2025-10-03, Pod rozwagę - Augustyn Wiernicki
Niestety, na horyzoncie widać już dramatyczną sytuację gospodarczą i społeczną w Polsce.
Żeby ją lepiej zrozumieć, należy rozpocząć analizę od wyjaśnienia przyczyn upadku gospodarki socjalistycznej i patologii transformacji ustrojowej.
Symbolem upadku polskiej gospodarki po 1989 roku i przyczyną deindustrializacji była transformacja gospodarcza polski autorstwa Balcerowicza-Sachsa-Sorosa. Ten plan horroru społecznego i gospodarczego swym nazwiskiem firmował Leszek Balcerowicz, który uruchomił kataklizm likwidacji przedsiębiorstw pod nazwą „wszystko, co socjalistyczne, do likwidacji lub na sprzedaż”… uruchomił zagładę gospodarki i exodus Polaków za chlebem na Zachód Europy. Należy się tu od razu wyjaśnienie. Całe gałęzie przemysłu i handlu nie były wcale socjalistyczne, tylko nasze narodowe i ciężką pracą polskiego robotnika i inżyniera wybudowane po drugiej wojnie światowej, na gruzach i zgliszczach pozostawionych nam przez niemieckich oprawców i sowieckich najeźdźców.
To ekonomia i system zarządzania był socjalistyczny, a nie efekt pracy polskiego robotnika i inżyniera. Okazało się, że na fundamencie ekonomii socjalizmu i pod rządami zideologizowanych sekretarzy na dłuższą metę rozwoju gospodarczego nie będzie. Próbowano jeszcze wydobyć gospodarkę Polski Ludowej z głębokiego kryzysu w latach 70., w którym to okresie słusznie postawiono na zachodnie licencje i nowoczesne technologie, inwestycje w tzw. przemysł terenowy w małych miastach tworząc miejsca pracy. Komuniści wiedzieli, że bez uprzemysłowienia kraju, bez tworzenia nowych miejsc pracy postęp w gospodarce będzie marny. Nie odcięli się jednak od ekonomii socjalizmu i to był główny powód niepowodzenia.
Szansą były reformy ministra Mieczysława Wilczka pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Ustawa Wilczka umożliwiła każdemu obywatelowi PRL prowadzenie działalności gospodarczej na równych prawach, co m.in. spowodowało aktywizację przedsiębiorstw, szczególnie małych i średnich. Minister Wilczek nie zakładał w swojej reformie gospodarczej likwidacji dużych przedsiębiorstw, nawet jeżeli ich kondycja finansowa była marna. Pozwolił im się restrukturyzować, przechodzić na zasady ekonomii rynkowej i rozwijać kooperację międzynarodową z małymi firmami. W bardzo krótkim czasie efekty reformy Wilczka przerosły wszelkie oczekiwania. Nastąpiła eksplozja przedsiębiorczości prywatnej, a zaopatrzenie rynku w rodzime towary osiągnęło wielkości widoczne na sklepowych półkach i w eksporcie. Bilans płatniczy Polski poprawił się i aktywność gospodarcza rosła coraz wyżej. Tylko, że tę reformę Wilczek mimo wszystko robił na starym fundamencie upadającej ekonomii socjalizmu. Mimo wszystko efekty tej reformy były widoczne. Społeczeństwo już do socjalizmu wrócić nie chciało, umacniał się ruch Solidarności i świadomość zmian ustrojowych w kierunku demokracji.
