Echogorzowa logo

wiadomości z Gorzowa i regionu, publicystyka, wywiady, sport, żużel, felietony

Jesteś tutaj » Home »
Jolanty, Lotara, Wita , 15 czerwca 2025

Mówiły jaskółki, że kiepskie są spółki

2015-05-08 12:33:38, Autor: Jerzy Kułaczkowski | Kategorie: Miasto,

Nowa miejska władza po przeprowadzeniu czystki w magistracie, jak mówią niektórzy, czy też po optymalizowaniu struktur, jak chcą inni, zapowiedziały, że teraz na tzw. warsztat wezmą spółki komunalne. Obawiam się, że nastąpi powtórka z rozrywki, czyli tak jak to było w przypadku zmian w magistracie, uwaga opinii publicznej skupi się na decyzjach kadrowych, a nie na istocie tych zmian, a więc na tym czemu one miały służyć. Czeka nas zapewne wielka dysputa nad tym, dlaczego poleciał ten, a nie tamten prezes, który z nich zdołał się wkraść w łaski nowego prezydenta, a który niestety został uznany za relikt starej władzy i dlatego został „zczyszczony”. Jeżeli tak się stanie, to cały ten szumnie zapowiadany proces nie będzie wart funta kłaków i właściwie wszystko zostanie po staremu, tyle, że na kilku atrakcyjnych posadach zobaczymy nowe osoby. A przecież nie o to powinno w tym wszystkim chodzić.

Ocena kondycji miejskich spółek, ich sposobu działania, wypełniania przez nie zadań będących obowiązkiem samorządu, właściwego nimi zarządzania powinna stać się nie tylko jednym z najważniejszych elementów bilansu otwarcia, sporządzenie którego od dawna obiecuje prezydent Wójcicki, ale winna doprowadzić przede wszystkim do  sformułowania konkretnych wniosków służących podniesienia jakości ich pracy.

A jest co zmieniać i poprawiać w gorzowskich spółkach.

W pierwszej kolejności musi nastąpić zmiana sposobu myślenia o istocie działania spółek komunalnych. Funkcjonują one co prawda według zasad Kodeksu spółek handlowych, którego regulacje odnoszą się do organizmów gospodarczych, mających na celu generowanie zysku. Tymczasem spółki komunalne mają zwykle do wypełnienia także określone zadania społeczne, które bardzo często nie pozwalają na osiągnięcie dodatniego wyniku ekonomicznego. Niestety w corocznej ocenie działalności spółek dokonywanej przez radnych najważniejsze jest to, czy spółka ma zysk, czy nie daj Boże stratę. Takiemu postawieniu problemu zwykle kibicują media, które też skupiają swą uwagę nie na tym jak spółka funkcjonuje w miejskiej społeczności, tylko na tym ile zarobiła na swej działalności podstawowej. Nie powinno więc dziwić, że Słowianka, która w swej kilkunastoletniej historii nigdy nie osiągnęła pozytywnego wyniku zawsze jest za to bezwzględnie krytykowana mimo znakomitej działalności na rzecz sportu wyczynowego i powszechnego, mimo tworzenia wspaniałych warunków do aktywnego wypoczynku dla gorzowian. W corocznych rozważaniach radnych o kondycji miejskich spółek zawsze brakowało mi pogłębionej refleksji nad kierunkami ich dalszego działania i rozwoju, czy choćby próby oceny realizacji zadań na nich spoczywających. Ot, takie klasyczne odfajkowanie tematu. Ze swoich osobistych doświadczeń mogę powiedzieć, że nie inaczej było na dorocznych zgromadzeniach wspólników, które odbywały się przede wszystkim dlatego, że taki wymóg stawia wspomniany KSH. Nie zdarzyło się by właściciel zadał sobie trud sformułowania perspektywy rozwoju, skonkretyzowania zadań dla zarządu, które byłyby elementem ogólno miejskiego programu, czy strategii działania. Wydaje mi się, że ten fakt zauważył wiceprezydent Marcinkiewicz, który niedawno mówił o tym, że spółki żyją swoim własnym życiem, jakby poza głównym nurtem funkcjonowania miasta, które powinno być przecież organizmem pod każdym względem spójnym i wspólnym. Ale żeby tak się stało musi być, jak to się mówi w wojsku, „zadaniowanie” poszczególnych zarządów spółek ze strony właściciela.

W czasach gdy pełniłem funkcje prezesa Słowianki odbywały się co prawda spotkania wszystkich  prezesów z właścicielem, ale nigdy nie miały one charakteru merytorycznego, zwykle było to około świąteczne spotkanie towarzyskie. Nigdy nie było harmonizowania działań poszczególnych spółek, jakichś wspólnych inicjatyw służących mieszkańcom, każdy sobie rzepkę skrobał. Wbrew pozorom takich możliwości i potrzeb wspólnych działań spółek jest w mieście całkiem sporo i wcale nie muszą one sprowadzić się do sfinansowania pomnika Kazia Furmana, bo to był jeden z ostatnich pomysłów prezydenta Jędrzejczaka, który w ten sposób chciał na spółki przerzucić ciężar zrealizowania swojej obietnicy wykupienia gotowego już pomnika z odlewni.

