roku, to już wcześniej były czynione starania ściągnięcia go do nas. Dopiero podczas Grand Prix w Toruniu w 2016 roku udało się nam z nim dogadać. Bardzo wysoko oceniam współpracę z nim. Owszem, nie zawsze jest maszynką do zdobywania punktów, bo przytrafiają mu się gorsze występy, ale jego największą zaletą jest spokój. Znana jest też powszechnie przyjaźń Martina i Bartka Zmarzlika, a obu porównałbym do ognia i wody. I te ich charaktery miały bardzo pozytywny wpływ na całą drużynę. Nie kryję, że łatwiej prowadziło mi się drużynę, kiedy miałem u boku Słowaka. Dlatego bardzo mi zależało na jego pozostaniu. Niestety, przed dwoma laty wyszło jak wyszło, ale dzisiaj uważam, że powrócił do miejsca, w którym czuje się najlepiej. I my razem z nim.

- Pojawił się pomysł, żeby sprowadzić do Gorzowa utalentowanego, 18-letniego Mateusza Ciernika. Co stanęło na przeszkodzie w realizacji tego celu?

- Przyjęliśmy zasadę, że nie będziemy uczestniczyć w licytacji z innymi klubami. Kiedy zorientowaliśmy się, jakie pieniądze w tej licytacji wchodzą w grę od razu uznaliśmy, że nie wolno dać się zwariować. To było aż nieetyczne. Starałem się w ten sposób przedstawić sprawę ojcu Mateusza, z którym bardzo dobrze znam się od wielu lat, żeby jego syn mógł przyjść do nas na – powiedzmy umownie – staż i dalej uczyć się żużlowego rzemiosła, ale już od najlepszych, w tym od dwukrotnego mistrza świata Bartka Zmarzlika. Pamiętam, jak kiedyś oddaliśmy do Unii Tarnów Pawła Hliba tylko po to, żeby przez rok mógł podnosić swoje umiejętności u boku Tomka Golloba i Tony Rickardssona. Wtedy bardzo to się opłaciło. Czasami warto pójść w taką inwestycję, wybór Cierniaków był jednak inny.

- Jak ocenia pan decyzję o obowiązkowych startach w każdej drużynie zawodnika do 24 lat?

- Wszystko zależy od tego, jak spojrzymy na ten zapis. Na pewno może stanowić on szansę dla sportowego rozwoju tych żużlowców, którzy ledwo co skończyli wiek juniora i gdyby nie było obowiązku jazdy zawodnika U-24 mogliby nie znaleźć miejsca dla siebie.Dalej, zwróćmy uwagę, że od wielu lat mamy zasiedziałe towarzystwo zawodników w PGE Ekstralidze. Brakuje nowych twarzy, a odbywająca się rotacja między klubami dotyczy praktycznie tych samych nazwisk. Żużel nie jest sportem masowym, to fakt, ale świeżość jest czasami potrzebna i liczę, że pojawia się właśnie szansa na ożywienie tego sportu. Dlatego oceniam zmianę jako dobre rozwiązanie, aczkolwiek podchodzę do niej ostrożnie, bo sam zastanawiam się, czy rzeczywiście przyniesie ona oczekiwane korzyści. Czas pokaże.

- Czy ta regulacja wpłynęła na rynek transferowy w tym roku?

– Myślę, że tak, bo zaobserwowaliśmy interesujące ruchy transferowe. Ciekawym tutaj przykładem jest obrońca mistrzowskiego tytułu z Leszna. Straciła dwóch swoich wychowanków, Dominika Kuberę i Bartosza Smektałę, a każdy z nich może startować na pozycji U-24. Wielu kibicom wydaje się, że siła tej drużyny w ostatecznym rozrachunku ulegnie osłabieniu. Dzisiaj wiemy jednak, że przyjdzie tam Jason Doyle i uważam, że Unia będzie jeszcze mocniejsza niż w tym sezonie.

- Zawodnicy do 24 lat mogą jednam mieć wpływ na obniżenie poziomu?

- Myślę, że ekstraliga w sumie poradzi sobie z tym, ale gorzej może być rzeczywiście w niższych ligach, bo na rynku nie ma jednak zbyt wielu wartościowych zawodników w tym przedziale wiekowym. W tym przypadku można było pokusić się o trochę inne regulacje dla pierwszej i drugiej ligi.

- W kuluarach słychać, że zawodnicy do 24 lat nagle zaczęli bardzo wysoko cenić swoje usługi.

- Faktem jest, że oczekiwania finansowe młodych zawodników często niewspółmiernie wzrosły do aktualnie prezentowanego przez nich poziomu. Podobnie zresztą jak to bywa przy niektórych, rokujących dopiero nadzieję, juniorach. Z doświadczenia wiem, że takie wykorzystywanie chwilowej sytuacji z reguły nie wychodzi takim zawodnikom na dobre. Szybko okazuje się, że kiedy pieniądz wygrywa, a nie chęć dalszego rozwoju sportowego, to potem brakuje oczekiwanego wyniku czy naturalnego postępu.

- W Stali w przyszłym sezonie zawodnikiem do 24 lat ma być zaledwie 17-letni Marcus Birkemose. Czy wypuszczenie go na tak głęboką wodę nie jest zbyt odważną decyzją?

