2021-02-11 12:15:27, Autor: Jerzy Kułaczkowski | Kategorie: Miasto,
Znowu, jak co roku rozpoczęły się kłótnie o kasę, która ma trafić z miasta do klubów sportowych. Jak sięgnę pamięcią, to zawsze szukano złotego środka mającego usatysfakcjonować wszystkich zainteresowanych. Te poszukiwania tak naprawdę to nigdy się nie powiodły z prostego powodu; pieniędzy w miejskim budżecie jest za mało by zadowolić wszystkich. Stąd brak porozumienia co do tego czy III liga piłkarska zasługuje na podobną dotację jak klub szkolący siatkarski narybek, a sukces kolarskiego juniora powinien być nagodzony porównywalnie z medalem zasłużonego szachisty. Mimo tworzenia rozmaitych algorytmów, niby jasnych i zrozumiałych regulaminów nikt ze środowiska sportowego nie był zadowolony.
W tym roku spór zaczął się już na etapie składania wniosków o dofinansowanie. Jeszcze nie zapadły żadne decyzje a już sama wysokość złożonych wniosków zaskoczyła, a może nawet zaszokowała wielu zainteresowanych i kibiców. Okazało się bowiem, że gdyby uwzględnić podania, jakie trafiły do ratusza, to klub żużlowy otrzymałby więcej niż wszystkie inne wzięte razem do kupy. I nie chodzi o to, że formalnie o dotacje występowały trzy podmioty związane z żużlem, bo to zwykłe sztuczki mające złagodzić wymowę faktu, że klub żużlowy prosi o wsparcie sięgające kwoty blisko czteromilionowej. Oczywiście, Stal ma mocne argumenty; srebrny medal Mistrzostw Polski, żużlowego mistrza świata i wiele innych sukcesów sprawiają, że klub ten jest niewątpliwie najlepszy w promowaniu miasta, nie tylko w kraju, ale i na arenie międzynarodowej. Nie oznacza to jednak, że jego potrzeby są ważniejsze niż wymagający wsparcia sport dzieci i młodzieży, bo tu oprócz rodziców trudno liczyć na pomoc jakichkolwiek sponsorów.
Istotą problemu oprócz szczupłości miejskiej kasy przeznaczanej na sport (uwaga ta dotyczy praktycznie wszystkich sfer życia społecznego w mieście) jest także i to, że po 1989 roku nie udało się w naszym kraju stworzyć sprawnego i skutecznego systemu finasowania działalności sportowej, zwłaszcza na najwyższym poziomie. Stąd dochodzi do takich sytuacji trącących wręcz o patologię, że kluby będące często własnością prywatną szczycące się tym, że są w pełni profesjonalne nie potrafią opłacić swego funkcjonowania środkami wygenerowanymi ze swej działalności. Dlatego aplikują o pieniądze samorządowe, które w pierwszej kolejności powinny być przeznaczone na szkolenie i rozwój młodych sportowców. Gorzów kiedyś stał sportem, obecność wielkich zakładów przemysłowych nie szczędzących pieniędzy na sport sprawiała, że mogliśmy cieszyć się kilkunastoma drużynami odnoszącymi sukcesy na najwyższym poziomie, patrz choćby Stilon. Teraz kiedy to źródło całkowicie wyschło mamy do czynienia praktycznie z monokulturą żużlową w naszym mieście polegającą na tym, że miejscowy biznes, przecież niewielki i z ograniczonymi możliwościami, jest w stanie utrzymać (i też nie do końca) praktycznie jedną dyscyplinę. Opowiadał mi kiedyś jeden z miejscowych biznesmenów, że z różnych tzw. kręgów decyzyjnych otrzymywał delikatne sugestie, że dobrze by było gdyby wsparł gorzowski żużel, bo niewątpliwie pomoże mu to w jego planach biznesowych. Biznes Speedway Club był to świetny pomysł marketingowy, ale oznaczający jednocześnie znaczne wydrenowanie środków i stworzenie wspomnianej monokultury.
Dziś głos w sporze zabierają ludzie, których trudno posądzić o brak życzliwości dla potrzeb gorzowskiego żużla. Mecenas Jerzy Synowie, kiedyś prezes Stali, dziś radny i wnikliwy obserwator i komentator wydarzeń żużlowych potrafił wznieść się ponad swoją niewątpliwą sympatię dla czarnego sportu stwierdzając, że jednak Stal „poszła po bandzie”. Swoistym paradoksem jest fakt, że w rolę mediatora usiłującego łagodzić wzburzone fale w gorzowskim światku sportowym wcielił się znany działacz żużlowy z … Zielonej Góry. Przypomniało mi to sytuację sprzed lat, gdy po uruchomieniu słowiankowych basenów trzeba było wypracować zasady ich funkcjonowania godzącego potrzeby nie tylko sportowców uprawiających pływanie zawodowo, ale i pływaków „niedzielnych” chcących skorzystać z basenów dla rozrywki i rekreacji. Dla sportowców przyzwyczajonych do tego, że z basenów w Łaźni i na Energetyków mogli korzystać w pierwszej kolejności i bez ograniczeń, konieczność dzielenia się basenami na Słowiance z klientami indywidualnymi stała się trudna do zaakceptowania. Wówczas także w role mediatora pomiędzy zarządem Słowanki a trenerami pływackimi wcielili się trenerzy pływania z Zielonej Górze, którzy akurat wtedy ćwiczyli ze swymi podopiecznymi na naszych obiektach. Pomoc z gatunku zbytecznych, porozumienie udało się wypracować bez tego. Mam nadzieję, że tak się stanie i tym razem, oszczędzając wątpliwej satysfakcji Robertowi Dowhanowi z faktu, że w Gorzowie znowu się kłócą o pieniądze.