I tu wkroczył Soros i jego uczeń Sachs wykorzystując Leszka Balcerowicza (pisze prof. Kieżun). Pierwsze co zrobili, to zdemolowali reformy Wilczka i zabrali się za likwidację większych i obiecujących ekonomicznie przedsiębiorstw. Chyba obawiali się, że Polska sama sobie poradzi, więc pospieszyli się…
Następowało odprzemysłowienie polskiej gospodarki i uzależnianie jej od kapitału obcego, przede wszystkim niemieckiego. W ten sposób Polska z konieczności wpadała w tzw. pułapkę średniego rozwoju, a więc rozwoju zależnego od obcego kapitału w Polsce. To zjawisko pułapki średniego rozwoju charakteryzuje się tym, że Polska po osiągnięciu znaczącego wzrostu gospodarczego i rozwoju zaczyna tracić tempo, stając się krajem o średnim dochodzie, a gospodarka Polski przestaje doganiać kraje w pełni rozwinięte ze względu na zależność od nich, a w naszym przypadku od Niemiec.
Dzisiaj już nawet nie trzeba tłumaczyć, że wpadliśmy w uzależnienie od gospodarki niemieckiej. Każdy kryzys w Niemczech dzisiaj odbija się poważnym kryzysem w polskiej gospodarce. Brak w Polsce dużych rodzimych przedsiębiorstw, które zniszczono podczas tzw. transformacji ustrojowej, to dzisiaj główny powód bariery rozwojowej Polski i przyczyna pułapki średniego rozwoju. Te wielkie firmy, zniszczone realizacją planu Balcerowicza, powinny być dzisiaj lokomotywami ciągnącymi gospodarkę, poprzez związki kooperacyjne z tysiącami małych i średnich firm, które tak dobrze w Polsce się rozwijały i rozwijają. Ale ten kooperacyjny mechanizm dużych z małymi, jako podstawy modelu gospodarki, u nas już prawidłowo nie działa. Pogarsza się przez to kondycja finansowa tych przedsiębiorstw, brakuje im kapitału rozwojowego i na utrzymanie wysoko kwalifikowanych kadr. To efekt deindustrializacji, odprzemysłowienia naszych miast i miasteczek, to jedna z głównych przyczyn, że młodzi wykształceni nie widzą dobrych perspektyw dla siebie. Trudno im znaleźć pracę zgodnie z wykształceniem i na poziomie swoich ambicji. Płace są małe, zdolność kredytowa na własne mieszkanie prawie żadna, rodzinę strach zakładać z obawy, że nie podołają, jeżeli urodzi się dziecko. Żyją często tymczasowo, nie wiążą się aktem małżeńskim, a kredyt na własne mieszkanie najczęściej paraliżuje ich ambicje życiowe. W takiej sytuacji młodzi wykształceni szukają lepszych warunków życia gdzie indziej, opuszczają swoje rodzinne miejscowości, wyjeżdżają do dużych miast, a najczęściej emigrują za granicę.
Młodsi nie pamiętają, a ci najmłodsi nic z tego okresu nie wiedzą, że Gorzów był miastem wielkiego przemysłu i małych zakładów i jak na owe czasy budował całkiem rozsądne osiedla mieszkaniowe, w których do dzisiaj mieszkamy. Wybudowano m.in. hale z nowoczesnymi liniami produkcji ciągnika rolniczego marki Ferguson, na bazie licencji angielskiej, obiekty z linią produkcyjną Zakładu Przemysłu Jedwabniczego „Silwana” (od 1945 do 2014) i zmodernizowano Zakłady Włókien Chemicznych „Stilon” i wiele innych przedsiębiorstw. Niestety, na fundamencie ekonomii socjalizmu tego wszystkiego nie dało się rozwijać.
Banki zachodnie w latach 70-80. wpuściły Polskę w pułapkę zadłużenia i równolegle wywołana została hiperinflacja. Te nowe i początkowo nieźle funkcjonujące przedsiębiorstwa skazane zostały w planie Balcerowicza na sprzedaż za bezcen lub likwidację. 1 stycznia 1990 roku w Polsce rozpoczęła się zmiana gospodarki socjalistycznej na gospodarkę rynkową. Polskę zalał towar z Zachodu w ładnych opakowaniach, a polskie firmy, także te najlepsze, bez wsparcia finansowego państwa bankrutowały. To był ten początek deindustrializacji. Pojawiło się ogromne bezrobocie, bieda i beznadzieja. Rozpoczął się eksodus polskich robotników za pracą za zachodnią granicę, a szczególnie ludzi młodych i wykształconych.
