Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Floriana, Michała, Moniki , 4 maja 2024

W samochodzie schodzą ze mnie te wszystkie emocje

2016-04-07, Nasze rozmowy

Z aktorką Kamilą Pietrzak-Polakiewicz, laureatką Pierścienia Melpomeny, rozmawia Renata Ochwat

medium_news_header_14391.jpg

- Właśnie odebrała pani Pierścień Melpomeny, nagrodę gorzowskich teatromanów dla najlepszego aktora Teatru Osterwy. Jak się pani czuje?

- No jeszcze w szoku.

- Czym dla pani jest ta nagroda?

- Formą podziękowania za role.

- Miała pani trudny sezon, a właściwie dwa sezony, bo nagroda przyznawana jest raz na dwa lata. Zagrała pani w „Wesołych kumoszkach z Windsoru” Szekspira i monodram „Rewolucja balonowa”. Czy właśnie te role przyniosły pani nagrodę?

- Pewnie tak. Ale i nie tylko, bo jednak wolę myśleć, że całokształt. Także moje zaangażowanie w tę pracę, pracę na scenie. Myślę, że to się tak wszystko skumulowało. Nie byłoby „Kumoszek”, gdyby nie wcześniejsze role. Nie byłoby „Rewolucji”, gdyby nie „Kumoszki”, gdyby nie praca nad tymi spektaklami. Każda z tych ról do czegoś mnie doprowadziła. Do tego etapu, na którym się znalazłam, co pozwoliło zagrać tę „Rewolucję” i przez to zdobyć sympatię widzów. I to jest dla mnie najważniejsze, że każda rola doprowadza mnie do czegoś nowego, pozwala coś nowego osiągnąć.

- Jak pani została aktorką?

- O, to trudne pytanie (śmiech). I przy okazji długa historia. Ja swoje takie pierwsze przygody z teatrem zaczynałam już w liceum w Malborku. Ale to były takie licealne występy. Kompletnie wówczas nie myślałam, że zostanę aktorką. Po drodze zastanawiałam się na tym, że może zostanę panią od wf albo pójdę do klasztoru. Tak, tak, chciałam do tego klasztoru bardzo. Ostatecznie pojechałam na rok do Anglii, żeby wyszlifować język. Jak stamtąd wróciłam, to stwierdziłam, że może jednak zrobię coś, co mi będzie sprawiało wielką satysfakcję. No i wówczas jeden z kolegów powiedział mi o studio przygotowującym do egzaminów do wyższej szkoły teatralnej. Poszłam więc do tego studium. I tam się trochę nie przygotowywałam, ale pomyślałam, że jak ktoś chce, to jednak znajdzie swoją drogę, która go na scenę zaprowadzi. I zostałam suflerem-inspicjentem w teatrze w Elblągu. Potem przyjechał tam reżyser Ryszard Major, ówczesny dyrektor Teatru Osterwy w Gorzowie. Tam poznałam moją wielką miłość, mojego wielkiego nauczyciela i człowieka, dzięki któremu tutaj jestem do tej pory, a który zaszczepił we mnie różne rzeczy, Aleksandra Alika Maciejewskiego (znakomity gorzowski aktor, zmarły w 2007 roku - red.). I po roku Ryszard Major zaproponował mi pierwszą rolę w gorzowskim teatrze. Była to malutka rola w „Taki nam się snuje dramat”. Zagrałam Pannę Młodą. Najpierw zresztą tak nieśmiało zapytał, czy ja się zgodzę. Na co ja odpowiedziałam – oczywiście. Po tym spektaklu pan Major zaproponował mi kolejną rolę w „Żegnaj Judaszu” Ireneusza Iredyńskiego, tam zagrałam Bladą. No i po tym spektaklu poprosił mnie, żebym zagrała „Iwonę” w „Iwonie, księżniczce Burgunda” Witolda Gombrowicza. A potem powiedział, dobra, to ja cię biorę na etat. I od tamtego czasu tu jestem. Zaczynałam jako adeptka i przeszłam całą zawodową drogę.

- Co to znaczy – zawodowa droga?

- Tutaj się wszystkiego nauczyłam od moich kolegów, bo innych nauczycieli nie miałam. Uczyłam się od ludzi, z którymi pracowałam, od reżyserów, od zespołu technicznego. Wszystkich szlifów nabrałam właśnie w tym teatrze.

- Jak to jest być aktorką w takim teatrze, jak gorzowski Osterwa?

- Cudownie.

- A ludzie mówią, że to teatr jest prowincjonalny.

- Absolutnie się z tym nie zgadzam. Ten teatr daje bardzo wiele możliwości. Uważam, że będąc aktorem w Warszawie, nie miałabym tylu możliwości i tylu szans zagrania tak fantastycznych postaci, jak w tym teatrze. Nie ma znaczenia, że ten teatr jest w Gorzowie. Zespół tutaj jest fantastyczny. Ci ludzie tutaj są zawsze gotowi do pracy. Zawsze możemy na siebie aktorsko liczyć. Może dlatego, że to jest „prowincjonalny” teatr, bo nie wiem, czy tak by było w jakimś innym teatrze w wielkim mieście. Dla mnie to nie jest żadna prowincja.

- Inna opinia głosi, że w Gorzowie aktorom kiepsko się żyje, bo nie macie państwo właściwie nic poza tą sceną. Nie macie szans na dorabianie, jak dubbing, film, serial, jakieś inne aktorskie zdania.

