2016-11-14 10:49:10, Autor: Jerzy Kułaczkowski | Kategorie: Miasto,
Ani się obejrzeliśmy, jak minęła połowa kolejnej kadencji czteroletniej kadencji lokalnych samorządów. Dwa lata to dużo i mało. Dużo na przeprowadzenie zmian personalnych, rozwiązanie doraźnych problemów, mało na zrealizowanie poważnych inwestycji i dokonanie istotnych reform strukturalnych. Połowinki na pewno nigdy nie będą dobrą okazją do tego by zgodnie z ewangeliczną zasadą „po owocach ich poznawać”. Czasu, bowiem pozostaje jeszcze sporo i wiele można przez te pozostałe dwa lata zdziałać. Przy tej okazji należy zwrócić uwagę na następujący fakt: do historii Gorzowa przeszli przede wszystkim ci jego włodarze, którzy rządzili miastem przez czas dłuższy niż pojedyncza kadencja. Cztery lata to zdecydowanie za mało, by pozostawić po sobie jakiś trwały ślad, spowodować takie zmiany w miejskiej tkance, które na stałe pozostaną w wyglądzie miasta będąc zarazem jednoznacznie kojarzone z konkretnym prezydentem.
Nie powinno, więc dziwić to, że prezydent Wójcicki po objęciu władzy w Gorzowie skoncentrował swe działania na sformułowaniu perspektywy rozwoju miasta. Wieloletni Plan Inwestycyjny, bo taki tytuł nosi przygotowany przez jego ekipę dokument określił cele i oszacował koszty ich realizacji, które mają przekroczyć imponującą kwotę miliarda złotych. Naturalnie ten program nie jest w stanie spełnić wszystkich oczekiwań i potrzeb mieszkańców, można mieć do niego sporo uwag i zastrzeżeń. Nie można jednak nie zauważyć tego, iż stanowi próbę sprecyzowania działań inwestycyjnych na najbliższe lata, określenie priorytetów uwzględniających nie tylko potrzeby, ale i możliwości, pozwoli, mam nadzieję, uniknąć chaosu i decyzji podejmowanych pod wpływem chwilowych emocji i doraźnych potrzeb politycznych, co było szczególnie widoczne w poprzednich latach. Oby nie zabrakło tylko konsekwencji w działaniu i odpowiednich zespołów ludzi do realizacji programów inwestycyjnych. Bo można mieć niestety w tym względzie wątpliwości wywołanych choćby kłopotami z dotrzymaniem terminów remontów gorzowskich ulic. Skali planowanych przedsięwzięć inwestycyjnych nie da się przecież porównać z zakresem i wartością robót na ulicy Walczaka, czy Warszawskiej.
Spore kontrowersje wśród gorzowian budzą niektóre wybory personalne prezydenta Wójcickiego, a zwłaszcza to, że chętnie sięga on po ludzi spoza naszego miasta. Z jednej strony nikt nie zgłaszał żadnych zastrzeżeń wobec pani Gil - Piątek, czy Wojciecha Kłosowskiego, uznanych ekspertów od rewitalizacji miast, z drugiej natomiast sięgnięcie po nikomu nie znanego w Gorzowie człowieka z Krosna Odrzańskiego i mianowanie go swym zastępcą spotkało się z powszechnym potępieniem. Trzeba jednak pamiętać o tym, że wiceprezydent to stanowisko polityczne, poza tym każdy szef ma prawo dobierania sobie najbliższych współpracowników zgodnie ze swymi wymaganiami i oczekiwaniami ponosząc zarazem za swe wybory pełną odpowiedzialność. Nie przeceniałbym zresztą roli i znaczenia wiceprezydentów, konia z rzędem temu, kto potrafi przypomnieć zastępców prezydenta Wożniaka, czy nawet niedawnego prezydenta Jędrzejczaka. Wiceprezydenci nie są, bowiem bytem autonomicznym, są raczej swoistym księżycem świecącym światłem odbitym i wypełniającym rolę narzędzia w rękach swego pryncypała. Nie ma więc za bardzo o co spierać, kruszyć kopie i niezdrowo się ekscytować. Prezydent Wójcicki pokazał przecież, że nie ma żadnych skrupułów w sytuacji, gdy uzna, iż któryś z jego zastępców nie potrafi wywiązać się z nałożonych na niego zadań.
Być może ta karuzela stanowisk na najwyższym poziomie w ratuszu kręci się zbyt szybko, wyrzucając z siodła kolejnych „wicków”, ale należy to traktować jako swoiste wypadki w pracy, które zdarzają się wszędzie.
