Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Augusta, Gizeli, Ludomiry , 7 maja 2024

Zapomnieliśmy o przemyśle, zapominamy o historii naszego miasta

2016-02-17, Nasze rozmowy

Z Robertem Piotrowskim, gorzovianistą i historykiem Gorzowa, rozmawia Renata Ochwat

medium_news_header_13884.jpg

- W tym roku obchodzimy 65. rocznicę powstania „Stilonu”…

- Tak naprawdę, to uruchomienia. Bo przecież początki „Stilonu” to są lata 40. Ale faktycznie 1951 rok to jest ten, w którym ruszył „Stilon” w takim kształcie, w jakim go znaliśmy. Jeśli chodzi o początek.

- Ze „Stilonu”, tej wielkiej firmy została dziś niewielka garsteczka.

- Powiedzmy, że to ma jeszcze kształt taki, jak kiedyś. Ale faktycznie jest to wydmuszka.

- No i przykro, bo przecież Gorzów od samego początku był miastem przemysłowym.

- Od samego początku to było miasto kupieckie i obronne. Po to je przecież założono. Faktem jest, że miasto musiało wytwarzać, produkować i sprzedawać lokalnie, a jak się dało, to pozalokalnie, bo zwyczajnie nie miało innego wyjścia. Nie było tu kopalni, nie było tu wybrzeża Bałtyku. Nic innego tutaj nie było. Dlatego trzeba było produkować różne rzeczy, po to, aby sobie jako przedsiębiorcy dać warunki do życia, a ludziom, którzy tu mieszkali, pracę. Ale, fakt, w XIX wieku, jeśli można było cokolwiek o tym mieście jednoznacznego powiedzieć, na pewno to, że było to miasto przemysłowe.

- Zawsze to było miasto peryferyjne. Najpierw na odległych wschodnich rubieżach Marchii, potem Prus, w końcu Rzeszy. A potem na odległych peryferiach zachodnich Polski. Ale cały czas robotnicze.

- Cały czas robotnicze. Dostaliśmy w polskim Gorzowie w spadku mniej lub bardziej, a raczej bardziej puste hale, które właśnie były halami, niż faktycznymi zakładami możliwymi na już do uruchomienia. Były niewielkie wyjątki, jak Makarony, które się uchowały w całości, może jeszcze kilka pomniejszych się znajdzie. Ale w pozostałych obiektach stosunkowo szybo podjęto próbę uruchomiania przemysłu. W końcu różne wieloletni plany rozwoju Polski, w które Gorzów się wpisywał idealnie, też to zakładały. Dobrze, że Gorzów zdążył się jakoś ogarnąć przed rokiem 1950, kiedy to nastała wielka smuta. To, co się wydarzyło przed tym rokiem, stało się podwaliną wielkości, którą Gorzów osiągnął w końcu lat 70.

- Właśnie przemysł określił charakter tego miasta. Długo tu nie było wyższej uczelni. Równie długo były tylko dwie szkoły ogólne.

- Były punkty konsultacyjne wyższych uczelni, zresztą nie bez wyraźnego związku ze „Stilonem”. A jak popatrzeć na kształcenie zawodowe, to bez gorzowskich zakładów nie byłoby kolejnych techników branżowych, które kształciły fachowców na odpowiednim poziomie i które dawały szansę na dalszą edukację na studiach inżynierskich. Trzeba też pamiętać, że ten przemysł ściągał inteligencję techniczną. Warto pamiętać, że inteligencja techniczna z czasów PRL, to była jednak inteligencja. To byli inżynierowie, którzy wiedzieli coś o jazzie, wiedzieli coś o literaturze, wiedzieli coś o operze. I jeśli popatrzymy, co mamy na mapie kulturalnej miasta, to wcześniej czy później docieramy do któregoś z zakładów przemysłowych Gorzowa.

- Co masz na myśli?

