Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Nasze rozmowy »
Kornela, Lizy, Stanisława , 8 maja 2024

W Gorzowie wyszło inaczej i teraz mamy kłopoty

2015-11-18, Nasze rozmowy

Z Mirosławem Marcinkiewiczem, przewodniczącym sejmiku woj. lubuskiego, rozmawia Robert Borowy

medium_news_header_13073.jpg

- Konieczna była zmiana koalicji w sejmiku? Przecież PO z PSL miała wystarczającą większość do rządzenia.

- W demokracji decyduje większość, ale bardzo ważne jest to, żeby większość była stabilna. W zmieniającej się wokół nas rzeczywistości politycznej, związanej z wynikami wyborów parlamentarnych, bardzo zależało nam na wzmocnieniu koalicji wojewódzkiej. Stąd pojawiła się próba doproszenia innych partnerów, żeby łatwiej i sprawniej móc funkcjonować.

- PSL jednak nie zgodziło się jednak na poszerzenie koalicji o SLD i Lepsze Lubuskie. Dlaczego?

- Bo do tanga trzeba dwojga. Brzmi może banalnie, ale jest do bólu prawdziwe. Z tego co widzę PSL nie bardzo chciał zrezygnować ze swoich obszarów, którymi zarządzał. A przecież poszerzenie koalicji wiąże się z tym, że nowi partnerzy muszą wziąć na siebie określoną część odpowiedzialności, również tę bezpośrednią za realizację wyznaczonych zadań. Niestety, napotkaliśmy na mur ze strony dotychczasowego koalicjanta.

- Obecny układ wydaje się być mniej stabilny, choćby ze względu na większą liczbę koalicjantów. Nie jest to więc pewien rodzaj porażki politycznej?

- Nie traktuję tego w kategoriach porażki, ponieważ jeżeli koalicja ma działać sprawnie potrzebna jest duża doza zaufania, na bazie której będzie można opierać współpracę. W mojej ocenie nasz pomysł na współzarządzanie województwem i pomysł PSL-u trochę się rozjechał. Dlatego musieliśmy podjąć inne działania, bo kluczem wszystkiego jest stabilny zarząd, który prowadzi politykę regionalną i musi mieć oparcie w sejmiku.

- Czyli rozumiem, że chęć poszerzenia koalicji została wymuszony brakiem stabilności koalicji?

- Dokładnie tak.

- Dzięki zmianom objął pan stanowisko przewodniczącego sejmiku, co jest niewątpliwie zaszczytem, ale także zobowiązaniem. Czuje się pan mocno zobowiązany?

- Zdecydowanie tak. Dziękując wszystkim za liczne gratulacje i życzenia, które otrzymałem od wielu osób. Doskonale zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności. Z drugiej strony, ostatni rok pokazał, że Platforma Obywatelska, mająca najliczniejszą grupę radnych i kreującą politykę zarządu musi mieć swojego przedstawiciela w randze przewodniczącego sejmiku. To ułatwia wiele rzeczy, zwiększa sprawność działania tego organu. A to, że wybór padł na mnie, nie kryję, cieszy mnie i postaram się temu sprostać.

- Czy nowe otwarcie, bez PSL-u w koalicji, jest korzystne dla północnej części województwa, w tym również Gorzowa?

- Chciałbym, żeby to nowe otwarcie było korzystne dla Gorzowa, okolicznych gmin, dla całej północy. Ale także dla Zielonej Góry i całego południa. Na ile tylko to mi się uda, a na pewno będę starał się zasypać wszelkie powstałe przez lata podziały. Zależy mi na tym, żebyśmy przestali się spierać, kto jest ważniejszy, a ciężko zaczęli pracować w interesie całego województwa.

- Tak z ręką na sercu, na ile ważna jest rola przewodniczącego sejmiku wojewódzkiego w realizacji polityki samorządowej, którą przecież tak naprawdę zarządza marszałek?

