2021-02-15 00:22:21, Autor: Jerzy Kułaczkowski | Kategorie: Miasto,
Mój ostatni tekst o problemie podziału środków finansowych na sport gorzowski niespodziewanie znalazł swą kontynuację w telefonicznej rozmowie, jaką właśnie przeprowadziłem. Otóż mój rozmówca przedstawił mi sytuację młodych piłkarzy trenujących w akademii (znak czasu – kiedyś mieliśmy szkółki, teraz mamy akademie, lepiej brzmi, efekt podobny – nadal nie mamy w mieście ligowej piłki) Stilonu. Otóż zarząd akademii, czyli klubu, pod egidą którego chłopcy uczą się piłkarskiego rzemiosła, podjął decyzję, że już wobec 10-11 latków zostanie przeprowadzona wstępna selekcja prowadząca do zmniejszenia liczby młodych sportowców. Według wszelkich zasad sztuki takich decyzji na tak wczesnym etapie szkolenia sportowego zazwyczaj się nie podejmuje, bo nie sposób ocenić perspektyw rozwoju młodych sportowców. Można przy tej okazji powołać się na przykład Roberta Lewandowskiego, dziś najlepszego piłkarza na świecie, a kiedyś odrzuconego przez warszawską Legię, z powodu kiepskich rokowań. Łatwo więc się pomylić i przekreślić marzenia młodych sportowców, tylko dlatego, że ograniczoność środków finansowych znajdujących się w dyspozycji akademii wymusza ograniczenie liczby trenujących piłkarzy. Uprawianie sportu przez dzieci nie wymaga jakiś ogromnych pieniędzy, najczęściej w grę wchodzą kwoty rzędu kilkunastu, góra kilkudziesięciu tysięcy złotych na rok, by móc spokojnie trenować w przyzwoitych warunkach, dysponować niezłym sprzętem i uczestniczyć w rywalizacji z rówieśnikami. Rodzice tych chłopców starają się szukać pomocy gdzie tylko się da, także u prezydenta miasta i radnych, których próbują uczulić na tę kwestię przy podejmowaniu decyzji, kogo spośród sportowców i w jakiej wysokości wesprzeć pieniędzmi z miejskiego budżetu. Pokazuje to raz jeszcze przed jakimi dylematami stoją zarówno prezydent, jak i radni, czasem wręcz o wymiarze moralnym. Muszą oni bowiem rozstrzygnąć, czy na miejską pomoc bardziej zasługuje żużlowiec otrzymujący kilka tysięcy złotych za zdobyty punkt, czy młody chłopak potrzebujący piłki i porządnych butów do jej kopania. Oczywiście tak sformułowane pytanie dyktuje oczywistą odpowiedź, ale problem jest bardziej złożony przypominający kwadraturę koła.
W tych wszystkich rozważaniach trzeba uwzględnić i ten fakt, że Rada Miasta swego czasu przyjęła już stanowisko w tej sprawie polegające z grubsza na tym, że należy dążyć do tego by w przeciągu kilku lat doprowadzić do sytuacji, w której zostaną odwrócone proporcje w dzieleniu finansowego tortu przeznaczonego na działalność sportową w mieście. O ile wcześniej proporcje przedstawiały się mniej więcej tak, że 60 % „szło” na szeroko pojęty sport wyczynowy, a 40 % na sport dzieci i młodzieży, to po trzech, czy czterech latach powinno być dokładnie odwrotnie. To stanowisko rada przyjęła w tak zwanym consensusie, jest więc pewna busola, której należy się trzymać. Ta wytyczna wcale jednak sprawy nie rozwiązuje i nie ułatwia, dlatego współczuję prezydentowi i radnym, bo obojętnie jak podzielą pieniądze, to i tak więcej będzie niezadowolonych uważających, iż postąpili niesprawiedliwie.