- Pierwotnie w mojej koncepcji było to, żeby Marcus jeszcze popracował nad sobą na zapleczu PGE Ekstraligi i zrobił krok do przodu, przechodząc z drugiej ligi, w której jeździł w tym roku do pierwszej. Natomiast my prowadziliśmy rozmowy z kilkoma zawodnikami do 24 lat, ale ostatecznie po głębokich przemyśleniach i wspólnych rozmowach uznaliśmy, że należy już mu dać szansę. Jest to zawodnik nietuzinkowy i może nas wszystkich zaskoczyć. Mnie najbardziej przekonał podczas Speedway of Nations w Lublinie, gdzie na bardzo trudnym torze wszedł w połowie zawodów i bez żadnego zahamowania normalnie jechał, prezentując wysokie umiejętności techniczne. Kiedyś w Pile, kiedy byłem trenerem, takie szanse w wieku 16 lat dostali Jarek Hampel i Rafał Okoniewski, bo obaj byli nietuzinkowymi adeptami. I szybko je wykorzystali. Liczę na powtórkę w wykonaniu Duńczyka.

- Z tego młodego chłopaka kipi czasami taka energia, że Nicki Pedersen mógłby się wiele on niego nauczyć. Nie należy go trochę utemperować?

- A może nie warto tego robić? Pedersenowi przez lata zarzucaliśmy nadmierną pobudliwość, ale był trzy razy mistrzem świata. Natomiast mogę zapewnić, że Marcus pracuje nad tym, żeby pohamować trochę te emocje, ale nie jestem też zwolennikiem, żeby ich się całkowicie wyrzekł w sytuacji, kiedy pomagają mu w motywowaniu. Zobaczmy co jest w innych dyscyplinach. Największe gwiazdy tenisa potrafią rzucić rakietą. Nie zawsze to pochwalamy, ale czasami trzeba dać sobie upuścić te emocje.

- Niektórzy kibice zastanawiają się, z jakimi młodzieżowcami przystąpi Stal do sezonu 2022 roku, skoro Wiktor Jasiński i Kamil Nowacki w przyszłym roku skończą wiek juniora i tak naprawdę pozostanie Mateusz Bartkowiak?

- Nie do końca. Mamy wciąż Kamila Pytlewskiego, dalej juniorem będzie Alan Szczotka, którego wypożyczyliśmy, a w czerwcu przyszłego roku licencję zda Oskar Paluch i w następnym sezonie będzie mógł pojechać już w lidze z chwilą ukończenia 16 lat. Cały czas pilnujemy szkolenia, mamy rozpracowany wieloletni plan pracy z nimi i możemy być spokojni o następny narybek. Natomiast należy pamiętać, że wielkie talenty pojawiają się raz na dziesięć lat i naprawdę nie jest o nie łatwo.

- W przyszłym sezonie aż trzech zawodników Stali będzie rywalizowało w turniejach Grand Prix i każdy będzie miał duże aspiracje. Jak ogląda się takie turnieje z pozycji trenera?

- W sporcie jestem już bardzo długo, w trakcie kariery trenerskiej przeżyłem mnóstwo dramatycznych sytuacji i staram się już podchodzić do tego wszystkiego z większym spokojem, aczkolwiek nie przypominam sobie, kiedy ostatni raz miałem w Grand Prix trzech stałych uczestników. Komfortu psychicznego w trakcie oglądania tych imprez nie będę miał, to pewne. Każdorazowo zapewne z utęsknieniem będę czekał za zakończenie turnieju, a dopiero potem analizował wynik sportowy. Natomiast jest jeszcze kwestia tego, jak zawodnicy będą radzić sobie w meczach ligowych zaraz po powrocie z Grand Prix. O ile w przypadku Bartka Zmarzlika możemy być spokojni, to jestem ciekawy, jak z tą presją będą radzić sobie Martin, a szczególnie Anders Thomsen, dla którego będzie to debiut w mistrzostwach świata.

- W tym sezonie żużel wystartował ze sporym opóźnieniem ze względu na pandemię koronawirua. Dzisiaj już wiemy, że problemy te będą nas jeszcze długo dotykać. Czy oznacza to, że mamy czekać w przyszłym roku na dogodny termin, czy raczej powinniśmy startować normalnym cyklem, jak to miało miejsce w poprzednich latach?

- Z koronawirusem należy nauczyć się normalnie żyć, zachowując oczywiście wymogi bezpieczeństwa. Wszyscy pamiętamy, jak ludzkość była zaskakiwania różnymi chorobami, przypomnę choćby AIDS, Ebolę, ptasią grypę, i tak dalej. W pierwszej chwili omijaliśmy te choroby szerokim łukiem, ale kiedy okazało się, że one tak szybko nas nie opuszczą musieliśmy nauczyć się z nimi żyć. W tym sezonie wypracowaliśmy pewien model rozgrywania zawodów żużlowych, pojawiły się twarde zasady, którego też stałem się niejako ,,ofiarą’’, bo nie mogłem być przy drużynie podczas finałowych spotkań, ale pojechaliśmy. Mało tego, żużel stał się wzorem dla innych. W trakcie sezonu na palcach jednej ręki można było policzyć liczbę zakażeń w naszym środowisku. Może dlatego, że byliśmy najbardziej izolowanym środowiskiem. Powiem więcej, trudno jest, żeby w trakcie naszych meczów dochodziło do zakażeń, skoro zawodnicy nie mają praktycznie większego kontaktu między sobą. Uważam, że nowy sezon należy rozpocząć w normalnym terminie i jechać wszystkie możliwe rozgrywki.

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x