- Jak wiadomo, sejmik jest takim parlamentem wojewódzkim, a marszałek premierem. To w sejmiku zapadają kluczowe decyzje, to tu dyskutuje się o strategii, kierunkach rozwoju, o najważniejszych inwestycjach. Marszałek jest wykonawcą tego wszystkiego, co ustalimy w trakcie posiedzeń sejmiku, ale nie w tym rzecz. Tu nie chodzi, żeby przewodniczący kreował własną politykę, marszałek własną. Poprzez zmiany koalicyjne chcemy zmienić także sposób zarządzaniem województwem, bo wbrew pozorom radni mogą naprawdę dać z siebie nieco więcej niż to się wydaje. To w sejmiku zapadają istotne decyzje, chociażby w zakresie budżetu. Dlatego jestem przekonany, że konsekwencją zmian koalicyjnych  będą też zmiany w obszarze współpracy pomiędzy zarządem a sejmikiem.

- To na ile będzie pan lubuskim, a na ile gorzowskim przewodniczącym sejmiku?

- Nie wyobrażam sobie, żebym jako przewodniczący faworyzował kogokolwiek, ale pamiętajmy, że jestem też radnym wybranym głosami północnej części województwa. I jako radny nadal będę lobbystą spraw gorzowskich oraz wszystkich innych dotyczących północnego regionu. A pracy mam sporo, bo jest wiele inwestycji, zamierzeń, które należy zrealizować w naszej części województwa z udziałem środków wojewódzkich.

- To cieszy, ale dlaczego marszałkowskim urzędnikom bliżej jednak do Zielonej Góry niż Gorzowa?

- Nawet jeżeli tak było, to zwróćmy uwagę na drugą stronę. Muszę powiedzieć to otwarcie, ale z poprzednim prezydentem Gorzowa pracowało się fatalnie. Do współpracy potrzebne są dwie strony. Żeby pozyskiwać środki finansowe na rozwój, trzeba mieć nie tylko dobre pomysły, ale potrafić je odpowiednio przelać na papier w formie projektów. Ważne jest także lobbowanie tych pomysłów wśród radnych wojewódzkich po to, żeby potem ci radni mogli dopilnować, pilotować i wreszcie popychać dane sprawy do przodu. Tego, i mówię to z pełną świadomością, brakowało. Mówię to wszystko w czasie przeszłym, gdyż to się już zmienia. Chwilami mam wrażenie, że tych ciekawych pomysłów idących z Gorzowa jest aż za dużo, ale to dobrze. Na efekty musimy jeszcze chwilę poczekać, ale one będą. Jestem co do tego przekonany.

- A teraz z byłym prezydentem Gorzowa w koalicji będzie się pracowało bardzo dobrze?

- Mam nadzieję, że tak. Zresztą rozmawiamy o nowym otwarciu, dlatego odłóżmy to co jest za nami i skupmy się na nowych sprawach. Były prezydent pełni teraz zupełnie inną rolę, nie ma sensu się na siebie obrażać, bo to do niczego nie doprowadzi. Idźmy razem do przodu, bo tylko w takim przypadku możemy coś pożytecznego wspólnie zrobić. Mieszkańców interesują konkretne rozwiązania. Jako radny, na ile tylko mogę, staram się pomóc obecnej władzy Gorzowa, na przykład w przygotowaniu projektów w ramach Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych. Przypominam, że miasto wraz z ościennymi gminami ma do wydania około 50 mln euro. Od jakiegoś czasu prowadzę rozmowy z marszałek, żeby w najbliższym budżecie przewidzieć środki na dokończenie remontu teatru gorzowskiego, który jest placówką wojewódzką. Nasz teatr jest swego rodzaju perełką i trzeba wreszcie zakończyć ten temat, ciągnący się od wielu lat. I o takie konkrety chodzi, nie puste słowa.

- Skoro rozmawiamy już o konkretnych sprawach, czy lotnisko w Babimoście dalej będzie kulą u lubuskiej nogi?

