2021-02-21 14:26:57, Autor: Jerzy Kułaczkowski | Kategorie: Miasto,
Po dłuższej przerwie wybrałem się na giełdę, kiedyś samochodową, przy ulicy Szczecińskiej. Samochody na rynku wtórnym od dłuższego już czasu kupuje się przede wszystkim za pośrednictwem portali i ogłoszeń internetowych, więc teraz tylko najwięksi desperaci próbują sprzedać swoje pojazdy na giełdzie. Nie inaczej było i w tę niedzielę, bo na placu stało kilka zaledwie aut, którymi interesowali się bardzo nieliczni. Trzeba zresztą podkreślić, że miejsce wydzielone na handel autami znajduje się w najodleglejszym od wejścia punkcie giełdy, trzeba więc zadać sobie sporo trudu by tam dotrzeć.
Wizyta na niedzielnej giełdzie była kiedyś obowiązkowym punktem programu na weekend dla wielu gorzowian i mieszkańców ościennych miasteczek i wiosek. Jest bowiem sporo zwolenników takich trochę jarmarcznych, trochę piknikowych atrakcji, odbywanych przy zapachu pieczonych na grillu kiełbasek i pajd chleba ze smalcem. Wielu uwielbia takie szwendanie się między kramami i stoiskami przy dźwiękach discopolowych przebojów i nawoływaniach handlarzy zachwalających swoje towary, zresztą często łamaną polszczyzną, co ma też swój urok. Na gorzowskiej giełdzie można kupić właściwie wszystko, a są i tacy, którzy potrafią znaleźć prawdziwe cymesiki, bo często sprzedawcy nie zdają sobie sprawy z tego, jakie rarytasy oferują klientom. Mamy więc na Szczecińskiej pomieszanie rozmaitych światów, trochę atmosfery pchlich targów i flohmarktów znanych z nieodległego Berlina, ale też i azjatyckich bazarów odbywających się przy niewyszukanych standardach sanitarnych i estetycznych. Mam wrażenie, że administrator giełdy, czyli Ośrodek Sportu i Rekreacji, traktuje ją wyłącznie jako źródło przychodów, nie troszcząc się zbytnia o to by sprzedający i kupujący mogli z niej korzystać w cywilizowany sposób. O ile jeszcze alejki prowadzące do placu samochodowego są wybetonowane i wyglądają względnie przyzwoicie, to ta część giełdy znajdująca się wzdłuż drogi do Baczyny tonie w wiosennym błocku, a koszmarne wrażenia potęgowały znajdujące się opodal gruzowiska i wykopy po halach Ursusa. Jedyną zmianą jaką dostrzegłem na giełdzie to obecność świeżo zainstalowanych parkomatów, ale ten przejaw nowoczesnej cywilizacji trudno uznać za coś co ma przynieść jakieś udogodnienia dla klientów. Kwota 5 złotych za wjazd i możliwość parkowania na błotnistym placu to jednak dosyć wygórowana cena za usługę niskiej jakości. I choć na giełdzie pojawia się ciągle dużo ludzi (jeszcze jeden skutek zakazu handlu w niedzielę), to uważam jednak, że już najwyższy czas by jej działalność ucywilizować, tak by mogła osiągnąć standardy obowiązujące w XXI wieku. Bo chociaż oferowany towar nie prezentuje najwyższej jakości, to nie znaczy, że ma być sprzedawany w błocie i ogólnym bałaganie. OSiR pobierając opłatę targową oferuje handlowcom bardzo mało poza kilkoma metrami nieutwardzonego terenu.
Osobną kwestią jest bardzo luźne przestrzeganie reżimu sanitarnego obowiązującego w warunkach pandemii, brak maseczek zarówno u sprzedawców, jak im klientów jest wręcz powszechny i nie ma nikogo kto by na to zwracał uwagę. Nie słyszałem też żadnych komunikatów i ostrzeżeń wzywających do zakładania maseczek, utrzymywanie dystansu itd. Chyba jednak długo moja noga nie postanie na giełdzie.