Myślę zresztą, że w tym dążeniu do integrowania działań wszystkich miejskich spółek i instytucji można pójść jeszcze dalej. Od dłuższego czasu próbuję zainteresować różne osoby i instancje pomysłem stworzenia osobnego organizmu gospodarczego do obsługi administracyjno – księgowej i zaopatrzeniowej dla wszystkich miejskich spółek. Takie rozwiązanie widziałem w jednym niemieckich miast, w którym zapoznawałem się z funkcjonowaniem miejskiego basenu, a w którym administracja sprowadzała się do szefa i wielofunkcyjnej asystentki. Resztę zadań wypełniała komunalna firma obsługowa. I to działało. Jakoś nie udało mi się zarazić tym rozwiązaniem nikogo, mimo że korzyści wydają się być oczywiste. Wystarczy policzyć ile oszczędności przyniosłaby likwidacja stanowisk  głównych księgowych, księgowych, kadrowych, zaopatrzeniowców, różnych krewnych królika poutykanych w poszczególnych firmach. Mam zresztą nadzieję, że zapowiedziany audyt w miejskich spółkach będzie polegał także na ocenie racjonalności zatrudnienia, analizie trafności zastosowanych rozwiązań personalnych i strukturalnych. Można bowiem odnieść wrażenie, że w niektórych miejscach mamy do czynienia  ze  swoistymi bizantyjskimi strukturami, zgodnie z zasadą, że tym ważniejszy szef im więcej ma  podwładnych.

Nie od rzeczy będzie analiza celowości istnienia niektórych organizmów gospodarczych. Czy nie warto wrócić do przewijającego się od dawna pomysłu na połączenie Słowianki i Ośrodka Sportu i Rekreacji w jedną strukturę? Tu też widać spore możliwości do oszczędności i sprawniejszego działania. Tyle, że oznacza to także mniej synekur do obsadzenia, co nie wszystkim będzie się podobało. Ale przecież prezydent Wójcicki nie musi chronić stworzonego w poprzedniej epoce systemu towarzyskich koterii.

Spore wątpliwości budzi także obecność w mieście Gorzowskiego Rynku Hurtowego, który jest klasycznym przykładem spółki, która niczego nie tworzy, a którego szef jest przykładem osoby mylącej rolę menadżera z działalnością polityka. Wynikały z tego kosztowne konsekwencje, bo prezes musiał mieć sukces, który mógłby też pójść na konto pryncypała, stąd niewydarzone projekty w rodzaju osławionego ryneczku przy Hawelańskiej, zakupu koszmarnych bud porozstawianych na rynku przy  Jerzego, kosztowne i zbyteczne ogrodzenia całego rynku. Z jednej strony wydaje się ciężkie tysiące na rozmaite prezesowskie fanaberie, z drugiej natomiast drenuje się kieszenie handlarzy obecnych na pchlim targu nadającym gorzowskiemu targowisku fajnego klimatu i kolorytu.

Na szczególne potraktowanie zasługują rady nadzorcze poszczególnych spółek. Wydaje się, że w wielu przypadkach można by było sobie darować ich utrzymywanie, tym bardziej że taka możliwość przewiduje KSH. Często są to obciążające budżet spółek organy, które nie przynoszą żadnych korzyści i pozytywów. Tym bardziej, że w ostatnich latach prezydentury Tadeusza Jędrzejczaka funkcja członka rady nadzorczej w spółkach komunalnych stała się zwykłą synekurą dla zasłużonych. Wystarczy spojrzeć na ciągle aktualne składy rad, gdzie znajdziemy różnych ratuszowych urzędników, w tym i tych, którzy ostatnio utracili swoje posady w magistracie, osoby związane z poprzednim prezydentem w rozmaity sposób, często nie mieszkające w naszym mieście, które znalazły się w RN według nieczytelnego klucza. Rady nadzorcze i zarządy gorzowskich spółek zbyt często stanowią prawdziwe towarzystwa wzajemnej adoracji, gdzie obowiązuje podział ról; rady nadzorcze dostają należne diety, a w zamian za to nie przyglądają się zbyt uważnie radosnej twórczości zarządów. Mamy więc do czynienia z czymś w rodzaju zblatowania statutowych organów spółek, czyli z sytuacją w której trudno mówić o skutecznym wypełnianiu funkcji kontrolnych i nadzorczych. Jeśli  więc rady nadzorcze i zarządy nie będą rzetelnie wypełniać swoich zadań i ról wynikających z KSH i wewnętrznych regulaminów, to może lepiej zrezygnować z tej dosyć kosztownej fikcji.

Jestem też przekonany, że należy dokonać szczegółowej analizy poziomu wynagrodzeń zarządów w gorzowskich spółkach. W moim przekonaniu, jest ono zbyt wysokie, jak na lokalne warunki i w żaden sposób nie jest powiązane z wynikami ich pracy. Taki pogląd wyrażałem także w czasach gdy pełniłem funkcję prezesa, co znalazło swoje odzwierciedlenie w umowie, jaką zawarłem z przewodniczącym rady nadzorczej, w której dobrowolnie zgodziłem się na obniżenie moich zarobków. Ponieważ jednak w ten sposób powstał niebezpieczny dla innych zarządów precedens, to rychło zostałem przywołany do porządku i do rezygnacji z durnych (dla niektórych kolegów) pomysłów.

To tylko niektóre osobiste refleksje i oceny dotyczące gorzowskich spółek, wynikające z mojego kilkuletniego doświadczenia w pełnieniu funkcji prezesa zarządu spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Zrobił się z tego i tak pokaźny elaborat, może dla  niektórych nudny i mało przekonywujący. Spodziewam się jednak, że już wkrótce temat gorzowskich spółek stanie się gorący i wywołujący całkiem spore emocje. Oby ta spodziewana dyskusja przyniosła pozytywne i korzystne dla nas wszystkich skutki.

X

Napisz do nas!

wpisz kod z obrazka

W celu zapewnienia poprawnego działania, a także w celach statystycznych i na potrzeby wtyczek portali społecznościowych, serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z serwisu wyrażasz zgodę na przechowywanie cookies na Twoim komputerze. Zasady dotyczące obsługi cookies można w dowolnej chwili zmienić w ustawieniach przeglądarki.
Zrozumiałem, nie pokazuj ponownie tego okna.
x