Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Kornela, Lizy, Stanisława , 8 maja 2024

Jestem urzędnikiem, który musi działać w otoczeniu politycznym

2015-10-14, Nasze rozmowy

Z Tomaszem Kucharskim, kierownik Referatu Sportu UM w Gorzowie, rozmawia Robert Borowy

medium_news_header_12748.jpg

- Kto zaproponował panu kandydowanie do sejmu?

- Obecny minister sportu i kultury Adam Korol, z którym znam się nie tylko z czasów, kiedy obaj byliśmy w reprezentacji Polski w wioślarstwie. Już po zakończeniu kariery współpracowaliśmy w obszarze pozyskiwania środków unijnych na różne działania na rzecz rozwoju sportu szkolnego. On w Gdańsku, ja w Gorzowie. Wymienialiśmy się doświadczeniami, co zaprocentowało wprowadzeniem wielu ciekawych programów. I któregoś dnia usłyszałem od niego, że widzi we mnie spory potencjał, który warto byłoby wykorzystać dla rozwoju sportu na niwie sejmowej.

- Czyli szefowa lubuskich struktur PO Bożenna Bukiewicz nie maczała w tym palców?

- Nie wiem, jakie były rozmowy pani poseł z władzami partii dotyczące mojej osoby. Zresztą nawet nie jestem członkiem PO. Owszem, spotkałem się z panią poseł, która chciała poznać moją decyzję i wtedy pojawiła się również propozycja, żebym kandydował z trzeciego miejsca. Dodam jeszcze, że to wszystko miało miejsce w chwili, gdy poseł Witold Pahl zrezygnował z kandydowania, a pani poseł Krystyna Sibińska nie znalazła uznania przy układaniu listy przez lubuską PO. I te dwa wydarzenia miały wpływ na wyrażenie przeze mnie zgody na kandydowanie, ponieważ uznałem, że Gorzów powinien mieć swoich reprezentantów i powalczyć o mandat.

- Krystyna Sibińska ostatecznie trafiła na listę i w ocenie przewodniczącego rady miasta oraz jednego z liderów gorzowskiej PO, Roberta Surowca, teraz będziecie nawzajem zabierać sobie głosy, co może skutkować tym, że Gorzów w nowym rozdaniu w ogóle nie będzie miał posła z tej partii.

- Nie rozumiem takiego toku myślenia. Uważam, że jak będziemy mniej dyskutować, a ciężej pracować, możemy mieć dwa mandaty. I nad tym należy się skupić. Na przekonaniu gorzowian oraz wyborców w terenie, żeby głosowali na nas, bo mamy ciekawą dla nich ofertę.

- Pański wpis na jednym z portali społecznościowych, o tym, że nie pasuje pan do gorzowskiej PO, która została zniszczona przez obecnych jej członków wzbudził duże zaskoczenie. Z czego wynika tak surowa ocena?

- Wiele osób, które włączyły się w nurt pracy na rzecz miasta i chciały czynić to we współpracy ze środowiskiem PO nie zawsze otrzymywało taką szansę. Moim zdaniem, błędem obecnego szefostwa PO w Gorzowie jest zamknięcie się we własnym, wąskim środowisku, co skutkuje coraz większą marginalizacją chociażby w ramach struktur wojewódzkich.

- Uważa pan, że obecna gorzowska PO niewiele wnosi do rozwoju miasta i regionu. Mało tego, pańskim zdaniem działa ona pod publiczkę.

- To widać na sesjach rady miasta, ale nie tylko. Kiedy przykładowo, jeszcze jako wydział sportu i kultury, próbowaliśmy organizować różnego rodzaju akcje rozwijające sport amatorski oraz dziecięcy, chęć patrzenia w tym kierunku ze strony radnych była niewielka. W sumie się nie dziwię, bo jest to działanie mało medialne.

- A jednak PO ma spore poparcie wśród mieszkańców Gorzowa, o czym przekonały nas ubiegłoroczne wybory samorządowe.

- To fakt, ale prowadzona polityka partyjna powoduje, że niektórzy radni już odeszli z klubu. I władze tego ugrupowania w Gorzowie powinny wyciągnąć wnioski, bo nasi mieszkańcy, głosując na przykład na nowy komitet Ludzie dla Miasta, pokazali, że są w stanie w każdej chwili cofnąć poparcie. Wierzę, że to się zmieni. Decydując się na start z list tej partii, chcę swoją osobą odświeżyć jej wizerunek i zaangażować się w rozwój miasta. Liczę oczywiście, że wyborcy mi zaufają.

- Jakie ma pan doświadczenie polityczne?

- Niewielkie i dlatego nie należę do żadnej partii. Jestem urzędnikiem, który musi działać w otoczeniu politycznym.

