2016-12-13 14:03:58, Autor: Jerzy Kułaczkowski | Kategorie: Miasto,
Tegoroczny grudzień rzeczywiście jest gorący. Za nami obchody kolejnej smoleńskiej miesięcznicy, na swój sposób wyjątkowe, bo raz pierwszy przy tej okazji pokazali się ci, a jest ich wcale niemało, którzy mają zupełnie inny pogląd w sprawie zamachu, ekshumacji i wszystkich tych politycznych szopek. Później rocznica stanu wojennego, więc następna okazja do konfrontacji, publicznych połajanek i przepychanek. Już niewiele brakuje do fizycznej walki, całkiem realne jest niebezpieczeństwo kolejnych ofiar, które powiększą narodowy Panteon bohaterów.
I tak zamiast refleksji, zadumy nad tragicznymi wydarzeniami z naszej historii, mamy gorszące awantury, okładanie się maczugami przez wrogie plemiona. To źle wróży naszej przyszłości.
Niestety, z żalem stwierdzam, że także na naszym gorzowskim podwórku temperatura publicznego dyskursu gwałtownie wzrosła. Tyle dobrego, że daleko jeszcze do poziomu dyskusji w parlamencie, gdzie tylko czekać, aż dojdzie do pospolitego mordobicia.
Głównym przedmiotem sporu stał się sposób zarządzania miejskimi sprawami, a ostrze krytyki zostało wymierzone przede wszystkim w osobę prezydenta Jacka Wójcickiego.
Dlaczego tak się dzieje? To w znacznej mierze skutek niewydarzonych działań samego Ratusza.
Po pierwsze wiele do życzenia pozostawia tzw. polityka informacyjna. Tu ciągle mamy do czynienia z działaniami spóźnionymi, niczego nie wyjaśniających. Co rusz Ratusz jest kilka kroków z tyłu.
Tak się działo w przypadku ślimaczących się remontów gorzowskich ulic – co chwilę otrzymywaliśmy różne komunikaty dotyczące terminów ukończenia prac, które się miały nijak do rzeczywistości, a także podawania rozmaitych powodów przedłużających się remontów, podczas gdy dla wszystkich gorzowian mogących obserwować działania pożal się Boże drogowców oczywiste było to, że przyczyna tkwi w niesolidności firm wykonawczych. Podobnie rzecz się ma także teraz, gdy wybuchła sprawa „siekerezady na Kostrzyńskiej”. Znowu z Ratusza płynęły sprzeczne, często wzajemnie wykluczające się komunikaty sugerujące nieuchronność wycięcia wiekowej lipowej alei.
Wywołało to kolejną falę obywatelskiej działalności na rzecz ocalenia gorzowskiej zieleni, ale chyba nie na takiej aktywności prezydentowi zależało. Czym się to może skończyć pokazuje przykład alejek na Marcinkowskiego, które stały się początkiem końca prezydenta Jędrzejczaka.
Swoją drogą alejki zostały jakby zapomniane przez Boga i ludzi, nic się tam nie dzieje, jeździ się tam fatalnie, a problem nabrzmiewa.
W każdym razie wyjaśnienia prezydenta Wójcickiego w sprawie ulicy Kostrzyńskiej udzielone za pośrednictwem lokalnego dziennika uważam za spóźnione i nieprzekonywujące, a końcowa konkluzja zapowiadająca możliwość uratowania kilku, podkreślam „kilku dodatkowych drzew” na pewno nie uspokoi obaw gorzowian.
Po drugie w Ratuszu zapanowała dziwaczna moda na jakieś wygibasy pi-arowe i marketingowe.
Zresztą chyba nawet nie zapanowała, bardziej stanowi kontynuację kiepskich pomysłów z poprzedniej epoki, kiedy to prezydent Jędrzejczak oblewał się wiadrami wody na Słowiance w imię jakiś chwytliwych hasełek niesienia pomocy pokrzywdzonym przez los, kiedy to szefowa miejskiej promocji zamiast skupić się na realizacji projektu Gorzów Przystań zadbała przede wszystkim o promocję własnej osoby. Dziś tylko czekać, aż ratuszowi mądrale namówią prezydenta na ćwiczenia fizyczne w formie wykonywania 22 pompek przez 22 dni w ramach pomagania żołnierzom dotkniętym stresem pourazowym pola walki, tak jak wymyślili filmik, na którym magistraccy urzędnicy zastygają w rozmaitych pozach, zamiast uwijać się jak pracowite mróweczki. Ale przecież cały świat bawi się w manekin challenge, więc my w Gorzowie także musimy nadążać za najnowszymi trendami.
Strzałem w kolano była cała procedura tworzenia nowej strategii zarządzania marką miasta, która sprowadziła radnych do roli marionetek, co słusznie oprotestował przewodniczący Jan Kaczanowski, który w swym oświadczeniu na ostatniej sesji RM skrytykował sprowadzanie Rady do funkcji maszynki do głosowania. Wypada więc tylko wyrazić nadzieję, że rozpisany właśnie konkurs na stanowisko dyrektora wydziału promocji w magistracie przyniesie sensowne rozstrzygnięcie i wyłoni człowieka, który nie będzie ulegał chwilowym modom, potrafi twórczo wykorzystać cudze osiągnięcia i doświadczenia, a przede wszystkim potrafi zachować rozsądek i umiar w wydawaniu społecznego grosza, jakże często marnotrawionego na poronione pomysły.
Do dość powszechnego (zwłaszcza w Internecie) chóru krytyki prezydenta Wójcickiego dołączył ostatnio niestety także Tadeusz Jędrzejczak, który na antenie gorzowskiej rozgłośni bardzo ostro ocenił jego pracę łamiąc żelazną zasadę, że o następcy albo dobrze, albo wcale. Chyba rzeczywiście w tej krytyce były włodarz Gorzowa poszedł zbyt daleko zapominając, że on właśnie szczególnie musi ważyć słowa, że pewne zachowania normalne u kogoś innego, akurat u niego stają się, co najmniej niezręczne, żeby nie powiedzieć mocniej.
Abstrahując od tego rodzaju wątpliwości zadanie przeorganizowania zespołu informacyjnego i promocyjnego, sformułowania nowych zadań i kierunków działania staje się dla gorzowskiego Ratusza coraz bardziej oczywiste i pilne.