2021-02-06 13:42:35, Autor: Jerzy Kułaczkowski | Kategorie: Miasto,
Niedawno pisałem o tym, jak łatwo tracimy kontakt z rzeczywistością poprzez mylenie hierarchii ważności spraw i problemów. Wcale nie trzeba było długo czekać by pojawił się kolejny dowód na tę tezę. Oto gorzowscy radni z dwóch reprezentujący dwa konkurujące ze sobą obozy polityczne rozpoczęli mocno bezsensowne przepychanki o nazwę jakiegoś skrawka trawnika (to określenie to oczywista przesada). Jedni proponują by skwerek zyskał nowego patrona w osobie Inki Siedzikówny, drudzy natomiast są zwolennikami nazwy honorującej Prawa Kobiet. Być może zresztą, chodzi o zupełnie różne miejsca, które trzeba jakoś nazwać, pomału tracę orientację w tym o co tu chodzi. Sprawa jak zawsze pokazuje jak w soczewce miałkość myślenia naszych dzielnych rajców, którzy z wielką lubością uprawiają tzw. Politykę, tam gdzie jest ona zupełnie niepotrzebna. Oczywiście doceniam znaczenie polityki historycznej, zdaję sobie sprawę i z tego, że rolą radnych jest m.in. troska o kształtowanie świadomości wydarzeń z przeszłości, co ma służyć budowaniu wspólnoty i dumy z dokonań. Stąd pomniki w naszym mieście, tabliczki z nazwiskami wielkich postaci historycznych (zresztą nie tylko Polaków) patronujących naszym ulicom. Historia ma jednak o do siebie, że nigdy nie jest jednowymiarowa, a oceny i osądy wydarzeń i procesów zachodzących w przeszłości nigdy nie są są jedynie słuszne i nie budzące niczyich wątpliwości. Często więc wybór patronów polskich ulic i placów budzi zbyteczne spory i emocje. Niczemu dobremu to nie służy, powoduje jedynie zaognienie walki politycznej. Także po tej konkretnej sytuacji, o której właśnie mówię, nie spodziewam się niczego dobrego. Może i intencje pomysłodawców były szlachetne, bo przecież postać bohaterskiej Inki może być dla wielu wzorem patriotyzmu, choć nieprzychylni temu pomysłowi zaraz wyciągną argument, że nie sposób odszukać jakiegokolwiek związku jej osoby z naszym miastem. To łatwo zbić, bo przecież np. Adam Mickiewicz czy Władysław Sikorski prawdopodobnie nigdy nawet nie słyszeli o Gorzowie. Pomysł by podkreślić znaczenie praw kobiet w Polsce poprzez nadanie takiej nazwy skwerkowi przy miejskich murach jest może i piękny, ale także budzący sporo wątpliwości. O prawa polskich kobiet nie powinno się bowiem walczyć takimi gestami, a konkretnymi działaniami. Natomiast fakt, że taki sam projekt został zgłoszony przez to samo środowisko polityczne w nieodległej Zielonej Górze dowodzi, że wynika on z bieżącej sytuacji politycznej i protestami ulicznymi polskich kobiet. Oznacza to również, że inicjatorom chodzi bardziej o kokietowanie walczących kobiet, niż o podkreślenie znaczenia sprawy, którą chcą uczcić. To pusty gest, podobny do tego sprzed kilku lat, kiedy ci sami lokalni politycy związani z PO wymyślili, że nadwarciański bulwar miał zdaje się nosić nazwę Karty Praw Człowieka i Obywatela. Nazwy ulic i innych miejsc w przestrzeni publicznej oprócz swej wymowy historycznej i emocjonalnej powinny mieć jeszcze wymiar czysto praktyczny ułatwiający posługiwanie się nimi w życiu codziennym – adresowaniu przesyłek pocztowych, określaniu miejsca spotkania itp.
Nasi radni zdają się zapominać o tym, że reprezentują przede wszystkim obywateli, którzy ich wybrali, a nie partie, z którymi są związani. Ich zadaniem jest troska o dobrostan gorzowian, o poprawę warunków ich codziennego życia, usuwanie rozmaitych niedogodności i problemów stale nas nękających, a nie uprawianie wielkiej polityki. Bo politykowanie to działanie może i wielce zajmujące, ale niewątpliwie mało twórcze.