Nie czepiając się, więc kwestii drugorzędnych i mało w sumie znaczących mam właściwie tylko jedną zasadniczą wątpliwość związaną z dotychczasową prezydenturą Jacka Wójcickiego. Otóż brakuje mi w niej jasnego i jednoznacznego określenia wizji przyszłości miasta. Sam program inwestycyjny to jeszcze nie wszystko, brakuje mi tego czegoś nie do końca określonego, co z czasem mogłoby stanowić to przysłowiowe genius loci, wyraźną identyfikację miasta odmiennego niż wszystkie inne. Kiedyś Gorzów słusznie był uznawany jako miasto wielkoprzemysłowe, z silną klasą robotniczą i tym się odróżniał choćby od inteligenckiej Zielonej Góry. Po transformacji ustrojowo-gospodarczej i upadku wielkich zakładów stał się miastem nijakim, bez wyrazu i tożsamości. Choć pojawiły się nowe firmy, rozwinęła się miejska infrastruktura, przyciągnięto sporo inwestorów z kraju i zagranicy, Gorzów ciągle pozostawał miastem poszukującym nowej drogi, nowego pomysłu na zdefiniowanie samego siebie. Nie udało się tego zrobić za prezydentury Tadeusza Jędrzejczaka, być może, dlatego iż musiał on się zmagać z rozmaitymi problemami społecznymi spowodowanymi rewolucją ustrojową, nie udało się tego osiągnąć w pierwszych dwóch latach rządów Jacka Wójcickiego.
Mam oczywiście świadomość tego, że nie jest to łatwe i proste, że nie załatwia się takiego problemu jedną decyzją administracyjną, typu „od dziś Gorzów stanie się polską Doliną Krzemową”, że tego typu pomysły i plany pojawiają się w wyniku długich dyskusji i sporów, swoistej burzy mózgów ekspertów, władzy i mieszkańców. Jakoś nie widzę tego intelektualnego fermentu w mieście, jakiś wyścigów na pomysły, czy idee. Nawet to, co proponuje środowisko Ludzi dla Miasta (czy jest jeszcze takie w Gorzowie?) jest często zbyt infantylne i przez to mało porywające. Trudno, bowiem (nieco trywializując) porwać mieszkańców pomysłem malowania ławek na Kwadracie, czy czymś takim.
Chciałbym by to właśnie z Ratusza wychodziły impulsy inspirujące dyskusję, bo sam pomysł społecznych konsultacji nie jest zły, ale sposób ich realizacji pozostawia wiele do życzenia. Także niewiele wiadomo, jaką wartość dodaną przynieśli wspomniani eksperci od rewitalizacji, póki, co wydaje się, że więcej uwagi poświęca się idei ożywienia Traktu Królewskiego i innych zapomnianych przez Boga i ludzi miejskich kwartałów, a o wiele mniej kwestii rewitalizacji społecznej.
Choć do wyborów jeszcze sporo czasu, już dziś widać spore ożywienie w klasie politycznej, już niektórzy szukają dla siebie miejsca na przyszłych listach wyborczych, stąd dezercje, transfery, zwłaszcza tych, którzy z niejednego pieca partyjnego chleb już jedli. Próbuje się reanimować środowisko Ludzi dla Miasta, które miało jednak swoje pięć minut i niestety swą szansę koncertowo stracili. Radykalizują się niektórzy blogerzy, którzy mają ambicję odegrania istotnej roli politycznej, co jednak biorąc mocno ograniczony odbiór społeczny ich twórczości jest czystą mrzonką i nawet rola tzw. języczka u wagi jest dla nich nie do osiągnięcia. Trudno oczekiwać by w najbliższych latach pojawiły się nowe podmioty polityczne i personalne, stąd nietrudno jest już dziś wytypować imienny skład uczestników wyścigu o fotel prezydenta Gorzowa.
Naturalnie przez te dwa lata może się jeszcze sporo wydarzyć, rozwój dalszych wypadków będzie miał decydujący wpływ na wynik wyborów, wielkie znaczenie będzie miało zapewne to czy prezydentowi Wójcickiemu uda się skutecznie rozpocząć realizację Wieloletniego Programu Inwestycyjnego. Jego konkurenci mogą mocno się pomylić w swych rachubach, bo Jacek Wójcicki nadal posiada spory kredyt zaufania u gorzowian. Jeżeli nie popełni jakiegoś głupiego błędu i z powodzeniem zrealizuje część swoich zapowiedzi inwestycyjnych, to jego reelekcja będzie pewna.