2020-02-03 12:57:54, Autor: Jerzy Kułaczkowski | Kategorie: Miasto,
Jedną z pozytywnych zmian dokonujących się na naszych oczach jest rosnąca popularność jazdy na rowerze. To już nie tylko Holandia, gdzie każdy tę umiejętność ma zapisaną w swoim osobistym genotypie, nie tylko kraje azjatyckie, w których rowerzystów liczy się na dziesiątki, a nawet setki milionów. Rower jest bezsprzecznie najpopularniejszym i najczęściej używanym środkiem lokomocji. Jest także wyjątkowo demokratyczny, bo korzystają z niego zarówno milionerzy, jak i ubodzy mieszkańcy faveli czy slumsów.
Rower to styl życia, a nawet filozofia, czy ideologia. Mówi się przecież o winie żydów (rzadziej) i cyklistów (ostatnio częściej, razem z LGBT). Staje się więc w ten sposób wyrazem przekonań i na swój sposób nowoczesności – bo aktywny tryb życia, zdrowie, ekologia, wolność itd.
Kto nie spróbował przyjemności jazdy wycieczki rowerowej w pełnym kontakcie z otaczającą przyrodą, radości ze zdrowego zmęczenia, nie odczuł tego przysłowiowego wiatru we włosach, ten nie chyba nie zrozumie, o co mi chodzi.
Niestety mam wrażenie, że do tego grona należy zaliczyć władze naszego miasta.
Powszechne stało się bowiem wprowadzania do infrastruktury komunikacyjnej miast dużych i większych, ale i średniej wielkości, czyli rozmiaru Gorzowa, tzw. roweru miejskiego jako uzupełnienie i wzbogacenie systemu komunikacji. Chodzi po prostu o stworzenie sieci stanowisk do wypożyczania rowerów, by dojechać z domu do pracy, szkoły, na zakupy, czy do urzędu.
Już od dłuższego czasu zastanawiałem się nad tym, dlaczego u nas w Gorzowie taki rower jeszcze się nie pojawił, mimo że przecież władze troszczą się o to, by ścieżek rowerowych było u nas coraz więcej i nie szczędzą wysiłków, by kreować wizerunek Gorzowa jako miasta nowoczesnego, przyjaznego dla mieszkańców i środowiska.
Miałem nadzieję, że to tylko kwestia czasu, gdy pojawią się na naszych ulicach terminale do wypożyczania rowerów, bo przecież w nieodległej Zielonej Górze rower miejski wprowadzono w ubiegłym roku i można mówić o sukcesie w jego funkcjonowaniu. 400 rowerów i 40 stacji zapewniło w pełną dostępność do rowerów i finansowe powodzenie przedsięwzięcia. Ale co tam Zielona Góra, rowery miejskie działają np. w takich miejscowościach jak Szamotuły, Pobiedziska, Pszczyna, czy Otwock i wielu jeszcze innych. Przy całym szacunku dla tych miast, ich wielkość pokazuje, że rower miejski naprawdę nie wymaga metropolii, by projekt się powiódł, przede wszystkim w aspekcie biznesowym.
Odpowiedź na nurtujące mnie wątpliwości uzyskałem z wypowiedzi jednej z zastępczyń prezydenta Wójcickiego i muszę przyznać, że jej słowa wprawiły mnie w prawdziwe osłupienie. Otóż dowiedziałem się, że w Gorzowie miejski rower nie wypali, bo nasze miasto z racji swego specyficznego położenia, nadmiaru górek i innych nierówności zostałby skazany na to, że gorzowianie korzystaliby z tych rowerek przeważnie po to by zjechać z góry, co z kolei by doprowadziło do sytuacji, że rowery z czasem byłyby do dyspozycji chętnych wyłącznie na stacjach położonych w dolnych częściach miasta. Ta wypowiedź dowodzi absolutnego braku zrozumienia idei i zasad funkcjonowania miejskiego roweru, bo przecież zjawisko nierównomiernego „obłożenia” rowerami w poszczególnych stacjach jest czymś naturalnym i oczywistym. Jest to problem firmy prowadzącej i obsługującej system, dlatego to właśnie po jej stronie jest obowiązek stworzenia takiej logistyki, by rowery były wszędzie i stale, bo to jest jej interes.
Sądzę, że wprowadzenie roweru miejskiego, tak czy inaczej jest nieuniknione, to tylko kwestia czasu, kiedy to się stanie. W sytuacji gdy w mieście jest przebudowywany cały system komunikacji, niektóre ulice się zamyka dla ruchu samochodowego, gdy maleje ilość stanowisk parkingowych rola i znaczenie roweru w systemie poruszania się po mieście będzie tylko rosła.
Najwyższy czas by poważnie się nad tym projektem zastanowić, a nie używać argumentów z tzw. „czapy”.
A o niefortunnej wypowiedzi pani prezydent Surmacz z nieukrywaną satysfakcją i wyraźnie wyczuwalną drwiną w głosie poinformował mnie jeden z moich zielonogórskich przyjaciół na zasadzie widzisz, u nas można, a u was nie da się.