2025-10-08, Renata Ochwat: Moje irytacje i fascynacje
No i pojechali sobie gorzowianie na spotkanie z myszą lubecką. Okazuje się, że jednak zwiedzanie w grupie nadal ma swoich zwolenników.
Zmęczyło mnie pisanie o niekompetencji czy indolencji urzędników i ich coraz dziwaczniejszych pomysłach. Zatem przyszedł czas na coś przyjemnego. Jest w mieście coraz więcej nieformalnych grup turystycznych, ludzi, którzy się skrzykują i za niewielki w sumie pieniądz jadą w bliski dalszy świat. Podróżują, poznają, smakują, oglądają i wracają, choć czasami woleliby zostać tam, gdzie ich drogi zawiodą.
Jedna z takich grup właśnie wróciła z miasta trzech noblistów, kanapek z rybą oraz pewnej myszy, która się sprytnie ukryła na pewnym ołtarzu.
Chodziliśmy po brukach – po kostce z początku XX wieku, po kocich łbach z przełomu XVIII i XIX wieku i się zastanawialiśmy, dlaczego do jasnej Anielki u nas tak być nie może. A jak się podzieliłam wiedzą, że u sąsiadów jak się przekłada starą nawierzchnię z kocich łbów, to nawet kamienie się numeruje, aby wróciły w takim porządku, w jakim były. Nikomu do głowy nie przyjdzie, aby historyczne nawierzchnie w ścisłych centrach starych miast zamieniać na coś innego. I to jest też koszt, który ponoszą ci, którzy decydują się mieszkać właśnie w ścisłych centrach.
Spotykanie pewnych myszy, starych bruków, kanapek z rybą to przyjemność. I po takie przyjemności właśnie się podróżuje. Nasze miasto miało szachownicę w katedrze… Miało, bo ostatnia demolka zwana przebudową skutecznie ją zasłoniła. No cóż.
Renata Ochwat
Ps. Mija dokładnie 80 od chwili, kiedy to Szpital PCK zakończył misję ratowania więźniarek z Ravensbrück i został przekształcony w szpital zakaźny.
No i pojechali sobie gorzowianie na spotkanie z myszą lubecką. Okazuje się, że jednak zwiedzanie w grupie nadal ma swoich zwolenników.