Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Beniny, Filipa, Judyty , 6 maja 2024

Nikt nikomu nie odpuści świadomie żadnego pojedynku

2016-02-10, Nasze rozmowy

Z Jerzym Buczakiem, fizjoterapeutą reprezentacji Polski piłkarzy ręcznych, rozmawia Robert Borowy

medium_news_header_13809.jpg

- Sport jest piękny, kiedy się wygrywa, ale potrafi być bezwzględny w chwilach porażek. Pańskim zdaniem nasi szczypiorniści, którym niedawno kibicowała cała Polska w mistrzostwach Europy, zdołają wyjść ze sportowej traumy, jaką zapewne była dla nich porażka w tym turnieju?

-  Tak, sport jest wtedy najpiękniejszy, kiedy potrafisz z niego czerpać korzyści w postaci zwycięstw. Ale jak jedni wygrywają, to drudzy muszą umieć przegrywać i w takich sytuacjach najważniejsze, żeby nie chować głowy w piasek. Znam naszą drużynę doskonale i uważam, że porażka głównie z Chorwacją bardzo ich wzmocni. Chłopacy doskonale wiedzą, że na tym jednym spotkaniu nie kończy się ich przygoda ze sportem, a ponadto mają dług wdzięczności wobec wspaniałych kibiców. To nie może się tak skończyć, że wszyscy się rozejdą, nie dając sobie szansy na rehabilitacje. Przed chłopakami kolejne ważne występy, i to już niebawem.

- Czasu na rozpamiętywanie nie mają. Jak po porażce można najszybciej się zmotywować?

- Wyrzucić z siebie żal, przyznać się do potknięcia, co pozwoli szybko przyjąć pozycję wyprostowaną. Najpierw czekają nas eliminacje do igrzysk olimpijskich, które odbędą się w kwietniu w Gdańsku. Potem jest dwumecz z Holandią o awans do mistrzostw świata. Rywale nie są z najwyższej półki, zawodnicy otwarcie przyznali się do chwilowej słabości, co świadczy o tym, że nie szukają tanich usprawiedliwień. A już zdradzając tajemnicę szatni mogę dodać, że wielu z naszych chłopaków wręcz płakało ze smutku, a ja miałem wrażenie, że widzę trochę takie bezradne dzieci. Proszę się jednak nie martwić, oni szybko wrócą do równowagi i szybko pokażą, że się łatwo nie poddają i za dwa miesiące znowu ujrzymy walczących jak lwy zawodników.

- W piłce ręcznej widzimy tak wyrównaną rywalizację, że dzisiejsi mistrzowie w następnej imprezie mogą być na końcu, a outsiderzy walczyć o medal.

- Pełna zgoda. W szczypiorniaku mamy bardzo cienką linię pomiędzy sukcesem a porażką. Jeżeli ktoś zapyta mnie, dlaczego nasi przegrali ja nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie, choć z reprezentacją pracuję ponad 25 lat. Śmiem natomiast stwierdzić, że nazajutrz po kiepskim meczu z Chorwacją nasz zespół mógłby z tymi samymi Chorwatami wygrać. Obecnie w Europie jest 8-10 drużyn prezentujących bardzo wyrównany poziom i rywalizacja pomiędzy nimi w dużej części jest zależna od dyspozycji dnia. Niemcy w grupie przegrali z Hiszpaniami, podobnie jak Chorwacja z Norwegią, a potem w spotkaniach o złoto i brąz mieliśmy odwrotne rezultaty.

- Mówi się, że łatwiej jest zdobyć medal mistrzostw świata czy nawet igrzysk olimpijskich niż mistrzostw Europy?