- No chociażby Miejskie Centrum Kultury, chociażby Miejski Ośrodek Sztuki. Ale mam na myśli także sport. Te wszystkie obiekty nie powstałby, gdyby nie przemysł. Nie byłoby dziś MOS, dobrze jednak się spełniającej instytucji, nie byłoby MCK, które obecnie jest w nie najlepszym stanie, gdyby nie zaplecze przemysłowe.

- A potem przyszedł 1989 rok. I posypał się przemysł.

- On się tak ostatecznie nie posypał. Ten jego kres i ostateczny koniec, agonia trwała nieco dłużej. Można powiedzieć, że lata 2000 to ostateczny kres wielkiego przemysłu i pożegnanie się z takim obrazem miasta. Bo jakby ktoś nam zadał pytanie teraz: Z czego żyją gorzowianie…

- No właśnie, z czego?

- Nie wiem, może Urząd Skarbowy to wie. My tego przecież nie wiemy.

- Fakt. Nie wiemy, ale został nam spadek w postaci myślenia o mieście. Zaściankowy trochę. Bo jak się pojawiła w mieście filharmonia, to natychmiast ukuto opinię, że jest niepotrzebna. Jak wcześniej wybudowano nowy gmach biblioteki, to też natychmiast dało się usłyszeć gadanie, że za duża dla Gorzowa. Z czego to wynika?

- Całkiem niedawno był tu pan Wiktor Markowicz z Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie, który przyjechał na ziemie zachodnie z misją, aby zobaczyć, co tu jest i jak się zachowało dziedzictwo żydowskie. Dodam, człowiek z Lublina, czyli projekt Brama Grodzka, oraz podobne w innych miastach inicjatywy dbania o spuściznę miejską, częściej znane bardziej, niż instytucje w nich działające. Zapytał mnie, dlaczego Gorzów nie ma prężnego, dobrego muzeum miasta, czegoś, co by zajmowało się tożsamością, dumą miasta? Odpowiedziałem mu w prosty sposób. Jeśli człowiek nie ma nogi, bo ją bardzo wcześnie postradał, to się nauczył bez niej żyć. Teraz można go namawiać, aby sobie tę nogę doprawił. Super tytanową, funkiel nówkę, lepsza niżby była ta jego utracona. To wówczas ten człowiek odpowie, a po co mnie to? Gorzów się zwyczajnie nauczył żyć bez wielu rzeczy. Jak teraz powiemy gorzowianom, że można, że można więcej, można coś poprawić, coś dodać, to Gorzów w generalności odpowie, ale po co mi to?

- Ale, kontrując, taka Zielona Góra dla przykładu…

- Taka Zielona Góra. Kiedy my śnimy, że w 1945 roku byliśmy ważni, bo w 1946 roku tu była stolica Ziemi Lubuskiej, w 1947 coś kolejnego, siedziba Administracji Apostolskiej. I kiedy śnimy cały czas ten nasz wielki sen dawno miniony, to w Zielonej Górze historia zaczyna się w roku 1950, kiedy to z dolnośląskiego miasteczka, które się niewiele wyróżniało z takich Szprotaw, Żarów, Żaganiów czy Nowych Soli, bo to był taki sam ośrodek, ale centralnie wobec nich położony staje się metropolią. I od tego czasu trwa cały czas stały rozwój tego miasta. Tam stosunkowo szybko wygenerowano elitę urzędniczą i ta elita dość szybko zyskała oparcie w szeregu instytucji, różnych urzędowych, technicznych, gospodarczych, jak choćby Nafta, Wełna, wymieniać można długo. A potem doszła do tego uczelnia, jedna, potem druga…

- Finalnie Uniwersytet Zielonogórski.

- Tak. No to w końcu powstało środowisko. I jeśli nawet statystycznie policzymy, ilu tam mieszka ludzi z takim, czy innym wykształceniem, takim czy innym stopniem naukowym, licząc w to profesorów, mamy obraz tego, że miasto to przyjmie bez większych problemów różne fajne protezy, różne dokładki, rozbudowy, bo one pasują do całego procesu rozwojowego tego miasta. Gorzów tego nie miał, i niestety, cały czas uważa, że mu to nie jest potrzebne. Dlatego porównywanie z Zieloną Górą jest zupełnie bez sensu. Spróbujmy się porównać z miastami wojewódzkimi z byłych 49 województw. Też się okaże, że tam jest lepiej. Ponoć Piła wypada w wielu punktach lepiej, aniżeli Gorzów. Słupsk, Koszalin też. Nie mówię, że są to miasta wyjątkowo dobre, ale jednak wypadają lepiej. Chyba ta średnia przeciętnego obywatela jest jednak lepsza tam, aniżeli u nas.