Weszły na polski rynek zachodnie sieci handlowe ze swoją dystrybucją, a naszych rodzimych produktów nie było gdzie sprzedać, więc zalegały magazyny. Polskie banki zaczęły podnosić stopy procentowe naszym przedsiębiorcom i wykańczały rodzimą gospodarkę. Ten proces „naprawczy” nadzorowały właśnie zachodnie banki oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) w interesie tych zachodnich korporacji. O tych metodach „pomocy” państwom w kryzysie pisze w książce Globalizacja były prezes MFW i Banku Światowego Joseph E. Stiglitz (Nobel w 2001 r.).
Każda z transformacji prowadzona pod nadzorem MFW zaczynała się najpierw inflacją pochłaniającą oszczędności, a później gospodarka doznawała szoku stagnacji, bezrobocia i likwidacji firm. Doszły do tego jeszcze gigantyczne korupcje, jak choćby kradzież Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Tak Polskę służby specjalne oddłużały, że w końcu miliardowy fundusz rozkradli, a winnych dotychczas nie znaleziono… Znaleziono za to martwego pracownika NIK, który tę gigantyczną kradzież odkrył. Kolejnym gigantycznym przekrętem, od 1995 r., były Narodowe Fundusze Inwestycyjne (NFI), które miały być Programem Powszechnej Prywatyzacji. Każdy z 26 milionów dorosłych Polaków otrzymał udziały w polskich firmach NFI, dzięki czemu poczuł się ich cząstkowym właścicielem. Zarząd nad funduszami oddano w większości w ręce nieuczciwych firm zagranicznych, które od razu przystąpiły do przejęcia kapitału tych firm i po złodziejsku do ich likwidacji. Pod zarządami Narodowych Funduszy Inwestycyjnych było ponad pięćset najlepszych firm, które coś na rynku europejskim znaczyły. Jednej czwartej zaraz pomogli zbankrutować lub doprowadzono do likwidacji, a część z nich planowo przynosiła gigantyczne straty i kwalifikowała się do sprzedaży za bezcen. Kilka milionów pracowników tych firm i z Państwowych Gospodarstw Rolnych wyrzucano na bezrobocie, a ok. dwóch milionów tych najbardziej aktywnych zawodowo zaraz wyemigrowało za chlebem na Zachód.
Zamiast naprawiać i restrukturyzować, to przedsiębiorstwa warte miliardy złotych rozkradziono, zlikwidowano, za bezcen sprzedano, a pieniądze wyprowadzono z Polski. Te pozostałe polskie przedsiębiorstwa tego też nie mogły wytrzymać i zaczęły bankrutować. Plan Balcerowicza powstawał w ciekawym towarzystwie, w trudnych do zrozumienia warunkach i w podejrzanych okolicznościach. Profesor Paweł Bożek mówił, że Polska w czasie uruchamiania planu Balcerowicza była zadłużona tylko na 9,5% dochodu narodowego. Problem był inny: nie mieliśmy już polskich banków ani wielkich korporacji, a te, które były, to od 1989 r. niszczono lub za „grosze” sprzedano. Profesor Bożek pyta retorycznie: „Jak można rządzić krajem, nie mając polskich banków ani wielkich polskich korporacji?”. To pytanie jest aktualne także dzisiaj, kiedy pytamy o deindustrializację, czyli odprzemysłowienie Polski. Od tamtego momentu następuje zanik standardowych gałęzi przemysłu, często tych, które były flagowymi przedsiębiorstwami Polski znanymi na świecie. Do nich należały: budowa statków, przemysł maszynowy dla górnictwa, farmaceutyczny, przemysł chemii gospodarczej i przemysłowej, przemysł przetwórstwa rolno-spożywczego, przemysł zbrojeniowy, samochodowy i kolejowy oraz cały handel, itd. Bez tych gałęzi gospodarki, bez dobrych przedsiębiorstw dobrobytu nie da się zbudować, nie da się stworzyć dobrej polityki zatrudnienia dla tysięcy dobrze wykształconych absolwentów szkół zawodowych, średnich i wyższych.