- Złośliwi mówią, że pański dotychczasowy dorobek polityczny to doprowadzenie do likwidacji wydziału sportu i turystyki w gorzowskim magistracie. Zapewnie nie zgodzi się pan z tą opinią?

- Nie mogę zgodzić się ze stwierdzeniem, że to ja doprowadziłem do likwidacji. Była to decyzja nowego prezydenta, którą popierali radni. Byli tacy, którzy chcieli jeszcze mocniej zmarginalizować tę komórkę, włączając ją do wydziału edukacji.

- Środowisko sportowe czuje się jednak zmarginalizowane, bo znalazło się pod rządami środowiska kulturalnego. Czy pańskim zdaniem wydział sportu i turystyki powinien pozostać samodzielną jednostką?

- Szkoda, że ten wydział został zlikwidowany. Problemem gorzowskiego sportu są zbyt małe finanse przeznaczane na ten obszar naszego lokalnego życia. Pytam radnych, co zrobili, żeby poprawić ten stan rzeczy? W 2011 roku na sport młodzieżowy i kwalifikowany przeznaczano ponad 11 milionów złotych. Kiedy przyszedłem do wydziału w 2012 było już tylko 3,5 mln i ten poziom praktycznie utrzymuje się do chwili obecnej. Jeśli ktoś zarzuca mi, że zniszczyłem gorzowski sport, to albo nie zna tematu, albo prezentuje wobec mnie wyjątkową złośliwość. Ja i tak jestem pozytywnie zaskoczony, że przez tyle lat przy tak skromnym budżecie udało się utrzymać większość gier zespołowych, nasi sportowcy dalej odnoszą liczne sukcesy w mistrzostwach świata czy Europy i mieliśmy medale olimpijskie i paraolimpijskie w Londynie. Jest to w pierwszej kolejności zasługa działaczy i trenerów klubowych, ale my w wydziale także stajemy na głowie, żeby tak rozdysponować skromnym budżetem, by utrzymać przede wszystkim dobry poziom szkolenia. Chodzi o silną podstawę, bo tylko mając właściwe szkolenie można działać nawet w najtrudniejszych warunkach. Proszę spojrzeć na piłkę ręczną. Mocno wspieraliśmy UKS Miś, żeby chłopcy mieli warunki do szkolenia i udziału w zawodach, dlatego dzisiaj łatwiej jest odbudowywać tę dyscyplinę w mieście. Wierzę, że podobnie będzie z siatkówką, bo szkolenie dalej jest prowadzone na dobrym poziomie i pozostaje tylko kwestią czasu, kiedy odbudowana zostanie drużyna na wysokim poziomie ligowym. Za moich czasów ściągnęliśmy do Gorzowa wiele tzw. ,,miękkich’’ lekkoatletycznych programów. Jak choćby ,,Mały Mistrz’’, ,,MultiSport’’, ,,BiegamBoLubię’’ czy ,,Z Biegiem Natury.’’ To wszystko ma na celu budowanie mody na uprawianie sportu, zarówno wśród dzieci jak i dorosłych. Nie można na wszystko patrzeć przez prymat dwóch czy trzech drużyn ligowych.

- To dlaczego są takie problemy z przygotowaniem strategii rozwoju i finansowania sportu?

- Celem działania społecznej rady ds. sportu przy prezydencie jest przygotowanie propozycji dotyczących podziału środków finansowych na sport, nie opisując oczywiście ich wysokości. Praca włożona przez członków rady w opracowanie jest wartościowa, a złożone propozycje ciekawe. I mając ten materiał byłoby dobrze, gdyby komisja sportu zajęła się nim jak najszybciej. Kłopot tkwi w tym, że są liczne ograniczenia prawne. Do tej pory w przypadku dzieci i młodzieży bazujemy na ustawie o pożytku publicznym, natomiast środki finansowe na sport kwalifikowany rozdzielamy posiłkując się ustawą o sporcie. W pierwszym przypadku każdy może mieć dostęp do środków, ale musi uczestniczyć w konkursie. W tym drugim, musimy spełnić jeden istotny wymóg. Trzeba wskazać specjalne przeznaczenie, na przykład wysoki wynik sportowy. W sportach indywidualnych można przyjąć, że jest to reprezentowanie barw narodowych, w grach zespołowych walka na najwyższym poziomie rozgrywek. Nie wnikając już w szczegóły, cała strategia musi zostać tak przygotowana, żeby podpasować ją pod te ustawy. Innej drogi nie ma.

- Czy jest nam potrzebna zewnętrzna firma, która ma napisać nową strategię, skoro rada ds. sportu przygotowała ciekawy materiał?