- Ale wróćmy do Zielonej Góry. Zwróć uwagę, tam są ludzie z różnych opcji, mają różne myślenie, ale…

- Ale oni są z Zielonej Góry. Nawet jak się tam nie urodzili i są z tych cytowanych już Żaganiów, Żarów, Nowych Soli. Oni są z Zielonej Góry. Ciągną w jedną stronę.

- A u nas tego nie ma.

- Nie ma, bo nigdy tak nie było. Nie to, że nagle się skończyło. Bo nagle umarł przemysł, czy cokolwiek. Nigdy tak nie było. Moja mama wspomina szereg osób, które kojarzy ze swoich dawnych lat, jak na przykład nauczyciele w LO na Przemysłowej. To ludzie, którzy tu coś robili, potem ich stąd odsysano, a w zmian nie pojawiał się nikt. Mamy przecież szereg ciekawych postaci, które się przez Gorzów przewinęły, ale nie zostały. Jak choćby prof. Stanisław Kirkor, albo inni. Historyczne nazwiska. Oni tu nie zagrzali miejsca…

- Nie było klimatu, miejsca, żeby ci ludzie tu zostali?

- W każdym przypadku to były indywidualne decyzje. Ale suma summarum, zrobiło się to miasto duże, bo duże jest, a jednak nie ma takich miejsc, jak choćby księgarnie, kawiarnie, puby. A nie ma. To już jest akurat dział gospodarki i nie wynika z działań administracji czy jakichkolwiek innych. Ludzie nie są przyzwyczajeni. Ten Gorzów, który ulepiono w latach 70. czy 80., nie był już w stanie nadgonić przepaści, jaka powstała na przestrzeni lat od 1950 do 1975 roku. Przecież to województwo powstało w najgorszym czasie, kiedy zaczynały się poważne kryzysy rządu Edwarda Gierka. Kiedy więc to województwo miało tu coś dobrego zaszczepić. Przecież tu nie powstała żadna poważna wojewódzka instytucja. Bibliotekę dopiero niedawno zbudowaliśmy. A inne miasta miały to już wówczas. My tu w Gorzowie mamy problemy z identyfikacją. Bo jeśli spojrzeć, ile mamy instytucji z nazwą „lubuskie” …

- Żadnej.

- Fakt, one są w Zielonej Górze. Jeśli popatrzymy, ile mamy instytucji, które mają w nazwie „Gorzów”…

- Też nie mamy.

- To tylko świadczy o tym, że mamy jakiś problem. Znaczy, że się nie identyfikujemy z tym miejscem, nie przywiązujemy się do tego miejsca, do nazwy. Nie inwestujemy w tę nazwę, nie walczymy o to, aby nazwa się pojawiała. Można wysnuć taki wniosek, że to miasto jest nam w jakiś sposób obojętne.

- Ale z drugiej strony, ludzie, którzy tu przyjechali i coś robią, słyszą, że nie potrafią zrozumieć tego miejsca, bo się tu nie urodzili.

- Też ostatnio słyszałem, że jeśli ma być referendum o korygowaniu nazwy, bo ja tego zmianą nie nazywam, to nie mają się prawa wypowiadać ci, którzy się tu nie urodzili, albo jeszcze lepiej, ci, którzy tu nie są z dziada pradziada.

- A to jest jakiś absurd.

