2016-03-25 18:34:16, Autor: Jerzy Kułaczkowski | Kategorie: Miasto,
Od ostatnich wyborów samorządowych nie upłynęło zbyt wiele wody w Warcie, a ukształtowana w ich wyniku Rada Miasta Gorzowa uległa istotnym zmianom. Nie miały one zapewne charakteru trzęsienia ziemi, ale osiągnęły jednak poziom początkowych wskaźników skali Richtera. Niektóre kluby zniknęły w ogóle (SLD), pojawiły się całkiem nowe (Nowoczesna), inne zaś uległy poważnym zmianom ilościowym, a co za tym najczęściej idzie także jakościowym. Jak zatem wygląda obecny krajobraz (nie po bitwie, bo tego na szczęście udało się uniknąć) w gorzowskiej Radzie?
Największy na początku kadencji klub Ludzi dla Miasta nie uniósł ciężaru odniesionego sukcesu. Potwierdziły się niestety moje obawy wyrażone w powyborczym felietonie i szybko doszło do wewnętrznych podziałów, istotnych różnic w poglądach z prezydentem Wójcickim co w ostatecznym rezultacie doprowadziło do tego, że ten klub i prezydent poszli odrębnymi ścieżkami. Ludzie dla Miasta szybko przekonali się, że sztuka rządzenia różni się znacznie od ich wyobrażeń i idealistycznych wizji. Siłą tego klubu jest jego wyrazista i energiczna liderka, która jednak zbyt często ulega emocjom, a jej brak doświadczenia w grach politycznych jest aż nadto widoczny.
Radni Platformy Obywatelskiej źle znoszą klęskę tej partii w wyborach parlamentarnych, stracili wiele ze swej dotychczasowej dynamiki i przebojowości, brakuje sensownych pomysłów na miasto, z których kiedyś ten klub był znany. Po odejściu kilku radnych klub stał się mniej wyrazisty, a jego członkowie mniej widoczni. Poza przewodniczącym Rady nie widać teraz w składzie tego klubu jakiś wybitnych postaci, natomiast sam Robert Surowiec skupia się chyba bardziej na tym by obronić swą zagrożoną funkcję. Obawiam się jednak, że proces erozji tego klubu będzie trwał, a nawet się pogłębiał.
Natomiast radni Prawa i Sprawiedliwości skupili się na konsumpcji owoców wyborczego zwycięstwa swojej partii. Wszyscy, jak jeden mąż, otrzymali w nagrodę za wierność i cierpliwość atrakcyjne, bo wysoko wynagradzane posady, co siłą rzeczy niewątpliwie wpłynie na ich aktywność jako radnych, bo przecież na te wysokie apanaże trzeba będzie zasłużyć właściwym wypełnianiem swych zawodowych obowiązków. Niektórzy z radnych PiS musieli złożyć swoje mandaty, na ich miejsce przyszli, bądź przyjdą ludzie bez żadnego samorządowego doświadczenia, a w przypadku pani Surmacz jedyną jej kwalifikacją do pełnienia roli radnego jest noszenie znanego nazwiska. Na marginesie chcę powiedzieć, że nigdy nie podobało mi się tworzenie politycznych dynastii, a gorzowskie doświadczenia w tym względzie były jak najgorsze. Boję się, że tym sposobem aktywność i znaczenie tego klubu w gorzowskiej radzie będzie o wiele mniejsza niż dotychczas, bo już teraz widać, że w niektórych przypadkach będziemy mieli do czynienia z wyraźnym konfliktem interesów (radny Jałowy), a absencja i wcześniejsze opuszczanie sali sesyjnej przez radnych PiS stanie się trwałym zjawiskiem. Zastanawiam się także, jak człowiek pracujący na co dzień w Warszawie będzie mógł właściwie i skutecznie wywiązywać się z zaszczytnej i trudnej roli radnego.
Klub radnych Nowoczesna jest najmniejszy pod względem ilości członków, ale bardzo znaczący pod względem jego składu osobowego. Nie udało się zrealizować buńczucznych zapowiedzi utworzenia trzynastoosobowgo klubu, który przede wszystkim miał obalić Roberta Surowca z funkcji przewodniczącego Rady. Pretensje przedstawicieli Nowoczesnej o niepowodzenie tego projektu są widoczne aż nadto i objawiają się w mojej opinii częstymi atakami na osobę przewodniczącego Kaczanowskiego, którego obwiniają za to, że zamiast trzynastu "szabel" muszą się ukontentować trzema. Poza tym wydaje mi się, ze niektórym członkom tego klubu nie do końca odpowiada rola miejskiego rajcy, marzy się im coś więcej i coś bardziej znaczącego w skali ogólnopolskiej. Stąd dosyć wysoki poziom frustracji wynikający także i z tego, że nie mają wystarczającej siły na realizację swoich, często interesujących pomysłów.
Na koniec zostawiłem sobie klub, którego obecność w gorzowskiej radzie budzi najwięcej emocji i kontrowersji. Gorzów Plus stał się nieoczekiwanie najliczniejszym klubem w radzie, co według niektórych oznacza, że już wkrótce jego przedstawiciel będzie zabiegał o funkcję przewodniczącego gorzowskich rajców. Nie sądzę, żeby tak się stało, bo członkowie tego klubu będą starali się dowieść, że nie o funkcje i stanowiska im chodzi i że ich działaniami kierują zupełnie inne wartości. Bardzo interesującym jest fakt, że każda z tych siedmiu osób przyszła do tego klubu z różnych miejsc i środowisk. Ta różnorodność może być siłą tego klubu, ale i zagrożeniem, jeżeli przewodniczącemu Marcinowi Kurczynie nie uda się scalić ich wszystkich wobec wspólnych celów i jednolitego programu. Celem takim nie może być, co wydaje się być oczywiste także dla radnych Gorzowa Plus, wyłącznie wspieranie prezydenta Wójcickiego. Radni Gorzowa Plus wcale nie ukrywają swoich proprezydenckich sympatii i chęci współdziałania w realizacji jego programu. Ostatnie oświadczenie Jana Kaczanowskiego w sprawie niewłaściwej według niego, polityki kadrowej Ratusza, pokazuje jednak, że klub ten nie zamierza być grupą bezwolnych marionetek pozbawionych własnego zdania.
Sytuacja jest, jak to się mówi dynamiczna, chwilami aż za bardzo dynamiczna. Gorzów wymaga spokojnej i przemyślanej pracy wszystkich z elity władzy dla jego rozwoju i pomyślności. Na dziś wydaje się, że największym zwycięzcą tych wszystkich zmian stał się prezydent Jacek Wójcicki, któremu udało się zbudować silne zaplecze polityczne w Radzie Miasta, bo oprócz wsparcia radnych z Gorzowa Plus może liczyć także na głosy radnych PO, co umożliwi mu spokojną realizację swoich zamierzeń. Teraz tylko powinien umieć to poparcie wykorzystać. Ale to już temat na inną opowieść.