- Lotnisko w Babimoście stanowi dla nas wszystkich pewnego rodzaju problem, z którym musimy sobie poradzić. W port lotniczy zainwestowaliśmy już określone środki finansowe, i to wcale niemałe, ale dalej mamy problem z rentownością. Nie można w nieskończoność dokładać do tej inwestycji, zwłaszcza że tych środków zwyczajnie zaczyna w budżecie brakować. Obecnie trwają prace nad nowym biznesplanem i dopiero po zapoznaniu się z nim łatwiej będzie można podjąć decyzję, w jakim należy pójść kierunku. Być może trzeba będzie zamknąć lotnisko, lecz każda decyzja musi opierać się na merytorycznych, nie politycznych przesłankach.

- Co z mostem w Kostrzynie, czy jest szansa na elektryfikację odcinka kolejowego z Krzyża do Kostrzyna przez Gorzów?

- Budowa mostu w Kostrzynie jest sprawą super ważną i pilną, lecz jako województwo niewiele już tu możemy zdziałać. Wielkim sukcesem było wpisanie tej inwestycję do rządowego programu, co oznacza, że w planie transportowym zapewnione są środki na budowę przeprawy. Przy czym mamy zmianę rządu i zapewne musimy uzbroić się w cierpliwość w oczekiwaniu na potwierdzenie realizacji tej inwestycji przez nowy rząd. Mam nadzieję, że posłowie z naszego województwa będą pilotować tę sprawę i w razie czego przekonają nowych ministrów, jak ważne dla rozwoju gospodarczego regionu jest budowa kostrzyńskiej przeprawy.

Z elektryfikacją sprawa jest bardziej skomplikowana, ponieważ – jak wiadomo – w tym przypadku karty rozdaje PKP, ze strony którego usłyszeliśmy już kiedyś, że inwestycja ta jest nieopłacalna. Z drugiej strony wszyscy wiemy, że jest to ważna dla nas linia i powinniśmy wspólnie lobbować za jej budową. Zwłaszcza, że PKP w najnowszym rozdaniu unijnych środków pozyska spore fundusze na modernizację kolei w kraju. Myślę, że takim dobrym znakiem było przekonanie PKP do remontu gorzowskiej estakady, który niebawem będzie miał miejsce. Teraz trzeba pójść dalej i działać przede wszystkim na polu politycznym, bo – przypomnę – w strategii rozwoju naszego województwa gruntowna modernizacja linii 203 jest zapisana, co ma stanowić sygnał, jak bardzo województwu zależy na elektryfikacji tego odcinka.

- Gorzowscy radni miejscy z PO zachęcają marszałek Elżbietę Polak, żeby powróciła do rozmów w sprawie połączenia kolejowego między Toruniem a Berlinem przez Gorzów. Czy jest na to szansa?

- W trakcie ostatniej sesji, poświęconej m.in. realizacji połączeń kolejowych marszałek Polak zapewniła, że w rozkładzie Przewozów Regionalnych na nowy rok znajdzie się bezpośrednie połączenie z Gorzowa do Berlina. Jeszcze nie wiadomo, czy stacją początkowo będzie Gorzów czy Krzyż, ale temat ten można uznać za zamknięty. I dobrze, bo od czegoś należy rozpocząć. Jeżeli okaże się, że połączenie to cieszy się dużym zainteresowaniem podróżnych, będzie rentowne, nic nie będzie stało na przeszkodzie wprowadzeniu następnych kursów. Kwestia połączenia Torunia z Berlinem przez Gorzów dalej jest otwarta i nie wyklucza ona tego co robimy w tej chwili. Jeżeli okaże się, że jest zapotrzebowanie na taką linię nie widzę przeszkód, żeby zostało ono zrealizowane. Z tego co obserwuję dyskusja na ten temat cały czas trwa, również w województwach, przez które ma przebiegać połączenie. Tu i ówdzie słyszymy, że wszyscy są za, ale ważniejsze są określone decyzje finansowe. My takie deklaracje złożyliśmy, ale muszą zrobić to pozostali. Wiadomo, sami jako lubuszanie, tego nie sfinansujemy.

- Prezydent Jacek Wójcicki bardzo liczy na pomoc województwa w finansowaniu gorzowskiej filharmonii. Czy swoje nadzieje skierował on we właściwym kierunku?