- To jest taka śmieszna napinka. Miasto ma 74 lata polskiej historii, czyli niewiele w porównaniu z miastami o tysiącletniej tradycji, i nawet gdybyśmy robili jakąś volkslistę i się podpisywali na niej, kto i kiedy tu przyjechał, co jest śmieszne, okazałoby się, że większość gorzowian mieszkająca tu dziś, to są nowi ludzie, którzy przyjechali tu, kiedy Gorzów rósł w wielkość – czyli są to lata 70. i 80. Jak się dobrze rozejrzeć, to ludzie, którzy chcą odgrywać jakąś rolę, są w mieście, są tu od niedawna i to z różnych powodów. Bo się wżenili, bo przyjechali za pracą, bo coś tam. Natomiast nie powinno się tworzyć jakiejś takiej pseudoelitarności. To bzdurne myślenie, że my jesteśmy lepsi, bo nasi dziadkowie przyjechali tu w 1945 roku. Uważam, że o mieście i nazwie miasta mają się prawo wypowiedzieć ci, co są tu urodzeni, ale i ci, co mieszkają tu rok.

- Znam też taką opinię, że mówienie o Gorzowie tylko przez rodowitych gorzowian, to jest tworzenie pewnego zaścianka.

- Oczywiście. Bo to jest na zasadzie: „A pan to z których Kowalskich jest? A z tych, co to mieli zielony płot. No to już rozumiem”. Mnie ostatnio napadło trzech panów, dowodząc, że ja chyba nie jestem stąd, skoro upieram się przy Starym Rynku. Bo oni od dziecka, i jeszcze ich mamusia i tatuś mówili, Plac Katedralny. A tu nie było żadnego placu katedralnego, bo nie było katedry. To była fara miejska, po wojnie podniesiona rzeczywiście do rangi katedry. Ale placu takiego nie było tu nigdy. I to też jest pewien obraz, papierek lakmusowy, który coś pokazuje.

- A myślisz, że jesteśmy w jakiejś określonej perspektywie doczekać się takiego podejścia do miasta, jak mają w Zielonej Górze?

- Nie.

- Dlaczego nie?

- Z wielu powodów. Zielona Góra dla przykładu nie ma problemów z PRL. W wielu momentach to miasto jest żywym skansenem. Przykład – Lubuskie Wawrzyny Literackie. Byłem tam raz i ta cała impreza jest żywcem przeniesiona z tamtych czasów. W każdym detalu. Jak się ma ciągłość tradycji od tego 1950 roku, taką niezachwianą, oczywistą, to można iść dalej. A my zapomnieliśmy o Stilonie, o roli wielu osób, które wówczas tworzyły Gorzów, a przecież ci ludzie jeszcze żyją. To są ludzie, którzy mogliby coś jeszcze wnieść do identyfikacji z Gorzowem. Mogliby dopowiedzieć, jak się tu do tego miasta wówczas przyjeżdżało w latach 60. i 70., kiedy to rozkręcali Stilon do pozycji jednego z czołowych zakładów polskich, a w swojej dziedzinie do jednego z bardziej liczących się w RWPG. Nie uważasz, że byłoby ciekawe, aby pan od kasety magnetofonowej przybił piątkę z Błażejem Królem – przykład na to, jak pokolenia się łączą wokół tego samego – muzyki. Nikt u nas o tym nie myśli, a Zielona Góra tak. Mają Winobranie, które było niemieckim weinfestem, a potem było jedną z wiodących imprez w tej części Polski Ludowej. A my nie mamy niczego z czasów przedwojennych, ani też z czasów PRL. To, co się składało na Landsberg, jest czytelne dla wąskiej grupy osób, a nieczytelne dla większości. Zresztą nikt się nie stara o to, aby było czytelne. Zmarnowano szansę ze stuleciem parku Wiosny Ludów. Można było zrobić fajną rzecz, nakręcić wydarzenia i gorzowianie zrozumieliby, że ten park jest czymś ważnym dla tego miasta. Łaźnia, która była kosmosem na czasy swego powstania stoi pusta i tylko jakiś pan w gumowcach sprzedaje tam sznurówki. A przecież to budowla, w którą wpisane są nazwiska wielkich artystów, twórców. I tu się pięknie wpisuje mecenas Jerzy Synowiec ze swoją tezą o tym, że jesteśmy pierwszym pokoleniem na sedesie. Co jest o tyle istotne, że skoro mamy głosy, iż Gorzów nie jest Wielkopolski a Kresowy, to przypomnę jedynie, iż na Kresach przed II wojną sedes był rzeczą raczej niecodzienną.