- Warto skorzystać z pomocy kogoś, kto na wszystko spojrzy z boku. Wielokrotnie zarzucano mi, jako dyrektorowi wydziału, stronniczość. Zapewne z takimi zarzutami spotkają się członkowie rady, jeżeli będziemy polegać tylko na wewnętrznych działaniach. Firmie zewnętrznej łatwiej będzie określić nasz dorobek sportowy, potencjał i zapotrzebowanie. My natomiast, jako magistrat, musimy odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie – w jakim kierunku rozwoju chcemy iść, na jakie dyscypliny postawić? Osobiście jestem zwolennikiem budowania silnego szkolenia, zwłaszcza, że obserwuję duże zaangażowanie rodziców. To oni zaczynają widzieć coraz większą potrzebę posyłania dzieci na treningi. Nie każdy musi potem zostać mistrzem, ale w tym wieku liczy się fizyczny rozwój dziecka, który procentuje na dalsze lata. Obecnie w Gorzowie różne dyscypliny trenuje ponad 700 dzieci. To jest dobry wynik. Jestem również zwolennikiem zwiększania środków na zajęcia pozalekcyjne sportowe.

- Powtarza pan, że chciałby zrobić coś więcej dla gorzowskiego sportu z pozycji posła. Czy z pozycji urzędnika magistratu nie można nic zrobić?

- Urzędnik może pozyskiwać dofinansowania na wspomniane ,,miękkie’’ zadania czy przykładowo zakup sprzętu. Jeżeli chcemy starać się o duże środki na wyznaczone cele, to potrzebne jest wsparcie choćby parlamentarzystów, którzy pomogą lobować w załatwieniu konkretnej sprawy. Dyrektor wydziału czy kierownik referatu urzędu miasta nie przebije się przez ministerialne ściany, nawet jak jest znaną osobą, a ministrem jest jego kolega. Mi zależy na rozwoju bazy sportowej w mieście, a jedyna ku temu droga prowadzi przez gabinety rządowo-unijne.

- Gorzów potrzebuje hali sportowej. Co można załatwić w tej kwestii na przykład w Ministerstwie Sportu i Turystyki?

- Cokolwiek chce się załatwić, potrzebne jest wskazanie realnego celu, bo wniosków o dofinansowanie budowy obiektów w ministerstwie leży mnóstwo, a budżet nie jest z gumy. W przypadku naszego miasta mamy do wykorzystania fajną koncepcję budowy hali na trzy tysiące osób na potrzeby koszykarskiej Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Tej szkoły jeszcze nie ma, ale już trwają starania, żeby obecna Akademicka Szkoła Mistrzostwa Sportowego przekształciła się w SMS, dzięki czemu będzie mogła być finansowana przez MSiT. Stąd jest pomysł, by obecny obiekt PWSZ został przebudowany, bo w takiej sytuacji istnieją realne możliwości pozyskania sporego dofinansowania. Oczywiście hala byłaby tak zaprojektowana, żeby mogli w niej grać także piłkarze ręczni czy siatkarze. Co do stadionu piłkarskiego, jestem zwolennikiem modernizacji obiektu przy ul. Krasińskiego, ponieważ można byłoby stworzyć tam centrum przygotowań paraolimpijskich w lekkoatletyce. To z kolei pozwoliłoby na pozyskanie zewnętrznych funduszy. Oczywiście konieczne jest położenie bieżni lekkoatletycznej. Nie ma również problemów ze zbudowaniem widowni na 5 tysięcy miejsc.

- Bieżnię można położyć również na obiekcie przy ul. Olimpijskiej.

- Można, ale żeby zbudować stadion piłkarsko-lekkoatletyczny na potrzeby centrum, potrzebny jest dodatkowy stadion lekkoatletyczny. W przypadku popularnie zwanego stadionu Warty, taki obiekt znajduje się przy ul. Wyszyńskiego.

- W drugiej połowie września minęło 15 lat od zdobycia przez pana i Roberta Sycza złotego medalu olimpijskiego, pierwszego dla polskiego wioślarstwa. Często powraca pan wieczorami pamięcią do tamtej chwili?

- Wieczorami może nie, ale mam bardzo dużo spotkań z młodzieżą szkolną czy z załogami różnych firm, w trakcie których opowiadam o tamtym sukcesie, o pokonanej drodze, która była wyboista, bo jeszcze trzy miesiące przed igrzyskami nie mieliśmy z Robertem wywalczonej kwalifikacji. Za każdym razem, kiedy omawiam ten nasz złoty wyścig, mam gęsią skórkę, i czuję szybsze bicie serca. Tego nie można zapomnieć.

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x