- To wszystko zależy od tego, co kto lubi. Jak ktoś lubi dubbing czy film lub serial, to mu się tu rzeczywiście może źle żyć. I będzie go ciągnęło do większych miast. Mnie nie ciągnie i mam nadzieję, że nie pociągnie jeszcze długo.

- Ale pani robi cokolwiek innego poza sceną?

- Tak, oczywiście, robię dużo różnych rzeczy z dziećmi. Dużo pracuję z dziećmi niepełnosprawnymi. Mieszkam w Kinicach, więc u mnie na wsi też działam bardzo mocno w sferach kultury. Poza tym robię dużo swoich projektów. Jak Zachaś (syn aktorki – red) miał roczek, to z Karoliną Miłkowską-Prorok taki projekt „Baju, baju, mój naj naju”, czyli spektakl dla naj najów, tych zupełnych maluszków. No i właśnie syn był taką inspiracją do tego działania. Poza tym znajduję radość w takich pozascenicznych działaniach. Nakręciłam z przedszkolakami i ich rodzicami film o prawach dziecka. To była taka mała forma, ale dająca radość. Jednym słowem, dużo się dzieje w moim życiu.

- A jak wygląda dzień codzienny aktorki?

- Mieszkam kawałek od Gorzowa, bo dokładnie 31 km, ale i tak wstaję rano, jak każdy normalny człowiek. Wyprawiam dziecko do przedszkola. Mąż syna odwozi. Wtedy się zabieram za siebie. Wsiadam do samochodu i jadę do Gorzowa. Wyjeżdżam dużo wcześniej, ponieważ jadę przez las, to ciągle w tyle głowy mam te zwierzęta, które mogę spotkać na drodze. A przecież mam naczelną zasadę, że nie mogę się spóźnić czy to na spektakl, czy na próbę. Potem gramy lub próbujemy, jeśli się zdarza tak, że gramy drugi spektakl, to sobie w mieście jakoś czas organizuję. Potem wracam do domu i żyję normalnie. Zajmuję się dzieckiem, robię normalnie obiad jak nieaktorki. W międzyczasie jeszcze coś tam poczytam. No i jedna bardzo ważna rzecz, ten samochód, o którym wspomniałam, to jest taki mój azyl. To właśnie w samochodzie schodzą ze mnie te wszystkie emocje, jakie niesie ze sobą scena, te dobre, ale i te złe. Jak wracam do domu, to jestem zupełnie czysta. Moje dziecko ma mnie dla siebie, swoją mamę, a nie jeszcze naładowaną emocjami aktorkę.

- Ale jednak one są.

- To prawda, dlatego wspomniałam o tym moim samochodzie. Inna rzecz, że ja uwielbiam te emocje. To przekraczanie różnych granic, bo kiedy wydaje mi się, że ja czegoś nie mogę zrobić, okazuje się jednak, że się udaje. Każdy krok naprzód, to dla mnie jest zawsze duży sukces.

- Największą dawkę emocji przyszło pani zaangażować w jaki spektakl?

- Trudno mi teraz powiedzieć.

- A nie Wiktoria z „Rewolucji balonowej” przypadkiem?

- Też tak myślę. Tym bardziej, że to spektakl, który niedawno miał premierę, więc chyba jednak ta rola. Bo to monodram, sztuka najtrudniejsza. Ale wciąż pamiętam tę młodziutką Bladą z „Żegnaj Judaszu”. I jeszcze pamiętam taką rolę, którą bardzo lubiłam, to były „Sytuacje rodzinne”. Grałam tam Dziewczynkę, która udaje psa, bo chce się wkupić. To był generalnie ciężki spektakl. Bardzo emocjonalny. I to jeden z takich, który mnie bardzo dużo kosztował.

- Z czego pani buduje swoje role?

- Znajomi mówią, że jestem takim obserwatorem. Ja obserwuję i z tego buduję, ale też przecież mam już pewien bagaż doświadczeń życiowych i to też jest budulec.

- Jaką rolę chciałaby pani zagrać, mam na myśli taką wymarzoną rolę?

- Nie wiem, nie myślę. Myślę o tym, co jest tu i teraz. I na tym się skupiam. Nie wychodzę do przodu. Cieszę się z każdej roli, którą dostaję, choćby to był piąty halabardnik w trzecim rzędzie od tyłu. Do każdej roli przykładam taką samą wagę i uwagę. Bo uważam, że nawet z najmniejszej roli można zrobić perełkę.

- Dziękuję.

Fot. Teatr Osterwy/Ewa Kunicka

*****

Kamila Małgorzata Pietrzak-Polakiewicz urodziła się 12 czerwca 1976 roku w Malborku. Tu skończyła II Liceum Ogólnokształcące. W 1998 roku ukończyła Policealne Studio Aktorskie „Lart Studio” w Krakowie. W latach 1998-99 pracowała jako inspicjent-sufler w Teatrze Dramatycznym w Elblągu. Od 2000 roku jest aktorką Teatru Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim. 31 marca 2007 roku złożyła egzamin przed Komisją Egzaminacyjną Związku Aktorów Scen Polskich i uzyskała tytuł zawodowej aktorki. Jest mężatką i ma pięcioletniego syna Zachariasza.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x