- No i doszliśmy do takiego momentu, że stale są tu rzucane hasła o wielokulturowości, wieloznaczności miasta, ale to puste hasła, bo nic się za nimi nie kryje. Nie ma opowieści o mieście, nie ma zwrotu ku historii, ale i nie ma budowania tożsamości.

- Tak jest. Prosty przykład, przyjeżdża turysta, bo chce zobaczyć, co się dzieje 30 stycznia, albo 2 lipca, czyli w ważnych chwilach dla miasta. I na podstawie tych dwóch dat będzie chciał sobie wyrobić opinię o mieście. Ja nie bardzo sobie wyobrażam, jaka to może być opinia. Bo wtedy przecież nie dzieje się nic. Albo taka sytuacja. Przyjeżdża turysta do Gorzowa, dociera pociągiem, jakoś mu się to udaje. I co dalej? Jak ma trafić gdziekolwiek? No może zapytać taksówkarza, ale też to może być złudne. Spotkałem na Kongresie Ruchów Miejskich chłopaka, których chciał dojechać do Miejskiego Centrum Kultury, pan taksówkarz nie wiedział, gdzie to jest, inni też. Dopiero jak usłyszał „Chemik”, to się ucieszył, bo wiedział. Inny przykład, podchodzi turysta do katedry i co, chciałby coś o niej wiedzieć, ale się nie dowie, bo nie ma z czego. A na innych tabliczkach na miejskich zabytkach jest przekaz prosto z dokumentów urzędowych. Nie ma informacji, że tu mieści się najstarsza gorzowska księgarnia im. Św. Antoniego, albo było seminarium duchowne, szkoła pielęgniarska, kuria biskupia. Takiej wiedzy nie ma.

- No to co zrobić, żeby przywrócić pamięć temu miastu?

- Nie mam pojęcia. Proponowałem Dom Historii Miasta. Instytucję, która by tym wszystkim się zajmowała. Ogarnąć, to co jest, poszukać tych ludzi, którzy jeszcze coś mają do powiedzenia. Tak jak to robi Ośrodek Karta i wiele innych miejsc w Polsce. Bo teraz tak jest, że staje przede mną nastolatek, i pyta o fontannę Pauckscha, fontannę, którą zna od zawsze, bo jak on się urodził, to fontanna już była. Trzeba znaleźć środki i metody, aby właśnie o takich fontannach i innych miejscach tym ludziom opowiadać. Trzeba budować przywiązanie do miasta. To robi i tak robi Zielona Góra. Tam się o to dba. Przecież ci wszyscy ludzie, którzy studiują na Uniwersytecie Zielonogórskim, choć przyjechali do niej z Żar, Żagania czy Nowej Soli, są z Zielonej Góry i mówią o tym z dumą. Natomiast jak gdzieś, kiedyś trafi się jakiś gorzowianin, to on się wręcz modli, aby broń Boże nie posądzono go o to, że coś miastu ułatwi. Cała Polska była przekonana, że jak Kazimierz Marcinkiewicz został premierem, to Gorzów będzie yes, yes, yes. A był wielki guzik. Dlatego trzeba zmienić tę sytuację.

- Czyli trzeba wymyślić system kształcenia miejskiego zaczynający się już w przedszkolu?

- Oczywiście. Zacząć trzeba od urzędników, opowiedzieć im o mieście, którym zarządzają, bo w generalności nie widzą, czym zarządzają. Trzeba także edukować dorosłych. Bo będzie to, co się dzieje z pałacykiem Pauckscha. Skoro się nie wie o jego historii i znaczeniu dla miasta, to nie można o spuściznę zadbać. Teraz właśnie pałacyk traktowany jest jak stara buda, która jest problemem. Trzeba to zmienić.

- Dziękuję.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x