2015-07-19 13:39:13, Autor: Jerzy Kułaczkowski | Kategorie: Miasto,
Po roku 1989 wiele się w naszym kraju zmieniło. Problemy nie do rozwiązania w poprzednim systemie nagle okazały się „małym pikusiem”, obok spraw naprawdę wielkich i podstawowych skutecznie zlikwidowano kwestię braku sznurka do snopowiązałek, nie ma sprawy skupu butelek po rozmaitych płynach, nie brakuje papieru toaletowego.
Jednak jest sprawa, która wiąże się właśnie z owym toaletowym papierem, którego jak się rzekło nie brakuje, natomiast nie starcza miejsc gdzie można by go zgodnie z jego przeznaczeniem użyć, czyli publicznych, za przeproszeniem, sraczy.
Nie jest to na pewno problem na miarę reformy polskiego systemu emerytalnego, którego zapaścią grożą nam politycy zarówno z lewa, jak i prawa, jest to jednak niewątpliwie kwestia wyznaczająca poziom ogólnej kultury narodu.
Kiedyś stan naszych publicznych kibli (cisną się na usta mocniejsze określenia) wołał o pomstę do nieba, byliśmy pod względem bliżsi standardom azjatyckim. Głęboko w pamięci utkwił mi obraz dziury w podłodze zamiast muszli klozetowej w toalecie znajdującej się w dosyć przyzwoitym zajeździe w okolicach Białej Podlaskiej, w trakcie edukacyjnych wycieczek po Polsce snuliśmy z wnukiem uczone rozważania na temat strategicznej roli tzw. gdanisk będących ważną częścią krzyżackich zamków. Z podziwem oglądałem toalety zastosowane w czeskich zamkach, które były swego czasu wyznacznikiem nowoczesności i postępu, a z pasjonującej lektury ksiązki o Syberii widzianej oczami amerykańskiego podróżnika najbardziej utkwił mi w pamięci opis góry zamarzniętych odchodów w pomieszczeniu udającym toaletę na lotnisku w Irkucku.
Jak z tego widać problem ten towarzyszył mi w rozmaitych życiowych okolicznościach, a szczególnej wagi nabierał w sytuacjach, gdy przyparty tak zwaną potrzebą dosyć gorączkowo poszukiwałem stosownego przybytku. Raz nawet miałem dosyć wątpliwą przyjemność spierania się z funkcjonariuszem MO na temat tego czy zachowałem się nieobyczajnie sikając w niedostatecznie gęstych krzakach, co mogło zdemoralizować małoletnie dziatki.
Sądzę, że o przygodach związanych z poszukiwaniami toalety można by napisać opasłą i dramatyczną w treści książkę, tego rodzaju przygody są bowiem stałym elementem różnych wakacyjnych wypraw i wycieczek. Tubylec zawsze sobie jakoś poradzi, natomiast turysta, często pozbawiony znajomości miejscowego narzecza, musi się zmagać z tym problemem. Zdarzają się, bowiem jeszcze miejsca, które nie są wyposażone w toalety, całkiem niedawno zwiedzając makietę dawnego Poznania, w trakcie dramatycznego pokazu pożaru grodu Przemysła, usłyszałem jeszcze bardziej dramatyczne „dziadek, siku”. Dramatyczne, bo okazało się, że w tym obiekcie nie ma toalety, stąd galop po okolicznych kawiarniach w poszukiwaniu życzliwych ludzi.
Opowiadał mi kiedyś dyrektor Stadionu Śląskiego, że ten obiekt, ów słynny kocioł czarownic, miejsce wielu historycznych dla polskiego sportu wydarzeń, które obserwowało czasem i sto tysięcy widzów, posiadał zaledwie kilka toalet.
Nie dziwił mnie, więc i ten fakt, że w trakcie przebudowy i modernizacji żużlowego stadionu na ulicy Śląskiej toalety dla kibiców były realizowane w ostatnim etapie realizacji inwestycji.
Każdy, kto był na meczu żużlowym na gorzowskim stadionie w ubiegłym wieku musiał zapamiętać wianuszek kibiców obsikowujących ogrodzenie i niewielką budkę udającą toaletę.
Nie inaczej jest w ścisłym centrum Gorzowa, kiedyś pod pomnikiem Marii była publiczna toaleta, przez lata całe nie potrafiono sobie jednak poradzić z przeciekającym sufitem w tym pomieszczeniu. Problem rozwiązano likwidując jedną z nielicznych publicznych toalet w mieście. Typowo, po gorzowsku, rozwój przez likwidację. Turystę znajdującego się w potrzebie kieruje się do toalet znajdujących się w nieodległym ratuszu. Kiedyś się mówiło, że Mrożek by czegoś takiego nie wymyślił. Mimo, że Sławomira Mrożka, jak także mistrza filmowego absurdu Ryszarda Barei nie ma już wśród żyjących, to nonsensów i rozmaitych poczwórnych alternatyw nasza codzienna rzeczywistość nam nie szczędzi.
Plotka głosi, że w trakcie niedawnych Dni Gorzowa, na zapleczu sceny umieszczonej na nadwarciańskich łęgach znajdowała się ukryta przed ciekawskimi oczami widzów toaleta dla artystów; prawdziwe cudo techniki XXI wieku w tym względzie. Dla gawiedzi były przygotowane przaśne i niezbyt zachęcające do odwiedzin toy-toje, natomiast dla VIP-ów istne cacko. Ci, którzy mieli możliwość odwiedzenia tego miejsca nie mogli wyjść z podziwu, nawet dokumentując swój tam pobyt stosowną słit-focią.
Nie domagam się by takie cudeńko zagościło na stałe na naszym Starym Rynku, ale samo oczyszczające się toalety, które są stałym elementem miast na zachodzie Europy to nie jest coś, co przekraczałoby możliwości finansowe naszego miasta. Dedykuję ten pomysł władzom Gorzowa i naszym światłym radnym.