Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Augusta, Gizeli, Ludomiry , 7 maja 2024

Jaskółka pomaga dzieciom, które straciły bliskich

2015-12-29, Nasze rozmowy

Z Agnieszką Dobosiewicz, która prowadzi świetlicę dla dzieci, które straciły kogoś bliskiego, rozmawia Renata Ochwat

medium_news_header_13460.jpg

- Jak długo działasz w świetlicy Jaskółka?

- Od dwóch lat. Prowadzimy ją wspólnie z Moniką Koropczuk. Ona związana jest z Jaskółką dłużej. Ja pojawiłam się we wrześniu 2013 roku. Obie jesteśmy psychologami.

- Czym Jaskółka różni się od innych świetlic w mieście?

- Tym, że jest świetlicą specyficzną, ponieważ przeznaczona jest dla dzieci, które straciły kogoś bliskiego, mamę, tatę, babcię, dziadka, rodzeństwo, albo kogoś, kto z danym dzieckiem mieszkał. Powstaje strata, rodzą się problemy emocjonalne, dziecko wymaga specjalnej opieki, innej, aniżeli dzieci, które nie doświadczyły takich przeżyć, potrzebuje wsparcia i to bardzo szerokiego. Dodam tylko, że Jaskółka jest jedyną taką świetlicą w całym regionie.

- Jak wiele dzieci przychodzi do Jaskółki?

- W tej chwili mamy około 30 podopiecznych w wieku od pięciu do 18 lat. Spotykamy się raz w tygodniu, to jest w środy po południu w naszej siedzibie w budynku hospicjum. Nie oznacza to, że co tydzień przychodzą wszyscy.

- Czy tylko gorzowskie dzieci i młodzież są waszymi podopiecznymi?

- W większości tak, ale dojeżdżają do nas dzieci z bezpośredniej okolicy, z Sulęcina, Strzelec Krajeńskich, Witnicy. Z reguły jest tak, że wcześniej ktoś z bliskich tych dzieci w jakiś sposób otarł się o hospicjum. Był pacjentem oddziału stacjonarnego hospicjum lub pod opieką hospicjum domowego. Gdy odszedł, nasza pomoc jest kontynuowana i kierujemy ją w stronę tych, którzy zostali. Dla dorosłych w ramach hospicjum działa grupa wsparcia, a dla dzieci funkcjonuje świetlica Jaskółka. Zdarza się również, że do świetlicy trafiają dzieci, których bliscy nie mieli styczności z hospicjum. Są kierowane przez psychologów czy pedagogów szkolnych, albo po prostu ktoś z otoczenia tych dzieci usłyszał o naszej działalności. Świetlica jest otwarta dla każdego dziecka, które straciło kogoś bliskiego i potrzebują wsparcia.

- Na czym polega to wsparcie?

- Obejmuje kilka obszarów. Przede wszystkim to pomoc psychologiczna, wsparcie, które pomaga przeżyć stratę osoby bliskiej. Chodzi o wzmocnienie pozytywnego myślenia, uwierzenie w siebie, dobre doświadczenia, porzucenie stygmatu – jestem sierotą. I robimy to w różnych sposób. Prowadzimy zajęcia fotograficzne, taneczne, teatralne, kulinarne. I dla przykładu – najpierw gotujemy wspólnie w świetlicy coś prostego, aby każdy mógł się nauczyć, a potem każde dziecko może ten przepis powtórzyć w domu. W taki sposób wzmacniamy pozytywne nastawienie do rzeczywistości każdego z osobna. Dbamy też o stronę duchową, organizujemy spotkania z siostrą zakonną. Nie zapominamy o rozmowach, grach planszowych, gdy jest ciepło spędzamy czas na dworze, spacerujemy po Gorzowie, poznajemy ciekawe miejsca. Poza tym organizujemy wyjazdy kolonijne. Wyjeżdżamy do Długiego. Zawsze jest też wycieczka w ciekawe miejsce. W tym roku zwiedzaliśmy zamek w Kórniku, w ubiegłym - pojechaliśmy do Poznania do ZOO. W trakcie roku szkolnego organizujemy wyjścia w różne miejsca, jak kino, teatr. To też jest pewnego rodzaju pomoc oferowana całej rodzinie, bo wiele osób boryka się z problemami finansowymi. Jak odchodzi jedna osoba, to zostaje samotny rodzic z pojedynczą pensją. A dzieci może być dwoje lub troje. Stąd takie nasze działania, aby niwelować przepaści. W tym roku dla przykładu pojechaliśmy na Mikołajki do Kłodowy, do Nadleśnictwa. Leśnicy przygotowali spotkanie, my paczki dla naszych podopiecznych. A skoro o lasach mowa, to byliśmy też na grzybach. Wiosną natomiast wybieramy się do Parku Narodowego Ujście Warty. Działań wspierających może być bardzo dużo i bardzo różnych.

