Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home » Zdarzyło się kiedyś »
Ilony, Jerzego, Wojciecha , 23 kwietnia 2024

Pierwszy złoty medal mistrzostw świata

2012-08-31, Zdarzyło się kiedyś

Teraz, kiedy gorzowski sport wyraźnie podupadł, a o sukcesy nawet na arenie krajowej coraz trudniej, warto przypomnieć sobie wielkie dni naszych sportowców. Tym bardziej, że mija właśnie kolejna rocznica zdobycia pierwszego złotego medalu mistrzostw świata przez reprezentanta Gorzowa. Oto fragmenty reportażu Jana Delijewskiego z książki „Przygody ze sportem”, wydanej w 1985 r. przez Agencje DEJAMIR.

medium_news_header_1319.jpg

TĘCZOWY KOLARZ

LECH PIASECKI MISTRZEM ŚWIATA! CAMIPONE DEL MONDO!  Wiwatowali na jego cześć włoscy tifosi 31 sierpnia 1985 roku wokół górzystej pętli Giavera Del Montello. Nie, to niemożliwe… Przecież… Sam nie mógł w to uwierzyć. A jednak, on, nikt inny z grona 189 szosowców, został mistrzem świata amatorów… Był ostatnim, do którego to dotarło.

A było tak.
„Mierzejewskiego i Piaseckiego mianowano liderami grupy. Serediuka jako libero, wolny strzelec bez wielkich działań defensywnych, szukający swej szansy w ataku, a dla trzech pozostałych – tłuczenie kamieni na szosie – forsowanie tempa, obecność w awanturach nawet z góry skazanych na zagładę, lutowanie, spawanie, łatanie. (…) Jaskuła, Leśniewski, Szerszyński przyjęli chyba swój los bez specjalnego umartwienia.
Zenon Jaskuła był człowiekiem, który podczas początkowych okrążeni wyścigu nie opuszczał pierwszych pozycji, wtedy gdy pozornie walczy się o nic, albo wartości tak nieuchwytne dla obserwatora z zewnątrz, że prawie żadne. O uznanie trenera i być może kilka życzliwych słów.
Obok Jaskuły długo na powierzchni wody miotał się Jan Leśniewski, zanim wciągnął go wir bezlitosny i morderczy – zmęczenie i apatia przegranych.
Wreszcie Marek Szerszyński, najszczęśliwszy, bo najbardziej widoczny. Jechał obok polskiego mistrza świata prawie aż do końca. Najwierniejszy, to znaczy najwytrwalszy pomocnik wielkiego wygranego.

I jeszcze Andrzej Serediuk. Na czwartym lub piątym okrążeniu przy przeskakiwaniu owych trzech garbów szarpnął Jaroszenko. Szurkowski stał wtedy na zboczu obok Aleksandra Gusiatnikowa, który zastąpił w drużynie ZSRR Wiktora Kapitonowa. Jaroszenko szarpnął i było to jakby uderzenie młotem, eksplozja, trzęsienie ziemi. Gusiatnikow, stary rywal Szurkowskiego, zajarzył się z radości. Na czele peletonu bardzo pracowali Niemcy Lindnera, kłębiły się zagony zachodnich wolontariuszy, czaiły regularne szeregi skandynawskich formacji. Wszyscy zamarli, tyle było uderzeniowej siły w ataku Jaroszenki. Zanim Szurkowski odzyskał głos biało-czerwona sylwetka wyprysnęła z tej ogłuszonej trwogą gromady. Serediuk! Szedł strasznie. W skok był przy Jaroszence. Na grzbiecie „wielbłąda” mieli 40 sekund przewagi. Serediuk poprawił Jaroszenkę. Szurkowski spojrzał na Gusiatnikowa. Uśmiech zamarł na twarzy radzieckiego trenera. Jaroszenko puścił korbę. Atak, który miał wstrząsnąć peletonem, zakończył się, nim się zaczął.
Lider, być może główny, padł na drugim okrążeniu, jadąc na przodzie na dziesiątej pozycji. Tego dnia z różnych powodów udzielono 60 razy pomocy medycznej na trasie. I udar słoneczny, i potłuczenia, obtarcia, zranienia (…). Mierzejewskiego lekarz nie opatrywał. Wytrzymał uderzenia o asfalt i może walczyłby dalej, gdyby był biegaczem. Jako kolarz został spieszony. Rower w proszku, oba koła na złom.(…).

