Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Beniny, Filipa, Judyty , 6 maja 2024

Opowieść o najlepszym ze światów, który żyje w pamięci

2016-02-24, Nasze rozmowy

Z Katarzyną Knychalską, autorką dramatu „Stilon, najlepszy ze światów” i reżyserem spektaklu Jackiem Głombem, rozmawia Renata Ochwat

medium_news_header_13949.jpg

– Jak zbierała pani materiały do sztuki o Stilonie?

Katarzyna Knychalska – Czytałam książki, dokumenty, gazety. Dostałam wiele namiarów na byłych pracowników Stilonu i umawiałam się z nimi na rozmowy. Na początku byli to sami technicy i laboranci. Brakowało mi trochę ludzi stojących na co dzień przy maszynach, robotników. Ale potem i oni się znaleźli. Takich bardzo różnych rozmów było więcej niż kilkanaście. Głównie potrzebowałam ich do poczucia atmosfery, kolorytu, zrozumienia realiów. Ale oczywiście zbierałam także konkretne informacje – w tym celu spotkałam się z dyrektorem firmy w czasie restrukturyzacji, także z ówczesnym szefem „Solidarności”. Musiałam się dowiedzieć, jak wyglądała codzienna praca w Stilonie, ale też np. dlaczego Stilon upadł.

- No i czego się pani dowiedziała? Jak się pani ten zakład jawił?

Katarzyna Knychalska – Najlepszy ze światów (śmiech). Taki jak podtytuł sztuki, choć oczywiście trochę w moim rozumieniu przewrotny. To wyniknęło mi z rozmów – praktycznie wszystkie opowieści były przecedzone przez sentyment. Początkowo wyłapanie konfliktów czy napięć było bardzo trudne, bo większość rozmówców powtarzała mi: „wie pani, to był fajny świat, bo wszyscy byli razem”, albo „było świetnie, bo to jest moja młodość”, „mieliśmy wspólne zabawy, mieliśmy PTTK, mieliśmy ośrodek w Lubniewicach”… Z tych rozmów wybijała wielka tęsknota za wspólnotą. Nawet nie chodziło o to, że wszystko pasowało w pracy, bo przecież ludzie zawsze trochę narzekają: a to, że pieniądze za małe, a to, że premie niesprawiedliwie dzielone. Jednak ta tęsknota za byciem razem zazwyczaj wygrywała. To, trochę wymuszone przez codzienność, życie społeczne w Stilonie było dla wielu pracowników czymś niezwykle pozytywnym. I oczywiście trudno się temu dziwić. Można powiedzieć, że Stilon jest na tyle pozytywnie obecny w pamięci gorzowian, że przesłania trochę wspomnienia o niełatwych przecież realiach PRLu. Trzeba było więc pogodzić się z faktem, że Stilon to najlepszy ze światów i w wyobraźni poszukać tego napięcia, bez którego zamiast spektaklu teatralnego mielibyśmy bardziej akademię ku czci.

- Czyli nie udało się spotkać człowieka, który mówi o problemach Stilonu i trzeba było poszukać bohatera u źródeł?

Katarzyna Knychalska – Poszukałam w wyobraźni tak naprawdę. Ten spektakl nie jest dokumentalną opowieścią. Można powiedzieć, że pożyczyłam sobie część biografii poety stilonowskiego: Kazimierza Jankowskiego. Ale dosłownie: część i to niewielką. Reszta postaci w tym spektaklu stworzona jest z mniejszych i większych anegdot i dokumentów zakładu i Gorzowa, na zasadzie przeróżnych wariacji. Jeśli nie ma napięcia w samym zakładzie, trzeba go odnaleźć w czasie historycznym i w pojedynczych życiorysach ludzi. Podczas pracy nad tekstem i spektaklem wyłonił się nam jeden główny problem zakładu, którego nie dało się pominąć, czyli sam koniec Stilonu. Tu jest największa kontrowersja, bo z jednej strony mamy argumenty logiczne i ekonomiczne, że wpuszczenie obcego kapitału po transformacji i zwolnienie części załogi było konieczne dla zachowania reszty miejsc pracy. Z drugiej strony są jednak emocje ludzi zwolnionych po 30 latach pracy, które też trzeba zrozumieć. Podkreślam jednak, że my nie przedstawiamy dokumentu o Stilonie, ale opowiadamy o tym czasie w Gorzowie, dla którego Stilon jest ważnym tłem. I jak zawsze w spektaklach Jacka Głomba najważniejszy w efekcie okazuje się pojedynczy człowiek. Jego historia.

- A skąd ten pomysł, żeby wziąć postać Kazimierza Jankowskiego?

Katarzyna Knychalska - Spodobał nam się od razu, jak o nim usłyszeliśmy. Po pierwsze postać robotnika-poety jest bardzo nośna dla teatru. Po drugie wszyscy mówili nam o jego specyficznej niezłomności. Chciał poprawiać świat, a jednocześnie był wiernym członkiem partii. Ciągle w niezgodzie: na decyzje zarządu, na rozwiązania w zakładzie, na problemy życia codziennego. Jednak z nieupadającą wiarą w socjalizm. Tak przynajmniej sobie go wyobraziliśmy, czytając jego wiersze i artykuły, bo nasz bohater to nie jest sam Kazimierz Jankowski. Ciekawymi, wyobrażonymi rysami Jankowskiego obdzieliliśmy więcej, niż jedną postać w spektaklu.