- W jaki sposób dzieci trafiają do was?

- Jak już mówiłam, jedną z dróg jest fakt, że ktoś miał już kontakt z hospicjum. Ale wiedzą o nas też szkolni pedagodzy czy psychologowie dziecięcy. I oni też kierują do nas, kiedy stwierdzą, że jest taka potrzeba.

- A jest taka potrzeba?

- Myślę i wiem, że jest. Inne świetlice działające w Gorzowie są świetlicami środowiskowymi, nie dają tak szerokiego wsparcia psychologiczno-pedagogicznego, jak my. Podkreślam, my przede wszystkim pomagamy przejść przez ten trudny czas, jakim jest żałoba po stracie osoby najbliższej lub bardzo bliskiej. Potem pomagamy się wyzbyć stygmatu, jakim może być sieroctwo. Staramy się wzmocnić dzieci, dać im pozytywne doświadczenia, trochę radości. Jestem psychologiem i psychoterapeutą, więc sama prowadzę terapię. Ale wspiera nas cała rzesza wolontariuszy. W tym gronie są osoby dorosłe o różnych specjalizacjach, jak pedagodzy, terapeuci. Oni też prowadzą zajęcia z dziećmi, na przykład o autoprezentacji czy zdrowym stylu życia.  Poza tym mamy wolontariuszy młodzieżowych. Oni działają na zasadzie „Starszej siostry, starszego brata”. Pomagają w lekcjach, troszczą się, wspólnie spędzają czas, bawią się. Wolontariuszami są uczniowie gorzowskich szkół, głównie gimnazjów i szkół ponadgimnazjalnych. Bardzo aktywne są wolontariuszki z gastronomika. Dziewczyny raz w miesiącu prowadzą zajęcia kulinarne. Wspólnie z dziećmi z Jaskółki przygotowywaliśmy na przykład włoską bruschettę, polską sałatkę czy owocowy deser. Mamy także wsparcie od naszych byłych podopiecznych, tych, którzy u nas uczyli się, jak żyć po stracie bliskich. Odwiedzają nas i dzielą się tym, co u nich słychać, jak sobie radzą.

- Jednym słowem pomagacie skutecznie.

- Trudno powiedzieć, bo to trudno ocenić. Skuteczności nie można zmierzyć albo zważyć. Ale jestem przekonana, że chyba jednak robimy coś dobrego. Kiedy patrzę, jak te dzieci sobie radzą w grupie, w rodzinie, wśród kolegów, to jednak nam chyba wychodzi to, co robimy. Dodam tylko, że przy okazji pomocy dzieciom, pomagamy też i rodzicom. Do niedawna była taka szkoła dla dorosłych, też uczyliśmy ich, jak przeżywać stratę i ból, jak w pojedynkę wychowywać dziecko, na co zwracać baczniejszą uwagę. Rodzice opowiadali o różnych trudnościach, ale i dzielili się drobnymi sukcesami, ciekawymi spostrzeżeniami. Mogli zobaczyć i słyszeć, jak w podobnej sytuacji radzą sobie inni, mogli wymienić się doświadczeniami. Choć obecnie szkoły nie ma, to jednak jeśli komuś konsultacja z dorosłych jest potrzebna, to jej nie odmawiamy. Rodzice i opiekunowie, którzy przyprowadzają dzieci też nawiązali między sobą wyjątkową więź. Było to widoczne na przykład podczas spotkania opłatkowego. Rozmawiają o trudnych i przyjemnych sytuacjach, przyłączyli się także do akcji, której celem było przygotowanie paczki świątecznej dla rodziny, będącej pod naszą opieką. Tam mama sama wychowuje troje dzieci.

- Jeśli ktoś nie ma kontaktu z hospicjum, szkoła o was nie wie, to jak się może o was dowiedzieć?

- Cały czas prowadzimy akcję informacyjną. Roznosimy ulotki do różnych miejsc. Od czasu do czasu przypominają o nas księża w kościołach. Mamy swoją podstronę na stronie internetowej hospicjum. Mnie osobiście zależy bowiem, aby trafiało do nas jak najwięcej osób, bo trauma po odejściu kogoś bliskiego jest bardzo wielka i czasami trudno sobie z tym poradzić.

- Dziękuję.

***

Agnieszka Dobosiewicz na co dzień  jest dziennikarką Radia Zachód, ale też psychologiem i psychoterapeutką. 

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x