Spotkaliśmy się z Mierzejewskim w telewizyjnej salce przydrożnej gospody, naprzeciw polskiego boksu, aby popatrzeć co zrobi Piasecki. „Mierzej” zapowiedział mi już na wstępie, ze „Piasek” zostanie mistrzem świata, albo metodą odjazdu bezpośredniego co on, Mierzejewski, polecałby przede wszystkim, albo ostrym finiszem, najlepiej z odległości 300 metrów. Taki styl jazdy doradzał trener Szurkowski.(…)
Mierzejewski już siedział przy mnie na kamiennej podłodze obok włoskiego mistrza „diletanti” – Pelliconiego, obdartego ze skóry. Na ekranie Piasecki i ostatnie dwa okrążenia. Poszedł. Zaraz ich złapie! Popił, spokojny, tylko on może wygrać! Pięciu to znaczy w sam raz! Pudło pewne, choćby nie wiem co! Kto tu groźny? Włoch, Francuz? Z ”Piaskiem” nie mają szans. Leszek złociutki, wolniej, nie pracuj tyle, uważaj, któryś z północnych może skoczyć. Spokojnie, pomału. Pan zobaczy, pod górkę pójdzie sam. Solo! „Piasek” solo! O, już idzie. Nie dali! Teraz na koło! Prawie minuta są w przodzie. Rozjechali się. Nic nie robią. To za wcześnie. Złapią ich, złapią. Była taka szansa! Co teraz? No, „Piasek” nie puszczaj. „Szerszeń” goń Duńczyka. Strasznie idzie. „Piasek” za nim. Już za tym zakrętem koniec. Leszek, „Piasek!. „Piasek” oberwał ich z koła, po prostu ich oberwał!”
Tak opisywał 177 kilometrową jazdę Leszka Piaseckiego po tęczową koszulkę mistrza świata amatorów Maciej Biega na łamach tygodnika „Sportowiec”. Cytat to nieco długi, ale jakże wspaniale oddaje jeszcze wspanialsza walkę o zwycięstwo Piaseckiego i całego polskiego zespołu. Jakże pięknie komentował finiszowe metry A. Mierzejewski, który nie myślał o swoim pechu, nie rozczulał się nad sobą lecz sercem, całym swoim jestestwem był przy koledze, ogromnie się ciesząc, że ten dokonał wielkiej sztuki. Bez cienia zawiści, żalu, szczerze.

Cóż za cudowna musiała być tam atmosfera! No i ten fenomenalny Piasecki! Brawo Szurkowski! Postawił na „Piaska”, mimo iż doskonale wiedział, że ten przechodzi katusze, że nie jest w pełni sił fizycznych i wcale nie jest w szczytowej formie. No, ale to on zrobił z niego światowego formatu kolarza, znał go jak mało kto, więc wierzył, choć obaj mieli świeżo w pamięci kraksę na wyścigu w Belgii, gdzie na gorzowianina zwaliła się góra ciał i rowerów, czego konsekwencją był wybity bark, który tu pod włoskim niebem bolał jeszcze okrutnie. Jeszcze tydzień przed wielką galą na Giavera Del Montello ludzie słabsi duchem powątpiewali w sens czynienia Piaseckiego liderem. Trener Szurkowski miał wówczas powiedzieć: „Piasek” to „Piasek”, będzie go bolało, ale pojedzie, a inni będą dla niego pracować.

Wielki mistrz wiedział co czyni. Już od kilku lat Piasecki kreowany był przecież na jego następcę, a on się nie zapierał, wręcz pomagał, pchał do przodu co sił, wiedzy i trenerskiego talentu miał w sobie. Uczeń nie zawiódł mistrza, sam stając się mistrzem. I to w jakim stylu! Mimo słabości i bólu. Wspomniany i cytowany tu Maciej Biega, jeden z największych znawców kolarstwa wśród dziennikarzy, tak o tym powiedział: Aby wygrać mistrzostwo świata w szosowym kolarstwie trzeba się zdobyć na coś więcej niż to jest wyobrażalne. Żeby wygrać, kiedy jest się trochę obok górki, obok formy, trzeba być nie tylko kolarzem lecz także wspaniałym człowiekiem.” (…)

Jan Delijewski

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x