2012-06-12, Mija dzień
Remisowym meczem z Grecją, biało-czerwoni otworzyli XIV turniej o mistrzostwo Starego Kontynentu. A jego drugi współgospodarz, team Ukrainy, zamknął wczoraj pierwszą rundę zmagań wyśnionym zwycięstwem 2:1 nad wyżej notowanymi - nie tylko w historycznej tabeli tej imprezy, lecz i wszelkiego rodzaju rankingach, Szwedami.
Jasno z tego wynika, że już na starcie polsko-ukraińskiego Euro, znacznie więcej powodów do radości i dumy mieli nasi sąsiedzi. Głośno, z iście południowym tempermentem, demonstrowali to wczorajszego wieczoru w Kijowie, na największej, bo blisko 66-tysięcznej arenie tegorocznego turnieju. Od pierwszego gwizdka sędziego, na trybunach wrzało jak w ulu! A stan krytyczny, natężnie decybeli osiągnęło po dwóch kapitalnych główkach Andrija Szewczenki, pieczętujących triumf żółto-niebieskich. Jak na prawdziwego mistrza przystało, odpowiedział w ten sposób wszystkim malkontentom i krytykantom, nawołującym go jeszcze niedawno do odejścia na sportową emeryturę... I tak oto, blisko 36-letni Andrij, były wielki gwiazdor włoskiego Milanu i najlepszy swego czasu piłkarz Europy, podbił raz jeszcze serca ukraińskiego narodu, jak jego wielki imiennik Taras Szewczenko, dziewiętnastowieczny poeta i malarz.
A cała drużyna Olega Błochina, prezentująca na boisku prawdziwie ,,kozacką duszę'', urosła we wczorajszy wieczór do roli ,,czarnego konia'' turnieju, mogącego pomieszać szyki faworytom. A więc - drżyjcie rywale!
Wcześniej, doszło do konfrontacji Anglików z Francuzami, czyli dwóch dawnych potęg z tytułami mistrzów świata w swoim dorobku, ale już wyraźnie tęskniącymi za podobnymi sukcesami. Nieco więcej błysku dojrzeć można było w grze ,,trójkolorowych'', więc to ich należy raczej typować do grona ośmiu ćwierćfinalistów.
Dla polskich kibiców godzina zero wybije już dziś, gdy na wypełnionym po brzegi Stadionie Narodowym, biało-czerwoni staną twarzą w twarz z reprezentacją Rosji. I wypada mieć tylko nadzieję, że będzie to konfrontacja wyłącznie sportowa, choć pewnie nie pozbawiona podtekstów politycznych, a nawet historyczno-militarnych... Daje się to odczuć od wielu dni, na łamach gazet, falach eteru i ekranach telewizorów, bo specjalistów od podsycania atmosfery tego wydarzenia nie brakuje, zresztą z obu stron barykady. Niektórzy domagają się wręcz drugiego ,,Cudu nad Wisłą'', co w obecnej dyspozycji naszych rywali, wydaje się jednak nierealne. Wystarczy przypomnieć sobie mecze obu zespołów sprzed kilku dni. Nastąpił po nich zbiorowy zachwyt nad grą Arszawina, Dżagojewa, Pawliuczenki i ich kolegów w potyczce z Czechami (4:1), a z drugiej strony dość niska ocena postawy polskiego zespołu w inauguracji z Grekami. Totalna krytyka ze strony co bardziej krewkich i niecierpliwych kibiców, spadła zwłaszcza na selekcjonera Franciszka Smudę. Za brak reakcji z jego strony, gdy aż prosiło się, by odważną, a nawet hazardową decyzją personalną, coś zmienić w grze polskiej reprezentacji. W internecie wciąż zresztą wrzy, szczególnie po wczorajszych słowach ,,Franza'', że w meczu z Rosjanami bierze w ciemno każdy wynik z wyjątkiem porażki. ,,Z takim nastawieniem, Smuda nie natchnie zespołu wiarą w zwycięstwo!'' - grzmią polscy kibice...
Wiele w tej grupie wyjaśnić może wcześniejszy mecz we Wrocławiu, w którym Grecy zmierzą się z Czechami. Zwłaszcza dla tych drugich, będzie to mecz ostatniej szansy, bo ewentualna porażka, już definitywnie wyeliminuje ich z walki. Więc i tu zapowiada się walka na śmierć i życie!
Już 2 maja, w Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej, Gorzów ponownie zamieni się w morze biało-czerwonych barw.