- Coś w tym jest. Stary Kontynent rządzi w tej dyscyplinie, choć coraz lepsze zespoły mają Brazylijczycy i Argentyńczycy. Jest jeszcze importowany Katar. O skali trudności mistrzostw Europy świadczy choćby taki przykład, że przegraliśmy dwa mecze i zajęliśmy siódme miejsce. Kiedy w 2009 roku zdobywaliśmy brązowy medal mistrzostw świata w Chorwacji przegraliśmy… trzy spotkania. Ktoś powie, że trzeba wiedzieć, które mecze na mistrzostwach można przegrać. To nie jest jednak żadna metoda, bo potem jest się uzależniony od wyników innych spotkań, a poza tym nikt nikomu nie odpuści świadomie żadnego pojedynku. Na takich imprezach gra się na maksimum możliwości od pierwszej do ostatniej akcji. Każdy mecz jest trudny, bo rywal jest z najwyższej półki. Mieliśmy niedyspozycję dnia w pojedynku z Chorwacją i stało się to, co się stało.

- Do tego dochodzą kontuzje, które w każdej chwili mogą przetrzebić nawet najlepszy zespół.

- Zgoda, ale ja nie szukałbym usprawiedliwienia w kontuzjach. Piłka ręczna jest najtwardszym halowym sportem zespołowym i tu urazy są wkalkulowane w jej uprawianie. Faktem jest, że na mistrzostwach wystąpiliśmy praktycznie bez rozgrywającego, bo kontuzje uniemożliwiły grę Grzegorzowi Tkaczykowi i Mariuszowi Jurkiewiczowi. W trakcie mistrzostw wypadł nam Bartek Jurecki, drobne dolegliwości wyeliminowały z ważnego spotkania Krzyśka Lijewskiego i tak można byłoby wymieniać. Z drugiej strony  Niemcy przyjechali również bardzo osłabieni, a jednak zdobyli złoty medal. Widocznie ich zaplecze jest bogatsze niż nasze, co świadczy, że musimy jeszcze intensywniej pracować nad budową szerszej kadry. Zwrócę zresztą uwagę, że pomimo tych kontuzji z Francją zagraliśmy najlepszy mecz w ostatnim dziesięcio-, może nawet 15-leciu. Po kilku dniach zaliczyliśmy najgorszy występ w tym okresie. Mam na myśli Chorwację, co pokazuje niestabilność gry naszej reprezentacji. Możliwości, potencjał jest ogromny, ale trzeba nauczyć się grać na wysokim i równym poziomie. Dlatego to siódme miejsce widocznie jest adekwatne do tego, co w tej chwili prezentujemy, ale w każdej chwili możemy pójść w górę o kilka pozycji.

- Jak się pracuje z drużyną, która po każdym kolejnym meczu jest mocno poobijana?

- Szczypiorniści to gladiatorzy dzisiejszych czasów i oni nie zwracają uwagi na jakieś drobne dolegliwości, lecz wstają i walczą, a jednocześnie bardzo się szanują. Co charakterystyczne, temat kontuzji, urazów, chwilowych niedyspozycji jest zamkniętym tematem w każdym zespole, gdyż stanowi jeden z elementów taktyki. Opinia publiczna generalnie wie tylko o poważniejszych urazach, eliminujących danych zawodników z gry. Wszystkie inne sprawy są skrzętnie skrywane, ale oczywiście tajemnicą nie jest, że praca sztabu medycznego, w tym fizjoterapeutów z piłkarzami ręcznymi jest ciężka i wymagana nie tylko całkowitego oddania, ale wiedzy i doświadczenia. Pamiętajmy, że szczypiorniści muszą na maksymalnym poziomie mieć wytrenowaną siłę, co za tym idzie bardzo ważne są działania minimalizujące w jak najkrótszym czasie powstałych w czasie meczów siniaków, krwiaków czy różnych naciągnięć. Z drugiej strony nie ma większej przyjemności, jeżeli włożona praca przynosi efekt w postaci sukcesów. Pomimo przegranych w sumie mistrzostw Europy mieliśmy jednak chwile radości po takich meczach jak z Serbią, Macedonią, Francją czy nawet Szwecją.

- Kiedy rozmawialiśmy przed rokiem o mistrzostwach świata w Katarze, był pan zadowolony z poziomu organizacji imprezy, ale przede wszystkim z warunków stworzonym do pracy medykom i fizjoterapeutom. Jak na tym tle zaprezentowaliśmy się w Polsce?