- Głównym partnerem rozmów dla prezydenta Gorzowa w obszarze współfinansowania utrzymania filharmonii jest minister kultury i dziedzictwa narodowego. Z tego co wiem, ta droga nie została jeszcze uruchomiona. Wmontowanie finansowania istniejącej już filharmonii w budżet województwa jest bardzo, ale to bardzo trudne, żeby nie użyć słowa niemożliwe. Zachęcałbym jednak władze miasta do podjęcia rozmów z nowym ministrem. Łatwo nie będzie, gdyż w przypadku takich instytucji jak filharmonie najpierw prowadzi się konsultacje z organami, które mogą je współfinansować, a potem buduje się obiekt. W Gorzowie wyszło inaczej i teraz mamy kłopoty.

- Jakie widzi pan województwo, kiedy skończą się wielkie unijne pieniądze, co stanie się już za kilka lat?

- Zacznę od tego, że w ostatnich latach naprawdę zrobiliśmy bardzo wiele, inwestując głównie w infrastrukturę. Może wielu już zapomniało, że mamy drogę S-3, bo już do niej się przyzwyczailiśmy. Trwają dalsze prace przy budowie tej drogi na południe. Jeżeli weźmiemy pod uwagę inne powstałe drogi, komunikacja naszego województwa z resztą Polski oraz w drugą stronę z Europą jest na wysokim poziomie. Korzystając z unijnych środków wykonaliśmy mnóstwo remontów, ale to już jest wszystko za nami. Teraz czas pójść w kierunku inwestycji w nas samych. Takich inwestycji, które potem będą procentować wzrostem gospodarczym. Musimy bardziej pomagać przedsiębiorcom, szczególnie tym tworzącym nowe miejsca pracy, stawiać na innowacyjność oraz kierunkowe szkolenia, dzięki którym będzie rosła liczba pracowników wysokospecjalistycznych, bo nasz lokalny rynek takich osób właśnie poszukuje. Należy stawiać na rozwój turystyki. Jestem przekonany, że za kilka lat nasze województwie stanie się silniejsze i choć zawsze będziemy w dolnych rejonach, jeżeli chodzi o liczbę mieszkańców, to w innych rankingach zapewne będziemy w czołówce. Zresztą już w tej chwili przykładowo w rankingach oceniających jakość życia wcale nie wypadamy źle, choć oczywiście wszelkie oceny są zawsze pojęciami względnymi.

- Pańskim zdaniem jesteśmy już rozpoznawalnym województwem?

- Uważam, że tak. Od lat prowadzimy różnego rodzaju działania marketingowe, ale teraz zaczynamy skupiać się bardziej na promocji tych elementów, które będą nas wyróżniały w skali kraju. Choćby winiarstwo. Musimy mądrze wykorzystać nasze uroki turystyczne, ale też nie łudźmy się, nigdy nie będziemy mekką turystyczną. Dlatego stawiamy na trasy rowerowe, agroturystykę, żeby zachęcać ludzi do odwiedzania nas w formie wypoczynku czynnego.

- I na koniec, władza wojewódzka nic nie ma do wyboru wojewody, ale pana zdaniem nowa koalicja rządowa powinna postawić na wojewodę z północy, czy południa województwa?

- Dla mnie nie ma to większego znaczenia, gdyż powinniśmy dać sobie już spokój z literalnym powracaniem do tzw. umowy paradyskiej. W pierwszej kolejności powinny liczyć się kompetencje, a nie to skąd ktoś pochodzi. Oczywiście dla zrównoważonego rozwoju województwa musi istnieć dobra współpraca wszystkich jego części, dlatego podział wysokich stanowisk pomiędzy ludzi z południa i północy powinien być w jakieś formie zachowany. Co do wojewody, to jest on przedstawicielem rządu w terenie i zawsze uważałem, że analizowanie kandydatur pod kątem lokalnym mija się z celem. To premier wybiera i musi postawić na osobę, z którą będzie mu się dobrze współpracowało.

- Dziękuję za rozmowę.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x