Jacek Głomb –  To taki człowiek, co zawsze chciał partię naprawiać, system naprawiać. To naprawianie polegało na przykład na tym, że pisał felieton, że po co ktoś kupuje dziesięć paczek „Klubowych” w kiosku za jednym razem. Trzeba przecież kupować po jednej, aby dla innych zostało. Albo dlaczego nie ma koordynacji w godzinach otwarcia kiosków „Ruchu” w mieście - przecież powinna być, bo ludzie mają taką potrzebę, aby z tych kiosków korzystać. Partię naprawiał z takim skutkiem, że pisał listy do Biura Politycznego, a potem te listy lądowały na stole sekretarza POP (Podstawowej Organizacji Partyjnej – red.) Stilonu. I miał jeszcze więcej problemów. Nie lubił „Solidarności”, bo „Solidarność” to była dla niego anarchia. Miał poczucie takiej totalnej sprawiedliwości społecznej. Tak przynajmniej nam się jawi, gdy czytamy jego teksty. W ogóle jest tak, że nie można mówić, iż jest to spektakl o Stilonie, ani też, że jest to spektakl o Jankowskim. Można natomiast powiedzieć, że to jest spektakl wywiedziony z Gorzowa, budujący mitologię tego miasta, jest na pewno promiejski.  

- Nie boicie się takiego zarzutu, że zapowiadacie spektakl o Stilonie, jednocześnie mówiąc, że o Stilonie nie jest?

Katarzyna Knychalska – Oczywiście, że on będzie bardzo mocno związany ze Stilonem. Ale jest w tym też mocno Gorzów. Jest człowiek, który opowiada nie tylko o zakładzie, ale o samym sobie. Jednak w scenografii, kostiumie i w anegdotach – w tym wszystkim Stilon jest bardzo widoczny.

Jacek Głomb – Jest taki trend, że robi się spektakle konkretnie o historii zakładu. Jeden do jeden. A my jednak zastosowaliśmy metodę realizmu magicznego. To jest opowieść, którą przepuszczamy przez wyobraźnię. Jeśli bierzemy rzeczy ze Stilonu, to też bierzemy je w innej nieco funkcji, niż funkcja dokumentująca. 

Katarzyna Knychalska – To jest metaforyczny świat.

Jacek Głomb - To jest coś takiego, co ja robię w Legnicy. Zawsze metaforyzuję świat. Nie interesuje mnie opis zero-jedynkowy. Jednocześnie myślę, że to jest odważniejszy projekt, niż mój poprzedni gorzowski spektakl: „Zapach żużla”, bo dotyka bliżej tego miasta. Przecież jest wielka grupa ludzi, która powtarza, że to były piękne czasy i nie rozumie, czemu się skończyły. Ale jest też grupa ludzi, która uważa, że to musiało się skończyć. Wszystkie rachunki ekonomiczne mówią wyraźnie, Stilon w tym kształcie nie miał prawa dalej istnieć. Musiał upaść. Upadek był i tak mniej bolesny w skutkach, aniżeli upadek Ursus. To są sprawy dalej dla miasta żywe. Dlatego też mówię o mocniejszym wejściu w przestrzeń miasta.

Katarzyna Knychalska – A jednocześnie wydaje mi się, że tych pozytywnych wspomnień dla  pracowników też będzie w spektaklu sporo. Ten spektakl może być dla nich ważnym sentymentalnym przeżyciem.

- Mają przyjść z chusteczkami?

Jacek Głomb – Ależ oczywiście. To jest spektakl, który ma grać na emocjach. Oczywiście na śmiechu też. Jest i do śmiechu i do płaczu. Jest tak, jak zawsze było w moich spektaklach. Pomaga nam w tym bardzo dobry tekst Kaśki. A nie było łatwo go napisać, bo kilka lat temu robiłem „Orkiestrę” o górnikach miedziowych, czyli także zwartej społecznej i zawodowej grupie. I teraz wchodziłem jakby drugi raz do tej samej rzeki. Świadomie zmieniłem autora, świadomie uciekaliśmy od jakichkolwiek podobieństw. Poza tym, żeby miasto zrozumieć, trzeba się w nim zanurzyć. I myślę, że Kasia się w tym mieście zanurzyła, ja już też jestem zanurzony. W takim sensie, że nie znam może wszystkich szczegółów historii, ale ja nie jestem od historii, tylko od atmosfery. Odbyliśmy dwie duże wizyty w Stilonie, tym obecnym. Bierzemy z niego wiele rzeczy – i w historii i w rekwizycie. Ja twierdzę, że to mój obowiązek, obowiązek wychodzenia z prawdy. Najpierw jest prawda miejsca, czasu, przedmiotu, ludzi, a potem jest dopiero kreacja. Proszę pamiętać, że my jednak pokazujemy to w MCKu, a nie w Teatrze.

- No właśnie, skąd ten MCK?

Jacek Głomb – Dlatego, że to miejsce oddychało historią tego świata. Jeśli się weźmie pod uwagę, że ten budynek był do 1994 roku Domem Kultury „Chemik” i służył temu światu, to wydaje mnie się to szalenie fajne. No i fakt, że ten budynek się nie zmienił od tamtych czasów, zapach tego miejsca, kontekst tego miejsca, jest dalej taki sam. Wcześniej ludzie przychodzili na jakieś zakładowe wydarzenia, koncerty, akademie. Teraz przyjdą na spektakl. Nie zdradzę fabuły, ale powiem, że od razu na początku my się tłumaczymy, dlaczego jesteśmy tam. Nigdy w teatrze nie udałoby mi się wytworzyć takiej atmosfery, bo to byłoby sztuczna. A ja nienawidzę sztuczności. Dlatego też w MCKu 1 marca odbędzie się spotkanie starych i obecnych stilonowców, wszystkich dla których Stilon jest ważną emocją,  trochę taka wspominkowe. A premiera 12 marca. Zapraszam.

- Dziękuję.

Fot. Archiwum Jacka Głomba

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x