- Była to moja 15 albo 16 impreza rangi mistrzostw Europy i świata. Moja ocena jest krótka: pod każdym względem był to najlepiej zorganizowany turniej w historii. Gdybym miał oceniać w skali od 1 do 5 bez wahania wystawiłbym szóstkę. Wszystko było perfekcyjnie przygotowane na każdym szczeblu. Zresztą nie jest to tylko moja opinia, czy nas Polaków. Wszystkie ekipy były pod ogromnym wrażeniem, co podkreślano na każdym kroku. Sam parokrotnie słyszałem od innych fizjoterapeutów, dietetyków, lekarzy, że mistrzostwa przerosły wszystkie wcześniejsze i ciężko będzie dorównać następnym gospodarzom.

- Czyli tego przysłowiowego lodu do okładów tym razem nie zabrakło, bo przypomnę, jak kiedyś narzekał pan, że w Polsce warunki pracy są trudne, a w szatniach brakuje podstawowych rzeczy?

- Niczego nie brakowało, wszystko było na najwyższym poziomie. Powiem nieskromnie, ale i z satysfakcją, że w okresie przygotowań do mistrzostw organizatorzy pytali nas, jak powinny być przygotowane szatnie, o co należy zadbać, żeby sztaby medyczne miały komfortowe warunki do pracy. I wszystkie sugestie zostały zrealizowane. Nawet najwięksi sceptycy nie mieli żadnych uwag. Ale nie mogli mieć, skoro w szatni mieliśmy choćby basen do krioterapii, a przypomnę, że urządzenie to pozwala na natychmiastową regenerację mieści po wyczerpującym meczu. Szatnie były zaopatrzone we wszystko, co jest niezbędne, nawet w  szeroki zestaw owoców.

- A same obiekty spełniały wszystkie oczekiwania?

- Każdy może mieć własną ocenę, ale ja byłem pod wielkim wrażeniem. Proszę wierzyć, że zdołałem zjechać z piłkarzami ręcznymi cały świat i dzisiaj powiem to otwarcie, że my w Polsce nie mamy się czego wstydzić. Te nasze hale w wielu przypadkach przebijają podobne obiekty w świecie. Nawet te mające już swoje lata jak katowicki Spodek czy wrocławska Hala Stulecia po remontach prezentują europejski poziom. O nowych obiektach jak ten w Krakowie czy Gdańsku to już powiedziano tyle pozytywnego, że nic dodać.

- Po raz pierwszy mieliście okazję zagrać w ważnej imprezie międzynarodowej przed własną publicznością. Jakie to uczucie?

- Niepowtarzalne. Od biało-czerwonego koloru chwilami tak raziło, ale w pozytywnym słowa znaczeniu, że na ciele czuło się dreszcze. Natomiast kiedy grano nasz hymn i 16 tysięcy kibiców w krakowskiej hali śpiewało a cappella, to nam na parkiecie łzy pchały się do oczu.

- Wspomniał pan już o tym, że nie ma czasu na rozpamiętywanie tego co już za nami, bo trzeba się skupić nad tym co przed nami. Doceniając klasę rywali, nikt nie wyobraża sobie, żeby nasza drużyna nie awansowała do Rio de Janeiro. A pan?

- Proszę nie zapominać, że jesteśmy nadal trzecią drużyną świata, co zaprocentowało tym, iż zostaliśmy zakwalifikowani do teoretycznie najłatwiejsze grupy. W pozostałych występują po trzy zespoły europejskie, a w niektórych wszystkie należą do światowej czołówki i któraś zapewne nie pojedzie na igrzyska.  W sumie na igrzyska dostać się jest naprawdę trudno, bo sito kwalifikacyjne często wywala potęgi. Zwracam na to uwagę, bo w naszym przypadku nie decydowało szczęście, losowanie, a to co zostało wypracowane przed rokiem w Katarze. Nasza uprzywilejowana pozycja to efekt ciężkiej pracy i sukcesu w postaci medalu. Jestem przekonany, że zawodnicy już żyją i motywują się na ten turniej kwalifikacyjny. I jestem przekonany, że awansują…

- I w Rio sprawią niespodziankę?