Polska przed transformacją gospodarczą, jeszcze w latach 80., była liczącą się gospodarką nie tylko w Europie. Ekonomię socjalizmu należało zamienić na ekonomię rynkową i postawić sterowanie gospodarką na właściwe tory, a nie wszystko niszczyć. Do dziś nie odbudowaliśmy tego zniszczonego i za bezcen roztrwonionego przemysłu, a handel i banki oddaliśmy w ręce zachodnich korporacji. Kapitał bankowy częściowo odzyskaliśmy, a gospodarczy już nie odzyskaliśmy do dziś. Czy mając taki model gospodarczy można spodziewać się dynamicznego rozwoju i szans dla kolejnych pokoleń? Grozi nam trwała pułapka średniego rozwoju, ciągła zależność od gospodarki niemieckiej i skazanie nas na marsz zawsze z tyłu za tymi najbogatszymi.
Od 1989 roku mamy w Polsce gospodarkę neoliberalną bezwzględnego kapitalizmu. Od 1 maja 2004 roku Polska jest w Unii Europejskiej i staliśmy się zakładnikami jej dyrektyw i przez to prawie niczego nam nie wolno w rozwoju gospodarczym. Wolno nam budować drogi, autostrady, odnawiać zabytki, budować hale sportowe, teatry i filharmonie, boiska sportowe ”orliki” i ścieżki rowerowe, kupować środki transportu i wagony kolejowe z funduszy UE od producentów zachodnich, na które wpłacamy swoją składkę. Nie ma jednak przyzwolenia UE na odbudowę polskiej gospodarki, polskich przedsiębiorstw, które kiedyś znane były w Europie i świecie. Nie należy się dziwić, że nasz rynek nie zabezpiecza miejsc pracy naszym wysoko kwalifikowanym pracownikom, nie tworzy warunków dobrego wynagradzania dla wykształconej młodzieży. Nie dziwmy się, że Polska się wyludnia, wyludniają się nam miasta i wsie, a co aktywniejsi uciekają do dużych miast i emigrują do państw zachodnich.
Politycy chyba tego wszystkiego nie rozumieją, nie widzą, a już na pewno nie pojmują dzisiejszych skutków tamtej transformacji gospodarczej z lat dziewięćdziesiątych. Znowu dzisiaj rośnie do ogromnych rozmiarów zadłużenie Polski, wzrasta bezrobocie, małe firmy masowo bankrutują, inne narzekają na sytuację finansową, dużych i tych ciągnących gospodarkę „lokomotyw” nie ma, młodzi mało zarabiają, nie stać ich na mieszkanie i boją się zakładać rodziny, bo mówią, że ich na dziecko nie stać. Wkrada się bieda do naszych domów. Wstrzymano duże inwestycje, które mogłyby uruchomić aktywność gospodarczą, polskie firmy wykluczane są z narodowych kontraktów, a co niektórzy politycy bardziej martwią się o niemieckie interesy niż o nasze narodowe. Chyba tak źle dawno nie było. Polacy płacą ogromną cenę za patologię transformacji - pisze prof. Kieżun w swojej książce pod tym tytułem. Czy czasem znowu nie jesteśmy „wyprowadzani w pole” obiecankami i hasłami… Zielonego Ładu? Z perspektywy tamtych czasów źle to dzisiaj widzę. Polski jednak musimy ciągle bronić i pilnować!
Augustyn Wiernicki
Niestety, na horyzoncie widać już dramatyczną sytuację gospodarczą i społeczną w Polsce.