- Trzeba zdać sobie sprawę, że wielu naszych zawodników jest w kadrze od wielu lat, zdobyli trzy medale mistrzostw świata, ale ich najważniejszym celem, marzeniem jest wywalczyć medal na igrzyskach. Wiedzą też, że ich czas grania dla reprezentacji dobiega końca. Zapewne niektórzy po igrzyskach będą chcieli odejść, żeby zwolnić miejsce dla młodszych. Zwłaszcza że jest to najlepszy czas na budowę nowej drużyny. Jak wspomniałem, awansować na igrzyska jest bardzo trudno, ale kiedy już tam ktoś się znajdzie łatwiej będzie wywalczyć medal niż na mistrzostwach Europy. Tam zagra 12 drużyn, z czego maksymalnie osiem z Europy. W grupie trzeba będzie zająć miejsce w czwórce i potem o awansie do strefy medalowej zadecyduje jeden, ćwierćfinałowy mecz, w którym wszystko może się wydarzyć. W Pekinie dwa gole dzieliły nas od najlepszej czwórki. Nie chciałbym jednak tak daleko wybiegać, bo w sporcie trzeba skupiać się na najbliższym wydarzeniu, meczu. Najpierw kwalifikacje, a potem dopiero myślenie o kolejnym starcie.

- Przed reprezentacją mnóstwo wydarzeń sportowych, bo do wspomnianych imprez dochodzą zgrupowania, gierki towarzyskie.  Gorzowski żużel nie straci na pana ciągłej nieobecności?

- Ale ja nie wiem, czy nadal będę pracował z reprezentacją. Zwróćmy uwagę, że następuje zmiana na stanowisku trenera. Michael Biegler podał się do dymisji i trzeba przyznać, że uczynił to z wielką klasą, uznając że jego misja dobiegła końca. Władze związku rozpisały konkurs i pod koniec miesiąca poznamy nazwisko nowego szkoleniowca. Każdy trener potem dobiera zespół współpracowników, w tym lekarza i fizjoterapeutę. Na razie muszę uzbroić się w cierpliwość i poczekać na te decyzję. Żużel jest mi bardzo bliski, nadal będę współpracował ze Stalą i kadrą narodową, ale w jakim zakresie, na to pytanie także na razie nie potrafię odpowiedzieć.

- Ale ciągnie pana do wyjazdu na igrzyska olimpijskie?

- Marzeniem każdego, kto uprawia sport czy w nim pracuje jest uczestnictwo w igrzyskach olimpijskich. Czy to jest zawodnik, działacz, trener, lekarz, fizjoterapeuta, psycholog, statystyk, każdy o tym marzy. Jak ktoś twierdzi inaczej, to nie należy mu wierzyć. Mistrzostwa świata, Europy są fajnymi imprezami, ale nie mogą równać się igrzyskom. Ja jestem z reprezentacją 25 lat i tylko raz w tym czasie awansowaliśmy do igrzysk. Było to w 2008 roku, w Pekinie, gdzie zajęliśmy piąte miejsce. I niech to zestawienie będzie najlepszym przykładem, co znaczą igrzyska dla nas wszystkich.

- Podobno żużel nie jest obcy reprezentantom Polski w piłce ręcznej?

-  Jest tam dwóch fanatyków czarnego sportu. Są to bracia Bartosz i Michał Jureccy, z którymi więcej rozmawiam o żużlu niż o piłce ręcznej. Pochodzą oni z Kościana i – jak sami twierdzą – naturalnym jest, że zakochali się w leszczyńskiej Unii. Czasami sobie lekko docinamy, ale w żartobliwym aspekcie. Kiedy w 2014 roku Stal zdobyła mistrzostwo zawiozłem im gadżety z podkreśleniem, że są one od mistrzów Polski. No to bracia zrewanżowali mi się teraz i przywieźli mi szalik Unii z zaznaczeniem, że to teraz Byki są mistrzami. Trochę żużlem przesiąkł Krzysiek Lijewski, wychowany w Ostrowie, a kibicujący drużynie Wybrzeża Gdańsk.

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x